wtorek, 1 września 2015

Rozdział 25 | Charlotte, Niall |



Niall

Gdy spała wyglądała, jak bezbronne maleństwo, nieświadome całego zła jakie go otaczało. Jeszcze do niedawna chciałem jej pokazać ten prawdziwy, brutalny świat, uświadomić ją, że złe rzeczy przytrafiają się dobrym ludziom. Teraz chciałem po prostu przy niej być, muskać jej skórę i sprawić by zapomniała o tych ciemnych stronach życia. Im dłużej się jej przyglądałem, tym bardziej to pragnienie się pogłębiało. Gdy jej dotykałem, czułem się jakbym, dotykał szczęścia, mojego osobistego promyka słońca, które świeci tylko i wyłącznie dla mnie. 
Delikatnie przełożyłem jej rękę z mojej klatki piersiowej na pościel, pocałowałem ją w czubek głowy i wstałem. Przesunąłem stopą stertę książek leżących na podłodze i wyszedłem z pokoju. Charlotte przyniosła mi je jakiś czas temu, twierdząc, że koniecznie muszę je przeczytać, była pewna, że mi się spodobają, jednak nie miałem jakoś ochoty się za nie zabierać.
Wziąłem szybki prysznic, założyłem czerwone luźne spodenki, spakowałem do torby świeże ubrania i wyszedłem z domu. Wrzuciłem swoje rzeczy do bagażnika i ruszyłem. Cieszyłem się, że nie spotkałem Zayna, nie miałem ochoty go oglądać, a już w szczególności nie chciałem z nim gadać. Miałem nadzieje, że gdy Charlie wstanie, także przypadkiem na niego nie wpadnie. Pewnie łatwiej byłoby zostać z nią i po prostu nie dopuścić do ich spotkania, ale miałem dzisiaj za dużo do zrobienia. Możliwe, że będzie na mnie zła, kiedy się obudzi, w końcu po raz kolejny zostawiałem ją samą. Kocham ją najbardziej na świecie, dlatego nie może się dowiedzieć, co robię, gdy nie ma jej przy mnie.
Mam także w planach odwiedzić jej ojca. Nawet jeżeli ja sam mam na tym ucierpieć, nie odpuszczę do tego, mogą mnie nawet wsadzić do więzienia, nie dbam o to. Za to co planuję grożą mi przynajmniej dwa lata pozbawienia wolności, ale przetrwałem to raz, dam radę i kolejny. W tym całym gównie nie liczyłem się ja, tylko ona.
Zaparkowałem samochód przed budynkiem, zarzuciłem torbę na ramię i wszedłem do środka. Od mojego przyjazdu byłem tu zaledwie kilka razy, dawniej trenowałem w obskurnej piwnicy lub miejscówkach pełnych nieciekawych typów, teraz trudno było mi się przyzwyczaić do tak intensywnego miejsca, jak miejscowa siłownia. Całe miejsce mnie przytłaczało i czułem się tutaj zwyczajnie obco, tak jakby zaproszono zwykłego chłopaka z ulicy do pałacu. Oczywiście mógłbym pójść do Payne'a, jednak nie jestem pewny czy dałbym się radę skupić słysząc nieustanie jego paplaninę. Lubiłem wracać do tego co robiłem w Londynie, może pod względem prawnym było to złe, ale skoro to mnie uszczęśliwiało to dlaczego miałabym o tym zapomnieć? Nie robię tym nikomu krzywdy, jak w przypadku morderstw czy gwałtów, więc nie uważam tego za wykroczenie. Oczywiście w przypadku walki, ci co obrywają są w pełni świadomi ryzyka, nikt ich nie zmusza sami biorą w tym udział. Gdy uderzam w worek, mogę się zresetować, wbrew pozorom wyciszyć, wyzbyć się wszystkich buzujących we mnie emocji. Kiedy czuję ból i zmęczenie jestem w stanie pogodzić się sam ze sobą i przyjąć do wiadomości wszystko co mnie otacza. Uwielbiam grać na gitarze, czytać, pisać, jeździć na motorze, pić alkohol, imprezować i zażywać narkotyki, ale to jest zupełnie coś innego, tu chodzi o zwyciężanie, nie mam tu namyśli zawodów, bo to robiłem, żeby zarobić, kochałem toczyć walkę ze samym sobą. Badać swoje możliwości i ograniczenia, mogłem poznać samego siebie.
Oparłem się o kontuar czekając, aż recepcjonistka sprawdzi mój karnet. Jak na młodą dziewczynę miała dość powolne ruchy, była widocznie znudzona swoją pracą, a dzień dopiero się rozpoczął. Miała długie jasne włosy zawiązane w kitkę, oliwkową cerę oraz zielone oczy, założyła pomarańczową koszulkę z logiem siłowni. Na jej nadgarstku znajdowało się paręnaście złotych bransoletek, które za każdym razem, gdy ruszała ręką obijały się o siebie.
Jak na tak wczesną porę było tu dosyć spory tłok, przyszedłem z samego rana, bo miałem nadzieję, że będzie tu mniej osób. Westchnąłem i miałem już wejść na salę, ale niespodziewanie zobaczyłem Harry'ego siedzącego na jednej z ławek. Głowę miał spuszczoną, w dłoniach trzymał telefon, a jego szczęka poruszała się co chwilę, więc najprawdopodobniej żuł gumę. Jego strój nie wskazywał na to, że chce tu ćwiczyć, ubrał ciemne, jak na mój gust trochę zbyt obcisłe spodnie, czarno-białą, luźną koszulkę oraz kapelusz.
- Długo się nie pokazywałeś - powiedziałem, gdy znalazłem się dostatecznie blisko, żeby mógł mnie usłyszeć. Kiedy na mnie spojrzał, dostrzegłem na jego szyi srebrny łańcuszek z krzyżykiem.
- Taa, miałem coś.. do zrobienia - mruknął chowając komórkę do kieszeni. - Czekam na Jass, aż skończy jogę.
- Jasne, ej chyba nie knujesz czegoś z tymi przydupasami, jak Zayn? - zapytałem. - Bo wiesz, nie jestem pewny, ale Payne nie będzie dla ciebie tak pobłażliwy, jak dla Malika.
Posłał mi wściekłe spojrzenie, a ja wybuchnąłem śmiechem. Jestem przekonany, że Liam gdyby chciał dawno by już załatwił Mulata, a nie bawił się z nim tak. Przeczesałem ręką włosy.
- To co widzimy się dzisiaj w klubie? - zaproponowałem.
- Mm, okej. Wpadniemy - Wstał i uśmiechnął się do kogoś za moimi plecami, nie musiałem się nawet odwracać, żeby dowiedzieć się kto to. - Do zobaczenia.
- Na razie.
Wyminął mnie i każdy z nas poszedł w swoją stronę. Nie mogłem uwierzyć to, że jeszcze niedawno żartowałem razem z chłopakami o tym, że Harry ma dziewczynę, a teraz ja także ją mam i teraz nie widzę w tym nic zabawnego.


