Niall
Dochodziła czwarta nad ranem, kiedy się obudziłem. Powietrze w pokoju było chłodne i rześkie. Za oknem zaczynało świtać, a niebo przybrało jasnofioletowy odcień. Promienie porannego słońca przebiły się do pokoju tworząc jasne smugi światła, w których można było dostrzec tańczące pyłki kurzu.
Obróciłem się na drugi bok w celu spojrzenia na Charlie, jednak zobaczyłem jedynie pusty materac. Momentalnie oprzytomniałem.
Zdziwiony zmarszczyłem brwi. Zrzuciłem z siebie pościel i wstałem. Ubrałem spodnie i ruszyłem na dół, uprzednio upewniając się, że nie ma jej w łazience.
Po kilku minutach poszukiwań byłem pewny, że gdzieś wyszła. Jednak gdzie mogła się podziewać o tej porze?
Zdenerwowany oparłem się o blat kuchenny i już chciałem sięgnąć po telefon, gdy nagle zobaczyłem ją przez okno. Siedziała skulona na schodach i paliła papierosa nerwowo tupiąc nogą.
Miała na sobie moją granatową bluzę i miała bose stopy. Mimo tego, że pasma włosów zasłaniały jej twarz, byłem pewny, że coś ją dręczy.
Zamknąłem cicho drzwi i usiadłem obok niej. Odwróciła głowę w moją stronę i spojrzała na mnie czerwonymi od płaczu oczami.
Na jej policzkach błyszczały łzy, a dolna warga drżała. Jej twarz była przepełniona smutkiem i bólem.
Momentalnie poczułem, jak ściska mi się serce, a oddech więźnie w gardle. Za każdym razem, kiedy widziałem moją Charlotte w takim stanie, miałem wrażenie, że coś mnie rozdziera od środka.
Nie tracąc z nią kontaktu wzrokowego uniosłem rękę i wytarłem kciukiem łzy. Uśmiechnęła się smutno i oparła delikatnie policzek na wewnętrznej stronie mojej dłoni, przymykając powieki.
- Niall, taki mi przykro - wyszeptała załamanym głosem. - ale nie mogę tam jechać, po prostu... nie dam rady.
Nie od razu ją zrozumiałem, dopiero po chwili domyśliłem się, że chodziło jej o nasz wspólny wyjazd do Londynu.
Niespodziewanie poczułem niewiarygodną złość na samego siebie. Po raz kolejny sprawiłem, że dziewczyna cierpiała. Fakt, że nie zrobiłem tego umyślnie, nie miał znaczenia. Był tylko kroplą rozsądku w oceanie nienawiści do siebie, która wzbierała się we mnie od lat.
Skoncentrowałem się znów na Charlotte, próbując opanować narastający we mnie gniew. Ona była moim punktem zaczepienia, który mocno trzymającą mnie przy ziemi.
- Kocham cię - powiedziałem gładząc jej miękką skórę palcem - i nie chcę, żebyś cokolwiek dla mnie robiła wbrew sobie. Nie chcę cię ranić.
Ale jest to cholerne trudne, kiedy jestem tykającą bombą zegarową, której wybuch niszczy wszystko dookoła - dopowiedziałem sobie w myślach.
- Nie, to wszystko moja... - zaczęła, jednak nie dałem jej dokończyć.
Wyciągnąłem z jej drżących dłoni niedopałek i wyrzuciłem go po czym przyciągnąłem ją do siebie całując. Jej usta w odróżnieniu od reszty ciała były ciepłe. Złapałem ją za talię, aby jeszcze bardziej zmniejszyć między nami dystans, a ona zaplotła dłonie na moim karku i zaczęła ciągnąć delikatnie moje włosy.
