czwartek, 24 listopada 2016

Epilog | Elena |

Epilog z perspektywy Charlotte nie pojawi się. :)


Elena



Biegłam ile w sił nogach, nie wiedząc co ja tak właściwie sobie myślałam, idąc za Louisem. Przecież to było wiadome, że coś knuje, a to co odkryje na pewno nie będzie jakimś dobroczynnym aktem jego szlachetnej dobroci. Jak zwykle źle to wszystko oceniłam. Ten facet nie był taki za jakiego się podawał albo za jakiego ja go uważałam. 
Przystanęłam bezradna, usiadłam na krawężniku i zaczęłam szlochać w ręce. Dobrze, że było już dosyć późno, bo przynajmniej nikt nie mógł mnie zobaczyć, chociaż prawdopodobieństwo zawsze jakieś było. 
Żałowałam, że byłam taka głupia, że dałam się oszukać. Czułam, że to nie była pierwsza taka sytuacja, gdy on tak po prostu mnie okłamał, a ja nie odkryłam prawdy. Musiałam przyznać, że był cholernie dobrym aktorem. W takich zawodzie mógłby się na pewno dobrze spełniać. 
Przez chwilę miałam ochotę uciec stąd, jak najdalej. Tylko, że w tym przypadku nie miałam zamiaru uciekać przed problemem, jak ostatnio. Teraz chciałam stanąć z nim w twarzą w twarz i wygarnąć mu wszystko. Nie wiedziałam dokładnie co mam teraz z tym wszystkich zrobić, ale jak mogłam mieć zaufanie do niego skoro trudno mu było nawet powiedzieć, że w jego mieszkaniu od jakiegoś czasu przebywa ta idiotka Ivy. A ja jasno się już wyraziłam, że drugiej szansy nie będzie. 
Otarłam łzy z policzków. Nie mogłam wiecznie siedzieć i ryczeć, bo to naprawdę wydawało się żałosne. Musiałam popatrzeć Louisowi prosto w oczy, aby w końcu raz na zawsze się z nim pożegnać. 
Wstałam z krawężnika, biorąc głęboki oddech. Spojrzałam na niebo, które było dzisiaj obsypane gwiazdami. Mimo tej pięknej nocy czułam się, jakby ktoś właściwie pozbawił mnie jakichkolwiek chęci do życia. A tak właściwie nie żaden ktoś, a Pieprzony Louis Tomlinson. 
W czasie drogi do domu uważnie obserwowałam okolicę, żeby przypadkiem nie spotkać go po drodze. Musiałam się przygotować mentalnie do spotkania z nim, żeby nie rozryczeć się, jak małe dziecko i przypadkiem mu wybaczyć przez ten jego urok osobisty. W tym momencie czułam, że do wszystkiego jestem zdolna.