***

Stanąłem kilka kroków przed domem dziewczyny, przy płocie stał srebrny kabriolet najprawdopodobniej należący do jej ojca, jestem pewny, że samochód został wypożyczony, ponieważ z tyłu wygrawerowano, drobnymi literami, logo firmy.
Na schodkach leżał pies, głowę położyła na sporych łapach i utkwiła we mnie spokojne spojrzenie, po kilku minutach znudziłem jej się i zainteresowała się ptakiem siedzącym na drzewie. Na jednej z najniższych gałęzi wisiała liliowa bluza Charlotte. Podszedłem bliżej i ściągnąłem ją, mimowolnie uśmiechnąłem się czując jej zapach. Przerzuciłem ją sobie przez ramię i ruszyłem w stronę drzwi. Nie zawracają sobie manierami wszedłem do środka bez pukania, Odwiesiłem ubranie na wieszak, niespodziewanie usłyszałem głos Fawna dobiegający z kuchni. Zadowolony, że go zastałem, oparłem się o ścianę w salonie czekając aż skończy rozmawiać przez telefon.
- Musi być, jakiś sposób, żeby zmusić ją do powrotu! Ty i te twoje chore poglądy, oczywiście, że mogę skłamać. W takim razie chcesz spokojnie patrzeć, jak nasza córka się marnuje? Szczęśliwa? Tutaj? Proszę cię, nawet nie żartuj, nie widzisz co ona tu wyprawia, zrozum, że chce po prostu zrobić nam na złość! Wiesz gdzie pracuje? W k l u b ie, rozumiesz Sophie? Jeszcze ci wszyscy ludzie, którymi się otacza... Evan już ich sprawdził. Ta niewydarzona malarka... Elena Lange! Biorąc pod uwagę jej kiepską sytuacje finansową, jestem pewny, że ciągnie od niej pieniądze. A ten cały Horan to k r y m i n a l i s t a, wpakuje ją w jakieś kłopoty, zobaczysz. Musimy coś zrobić do cholery! On może ją skrzywdzić, nie wiemy do czego jest zdolny!
Miałem już tego stanowczo dość, zacisnąłem ręce w pięści i ruszyłem w stronę faceta. Zaskoczony moim widokiem nie zdążył uniknąć ciosu, który wymierzyłem mu prosto w szczękę. Zatoczył się kilka kroków do tyłu, komórka wypadła mu z ręki i z trzaskiem spadła na podłogę.
Z szybkością pokonałem dzielącą nas przestrzeń, złapałem go za koszulę i przycisnąłem go do ściany. Wyciągnąłem pistolet zza paska spodni i przyłożyłem do jego gardła.
- Do wieczora masz wyjechać - warknąłem. - Nie mam zamiaru dłużej tolerować cię tutaj! Nie odbierzesz mi jej, ani ty, ani nikt inny.
Zaśmiał się krótko i zerknął na broń.
- Daruj to sobie, nie jesteś pierwszą osobą, która próbuje mnie zastraszyć, takie coś nie robi na mnie wrażenia - Mimo jego słów nie odsunąłem się, byłem pewny, że tylko udaje takiego opanowanego, w środku trzęsie się ze strachu. - Dobrze, jak sobie chcesz, możemy odstawiać ten cyrk dalej, skoro grożenie bezbronnemu cię satysfakcjonuje... przejdźmy do rzeczy, mam dla ciebie propozycję.
Doskonale wiedziałem, że próbuje wjechać na moje ambicje, jednak odpuściłem i odsunąłem się od niego, oparłem się o blat, uprzednio odkładając pistolet Payne'a w zasięgu ręki.
- No słucham - mruknąłem przyglądając mu się.
Szczerze mówiąc byłem ciekawy co miał namyśli wspominając o jakiejś propozycji, jednak cokolwiek by mi zaoferował i tak nie byłem zainteresowany.
- Zapłacę ci pięćdziesiąt tysięcy dolarów, jeżeli przekonasz Charlotte, żeby wróciła do domu, oczywiście zostawisz ją wtedy w spokoju.
- Wysoko sobie ją cenisz - stwierdziłem - aczkolwiek nie chcę żadnych twoim pieniędzy. Możesz wsadzić je sobie w dupę.
- W takim razie czego chcesz? - zapytał, unosząc brwi, nagle wybuchnął śmiechem. - Tylko nie próbuj mi wmówić, że ci na niej zależy. Znam takich, jak ty...
Wściekły uderzyłem pięścią w stół. Nienawidziłem, gdy ludzie, którzy gówno o mnie wiedzą, wysuwają pochopne wnioski i mnie oceniają.
- Kurwa, powiedz to jeszcze raz, a własnej gęby nie poznasz! - krzyknąłem.
- Zrozum, ona nie będzie przy tobie szczęśliwa. Może teraz jest, ale to się zmieni, szybciej niż myślisz, znam swoją córkę. Jesteś przy niej nikim, oboje jesteście na innym poziomie. Pomyśl Niall, oboje szybko zapomnicie o tej niedorzecznej znajomości, a ty będziesz miał mnóstwo kasy, to była tylko wstępna propozycja, mogę dać o wiele więcej.
Zacisnąłem szczękę ze wściekłości, chwyciłem pistolet i wycelowałem w jego klatkę piersiową, już miałem nacisnąć spust, kiedy rozległy się czyjeś kroki. W ostatniej chwili zdążyłem go schować zanim Charlie weszła do kuchni.
- Już wrócił... - zatrzymała się gwałtownie, gdy nas zobaczyła. - Rr..ozmawiacie?
Wzruszyłem lekko ramionami, starając się zachować spokój w jej obecności. Podeszła bliżej  i wtuliła się we mnie. Uśmiechnąłem się do niej, gdy odsunęła się, i schowałem kosmyk jej włosów za ucho po czym pocałowałem ją  w czoło. Fawn przyglądał się nam z niezadowoleniem.