Jej dotyk działał na mnie kojąco. Nie jestem pewny, które z nas w tej chwili bardziej potrzebowało tego drugiego. A może oboje byliśmy od siebie uzależnieni w równym stopniu? Niestety mogłem być pewny tylko tego, że miłość Charlotte była moim jedynym ratunkiem. Na moje nieszczęście z każdym kolejnym dniem to przekonanie coraz bardziej rosło, a wraz z nim strach, że kiedyś ją stracę. I będzie to początek końca. Mojego końca.
***
Mewy latały wysoko na zachmurzonym, niebiesko-pomarańczowym niebie zataczając kółka. Spienione fale uderzały o brzeg zmywając z niego mieszaninę piasku oraz muszelek. Delikatny, ciepły wiatr szeleścił wysoką, dziką trawą. Słońce powoli znikało za horyzontem, jednak wszystko dookoła wciąż było nagrzane. Wszystko nagle stało się jakieś senne, nawet powietrze zachęcało do zamknięcia oczu i odpłynięcia w krainę snu.
Przerzuciłem swoją uwagę na Charlotte, która przed chwilą wyszła z morza i ruszyła w moją stronę. Na jej jasnobrązowej skórze świeciły kropelki wody. Opalenizna doskonale kontrastowała z chłodem jej tęczówek, uwydatniając je jeszcze bardziej. Róż na zwilżonych włosach prawie całkowicie zniknął, tylko niektóre pasma były wciąż pokryte wyblakłą już farbą. Uśmiechnęła się szeroko do mnie pokazując śnieżnobiałe zęby oraz uroczą diastemę.
Po kruchej, załamanej dziewczynie, którą widziałem dzisiaj rano, nie było już ani śladu.
Położyła się obok mnie na kocu i w tuliła się w bok. Objąłem ją i potarłem jej ramię rozkoszując się ciepłem jej skóry.
- Chciałabym, żeby lato trwało wiecznie - wyznała wpatrując się w jakiś punkt na niebie. - Jesień kojarzy mi się ze smutkiem. Wszystko wydaje się wtedy takie przygnębiające i zimne.
- Pewnie masz rację, ale nie wydaje ci się, że świat były wtedy nudny? - zapytałem. - Zmiany, nawet na gorsze, nadają życiu pewien sens. A poza tym pewnie po pewnym czasie przestałabyś dostrzegać piękno tej pory roku, bo miałabyś ją cały czas.
- Trzeba coś stracić, żeby to docenić - podsumowała układając głowę na mojej klatce piersiowej.
Nie przestawałem gładzić jej ciała, od wystających obojczyków przez ramiona do bioder i z powrotem. Przymknęła powieki oddając się przyjemności tej pieszczoty. Leżeliśmy w milczeniu ciesząc się tą chwilą.
Po kilku minutach podniosła się i sięgnęła po swoja koszulkę, uprzednio całując mnie przelotnie w rękę.
- Powinniśmy się zbierać - rzuciła spoglądając na mnie przez ramię. - Musisz jeszcze odpocząć przed wylotem.
Westchnąłem głośno i przeczesałem ręką włosy.
- Obiecałem chłopakom, że się spotkamy w klubie - oznajmiłem. - Payne ma jakąś sprawę.
Po moich słowach dziewczyna przez chwilę zastygła w bezruchu po czym chwyciła swoją torbę i bez słowa ruszyła szybkim krokiem w stronę, gdzie kilka godzin temu zostawiłem motor.
Zaskoczony jej zachowaniem zerwałem się na równe nogi i pobiegłem za nią.
- Hej! - zawołałem, gdy znalazłem się dostatecznie blisko, żeby chwycić ją za ramię i zatrzymać. - Myślałem, że wszystko sobie wyjaśniliśmy, myślałem, że ich akceptujesz.
Wyswobodziła się z mojego uścisku i odsunęła się kawałek.
- To nie tak - jęknęła wznosząc oczy do nieba, jakby zastanawiała się nad dalszymi słowami. - Ja ich naprawdę polubiłam tylko, że... nie chcę, żebyś wpakował się w jakieś kłopoty, a wiem, że Liam działa na nie jak magnes.
