Elena
Odetchnęłam spoglądając w lustro. Po ostatnim wydarzeniu, które miało miejsce w moim życiu miałam ochotę schować się pod łóżko i nigdy więcej nie wychodzić spod niego. Wolałam pozostać w tej zakurzonej części mieszkania niż spotkać jego przy najbliższej okazji. Charlotte pewnie przynosiłaby mi jakieś posiłki czy coś. Jednak sam fakt przebywania całymi dniami pod łóżkiem brzmiał wprost idiotycznie oraz dziwnie, więc nie mogłam sobie na to pozwolić. Znając tego przeklętego chłopaka z którym się całowałam pewnie czym prędzej znalazłby mnie. Strasznie bałam się spotkania z nim. Może dlatego, że tamtej nocy podczas naszego pocałunku zdążyłam wiele razy pomyśleć, jak cudownie byłoby mieć go ciągle przy sobie oraz dotykać każdy skrawek ciała. Jego usta były tak miękkie i, tak idealnie dopasowały się z moimi, że wręcz nie potrafiłam się od niego oderwać. Pomiędzy nami powstała jakaś wieź.. chociaż może nie powinnam myśleć o nas obu, ponieważ nie byłam do końca pewna, czy on to też czuł. Jak już zdążyłam wywnioskować oraz zauważyć, Louis nie należał do mężczyzn, którzy szukali miłości. Zabawiał się tylko na jedną noc, a potem zostawiał te biedne dziewczyny, które do niego coś poczuły. Nie wliczając Ivy, bo Louis mówił o niej jedno, a robił z nią drugie. Na pewno świadoma całowałam Tomlinsona i było mi przed samą sobą wstyd, bo podobało mi się to. Ta przeklęta słabość na którą sobie pozwoliłam spowodowała, że patrzałam na Louisa w zupełnie innym świetle. Nie był już dla mnie rozpieszczonym, chamskim, irytującym, bezczelnym, dbającym tylko i wyłącznie o siebie dupkiem.. chłopakiem. Nie wiedziałam dokładnie kim teraz dla mnie był, ale widziałam go już w tym lepszym świetle. Potrafił tak zamieszać w mojej głowie, że sama zapominałam, jak się nazywam, a co dopiero o tym w jaki sposób się do mnie odnosił. Bałam się, że nasz pocałunek zapoczątkował coś czego nie będę mogła odwrócić tak szybko, coś co spowoduje, że będę cierpieć, coś co sprowadzi do tego, że będę nieszczęśliwa.
Pokręciłam głową odchodząc w stronę kuchni skąd zabrałam klucze od mieszkania oraz papiery dla Marlene. Chciałam to, jak najszybciej załatwić oczywiście głównie z powodu, którego miałam taki mętlik w głowie. Z tego co słyszałam od Charolotte wrócił do dostarczania nam zamówień, jak zawsze o nieodpowiedniej porze. Zamknęłam drzwi za sobą i wrzuciłam klucze do kieszeni spodenek, założyłam na nos okulary przeciwsłoneczne. Dzisiaj zamiast wyprostować włosy zostawiłam je puszyste, powykręcane na każde strony oraz nałożyłem trochę mocniejszy makijaż, aby chociaż trochę nie wyglądać tak, jak zawsze. Miałam nadzieje, że gdyby doszło do spotkania to możliwe, że by mnie nie rozpoznał. Może moje zachowanie było dziecinne, ale naprawdę nie chciałam go spotykać. Wyciągnąłem z kieszeni słuchawki, które miały pomóc mi w szybszym przebyciu drogi. Rozglądałam się w poszukiwaniu czegoś do inspiracji, bo obiecałam Charlie, że wrócę do malowania i namaluje coś co będzie jeszcze lepsze od mojego poprzedniego obrazu, który miał zostać wysłany do Nowego Jorku na konkurs, ale los oczywiście musiał zrobić mi psikusa. Kompletnie nie wiedziałam co mam namalować, bo wszystkie koncepcje, które miałam w głowie nie pasowały mi. Znowu przeżywałam ten mały kryzys, którzy przechodzili praktycznie wszyscy autorzy swoich dzieł nieważne jakich, zawsze wszystko sprowadzało się do jednego; braku weny.