- Za chwilę wychodzimy - oznajmiłem, patrząc z zadowoleniem, jak facet gotuje się ze wściekłości.
Kiedy zniknęła w salonie, milczałem jeszcze chwilę, w celu upewnienia się, że nas nie usłyszy. Zerknąłem kontem oka na widok za oknem, żeby zebrać wszystko co chcę powiedzieć w jedno.
- Jak wspominałem masz zniknąć do wieczora.
Ze wściekłości zacisnął szczękę, gdyby nie to, że Charlie była w domu, nasza rozmowa pewnie potoczyłaby się inaczej, pewnie teraz właśnie zbierałby zęby z podłogi. Żyła na jego szyi zaczęła boleśnie pulsować, uśmiechnąłem się triumfalnie, doprowadziłem go do skraju wytrzymałości.
- Jeszcze cię zniszczę - wyciągnął palec w moją stronę. - Jesteś głupi i zmarnowałeś swoją szansę, drugiej już nie dostaniesz.
Aż zrobiło mi się go szkoda, tak bardzo chciał odzyskać kontrolę nad Charlotte, że nie zorientował się, że wygląda, jak popieprzony desperat.
- Radzę ci zająć się swoim synem; alkoholikiem.
Po moich słowach, wyszedł z mieszkania trzaskając drzwiami.
Gdy piętnaście minut później Charlotte zeszła na dół, siedziałem przy pianinie z głową opartą na ręce w zamyśleniu naciskałem delikatnie przypadkowe klawisze.
Cieszyłem się, że za kilka godzin ojciec dziewczyny będzie już siedział w samolocie i na razie zniknie z jej życia, jakoś nie szczególnie przejmuję się tym co powiedział przed wyjściem. Nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę uśmiech na jej twarzy po tym, jak zorientuje się, że facet wyjechał, chociażby świat się walił, muszę wtedy przy niej być.
Mimo tego, że wręcz pragnąłem, aby cała moja uwaga skupiła się właśnie na niej, nie mogłem przestać myśleć o rozmowie Zayna. którą przypadkowo słyszałem w pracy. W jego głosie wyraźnie było słychać, że sprzeciwia się czemuś co chciał zrobić jego kuzyn. Uparcie twierdził, że przeginają i powinni to kolejny raz przemyśleć. Z każdą chwilą coraz bardziej desperacko starał się przemówić im do rozsądku, a moja ciekawość tylko jeszcze bardziej się pogłębiała. W końcu trzasną telefonem o blat, widocznie niezadowolony z przebiegu rozmowy. Już miałem do niego podejść i zapytać w prost o co chodzi, ale na moje nieszczęście w tym samym czasie zawołał mnie szef, a nie miałem zamiaru narażać sie temu staremu bykowi, dopóki dzięki jego kasie miałem co miesiąc na czynsz. Niestety, jak na złość, później nigdzie go nie było, chociaż raz go na prawdę potrzebuje, a on sobie znika.
- Gdzie tata? - zapytała, wyrywając mnie z zamyślenia.
Miała na sobie ciemne dopasowane jeansy, białą, luźną koszulkę oraz skórzaną ramoneskę. Była kilka centymetrów wyższa, ponieważ założyła wysokie buty. Oparła się bokiem o instrument, wyciągnąłem rękę w jej stronę, bez wahania ścisnęła ją lekko.
- Wyszedł - powiedziałem, wzruszając ramionami. Uśmiechnęła się smutno, od razu było widać, że wizyta jej ojca, ją wykańcza, na szczęście za kilka godzin, będzie ona tylko smutnym wspomnieniem. - Po co ci on skoro z niego nie korzystasz?
 Nie odpowiedziała, zamiast tego usiadła obok mnie, przesunąłem się kawałek, żeby zrobić jej więcej miejsca. Przejechała palcem po zakurzonym drewnie i zdmuchnęła pyłek z opuszka.
- Gdy zamieszkałam na Tybee, pierwszy raz zatęskniłam za Londynem. Z jednej strony chciałam tu zostać, a z drugiej okropnie się bałam. Przedtem ani razu nie pomyślałam o powrocie, nie zatrzymywała się nigdzie na dłużej niż tydzień, nie przywiązywałam się do niczego, wszystko było na chwilę... Tutaj miałam zacząć od nowa, wszystko było takie obce... potrzebowałam czegoś co będzie mnie trzymało tu, więc je kupiłam. - Kilka łez spłynęło po jej policzku, otarła je szybko zewnętrzną stroną dłoni. Uśmiechnęła się smutno patrząc przed siebie. Jej oczy wyglądały tak smutno i zarazem pięknie, że czułem się, jakby na świecie nagle zabrakło tlenu. - Teraz go już nie potrzebuje, bo mam was; ciebie i Ellie, ale w obecnej sytuacji, będę potrzebowała czegoś co pomoże mi zostać w jednym kawałku w Londynie.
Przyciągnąłem ją do siebie, posadziłem ją na swoich kolanach i pocałowałem delikatnie w usta, przyłożyłem czoło do jej, nawiązałem z nią kontakt wzrokowy.
- Nie pozwolę ci odejść, nigdy, jesteś moja i nikt mi cię nie odbierze.
Siedzieliśmy tak przez jakiś czas, przytuleni do siebie, wciąż powtarzałem jej, jak bardzo ją kocham i że pozwolę jej odejść.

