niedziela, 18 października 2015

Rozdział 27 | Charlotte, Niall |




Niall


Wsiadłem do samochodu, gdzie wszyscy już na mnie czekali. Zamknąłem z trzaskiem drzwi i usiadłem na swoim miejscu. Cała czwórka siedziała z tyłu więc Payne najprawdopodobniej zagonił jednego ze swoich nowojorskich pracowników do prowadzenia.
Właściciel klubu siedział ze zaciśniętą szczęką i wpatrywał się beznamiętnie przed siebie, głęboko o czymś myśląc. Było po nim widać, że chce zakończyć tą sprawę z Zaynem i raz na zawsze postawić przy jego nazwisku kropkę zamiast znaku zapytania. Znam go już jakiś czas i jestem pewny, że mimo tego, że z zewnątrz wygląda, zachowuje się, jakby nienawidził Mulata, to wciąż liczy na to, że to wszystko to tylko głupi żart. Wbrew pozorom Liam także ma jakieś uczucia, chociaż nie często je pokazuje.
Jeżeli chodzi o mnie, moja obojętność w kwestii Zayna całkowicie zniknęła, teraz, za to co zrobił, mam ochotę, udusić go gołymi rękami. Do tej pory średnio mnie obchodziło, to co robił, ale nigdy nie wybaczę mu tego świństwa. Jak mógł pozwolić, żeby jego kuzyn i jego kumple porwali moją Charlie? Wiem, że próbował ich powstrzymać, ale dlaczego nie przyszedł z tym do mnie? Wtedy wszystko wyglądałoby inaczej.
Napięta atmosfera była niemal namacalna, panowała całkowita cisza, każdy z nas był pogrążony we własnych myślach. Nie mam pojęcia o czym moglibyśmy rozmawiać, zazwyczaj, gdy siedzimy w klubie zawsze znajdziemy jakiś wspólny temat, jednak tym razem nic mi nie przychodziło do głowy.
Zerknąłem na Louisa i Lange, dziewczyna oparła głowę na jego ramieniu, jej noga nie przestawała się trząść ze zdenerwowania. Przyjrzałem im się dokładniej, szatyn ściskał jej rękę, którą położyła na jego kolanie. Czy kiedykolwiek powiedziałbym, że kiedyś będą razem? Raczej nie, ale co ja mogę wiedzieć, skoro ja sam nie umiałem sobie wyobrazić mnie i Charlotte.
Wyjrzałem przez okno koncentrując się na budynkach która mijaliśmy z coraz większą prędkością. Na szczęście nasz kierowca wybierał mniej zatłoczone ulice, dzięki czemu nie traciliśmy czasu na stanie w korkach.
Teoretycznie powinienem być już nieco spokojniejszy; wiemy gdzie są i najprawdopodobniej za kilka minut tam będziemy, jednak dopóki nie zobaczę Charlotte całej i zdrowej, nie przestanę się o nią martwić.
Po około dwudziestu minutach byliśmy na miejscu. Gdy tylko Harry wygramolił się na zewnątrz, auto natychmiast odjechało, najpewniej poszukać jakiegoś miejsca na parkingu. Stanęliśmy przed budynkiem, niczym nie odróżniającym się od pozostałych wieżowców; ogromny, pełen okien.
Westchnąłem i powoli, uważając na nogę, wszedłem do środka. Rana piekła mnie bezlitośnie, jednak starałem się to ignorować. Nie mam zamiaru siedzieć bezczynnie na izbie przyjęć, zamiast ratować swoją dziewczynę.
Wnętrze hotelu było urządzone nowocześnie i z klasą; ściany pomalowano na biało oraz beżowo, a w jasnych, starannie wypastowanych kafelkach, można było się przejrzeć. Eleganckie sofy znajdowały się na środku lobby, na ścianach wisiały obrazy, które pewnie kosztowały więcej niż wynosiła moja wypłata. Palmy w doniczkach nadawały wyglądowi świeżości, jednak największą uwagę przyciągał ogromny żyrandol.
- Ciekawe ile wzięli pożyczki, żeby wynająć tu pokój - mruknął Louis, rozglądając się dookoła.
Podszedł do nas niski blondyn w idealnie dopasowanym garniturze i tak samo idealnie ułożonych włosach, na jego nosie znajdowały się brązowe okulary. Na oko mógł mieć około trzydziestki. Przy piersi miał plakietkę z imieniem i nazwiskiem; Calvin Doe.
- Witam państwa - uśmiechnął się szeroko, wyglądając, jak na mój gust trochę zbyt sztucznie. Jestem pewny, że od tej miny zależy jego podwyżka. - Pokoje już na państwa czekają.