Złapałem ją za rękę i złączyłem nasze palce. Tym razem się nie cofnęła, jednak starała się unikać mojego wzroku.
- Nie zrobię niczego, czego będę potem żałował. - Podniosłem delikatnie jej podbródek, chcąc, aby na mnie spojrzała. - Zaufaj mi.
Wpatrywała się we mnie przez chwilę ze zaciśniętymi wargami, a później pokiwała głową twierdząco i uśmiechnęła się lekko.
- Ufam ci - odparła.
Mimo to na jej twarzy wciąż malowały się wątpliwości.
Resztę drogi pokonaliśmy w milczeniu, idąc kawałek od siebie oddaleni. Znałem już ją na tyle, żeby widzieć, że potrzebuje czasu, aby ochłonąć.
Niecałe półgodziny później byliśmy pod domem dziewczyny. Gdy tylko się zatrzymałem błyskawicznie zeskoczyła z siedzenia i weszła do ogrodu, a po chwili rozległo się trzaśnięcie drzwiami.
Westchnąłem i podszedłem do swojego samochodu, który stał tutaj już od kilku dni. Wyciągnąłem z kieszeni spodni kluczyki i usiadłem na siedzeniu kierowcy, a nogi położyłem na progu.
Sięgnąłem po paczkę papierosów oraz zapalniczkę leżące na desce rozdzielczej. Odpaliłem jednego i zaciągnąłem się.
Od jakiegoś czasu z Charlotte dzieje się coś złego czuję, jak odgradza się ode mnie kamiennym murem. Może na pierwszy rzut oka wszystko było w porządku, jednak w środku wszystko się rozpadało. A ja nie wiedziałem co robić, jak zatrzymać ją przy sobie. Niby miałem ją na wyciągnięcie ręki, ale była dla mnie niedostępna.
Z rozmyśleń wyrwał mnie odgłos kroków. Podniosłem wzrok i zobaczyłem Charlotte. Usta miała zaciśnięte we wąską linijkę i patrzyła w prost na mnie. Stanęła przede mną tak blisko, że dotykała łydkami czubki moich butów.
Bez słowa przesunąłem się na siedzenie dla pasażera, robiąc jej miejsce. Otworzyłem okno i strzepałem popiół z fajki.
- Nie gniewaj się na mnie - poprosiła błagalnym tonem - nie za to, że się o ciebie martwię.
Zacisnąłem szczękę słysząc jej słowa.
- To ty byłaś wściekła - odpowiedziałem z wyrzutem, którego od razu pożałowałem.
- Wiem - przyznała bawiąc się rąbkiem swojej koszulki. - I przepraszam, nie powinnam w ten sposób reagować.
Pokiwałem wolno głową w zamyśleniu.
Wiedziałem,że będzie już tak do końca. Będziemy się nawzajem obwiniać i wybaczać, żeby później znaleźć kolejną rzecz, która nas podzieli. Byliśmy ludzi z pozoru pasującymi do siebie, ale tak naprawdę dzieliło nas zbyt wiele, żeby nasz związek mógł przetrwać prawdziwą burzę.
Odsunąłem od siebie te myśli i skupiłem się z powrotem na Charlie.
Wyciągnęła w moją stronę chudą rękę i już myślałem, że chciała dotknąć mojej twarzy, ale jej palce złapały za krzyżyk, zawieszony na łańcuszku na mojej szyi, delikatnie muskając przy tym moją skórę.
- Zawsze mnie zastanawiało dlaczego go nosisz - wyznała. - Nigdy nie wspominałeś nic o swojej wierze.
Wzruszyłem lekko ramionami. Poczułem lekki dyskomfort przez jej słowa, nigdy nie lubiłem rozmawiać o przeszłości, przychodziło mi to z wielkim trudem.
- Dostałem go od matki na szesnaste urodziny - mruknąłem przypominając sobie moment, gdy mi go wręczała. Najprawdopodobniej było to ostatnie dobre wspomnienie z nią związane, bo kilka tygodni później wszystko zaczęło się sypać. - Noszę go raczej z przyzwyczajenia.