***

- Możesz już nie wracać! - krzyknęła. - Mam tego dość! Dlaczego ciągle mnie zostawiasz?! Co jest takiego ważnego?! Co stawiasz zawsze stawiarz wyżej ode mnie?! No, dalej! Mam prawo wiedzieć!
Westchnąłem i zatrzymałem samochód, niemal od razu dziewczyna wyskoczyła z niego i z trzaskiem zamknęła drzwi. Bez zastanowienia poszedłem w jej ślady, stała odwrócona kawałek dalej i wpatrywała się przed siebie. 
Jakieś kilka minut wcześniej zadzwonił Harry twierdząc, że mają z Louisem jakiś problem z Liamem. Nie przejmując się tym zbytnio, powiedziałem, że zaraz przyjadę. Kiedy Charlotte o tym usłyszała, kazała mi zatrzymać auto, akurat wtedy jechaliśmy na plażę. Zapytałem o co chodzi, a ona wybuchnęła krzykiem. 
Doskonale wiedziałem, że ten moment, kiedyś nastąpi, że miała dość mojego ciągłego znikania, jednak nie sądziłem, że tak szybko. Chciałem jej wszystko wyjaśnić, ale są takie rzeczy, których by nie zrozumiała, gdyby się o tym dowiedziała, mógłbym ją stracić. Nie koniecznie chodziło mi o sprawy, związane z moimi przyjaciółmi, to ich nie dotyczyło, to było coś więcej. 
- Posłuchaj, pójdę tam tylko na chwilę, sprawdzić o co chodzi, jak chcesz, możesz na mnie zaczekać na zewnątrz...
- Zamknij się! - podeszła do mnie i wymierzyła mi cios prosto w policzek. Skrzywiłem się, wiedząc, że na niego zasłużyłem. - Dlaczego mnie kolejny raz zawodzisz?
- Mam w schowku opakowanie żelaza, myślę, że mogłoby ci pomóc - powiedziałem po krótkiej chwili milczenia. - Wożę je ze sobą od jakiegoś czasu, wiesz na wypadek, jakbyś go potrzebowała. 
- Nie potrzebuję go - oświadczyła, przeczesując nerwowo włosy. - To była tylko iluzja. Przez pewien czas byłam uzależniona od leków uspakajających. Mój psycholog wpoił mi do głowy, że one mi pomogą, a tak naprawdę to tylko nieszkodliwa witamina. Łykałam je, jak oszalała myśląc, że od nich poczuję się lepiej. W ten sposób nie robiłam sobie krzywdy, a on zrobił ze mnie wariatkę.
Dotknąłem delikatnie jej łokcia, uwielbiałem, gdy się przede mną otwierała, czułem się wtedy niesamowicie wyjątkowy, wiedząc, że tylko ze mną jest w stanie tym się podzielić. 
- Kocham cię. - Jak zwykle zamarła, gdy usłyszała te dwa słowa, które teraz, dzięki niej są w stanie przejść mi przez gardło. Odsunęła się szybko i znów odwróciła się tyłem. 
- Myślę, że powinieneś już iść - mruknęła chłodno. - Reszta pewnie już na ciebie czeka.
Słysząc to poczułem się jeszcze gorzej. Jedna część mnie chciała ją objąć i nigdy nie puścić, a druga, cóż druga chciała uciec, nie ważne dokąd po prostu zniknąć. 
Zacisnąłem palce na kierownicy, to wszystko kolejny raz powraca. 
Przez całą drogę do klubu nie przestawałem myśleć o Charlie, mimo tego, że próbowałem ją wyrzucić z głowy, wciąż powracała i to ze zdwojoną siłą. Nie mogłem znieść, tego, że znów zaczynałem się od niej odsuwać, nie mogłem znieść tego, że to właśnie ja ją najbardziej krzywdziłem, nie mogłem znieść tego, że tak bardzo ją kochałem.
Na miejscu okazało się, że Liam... spał na kanapie, zupełnie zalany. Śmierdziało od niego na kilometr wódką, usta miał lekko rozchylone, a jego noga zwisała z mebla, wyglądał, jak dziecko wykończone  pełnym przygód dniem.
W innym momencie, ta sytuacja wydawałaby się całkiem zabawna, jednak teraz nie miałem żadnego powodu do śmiechu. Wściekły, chwyciłem, pierwszą lepszą rzecz będącą w zasięgu mojej ręki, w tym przypadku, na pół opróżnioną butelkę whisky i rzuciłem nią prosto w ścianę. Roztrzaskała się o nią z głośnym hukiem, kawałki szkła i reszta płynu wylądowały na podłodze. Nie mogę uwierzyć, że zostawiłem Charlotte tylko po to, aby zobaczyć schlanego Payne'a.
- Co to kurwa jest?! - zawołałem obracając się w stronę przyjaciół. Louis stał oparty o biurko i w zastanowieniu zaciągał się papierosem, a Harry siedział na krześle i jedną ręką pocierał skroń. - Gdzie wy do chuja widzicie problem?
Wskazałem ręką na pogrążonego w śnie szatyna. 
Między nami zapadła zapadła cisza, w oczekiwaniu na odpowiedź przyglądałem się wściekły obojgu. Złość dosłownie we mnie kipiała. 
- Gdy tu przyszliśmy, był jeszcze przytomny - odezwał się Styles. - Na początku gadał coś o tym pistolecie, co mu zginął, był przekonany, że to Malik go zabrał... Później twierdził, że do niego zadzwonił i powiedział, że jego kuzyn znowu coś szykuje... Chłopaki nie możemy brać tego na poważnie, to pewnie tylko pijackie gadanie!
Momentalnie przypominała mi się poranna rozmowa Mulata. 
- On nie wymyślał - oznajmiłem. - Mówił prawdę, słyszałem, jak Zayn odradzał coś Al-Churiemu. Z rozpaczą próbował mu to wybić z tego pustego łba, oczywiście na marne.
Kolejny raz zamilknęliśmy, nie miałem pojęcia o co mu chodziło, jedne rozwiązanie, jakie mi przychodziło do głowy, było znalezienie go. 
- Powinniśmy znaleźć Lange i Fawn - powiedział Tomlinson, gasząc w popielniczce niedopałek. - Mam przeczucie, że chodzi o nie; już raz im się z nimi nie udało, duma nie pozwala im odpuścić.