- Nie jesteśmy tu na noc - warknął Liam zirytowany. - Szukamy...
- Oczywiście, oczywiście pan Al-Churi wszystko mi przekazał. Proszę udać się windą na ostatnie piętro. W razie czego jestem do usług. Życzę miłego pobytu.
Po tych słowach natychmiast odszedł, jakby nie chciał dopuścić do tego, aby Payne znów się odezwał. Po patrzeliśmy na siebie zaskoczeni. Czy on naprawdę myślał, że przyjechaliśmy tutaj, żeby odpoczywać? Wystarczyło, do cholery, na nas spojrzeć!
Nie chcąc tracić ani chwili dłużej, ruszyłem w stronę windy. Kiedy wszyscy weszli do środka, nacisnąłem guzik wskazujący na najwyższe piętro. Oparłem się o jedną ze ścian, chcąc choć trochę ulżyć nodze.
- Więc tak po prostu tam wejdziemy... - odezwał się Harry nie do końca przekonany.
Odchyliłem głowę do tyłu i wypuściłem powietrze z ust.
- Jasne, a co innego mamy zrobić? - odpowiedziałem sucho.
Wzruszył lekko ramionami i przygryzł policzki od środka. Nie chciałem się do niego odzywać w taki sposób, ale byłem już na skraju wyczerpania. Złość coraz bardziej we mnie buzowała. Fakt, że tamta trójka zaraz zapłaci za to co zrobiła, tylko coraz bardziej mnie nakręcał.
Niespodziewanie rozbrzmiał dzwonek mojego telefonu, zmarszczyłem brwi i wyciągnąłem go z kieszeni. Okazało się, że dostałem esemesa od zablokowanego numeru. Wiadomość składała się tylko z liczby; 685. Po krótkim namyśle, doszedłem do wniosku, że chodziło o pokój, do którego mamy iść. Najwyraźniej Calvin zdążył ich już poinformować, że jesteśmy na miejscu.
Po chwili winda zatrzymała się z charakterystycznym, krótkim dźwiękiem, a drzwi rozsunęły się ukazując długi korytarz wypełniony drzwiami.
- Szukajcie 685. - mruknąłem, wyciągając swój pistolet.
Do właściwych była przyklejona taśmą karta. Liam zdarł ją jednym, szybkim ruchem i przejechał nią po czytniku. Otworzyły się z łatwością, wstrzymałem powietrze. W środku panowała całkowita ciemność, jedynie okna rzucały światło na podłogę. Weszliśmy w głąb apartamentu, był pusty. Louis skierował się w stronę łazienki w celu upewniona się, że faktycznie nikogo tu nie ma.
- Kurwa mać! - wrzasnął Payne. - Wykiwali nas!
Zacisnąłem szczękę i uderzyłem z całej siły w ścianę. Natychmiastowo poczułem przeszywający ból w kościach ręki.
- Uważaj Horan, bo niedługo skończysz na wózku inwalidzkim - rzucił Harry siadając na łóżku.
Zignorowałem jego uwagę i ruszyłem w stronę okien z którego był idealny widok ma miasto. Na niebie migały gwiazdy, a księżyc wydawał się większy niż zazwyczaj. Na dole ludzie, samochody, ulice wyglądały jak atrapy. Po pewnym czasie wpatrywania się w malutkie punkty, zaczęło mi się kręcić głowie. Nie byłem pewny czy była to wina tego widoku czy po prostu zmęczenia.
Oparłem głowę o zimną szybę. Spóźniliśmy się. Jestem przekonany, że była tutaj, nie potrafię tego wyjaśnić, ale wiem, że jeszcze jakiś czas temu Charlie tu była. Jakby wszystko przesiąkła jej obecnością.
Z zamyślenia wyrwał mnie głos Eleny. Odwróciłem się w jej stronę.
- Zimno kochani. Kulka w głowę? Czy nieszczęśliwy upadek z ostatniego piętra? - trzymała telefon drążącymi dłońmi. - Wybór należy do ciebie, Ellie. Daj znać, gdy zadecydujesz, jak ktoś zginie jeszcze tej nocy.
Po jej policzkach zaczęły spływać łzy, Louis niemal natychmiast do niej podszedł i przytulił.
- Zaraz. Przecież mamy jeszcze dużo czasu przecież dali nam ponad... - zaczął Harry, jednak nie dałem mu skończyć.
- My mamy czas, ale ona już nie - oznajmiłem.