Gdy byłam już wystarczająco blisko sklepu rozejrzałam się w poszukiwaniu Louisa, ale dzięki Bogu nie było go w pobliżu ani jego samochodu. Spojrzałam na zegarek znajdujący się na wieży ratuszu, było po dziesiątej co oznaczało, że Louis był już z dostawą lub dopiero tu zmierzał. Odetchnęłam z wyraźną ulgą, ściągnęłam słuchawki wchodząc do sklepu, aby jak najszybciej załatwić wszystko i wrócić do domu. Od razu w oczy rzuciła mi się Ivy, która siedziała na ladzie z założoną nogą na nogę i psiała z kimś smsy. Ubrana była w czarno biały top, który odsłaniał kawałek jej brzucha, a na nogach miała czarne legginsy, które swoją drogą strasznie wyszczuplały jej nogi oraz buty na koturnie. Odkąd obcięła swoje włosy i zmieniła ich kolor na czarny, wyglądała dobrze oraz nabrała pewności siebie.
- Jest Marlene? - zapytałam z niechęcią w głosie.
- Chyba z tego co wiem ona jest twoją szefową i powinnaś mieć do niej jakiś szacunek - prychnęła unosząc wzrok na mnie.
- Ty nie będziesz mnie uczyła szacunku, bo sama nie wiesz co to jest - warknęłam rozglądając się po sklepie. - Radziłabym najpierw popracować nad sobą.
- Spójrz na siebie, a potem na mnie. Chyba widać różnicę prawda? - zaśmiała się. - Nie dziwię się, że żaden facet cię nie chce na ciebie patrzeć.
Pokręciłam głową unosząc okulary na włosy.
- Powiem ci coś raz, więc słuchaj uważnie. Skoro ty uważasz, że wygląd jest najważniejszy to ja nie mam nic do tego, ale pamiętaj kiedyś będziesz oczekiwała, żeby ktoś traktował cię z szacunkiem, ale nie otrzymasz tego od nikogo wiesz czemu? - założyłam jedną słuchawkę. - Bo tak, jak się przedstawisz światu na początku, świat takim cię zapamięta.
Odwróciłam się na pięcie i skierowałam się do wyjścia, a kiedy byłam już na progu odwróciłam się do niej, jej mina była dla mnie bezcenna i aż miałam ochotę zrobić jej zdjęcie.
- Jeszcze jedno. Jeżeli myślałaś, że wpędzisz mnie w kompleksy z twojego powodu to się pomyliłaś, bo ja nad swoim ciałem mogę popracować, a ty nad osobowością już nie - uśmiechnęłam się do niej po czym wyszłam zakładając drugą słuchawkę.
Dziewczyna zaczęła do mnie coś krzyczeć, ale dzięki muzyce jej nie słyszałam. Gdybym nie miała z Ivy na pieńku mogłabym zostawić jej te papiery dla Marlene, ale skoro ona nie była godna zaufania musiałam iść do domu mojej szefowej. Jak zwykle Ivy utrudniała mi życie tak samo, jak Tomlinson. Musiałam z trudem przyznać, że oby dwoje do siebie pasowali.
Skręciłam w odpowiednią uliczkę i momentalnie zatrzymałam się widząc idącego na przeciw mnie szatyna. Ubrany był w biały tank top z nadrukiem, ciemne spodnie oraz czarne vansy. Na jego twarzy, był widocznie gęstszy zarost, a włosy miał potargane we wszystkie strony. Pod pachą miał deskorolkę. Wzięłam głęboki oddech ruszając pewnym krokiem przed siebie starając się na niego nie patrzeć. Miałam ochotę cicho krzyczeć, kiedy dostrzegłam jego umięśnione ramiona, którymi niedawno obejmował mnie. Gdy byliśmy wystarczająco blisko siebie chłopak spojrzał na mnie kątem oka, nawilżając usta. Wyminęliśmy się, gdy byliśmy na dość dużą odległość od siebie miałam zacząć się cieszyć z powodu tego, że mnie rozpoznał, ale złapał mnie za rękę odwracając mnie do siebie.
- Myślałaś, że cię nie rozpoznam, czy co? - parsknął śmiechem ściągając moje okulary.
- Umm.. - spojrzałam na niego nieśmiało. - Muszę iść.
- O nie teraz mi się tak łatwo nie wywiniesz - pokręcił głową. - Musimy porozmawiać nie uważasz? - Tak, musimy porozmawiać - westchnęłam zagryzając wargę. - Tylko nie teraz, muszę dostarczyć mojej szefowej te papiery.
- Jestem ważniejszy od tej twojej głupiej szefowej - mruknął ciągnąc mnie w nieznaną mi stronę.
- Ale gdzie? - przystanęłam zatrzymując się nogami.