Charlotte

Ellie podała mi kubek z motywem słoneczników z gorącą, zieloną herbatą. Uśmiechnęłam się w podziękowaniu i owinęłam wokół niego dłonie. Kiedy zapukałam do drzwi, oderwałam ją od malowania; zerknęłam na niedokończony obraz, niemal natychmiast rozpoznałam fragment znajomej plaży.
- Będzie cudowny - stwierdziłam.
Wzruszyła ramionami przypatrując się mu. Coraz trudniej znosiłam fakt, że przyjaciółka, nie wierzyła w swoje ogromne umiejętności i talent.
- Nie potrafię oddać piękna tego miejsca - powiedziała smutno. - Więc, co się stało?
Spojrzałam na nią unosząc brwi, doskonale wiedziałam, że chciała, jak najszybciej zakończyć ten temat i odwrócić moją uwagę od obrazu. Jako, że ja także nie miałam ochoty rozmawiać o tym co się wydarzyło po prostu milczałyśmy. Byłam jej ogromnie wdzięczna, za to, że nie próbowała ze mnie nic na siłę wyciągać. Po kłótni z Niallem siedziałam chwilę na ławce, gdzie odjechał, potem nie wiedziałam co ze sobą zrobić, dlatego przyszłam tutaj. Uwielbiałam ją odwiedzać, było coś w tym miejscu, coś tak kojącego, najprawdopodobniej miało to związek z nią samą.
Oparłam się łokciami o blat stołu. Żałowałam swojego dzisiejszego wybuchu, potraktowałam go okropnie i teraz poczucie winy zżerało mnie od środka. Tak bardzo chciałam z nim porozmawiać, dotknąć go, przeprosić. Otarłam szybko łzy spływające po moich policzkach, byłam na siebie okropnie zła. Najbardziej, jednak bolało mnie to, że oboje mieliśmy przed sobą tajemnice, którymi nie potrafiliśmy się ze sobą podzielić, tak jakbyśmy sobie nawzajem nie ufali. Zacisnęłam wargi we wąską linijkę, byłam gotowa opowiedzieć mu o Luku. Nie chciałam mieć więcej przed nim sekretów, muszę w końcu oddzielić się grubym murem od przeszłości, a jestem pewna, że powiedzenie Niallowi o tym pomoże mi zapomnieć.
Momentalnie wstałam, musiałam go szybko znaleźć, na szczęście doskonale wiedziałam, gdzie go szukać.
- Muszę iść - powiedziałam, ściskając dziewczynę. - Zadzwonię później.
Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, wybiegłam z domu. Chciałam, jak najszybciej znaleźć się w klubie. Przez całą drogę, powtarzałam sobie, że jeżeli teraz tego nie zrobię, nie zdobędę się na to już nigdy. Miałam nadzieję, że gdy chłopak zobaczy, jak wiele mnie kosztowało opowiedzenie mu o tym, on także będzie ze mną od tej pory szczery.
Byłam już prawie pod klubem, kiedy niespodziewanie zobaczyłam Thomasa Damona. Stał zaledwie kilka kroków ode mnie. Widząc go zatrzymałam się gwałtownie, momentalnie moje serce przyśpieszyło, cała pewność siebie mnie opuściła. Miał na sobie czarną bokserkę, tego samego koloru rozpięta marynarkę z podwiniętymi rękawami, które odsłaniały wytatuowane ręce oraz ciemne jeansy. Krucze włosy staranie ułożył, a w jego uchu połyskiwał srebrny kolczyk.
- C-co tu robisz? - zapytam drżącym głosem.
Uśmiechnął się cwaniacko po czym ruszył w moją stronę, wyciągając z kieszeni telefon, instynktownie cofnęłam się.
- Och, nic takiego - oznajmił. - Nie musisz się bać, tym razem jestem tu dla twojego dobra. Chciałbym ci coś pokazać.