W tym momencie uwiadomiłem sobie, że moje życie jest przepełnione przeszłością. Prawda była taka, że przez ten cały czas próbowałem o niej zapomnieć, a otaczałem się rzeczami należącymi do ludzi, którzy odeszli już z mojego życia. Motor Luke'a, łańcuszek od matki i samochód od ojca.
Momentalnie poczułem, jakby srebro zaczął mnie palić i miałem ochotę go natychmiast zdjąć. Powolnymi ruchami sięgnąłem do zapięcia z tyłu. Odpięcie go sprawiło mi niejasną dla mnie ulgę.
Spojrzałem na zaskoczoną dziewczynę, w której teraz dłoni się znajdowała biżuteria.
- Możesz go zatrzymać jeśli chcesz, mi już chyba nie będzie potrzebny. - Zaciągnąłem się po raz ostatni i wyrzuciłem niedopałek przez okno. - Przepraszam kochanie, ale muszę już lecieć do klubu.
Nachyliłem się i pocałowałem ją w kącik ust. Złapałem za kurtkę, wysiadłem z auta i ruszyłem pieszo w stronę klubu.
Nagle zacząłem mieć wszystko w dupie, nie obchodziło mnie, że jutro muszę być w Londynie, jedyne na co miałem ochotę to zapić się do nieprzytomności, stracić kontrole i znowu poczuć się wolnym.
Charlotte
W samochodzie siedziałam jeszcze długo po tym, jak Niall zniknął z mojego pola widzenia. Dookoła unosił się zapach papierosów oraz perfum chłopaka. Mieszanka ta zaczynała mi się kojarzyć z bezpieczeństwem, którego od śmierci Luke'a poszukiwałam.
Niespodziewanie rozległo się pukanie w szybę, zaskoczona podskoczyłam lekko. Zamrugałam kilkakrotnie, kiedy widok zasłoniła mi kurtyna z kropel. Nawet nie zorientowałam się, gdy zaczęło padać. Po chwili dostrzegłam zamazaną sylwetkę Ellie. Wskazywała w stronę domu.
Pokiwałam głową i wsunęłam do kieszeni łańcuszek od Nialla.
Złapałam za klamkę i pośpiesznie wysiadłam na zewnątrz. Momentalnie poczułam na sobie ciężkie, zimne krople. Skrzywiłam się i pobiegłam jak najszybciej do środka.
- Okropna pogoda - mruknęła Ells ściągając z siebie całkowicie przemoczoną bluzę. - A jeszcze parę godzin temu miałam ochotę wejść do chłodziarki w sklepie.
Zaśmiałam się cicho, zdejmując sandały, które wylądowały na ziemi z głośnym plaśnięciem.
- Dam ci coś do przebrania - powiedziałam idąc na górę.
Po drodze zgarnęłam dwa świeże ręczniki z łazienki i podałam jeden z nich przyjaciółce.
W sypialni panował okropny bałagan. Na podłodze walały się stosy ubrań, papierów i śmieci. Od jakiegoś czasu coraz rzadziej tutaj bywam, a jak już jestem to tylko po to, aby coś zabrać do Nialla. Spędzałam z nim praktycznie każdą wolną chwilę. Tutaj zaczynałam powoli czuć się coraz gorzej, to miejsce powoli stawało mi się obce. Byłam tutaj samotna. Lubiłam za to przebywać u chłopaka, pracować tam, spać, spędzać czas.
Podeszłam do szafy i zaczęłam szukać jakiś ubrań. Ellie oparła się o komodę i zaczęła starannie wycierać włosy.
- Chciałam cię jeszcze złapać przed wylotem do Londynu - oznajmiła, zamarłam słysząc jej słowa. - Mam do ciebie małą prośbę.
Schowałam kosmyk włosów za ucho, który nagle zaczął mi przeszkadzać.