Zapadła całkowita cisza, która co jakiś czas była przerywana szlochem Lange. Zacisnąłem pięści, zastanawiając się co powinienem dalej robić. Zerknąłem na zegarek wiszący na ścianie, dochodziła osiemnasta wieczorem czyli zostało 6 godzin do północy.
Wszedłem do łazienki i z trzaskiem zamknąłem drzwi. Opłukałem parę razy twarz zimną wodą, oparłem dłonie o umywalkę i spojrzałem w lustro. Tuż pod moimi oczami pojawiły się cienie, a skóra zbladła przez co czerwona szrama na mojej skroni i niebieskie tęczówki jeszcze bardziej rzucały się w oczy. Włosy opadały na czoło, a usta posiniały. Nienawidziłem patrzeć na takiego siebie; słabego i bezradnego. Miałem ochotę napluć sobie samemu w twarz.
Niespodziewanie zauważyłem, jakiś napis w górnym rogu lustra; "Bronx, 720 Nouthern Elvd. 'Z czasem negatywne emocje ustąpiły i została tylko miłość' Ch."
Momentalnie zaczerpnąłem powietrza, doskonale pamiętam dzień, w którym jej to powiedziałem, jeden z najważniejszych w moim życiu. To wtedy pierwszy raz wyznałem jej miłość.
Te kilka słów dało mi taką siłę, że od razu poczułem, jak wracam do życia. Nie myśląc na tym zamachnąłem się i rozbiłem szkło na kawałki. Podniosłem z ziemi fragment z wiadomością od dziewczyny, w mojej głowie pojawiło się milion myśli naraz, jedna z nich była najintensywniejsza; uda mi się.
Wyszedłem z łazienki i od razu wszyscy na mnie spojrzeli.
- Niall musisz koniecznie znaleźć inny sposób na rozładowywanie złości - odezwał się Styles.
- Wiem, gdzie są - oznajmiłem, stojąc już przy drzwiach.

***

- Na 720 Nouthern Elvd jest jakiś stary biurowiec - oświadczył Louis pochylony nad mapą w telefonie. - Jesteś pewny, że to tam są?
Nie odpowiedziałem, dopóki nie ma przy mnie Charlotte, nie mogę być niczego w stu procentach pewny.
- To idioci - stwierdził Payne. - Na oglądali się filmów akcji i bawią się w gangsterów.
Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem, ten to zawsze wie, co powiedzieć.
Dojechanie na miejsce zajęło nam jakieś dwie godziny, tym razem kierowcy, mimo wszelkich starań, nie udało się uniknąć stania w korku. Takie właśnie były uroki mieszkania w dużych miastach, posiadanie tu samochodu jest bezsensowne. Za każdym razem, gdy zwalnialiśmy, starałem się opanować i się nie denerwować, ale nie szło mi to zbyt dobrze. W pewnym momencie miałem ochotę wysiąść i dojść tam na pieszo, jednak się powstrzymałem. Nie znam miasta i mam postrzeloną nogę, jestem pewny, że nie zaszedłbym daleko.
W końcu zatrzymaliśmy się, niemal natychmiastowo wyszedłem z auta. Chciałem by, jak najszybciej było po wszystkim i żebyśmy mogli wrócić na Tybee.
- Mam nadzieję, że naszym następnym punktem podróży będzie lotnisko - mruknął Louis.
Prawie wszystkie okna wraz z drzwiami były zabite deskami, niektóre z szyb były powybijane. Na pierwszy rzut oka było widać, że budynek od dawna nie był czynny. 
- Miejmy to już za sobą - mruknął Harry, podchodząc do wejścia. - Niall, nawet się nie warz walić w te deski.
Posłałem mu sztuczny uśmiech, wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów i odpaliłem jednego. 
Chłopacy zaczęli się zastanawiać, jak mogliśmy wejść do środka, a ja stanąłem kawałek dalej i zacząłem się przyglądać okolicy. Większość budynków była podobnych do tego, przed którym byliśmy, najwidoczniej nie jest to zbyt żywa ulica. Chodniki były w podziurawione, a latarnie ledwo, że świeciły. Działki odgrodzono płotem kolczastym, zapewne mającym na celu odstraszyć bezdomnych lub dzieciaki szukających miejsca do spędzania wolnego czasu. Z własnego doświadczenia wiem, że nastolatki uwielbiają takie opuszczone miejsca. Wnioskując po graffiti na murach, płot im zbytnio nie przeszkodził.  
- Może poszukamy innej drogi? - zaproponowałem, wyrzucając niedopałek. - Przecież musieli tu jakość wejść. 