Drżącymi dłońmi sięgnęłam po jego komórkę. Nią miałam pojęcia o co mu chodzi, jednak byłam pewna, że nie fatygowałby się tutaj dla jakiejś błahostki.
Wstrzymałam oddech, gdy zobaczyłam zdjęcie Nialla i tej szatynki z imprezy Harry'ego. Oboje leżeli w łóżku Nialla, miał zamknięte oczy, jak zwykle, pogrążony we śnie wyglądał o wiele młodziej. Tuż pod jego wystającymi obojczykami było kilka krwistoczerwonych malinek. Dziewczyna była wtulona w jego bok, długie, potargane włosy spadały falami na jej twarz.
- P..po co mi to pokazujesz? - jęknęłam, czując rosnąca gule w gardle. - Są przecież... stare.
- Spójrz na datę, są z soboty. - Do moich oczu kolejny raz dzisiaj napłynęły łzy. Miał rację, zdjęcie było robione zaledwie trzy dni temu. - Wiem, że to boli, ale nie mogłem dłużej żyć, wiedząc, że ten kutas cie oszukuje.
Nie słuchałam go, stałam tam, na parkingu, czując, jak rozpadam się na milion kawałków. Nie mogłam uwierzyć w to co przed chwilą zobaczyłam. Nie zareagowałam nawet, gdy Damon przygarnął mnie do siebie. W innych okolicznościach odepchnęłabym go jak najprędzej, a teraz wypłakiwałam się w jego koszulkę. Nie mogłam pojąć, jak mógł mnie tak skrzywdzić. Zaczął się ze mną spotykać specjalnie, żeby tylko mnie zranić?
Po kilku minutach ktoś z całej siły uderzył w Damona, zaskoczona, nie zdążyłam złapać równowagi i upadłam na ziemię. Poczułam piekący ból na kolanach i łokciach, jednak szybko o nim zapomniałam, gdy zobaczyłam Nialla z pistoletem w dłoni. Nie zwrócił na mnie nawet uwagi i rzucił się na Thomasa.
Przyglądałam się temu wszystkiemu z przerażeniem, błagając, aby blondynowi nic się nie stało. Może i mnie zdradził, ale i tak był jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Krzyknęłam, szatyn wytracił mu z rąk broń. Nie zastanawiając się nad tym wstałam i pobiegałam po nią. Nie mogłam pozwolić, żeby coś mu zrobił. Miałam już schować ją do torby, jednak ktoś chwycił mnie za ramiona i pociągnął w swoją stronę, tym samym unieruchamiając. Kopnął przedmiot w stronę Thomasa. Zaczęłam się szamotać, prosząc, aby go nie krzywdzili. Z ust Nialla ciekła stożka krwi, a pod okiem pojawił się ciemny krwiak, na reszcie twarzy znajdowały się liczne zadrapania. Na jego białe koszuli widniały ślady krwi. Na szczęście jego przeciwnik wyglądał gorzej. Spojrzał na mnie, Niall nie był zły, tylko zrozpaczony, a to zabolało jeszcze bardziej.
- No popatrz, Riley dokąd zaprowadziła miłość naszego boksera. - Oboje wybuchnęli głośnym śmiechem, Niall chciał do mnie dostać, ale Thomas wymierzył w jego stronę pistolet. Widząc to, znów próbowałam mu się wyrwać, Roux tylko wzmocnił uścisk, jęknęłam, czując jak jego paznokcie wbijają się w moją skórę. - Posłuchaj mnie uważnie, Horan, bo nie będę tego powtarzać. Masz siedemdziesiąt dwie godziny na jej znalezienie, w przeciwnym razie możesz się już z nią pożegnać.
Niespodziewanie Riley, przyłożył do moich ust, jakąś szmatkę, momentalnie zakręciło mi się w głowie. Jak przez mgłę słyszałam wściekły krzyk Nialla, szamotaninę i na końcu strzał.