- Zrezygnowałam z wyjazdu - powiedziałam próbując brzmieć naturalnie. - Mam ostatnio strasznie dużo pracy.
To było tylko częściowe kłamstwo, faktycznie byłam zapracowana, ale moja szefowa na pewno zgodziłaby się na krótki urlop. Prawda jest taka, że jestem zbyt słaba, żeby stawić czoło przeszłości.
Rzuciłam jej jeansy oraz szarą bluzę. Dla siebie wyciągnęłam stare spodnie z dziurami i wyciągniętą czarną koszulkę.
Obie szybko się przebrałyśmy i kilka minut później siedziałyśmy w kuchni z kubami herbaty w rękach. Na dworze szalała burza, pioruny przecinały niebo, a krople deszczu trzaskały o dach oraz okna.
- A więc o co chodzi? - zapytałam.
Przyglądała mi się przez chwilę po czym westchnęła.
- Wiem, że prosiłam cię o to już miliony raz, ale jestem w kropce - zaczęła bawiąc się nerwowo palcami. - Byłabyś w stanie pożyć mi jakąś kasę?
- Jasne, nie ma problemu. - Złapałam ją za rękę i lekko uścisnęłam. - Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć.
Uśmiechnęła lekko słysząc moje słowa.
- Dzięki, jesteś wielka. - Nachyliła się w moją stronę i uściskała przez stół. - Jestem twoją dłużniczką.
Rozmawiałyśmy przez jakąś godzinę. Uwielbiałam spędzać czas z Ellie, była jedną z najważniejszych osób w moim życiu.
Kiedy dziewczyna wyszła wyposażona w kurtkę przeciwdeszczową oraz parasol było piętnaście po jedenastej wieczorem.
Nie miałam kompletnie ochotny na sen, dlatego wróciłam do kuchni i wzięłam się za zmywanie naczyń, które tkwiły w zlewie od dobrych kilku dni.
Od wydarzeń w Nowym Jorku nienawidziłam zostawać sama. A gdy już do tego dochodziło starałam się czym zająć. Włożyłam słuchawki do uszu, włączyłam muzykę i zaczęłam sprzątać.
Przez myśli przemknął mi pomysł, żeby zadzwonić do Nialla, jednak szybko go odrzuciłam. Były dwie opcje, chłopak był w domu i odpoczywał przed podróżą albo wciąż był w klubie. W obu przypadkach nie chciałam mu przeszkadzać.
***
Dochodziła druga, kiedy położyłam się do łóżka. Posprzątałam całą kuchnie i salon po czym wzięłam naprawdę długi prysznic, ale nadal nie byłam senna. Mój umysł pracował na pełnych obrotach, nie miałam, żadnej szansy, aby usnąć.
Przewracałam się z boku na bok, pościel wydawała się zbyt ciężka, a w pokoju było okropnie duszno. Top i spodenki od piżamy dosłownie się do mnie kleiły.
Oświeciłam lampkę stojącą przy materacu, oparłam się plecami o zimną ścianę i przyciągnęłam do klatki piersiowej nogi. Sięgnęłam po wciąż wilgotne spodnie, które miałam na sobie kilka godzin temu i wyciągnęłam z kieszeni naszyjnik. Srebro było przyjemnie chłodne. Mimo tego, że Niall nosił go przez wiele lat, wyglądał prawie jak nowy, jedynie krzyżyk przecinała niewielka rysa. Miał go przy sobie od szesnastego roku życia był z nim, gdy ponosił porażki i wygrywał, śmiał się i płakał.
Zacisnęłam go w pięści, kiedy coś zrozumiałam. Tak naprawdę nic nie wiedziałam o przeszłości Nialla, znałam tylko jakieś skrawki układanki, którymi chciał się ze mną podzielić albo sama się domyśliłam.