Miałem rację, tylne wejście było otwarte. Liam wyciągnął z kieszeni kurtki latarkę i zapalił ją. W środku było pełno starych pudeł, mebli i innych śmieci. Wszystko dookoła pokrywała gruba warstwa kurzu, od razu poczułem, że ciężej mi się oddycha.
- Założę się, że są na górze - powiedziała Ellie, idąc w stronę schodów.
Louis zmarszczył brwi i szybko złapał ją za ramię, obracając delikatnie w swoją stronę.
- O nie, na pewno nie pójdziesz pierwsza - oznajmił. - To niebezpiecznie.
Dziewczyna westchnęła i przeczesała wolną ręką włosy.
- Tak, wiem, przepraszam, po prostu chcę, żeby ten koszmar, jak najszybciej się skończył.
Liam, widocznie zirytowany, wyminął ich i poszedł szybkim krokiem na górę, po drodze przeładowując broń. Nie czekając ani chwili dłużej, ruszyłem za nim, również przygotowując pistolet. Stopnie prowadziły do drzwi, spod których wydobywało się światło. Payne przyłożył ucho do drewna.
- Są tam - stwierdził po chwili, w tym samym momencie dołączyła do nas reszta. - Malik jest mój.
Zanim zdążyliśmy cokolwiek powiedzieć z impetem otwarł. Momentalnie cała trójka odwróciła się w naszą stronę, zdziwiłem się, gdy zorientowałem się, że żaden z nich nie ma w ręce pistoletu.
- No nareszcie, zaczynaliśmy już tęsknić - odezwał się Roux.
Rozejrzałem się dookoła, na początku zobaczyłem Zayna siedzącego na ziemi ze związanymi nogami oraz dłońmi, jego oczy skoncentrowały się na Liamie. Jego twarzy była pokryta licznymi ranami oraz krwią. Kawałek od niego była Charlotte, o dziwo, nie była unieruchomiona, jak Malik. Najwyraźniej stwierdzili, że im nie zagraża i nie będzie próbowała uciec. Na nasz widok ożyła, jej oczy zaczęły świecić z radości.
Miałem już tego dość, w mgnieniu oka wyciągnąłem pistolet i wycelowałem w jego stronę. Cała moja nienawiść do tych kutasów, dosłownie we mnie kipiała. Czas, raz na zawsze, z nimi skończyć.
- E-e nie radzę się stawiać - oświadczył Thomas uśmiechając się cwaniacko. - Pamiętaj, że wciąż to my mamy przewagę. Nie zapominaj, dla kogo tu jesteś.
W mgnieniu oka pokonał dzielącą go drogę od Charlie i podniósł ją na nogi, przykładając nóż do gardła, skrzywiła się pod pływem bólu.
- Jeden niewłaściwy ruch i po niej.


Charlotte

Kiedy ich zobaczyłam, momentalnie poczułam się najszczęśliwszą osobą na świecie, jednak po chwili uczucie euforii ustąpiło, gdy podszedł do mnie Thomas i uświadomiłam sobie, że to jeszcze nie koniec. Zagryzłam wargi, nie chciałam pokazywać mojej słabości czy bólu, ale dopóki mam przy gardle zimne ostrze, nie umiem opanować lęku. Przełknęłam powoli ślinę i spojrzałam na Nialla, był wyczerpany, jego twarz miała kolor kredy, a cienie pod oczami wskazywały na to, że nie spał od jakiegoś czasu. Mimo swojego zmęczenia, nie dał po sobie tego poznać, wciąż miał, ten sam co zawsze, blask w oczach. Nasze spojrzenia się spotkały, uświadomiłam sobie, że przecież on to wszystko robi dla mnie, a ja nawet nie próbuję mu tego ułatwić, poddałam się na samym początku.
- Odłóżcie je na ziemię i kopnijcie - polecił Roux wskazując na pistolety, które każdy z nich trzymał. Popatrzeli na siebie niezdecydowani, blondyn zacisnął szczękę i posłuchał go. - No dalej! Ells, chyba nie wybaczysz swojemu chłopakowi, że przez jego dumę zginęła twoja przyjaciółka, hm?
Dopiero wtedy dostrzegłam blondynkę, która do tej pory cicho stała z boku. Nie mogłam uwierzyć, że pozwoli, aby pojechała z nimi, chociaż znając jej charakter... Jak dziewczyna się na coś uprze to tak musi być.
Ashraf nachylił się i pozbierał wszystkie pistolety po czym wziął dwa dla siebie, a pozostałe dał Riley'owi.
- Więc czego chcecie? - zapytał Harry.
W pomieszczeniu rozległ się głośny śmiech Al-Churiego.
- Zapytaj swojego kumpla - powiedział wskazując na Liama.