***


Ze snu wyrwały mnie czyjeś głośne kroki. Podniosłam się powoli, czując okropne rwanie w głowie. Oparłam się o przyjemnie zimną ścianę, zmarszczyłam brwi, dzięki rządzie okien pokrywających całą ścianę miałam doskonały widok na panoramę miasta, które z pewnością nie było Tybee. Oświetlone ulice, wysokie budynki, a daleko w tle dostrzegłam zarys Empire State Building, jeden z największych symboli miasta. Serce podskoczyło mi do gardła, nie mogłam w to uwierzyć. Wywieźli mnie do Nowego Jorku!
Podeszłam do drzwi i nacisnęłam klamkę, na marne byłam tu uwięziona.
Pomieszczenie w którym byłam wyglądało, jak zwykły pokój hotelowy. Dwuosobowe łózko z świeżymi pościelami, parę szafek, dwa fotele, stolik i niewielki kominek. Na drewnianej, starannie wypastowanej, podłodze leżał szary, puchaty dywan. Wszystko wyglądało na drogie i bardzo ekskluzywne, najwyraźniej nie oszczędzali na pieniądzach.
Wróciłem na poprzednie miejsce i przyciągnęłam nogi do siebie, oparłam brodę na kolanach. Wciąż w moich uszach odbijał się huk strzału, umierałam ze strachu, ale nie o siebie tylko o Nialla. Nie miałam pojęcia, co później się wydarzyło. Hałasy na korytarzu ustały, a ta cisza tylko mnie bardziej dobijała. Zamarłam czekając, aż coś się wydarzy.
Nie było tutaj żadnego zegara, siedząc tak zgubiłam całkowicie poczucie czasu, nie miałam pojęcia ile minut, godzin upłynęło, gdy znów usłyszałam kogoś na zewnątrz. Zamrugałam kilkakrotnie, kiedy drzwi się otworzyły, a do środka wpadła stożka światła. Gwałtownie zaczerpnęłam powietrza, Zayn oświecił żyrandol i rzucił mi porozumiewawcze spojrzenie po czym przyłożył palec wskazujący do ust, skinęłam lekko głową. Podszedł do mnie ostrożnie i ukucnął obok.
- Posłuchaj, Charlie zrobię wszystko, żeby im pomóc tu dotrzeć. Zaufaj mi nic ci nie zrobią, nie dopuszczę do tego. - Chwyciłam go za ramię, chcąc żeby mnie posłuchał.
- Co z Niallem? - zapytałam drążącym głosem.
- Wszystko z nim w porządku. - Założył niesforny kosmyk moich włosów za ucho. - Damon postrzelił go w nogę, nic mu nie będzie.
Słysząc to, poczułam wyczekiwaną ulgę, jednak nie trwała ona długo.
- Dlaczego to robisz?
- Później ci to wszystko wyjaśnie - powiedział wstając. Posłał mi niepewny uśmiech i wyszedł.
Podeszłam do okien i przyłożyłam czoło do szyby. To samo odpowiedziałam, Niallowi, gdy zapytał o Luke'a. Wpatrując się nocne niebo wiszące nad Nowym Jorkiem, poczułam nieprzyjemny chłód i uświadomiłam sobie, że może nie być żadnego "później". Mimo tego, że oczy szczypały mnie od łez, one wciąż płynęły.