Wiedziałam, że dawniej mieszkał w Londynie, że był bokserem i spędzić rok we więzieniu, ale za co tam trafił nie miałam pojęcia. Wnioskując po długości wyroku nie mogła to być jakaś ciężka zbrodnia. Jednak ta sprawa nie dawała mi spokoju. A co jeśli mnie okłamał i w rzeczywistości jego pobyt był znacznie dłuższy?
W mojej głowie zaczęło kłębić się mnóstwo pytań na raz. W końcu doszłam do jednego paraliżującego wniosku. Nie miałam pojęcia kogo kochałam.
Nieoczekiwanie wróciły do mnie wspomnienia. Piekący ból na policzku, czekanie w izbie przyjęć na założenie szwów w okolicach skroni. Później łzy i przeprosiny. Jak to możliwe, że tak szybko zapomniałam o tym wszystkim?
W zamyśleniu przygryzłam wargę tak mocno, że poczułam w ustach metaliczny smak krwi. Otarłam usta wierzchem dłoni. Mimowolnie mój wzrok powędrował w stronę zegarka. Czwarta siedemnaście. Niall miał wylot o siódmej, czyli o piątej powinien wyjechać z Tybee. Miałam mało czasu, dlatego musiałam się śpieszyć.
Wyskoczyłam z pościeli i szybko się ubrałam. Wciągnęłam przez głowę bluzę, schyliłam się, żeby zawiązać buty i wybiegłam z domu.
Na dworze już świtało, a po nocnej burzy zostały jedynie rozległe kałuże. Przechodząc obok samochodu Nialla dostrzegłam kluczyki, które leżały na fotelu pasażera. Prowadzić umiałam od dawna, a jako że się śpieszyłam, postanowiłam pojechać.
Na miejscu byłam piętnaście minut później. Otworzyłam drzwi swoim kompletem kluczy i weszłam do środka.
Do moich uszu dobiegły stłumione dźwięki telewizora. Szłam przez korytarz z zaciśniętymi rękami, układając jak ta rozmowa powinna wyglądać. Nie wiedziałam dokładnie co chciałam mu powiedzieć, jednak musiałam z nim porozmawiać jeszcze przed wyjazdem, bo przez następne kilka dni nie da mi to spokoju.
Gdy tylko weszłam do salonu poczułam dusząco słodki zapach marihuany. O dziwo tym razem nawet się nie skrzywiłam. Mój stosunek do tego typu używek wciąż się nie zmienił, jednak przez częste wizyty w klubie zdążyłam się już do nich przyzwyczaić.
Okazało się, że na kanapie spał Zayn. Policzek miał wciśnięty w poduszkę, a kruczoczarne włosy sterczały w praktycznie każdą stronę. Usta miał delikatnie otwarte, a jego ręka zwisała z sofy.
Na stoliku stały dwie opróżnione butelki whisky, pięć kieliszków oraz pełna popielniczka.
A co jeśli się spóźniłam i chłopak był właśnie w drodze na lotnisko?
Wycofałam się i postanowiłam pójść na górę. Przeskakiwałam po dwa stopnie na raz, chciałam jak najszybciej rozwiać swoje wątpliwości.
Wpadłam do środka i momentalnie zatrzymałam się mając dłoń wciąż zaciśniętą na klamce. Pokój był pusty. Pościel na łóżku była skopana, a przy szafie stała torba bagażowa. Zdążyłam.
Opadłam na łóżko i zaczęłam wpatrywać się w biały sufit w celu uspokojenia. Miałam chwilę, żeby pomyśleć.
Gdy tutaj jechałam w mojej głowie roiło się od emocji, które chciały wydostać się na zewnątrz, jednak teraz czułam kompletną pustkę.
Drzwi na balkon były otworzone, a wiatr delikatnie podnosił zasłonę do góry. Pachniało tu mieszanką świeżego, porannego powietrza, perfum i proszku do prania. Obok leżała skórzana kurka blondyna, sięgnęłam po nią. Chciałam sprawdzić czy miał jakieś papierosy. Niechętnie musiałam przyznać, że powoli zaczynałam po nim przejmować nawyk palenia. Jednak w kieszeniach znalazłam tylko jakąś złożoną fotografię.