Uwaga wszystkich skierowała się w stronę właściciela klubu, co stało się mają szansą. Wzięłam głęboki, szybki oddech i z całej siły uderzyłam łokciem Riley'a, tamten natychmiastowo mnie puścił, a nóż upadł z brzękiem. W tej samej chwili rozległ się głośny strzał, nie czekając ani chwili chwyciłam przedmiot i pobiegłam w stronę Zayna. Przez ten cały czas w hotelu chłopak pomagał mi jak umiał, chociaż wiedział, że może za to sporo zapłacić. Nie mogłam go zostawić bezbronnego, jego kuzyn dowiedział się, co robił i go pobili, a to wszystko przeze mnie.
Spojrzałam na niego porozumiewawczo i przecięłam sznury, którymi był skrępowany. Niespodziewanie złapał mnie za nadgarstek i dał mi telefon.
- Widzisz tamte drzwi? Wyjdź przez nie, schowaj się i zadzwoń na policję. Za żadne skarbu tu nie wracaj.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, wstał i szybkim krokiem ruszył w stronę Ellie. Podniosłam się z klęczek i pobiegłam w stronę wskazanego wyjścia. Starałam się nie myśleć o całym niebezpieczeństwie, jakie mogło spotkać każdego z nas. Jedyne czego pragnęłam to, to aby każdy wyszedł z tego cały. Spuściłam głowę i skoncentrowałam się na drewnianej podłodze, wiem, że gdybym ją podniosła strach by mnie sparaliżował. Teraz, jedyne co mogę zrobić to wezwać pomoc zanim będzie za późno.
Nacisnęłam klamkę i znalazłam się na niewielkim tarasie na którym było rozstawione kilka krzeseł oraz stolików, schowałam się pod jedynym z nich. Wybrałam numer i przyłożyłam komórkę do ucha. W tym samym momencie klamka zadrgała, serce podskoczyło mi do gardła i zastygłam. Wypuściłam powietrze z ulgą, kiedy zobaczyłam blondynkę, uśmiechnęła się pocieszająco i usiadła obok mnie, obejmując rękami nogi.
- Bronx, 720 Nouthern Elvd, proszę przyjedźcie! Było słychać strzały - powiedziałam szybko, gdy tylko z kimś mnie połączyło.
- Przyjęłam, wysyłam zespół interwencyjny - oznajmiła kobieta.
Nacisnęłam czerwoną słuchawkę i od razu przytuliłam mocno Elenę. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy, tak bardzo za nią tęskniłam.
- Charlie, tak bardzo się o ciebie bałam - jęknęła szlochając.
- Za chwilę będzie po wszystkim, przyjedzie policja, aresztują ich i to wszystko się wreszcie skończy - zapewniłam ją, starając się ją uspokoić.
Po kilku morderczym minutach czekania, drzwi po raz kolejny się otworzyły. Tym razem pojawił się w nich Louis. Elena wstała, podbiegła do niego i wtuliła się w jego klatkę piersiową. Chłopak spojrzał na mnie zdenerwowany, a ja momentalnie zrozumiałam o co chodzi; coś się stało Niallowi. W mgnieniu oka podniosłam się na równe nogi i wróciłam do pomieszczenia, rozejrzałam się dookoła. Payne rozmawiał z kimś przez telefon, wnioskując po jego słowach był to ktoś z pogotowia. Byłam na siebie zła, dlaczego ja o tym nie pomyślałam? Zayn stał od niego kawałek dalej i wpatrywał się ze zaciśniętą szczęką w swojego kuzyna. Dopiero po chwili dostrzegłam Nialla, pół leżał pół siedział oparty o ścianę, a obok niego klęczał Harry. Zasłoniłam usta ręką, kiedy zobaczyłam krew na koszulce chłopaka. Ściągnęłam szybko swoją kurtkę, przypominając sobie wszystkie kursy pierwszej pomocy, które przeszłam. Nachyliłam się nad nim i przycisnęłam materiał do jego brzucha, złapałam go za rękę.
- I ty niby trenujesz boks? - zapytałam uśmiechając się, próbując odwrócić jego uwagę od rany.
Przymrużył lekko oczy krzywiąc się i nawilżył dolną wargę.
- Byłaś bardzo dzielna - powiedział cicho, ściskając moją dłoń.
- „Może właśnie na tym polega odwaga - kiedy człowiek już o nic nie dba” - zacytowałam, jednego z ulubionych pisarzy Nialla.