-
good luck everyone
lots of love

3 komentarze:

  1. Rany boskie warto było czekać na ten rozdział, omg tyle się w nim dzieje. Mam tak strasznie mieszane uczucia co do Nialla, nie jestem do końca pewna, czy mam wierzyć w te zdjęcia czy nie? eh, wiem do czego zdolne są te kutasy z konkurencyjnego klubu, ale wydaje mi się, że tym razem to nie żadna ich gierka. Nie licząc tego, że chcieli podstępem uprowadzić Charlie. Chociaż z drugiej strony zastanawiam się jakim cudem zdobyli te zdjęcia, oni w swoim poprzednim życiu pracowali jako upierdliwi paparazzi?
    Chciałam na początku omówić to, bo mam naprawdę dużo do napisania.
    Przejdę do Liama, zaczyna mi się go robić coraz bardziej przykro. Musi naprawdę cierpieć z powodu Zayna, on był jego kumplem, a takie rzeczy mu odstawia. Mam nadzieje, że w przyszłości Payno da mu nieźle w kość. Nawet o to proszę! :D Uwielbiam cię za tą furię Nialla gdy zobaczył pijanego Liama. Payno jest naprawdę upierdliwy, nie dziwię się, że chłopaki mają go dosyć.
    Zdziwiłam się na ten nagły, niespodziewany atak Charlie na Nialla, musiała być naprawdę wkurzona o to, że blondyn ciągle ja zostawia. Nie ukrywam też bym się wkurzyła gdyby mój chłopak zostawiał mnie w swoim mieszkaniu nawet nie zostawiając głupiej kartki. Wydaje mi się, że Charlotte jest naprawdę zmęczona tym wszystkim co się dzieje w jej życiu. Na pewno większość problemu stanowi jej ojciec, który jest cholernie wkurzający, sama mam go ochotę udusić, nie dziwie się Horanowi, że jest zdolny do takich rzeczy przy nim. Jeszcze dochodzi do tego to, że myśli o Luku.
    Mam ochotę udusić Damona i Rouxa za to, że przez nich nie doszło do rozmowy Charlotte i Nialla. Gorszych typków nie ma serio.
    Zastanawiam się co oni znowu kombinują, bo naprawdę są w tym wszystkim strasznie wkurzający, myślą, że mogą sobie ciągle porywać dziewczyny? ;);) Mam nadzieje że w przyszłości zginą haha najlepiej, żeby każdy z chłopców dostał po jednym z nich. Horan, Thomasa; Louis, Riley'a, a Liam kuzyna Malika, a Harry żadnego, bo on trzyma się chyba od tego wszystkiego z daleka :D
    Cieszę się, że układa mu się z Jasmine, naprawdę lubię ich parę.
    Ojciec Charlie jest idiotą, mam nadzieję, że Ni skutecznie go wykurzył, nie umie pojąć, że jego córka jest szczęśliwa tam gdzie jest. Trochę mi go szkoda, ale naprawdę maciupko, bo chyba nie udało mu się ogarnąć, ze ona już dawno dorosła. Ciekawe czy zajmie się Alexem? XDD
    Jejciu mam nadzieje, że Charlotte uda się wytrzymać to wszystko, chociaż Zayn, no właśnie on. Co z nim jest nie tak? Naprawde próbuje go rozgryźć ech.
    Jestem naprawdę pozytywnie nastawiona po twoim rozdziale, podoba mi się strasznie i jest naprawdę udany. Kocham waszego bloga, obie macie różny styl pisania co czyni go wyjątkowym ♡
    Powodzenia w nowym roku szkolnym!
    Dobranoc,
    Daria

    OdpowiedzUsuń
  2. Co ten Zayn? Tzn w sumie caly czas mysle ze jest po wlasciwej stronie ale jednak.. Mam nafzieje ze Niall szybko ja znajdzie. Czekam na kolejny jak zawsze. Btw pierwsza czesc ta z perspektywy Nialla jest mi bardzo bliska. Czuje jakbys wiedziala co czuje, co sie u mnie dzieje i o tym napisala.
    Pozdrawiam cieplutko!
    @Little_Sinner13

    OdpowiedzUsuń