Po dotarciu pod dom, schyliłam się, odsuwając wycieraczkę pod którą zazwyczaj miałam zapasowy klucz o którym Tomlinson wiedział. Gdy go tam nie zobaczyłam momentalnie poczułam niepokój oraz wewnętrzne rozdarcie, bo wiedziałam, że on już jest w środku.
Zamknęłam oczy, sięgając do gałki od drzwi, którą bez problemu przekręciłam.
- Ty cholero - mruknęłam sama do siebie, gdy zobaczyłam go siedzącego na fotelu. Głowę miał spuszczoną, wpatrywał się w swoje dłonie, którymi się bawił. Zacisnęłam ręce w pięści podchodząc bliżej do niego.
- Co ty sobie myślałeś? Nie jestem aż taka głupia, żeby uwierzyć, że tęsknisz za Zaynem?! - wybuchnęłam. Najprawdopodobniej za dużo złych emocji się we mnie nazbierało.
- Oczywiście, że nie jesteś głupia - odpowiedział spokojnie, nawet na mnie nie patrząc.
Jak on do cholery mógł być taki spokojny, skoro we mnie dosłownie wrzało. A no tak, bo dla niego to było całkiem zwyczajne, gdy chciał kogoś oszukiwać.
- Louis, już ci mówiłam coś na temat kłamstw - powiedziałam już odrobinę spokojniejszym głosem, chociaż w środku czułam się, jak jedna wielka tykająca bomba.
- Tak, wiem - wstał z fotela przez chwilę patrząc na mnie. - Obracam się w niebezpiecznym towarzystwie i będę to robił. Nie obchodzi mnie twoje pieprzone niezadowolenie z tego powodu. - Jego głos brzmiał tak chłodno.
Nic nie potrafiłam wykrztusić, a za to on kontynuował.
- Właściwie, to nigdy nie darzyłem cię jakimś wielkim uczuciem, byłaś tylko kolejną moją zabawką - nawilżył usta, a następnie spojrzał mi prosto w oczy. Czułam się taka mała przy nim, chłód który miał w oczach, dosłownie przyprawiał mnie o dreszcze.
A jeszcze niedawno mówił mi coś innego. Właśnie, wtedy zrozumiałam, jak bardzo Louisowi łatwo przychodzi kłamanie, a wszystko to co mówił było jednym wielkim oszustwem.
Widząc jego, znienawidziłam sposób w jaki na mnie patrzy. Miałam ochotę go uderzyć, ale to niewiele, by dało.
Jakie to dziwne, że jedna sytuacja potrafi zniszczyć tak wiele innych.
- A skoro zaczęłaś się buntować, to przyszedł najwyższy czas się rozstać.
Mrugnęłam oczami zaskoczona, czując się jakby ktoś właśnie wyrwał brutalnie moje serce. Niespodziewanie poczułam, że jestem całkowicie bezradna, wobec jego słów. Nie miałam siły nic już powiedzieć, ale musiałam. Skoro on mógł powiedzieć mi takie rzeczy to ja owszem też mogłam.
- Wiesz co? A ty jesteś moim największym błędem. Może jestem słaba, ale wolę mieć jakiekolwiek uczucia i być tylko wykorzystaną zabawką niż cholernym skurwysynem pozbawionym uczuć, a karma kiedyś do ciebie wróci - powiedziałam, czując jak do moich oczu napływają łzy, więc odwróciłam głowę, żeby już na niego nie patrzeć. - Nie wierzę, że ci zaufałam. Od ciebie dosłownie kipi kpina do ludzi, złośliwość. Jesteś całkowicie wyprany z uczuć.
- Żegnaj, Elena. Mam nadzieje, że znajdziesz kogoś kto cię uszczęśliwi - powiedział tak po prostu, a ja spojrzałam na niego w taki sposób, że gdyby wzrokiem można było zabijać to dawno leżałby, jak długi na mojej podłodze.
- Ty żartujesz, tak? - spojrzał na swoje buty, a następnie na moje i ze zmarszczonym czołem pokręcił głową. - Błagam cię, wyjdź już stąd - zagryzłam wargę, żeby tylko się nie rozpłakać.
Tym razem ruszył do wyjścia bez słowa.
Gdy już go nie było usiadłam na ziemi, opierając się o ścianę plecami. Czułam się okropnie.
Miałam tylko nadzieje, że kiedyś mi to wszystko minie; że zapomnę o tym wszystkim co się zdarzyło; że nigdy więcej nie będę musiała wracać do tej bolesnej przeszłości, i że w końcu nigdy więcej nie pokocham Louisa Tomlinsona...



__________________

Hejka, 
a więc "Senne Miasto?"zostało oficjalnie zakończone. 
Dziękujemy, za każdy komentarz, wyświetlenie, za każdego czytelnika. 
Było naprawdę miło pisać ten fanfiction. 
Pozdrawiamy wszystkich cieplutko! 
Ps. Jeśli ktoś czuje niedosyt zapraszamy tutaj. -> <-