Niespodziewanie rozległ się krzyk Mulata, odwróciłam się gwałtownie i zamarłam. Al-Churi chwycił pistolet i strzelił w stronę Liama. Malik odepchnął właściciela klubu po czym sam upadł na podłogę z głośnym jękiem. Wybuchnęłam krzykiem, widząc rozlewającą się kałużę krwi wokół chłopaka. Momentalnie w pokoju zawrzało, Louis rzucił się na Asha wołając coś. Poczułam, jak Niall resztami sił mnie obejmuje.
- Z-Zayn - wykrztusił Payne ściskając jego ciało. - Kurwa, nie rób mi tego... proszę...


***


Otworzyłam oczy po czym zamrugałam kilkakrotnie, oślepiona przez promienie słońca dostające się przez okno do sali. Wyprostowałam się ostrożnie, czując dokuczliwy ból kręgosłupa i zerknęłam na zegarek wiszący na ścianie, dochodziła dziewiąta rano. Przespałam całą noc na krześle przy łóżku szpitalnym. Minęło kilkanaście godzin od operacji chłopaka, która na szczęście nie była poważna, dlatego lekarz pozwolił mi przy nim zostać. Spojrzałam na śpiącego Nialla, który wyglądał już o wiele lepiej, zmęczenie z jego twarzy zniknęło, a skaleczenia zostały zaszyte. Nachyliłam się w jego stronę i zaczęłam gładzić kciukiem jego policzek, uśmiechając się. Cieszyłam się, że to już koniec i teraz w końcu możemy być naprawdę szczęśliwi. Muszę tylko mu powiedzieć o Luke'u, ale to na razie muszę odłożyć na bok, najważniejsze jest, żeby poczuł się lepiej. 
- Powinnaś iść do hotelu się przespać - odezwał się niespodziewanie.
- Odpocznę, gdy wrócimy do domu, na Tybee - oznajmiłam. - Jeżeli chcesz, mógłbyś się do mnie przenieść. Moglibyśmy więcej czasu spędzać razem.
Uśmiechnął się krótko i zaczął mi się dokładnie przyglądać przyglądać, wodził wzrokiem od czoła do linii szczęki, tak jakby chciał zapamiętać każdy fragment mojej twarzy. W pewnym momencie zatrzymał się na oczach.
- Ta cała sytuacja uświadomiła mi jedno; to, że bez ciebie jestem nikim - powiedział przerywając ciszę. - Tak bardzo boję się cię stracić.. 
- Nie stracisz mnie - zapewniłam. - Obiecuje.
- Charlie, nie obiecuj czegoś, czego nie będziesz mogła dotrzymać - mruknął zamykając oczy.
- Dlaczego uważasz mnie za aż tak złą osobę? - zapytałam ocierając wierzchem dłoni łzy.
- Charlie, nie płacz. Tu nie chodzi o ciebie tylko o mnie - szepnął pochylając się nade mną. - Ja nie jestem dla ciebie dostatecznie dobry.
Niespodziewanie drzwi otworzyły się, obróciłam się i zobaczyłam lekarzy w białych kitlach. Gdy zostałam poproszona o wyjście, wstałam, wyminęłam grupkę i podeszłam do automatu stojącego na końcu korytarza. Po drodze zobaczyłam Liama siedzącego na jednym z plastikowych krzeseł, twarz miał schowaną w dłoniach. Momentalnie zrobiło mi się go szkoda, chłopak siedzi tutaj cały czas odkąd przyjechaliśmy, a na dodatek lekarze nie chcieli mu nic powiedzieć o stanie Zayna, bo nie jest jego krewnym.
Wzięłam dwie kawy po czym ruszyłam w stronę jego stronę i podałam mu jedną z nim. Popatrzał na mnie zaskoczony, jednak wziął kubek, dziękując skinieniem głowy. Usiadłam obok i otoczyłam dłońmi ciepły papier. Nie chciałam go oceniać, ale jeszcze parę dni temu, miał ochotę udusić Malika, a teraz, gdy może go naprawdę stracić, jest przy nim. Czyżby zrozumiał, że każdy popełnia błędy i należy wybaczać, bo życie jest zbyt kruche? Niewykluczone, że czuł także odpowiedzialność za niego, przecież Malik uratował mu życie.
- Gdzie reszta? - zapytałam chcąc przerwać ciszę, która jeszcze bardziej mnie dobijała.
Zmarszczył brwi, jakby zastanawiał się o kim mówię.
- Pojechali do hotelu... tak mi się wydaje - burknął. - Chyba powinnaś wracać do Nialla.
Nie potrzebowałam więcej, aby wiedzieć, że nie chce mnie tutaj, co mnie wcale nie dziwiło. Zazwyczaj był pewny siebie i groźny, teraz jest bezradny i zrozpaczony, to zrozumiałe, że nie chce, aby ktokolwiek go teraz oglądał.