Na jej tyle widniało schludne pismo Nialla "Londyn, październik 2010". Zaskoczona usiadłam prosto i przygryzłam wargę. Kusiło mnie, żeby sprawdzić kto na niej jest, jednak coś mówiło mi, że powinnam ją odłożyć tam gdzie była. Może to co na niej znajdę będzie moim punktem zaczepienia w rozmownie z nim. Podniosłam głowę i odwróciłam zdjęcie.
- Nie dałeś mi wyboru - szepnęłam do siebie i spojrzałam na dół.
Zaskoczona o mało nie krzyknęłam, zjechałam na podłogę. Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie pięścią w brzuch. Nagle zabrakło mi powietrza w płucach. To przecież nie było możliwe.
Na zdjęciu był Niall, jakieś dwa, trzy lata młodszy. Prawie w ogóle się nie zmienił, tylko jego włosy były krótsze, a szeroki uśmiech nadawał młodzieńczej beztroski jego twarzy. Miał na sobie tą samą kurtkę, którą przed chwilą trzymałam, w jednej dłoni trzymał butelkę piwa, a drugą przyjacielsko obejmował za ramię Luke'a. Mojego Luke'a. Tamten również się śmiał, mrużąc oczy. Doskonale pamiętałam bluzkę z jego ulubionym zespołem, którą miał na sobie. Stali przed kamienicą, gdzie kiedyś mieszkał. Wyglądali jakby byli ze sobą blisko. Potarłam kciukiem po jego twarzy. Październik 2010. Pod koniec tego roku byliśmu już parą.
Niespodziewanie ktoś wszedł do środka. Byłam na tyle zdruzgotana, że nawet nie mogłam odwrócić wzroku.
- Chartlotte? Co ty tu robisz? - usłyszałam głos Nialla, jednak wydawało mi się, jakby mówił do mnie z naprawdę daleka. Poczułam, jak całuje mnie w czubek głowy po czym usiadł obok mnie. - Skąd je masz?
Byłam pewna, że mówił o fotografii, ale nie mogłam odpowiedzieć. Słowa uwięzły mi w gardle.
- To ja z Lukiem, kiedyś był dla mnie kimś naprawdę ważnym - oznajmił po chwili ciszy. - Zginął w wypadku, kiedy jeszcze mieszkałem w Londynie.
Wydawało mi się, że każde słowo, które wypowiadał wbijało mi nóż w plecy. Nie mogłam uwierzyć w to co się właśnie działo. To wszystko brzmiało, jak koszmar z którego chciałam się jak najszybciej wybudzić.
- Wiem - oznajmiłam ledwie otwierając usta. W końcu podniosłam oczy i napotkałam zdziwiony wzrok Nialla. Na jego twarzy rysowało się zaciekawienie i zaskoczenie równocześnie. - To mnie odciągałeś od niego tego dnia, gdy zginął.
Powiedziałam to szeptem, jednak moje słowa zahuczały jak dzwon.
Dzień ten pamiętałam, jak przez mgłę, jednak jeden obraz był, jak żywy w mojej pamięci. Te ciepłe, niebieskie oczy, teraz doskonale mi znane, a dawniej obce. Te silne ramiona obejmujące mnie mocno w tali, które nie pozwalały mi się wyrwać, teraz codziennie tuliły mnie do snu.
Nie zorientowałam się kiedy zostałam sama. Poczułam pustkę przenikającą przez całe moje ciało, jakby ktoś właśnie wyrwał mi serce i zostawił z dziurą w piersi.
W końcu się doczekałam kolejnego rozdziału. Świetny
OdpowiedzUsuńOd blogów nie wymagam wiele, ale ta przejrzystość i czytelny font musi być. Tu jest konkretnie i na prawdę przyjemnie.
OdpowiedzUsuń