Oparłam czoło o zimną szybę i zaczęłam śledzić wzrokiem przyjeżdżające samochody. Odkąd pamiętam uwielbiałam Nowy Jork i zawsze chciałam tu zamieszkać. Miasto ma w sobie, jakąś magię, to miejsce po prostu tętni życiem. Pewnie nie bez powodu mówi się, że Nowy Jork nigdy nie śpi. Czasami czuję się, jakby żyły we mnie dwie inne osoby; jedna uwielbia, gdy coś się dzieje i chłonie garściami każdą chwilę, a druga chciałaby zaszyć się gdzieś w kącie i oglądać przedstawienie z widowni zamiast brać w nim udział.


***


*cztery tygodnie później*
Weszłam do środka, zamknęłam parasolkę i potrząsnęłam nią kilka razy, aby choć trochę ją osuszyć. Od samego rana padało i nic nie wskazywało na to, żeby przestało. Pech trafił, że akurat musiałam załatwić parę spraw na mieście i praktycznie cały dzień chodzę przemoczona. Na szczęście dzisiejszego dnia to już mój ostatni cel. Od samego początku za każdym razem, gdy tu wchodzę czuję się nieswojo i raczej te uczucie nigdy nie przestanie mi towarzyszyć, dlatego cieszę się, że zrezygnowałam z pracy w tym miejscu. Od ponad tygodnia zajmuję się organizacją przyjęć plenerowych, gdy tylko zobaczyłam ogłoszenie w gazecie zadzwoniłam na podany numer. Na szczęście nie mieli innych chętnych więc się udało. Teraz jestem o wiele szczęśliwsza i z chęcią wstaję rano. Zawieram nowe znajomości, dostaje zaproszenia na ciekawe spotkania,  a najważniejsze, że polubiłam to zajęcie. Chyba jedynie Niallowi się to nie podoba, bo ciągle marudzi, że nie chce mu się chodzić na takie nudne imprezy. Mimo to, gdy kiedyś powiedziałam, że nie musi tego robić, to odpowiedział, że będzie przychodzić, bo uwielbia patrzeć, gdy jestem szczęśliwa.
Otworzyłam drzwi i rozejrzałam się dookoła. Na jednej z kanap siedzieli Elena i Louis, obejmował ją ramieniem, a ona śmiała się z czegoś co mówił. Zdążyłam się już przyzwyczaić do nich, jako pary i naprawdę się cieszę, że dziewczyna jest z nim szczęśliwa. Drugą natomiast zajmował nucący coś pod nosem Harry, Liam stał oparty o ścianę i obserwował wszystkich z groźną miną, po chłopaku czekającym na korytarzu szpitala nie zostało ani śladu. 
- Cześć wszystkim - powiedziałam uśmiechając się lekko. 
Zajęłam miejsce obok Harry'ego i spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie, mając nadzieję, że za chwilę pojawi się Niall, który prawie nigdy nie pojawił się nigdzie na czas. To chyba właśnie najbardziej w nim nie lubiłam, nienawidzę, gdy ktoś się spóźnia. 
Na szczęście nie musiałam na niego długo czekać, pojawił się kilkanaście minut później wraz z Zaynem. Miał na sobie zgniłozieloną kurtkę, czarną koszulkę oraz spodnie, sztybety i beret. Uśmiechnęłam się widząc jego nakrycie głowy, od jakiegoś czasu nie rozstaje się z nim. Mulat wciąż był słaby, jednak wyglądał o wiele lepiej, niż gdy ostatni raz go widziałam. Lekarze powiedzieli mu, że miał cholerne szczęście, kilka milimetrów zadecydowało o jego życiu.
Blondyn pomógł mu usiąść obok nas, a sam usadowił się na zagłówku sofy.
- Liam fajnie by było, gdybyś też posłuchał - powiedział odwracając się w jego stronę. 
Tamten westchnął i opadł na miejsce obok Ells i Lou. Gdy poszłam przedwczoraj wieczorem razem z Niallerem odwiedzić Malika, tamten poprosił, abyśmy dzisiaj wszyscy tu przyszli. 
- Dzięki, że się pojawiliście - zaczął cicho. - To dużo dla mnie znaczy. Chciałbym wam wszystko wyjaśnić. W przeszłości robiłem rzeczy z których teraz nie jestem dumny i najchętniej bym je wymazał z pamięci. Wliczając w to pewną imprezę w mojej rodzinnej miejscowości; Bradford na którą zabrał mnie Al-Churi. To był dla mnie ciężki okres, dużo eksperymentowałem z narkotykami, nie miałem z nimi doświadczenia... Szczerze mówiąc z tamtej nocy nie pamiętam zupełnie nic, jakby nigdy się nie wydarzyła... ale niestety. Następnego dnia, kiedy odzyskałem świadomość, rozpętało się prawdziwe piekło. Wszędzie była policja, okazało się, że ktoś śmiertelnie pobił, jakiegoś chłopaka... to byłem ja, ja go zabiłem, Al-Churi mi o tym powiedział. Nie poszedłem do więzienia tylko dlatego, że mnie chronił. Po tym zdarzeniu przyjechałem tutaj, byłem tchórzem, powinienem się wtedy przyznać... Teraz Ash wykorzystał to wszystko i szantażował mnie, miałem robić to co mi kazał, wtedy moja tajemnica była bezpieczna. W sumie i tak to już nie ważne, bo pewnie tamten powiedział już wszystko policji i niedługo mnie zgarną. Chciałem was wszystkich przeprosić i mam nadzieję, że chociaż w jakimś stopniu mnie zrozumiecie. 
Po tym jak skończył w pokoju nastała kompletna cisza. Było po nim widać, że żałował tego wszystkiego co zrobił. Otarłam szybko rękawem swetra łzy, aby nikt ich nie zobaczył. Od dziecka byłam bardzo wrażliwa i nawet jakaś głupota, jak reklama mogła mnie zasmucić. Całkowicie rozumiałam bruneta, jestem pewna, że gdybym była na jego miejscu, zrobiłam dokładnie to samo. Najważniejsze, że starał się to wszystko naprawić. 
Niespodziewanie Liam wstał i ruszył w jego stronę, wszyscy zaczęliśmy się przyglądać sytuacji ze zaciekawieniem. 
- Malik ty chuju, nie zabiłeś go - oświadczył, wpatrując się w niego spokojnym wzrokiem. - Policja szukała Al-Churiego od jakiegoś czasu, to on jest odpowiedzialny za śmierć tego faceta. Chciał, żebyś myślał, że ty to zrobiłeś. 
Momentalnie smutek na jego twarzy, zamienił się w radość, a w jego oczach pojawiły się iskierki. Zanim Payne zdążył cokolwiek zrobić, podniósł się i uściskał go. Tamten stał całkowicie zaskoczony jego reakcją, nie miał pojęcia jak się zachować więc po prostu stał sztywno. Wyglądał, jakby pierwszy raz od dawna miał z kimś tak bliski kontakt. 

3 komentarze:

  1. Moim osobistym zdaniem ten rozdział jest naprawdę dobry, muszę znowu stwierdzić, że zmieniam zdanie co do wyboru ulubionego :D
    Ogromnie się cieszę, że wszystko dobrze się skończyło bez gorszych uszczerbków na zdrowiu. Nie wliczając w to Zayna oraz tych idiotów z konkurencyjnego klubu.
    Niall pokazał, że naprawdę zależy mu na Charlotte i na odwrót. Strasznie podoba mi się przebieg wydarzeń w tym rozdziale, każda sytuacja przedstawiona w nim jest na wysokim i oryginalnym poziomie.
    Kocham twoje opisy, sprawiają, że łatwo się wszystko czyta :D
    Nie byłam w stanie domyślić się, że Zayn okaże się jednak tym dobrym. Myślałam, że faktycznie dołączył do nich, ale przynajmniej miałam miłą niespodziankę.
    Ten moment kiedy uratował Liama przed strzałem, po prostu go uwielbiam. Da się zauważyć, że Zayn najbardziej lubi Liama i na odwrót. Ten rozdział jest tak przepełniony Ziamem jejku. :D
    Podobała mi się też końcówka z tym przytuleniem Liama, opis pełna profeska! :)
    Rozdział naprawdę się udał.
    Czekam na więcej!
    Daria xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Po pierwsze: Dawno do was nie zaglądałam, bo w moim życiu działo się niemal tyle co w tym ff... Nie pamiętałam gdzie skończyłam czytać, to sprawdzałam gdzie są moje komentarze, żeby się odnaleźć :D
    Po drugie: Rozdział (tak samo ten, jak i poprzedni) wspaniały jak zwykle. Widzę, że sprawy zarówno między Niallem i Charlie, tak i między Louisem i Ellie wreszcie się poukładały. Zupełnie jak moje ;) Czekam na kolejny rozdział (może w piątek? Mam wtedy urodziny :D)
    Dużo weny życzę!
    xx
    @LittleSinner13

    OdpowiedzUsuń