Wypuścił powietrze z ust i odwrócił się do mnie. Gdy spojrzał mnie na mnie swoim spojrzeniem poczułam się, jak myszka. Te jego niebieskie tęczówki onieśmielały mnie jeszcze bardziej niż on sam. Jego obecność jednocześnie mnie przerażała, ale i też wprowadzała w zakłopotanie, bo w końcu on zaczął mi się podobać. Zmierzył mnie ostentacyjnie wzrokiem, a ja prawdopodobnie zarumieniłam się, jak mała dziewczynka.
- Nie wiem, jak mogłaś pomyśleć, że cię nie rozpoznam - zaśmiał się co spowodowało, że teraz pewnie moje policzki i szyja była podobnego koloru co burak. - Ja zawsze rozpoznaje dziewczyny z którymi się całuje, bo inaczej nie mógłbym ich unikać.
Chciałam już coś powiedzieć, ale chłopak przybliżył się bardziej do mnie odrzucając deskę na trawę, objął mnie kładąc ręce na dolną część moich pleców. Wstrzymałam oddech, kiedy przysunął usta do mojego ucha.
- W przypadku gdy jestem pijany to nie pamiętam, ale z tego co sobie przypominam to ktoś inny był nietrzeźwy - wymruczał mi do ucha.
- Teraz będziesz się nabijał ze mnie? - westchnęłam. - Poza tym ty mnie nie unikasz.
- To jest inna historia, którą opowiem ci innym razem - odsunął się od mnie, zabrał deskę i położył ją na asfalt. - Do zobaczenia, Lange.
Puścił mi oczko i odjechał na desce zostawiając mnie na środku chodnika w całkowitym osłupieniu i z milionami myśli w głowie.
***
Leżałam w łóżku wpatrując się w okno dachowe, które odsłaniało mi niebo, dzisiaj było całkowicie bez chmurne. Czekałam na Charlie, która miała lada chwila się zjawić, a potem miałyśmy pójść na plażę. Potrzebowałam chociaż chwili, żeby o tym wszystkim zapomnieć. Przyjaciółka na pewno pomoże mi zapomnieć o dzisiejszym zdarzaniu, przedwczorajszym i każdym innym z Louisem.
Usłyszałam pukanie do drzwi, szybko wstałam i poszłam otworzyć drzwi. Nie mogłam znieść tej irytującej ciszy, która sprzyjała myśleniu, a ja swoich myśli miała wystarczająco dosyć. Uśmiechnęłam się szeroko otwierając drzwi, kiedy miałam przywitać się z Charlotte zamiast niej zobaczyłam jednego z tych trzech właścicieli konkurencyjnego klubu. Zrobiłam krok do tyłu nie wiedząc czy mam zacząć na niego krzyczeć za to co zrobił, czy uciekać. Przyjrzałam mu się bardziej i zobaczyłam, że miał szwy na łuku brwiowym oraz na wardze. W rękach miał duży plik pieniędzy.
- Przepraszam za zniszczenie twojego obrazu - mruknął pod nosem przeczesując swoje blond włosy. Zaskoczona jego słowami otworzyłam lekko buzię. Nigdy w życiu nie spodziewałabym się, że on przyjdzie i mnie przeprosi.
- Już tego nie zmienisz - wzruszyłam ramionami chciałam już zamkną drzwi, ale zatrzymał mnie swoją stopą.
Wystraszona odskoczyłam od drzwi.
- Masz weź te pieniądze - wystawił rękę z pliczkiem pieniędzy.
- Nie chce ich - pisnęłam. - Lepiej już sobie idź.
- Bierz - wcisnął mi w ręce pieniądze i odwrócił się na pięcie odchodząc. Minął się z Charlotte, która spojrzała na niego niepewnie po czym szybko podeszła do mnie.
- Czego chciał? Zrobił ci coś? - zaczęła pytać patrząc na mnie zaniepokojona.
- Dał mi te pieniądze - jęknęłam patrząc na zielone papierki. - Nie chce ich ty je weź.
- Ja też ich nie chce - pisnęła.
Stałyśmy przez dłuższą chwilę wpatrując się w pieniądze, jakby to było najgorsze zło świata. Pieniądze naprawdę przydałby mi się, ale sama myśl o tym, że dostałam je od jednego z tych zbirów doprowadzały mnie do obrzydzenia.
- Może.. oddajmy je na jakiś cel dobroczynny? - zaproponowałam uśmiechając się lekko.
- Dobry pomysł! - zawtórowała mi przyjaciółka. - Przynajmniej ci idioci, chociaż nieświadomie przydadzą się na coś dobrego.
Uśmiechnęłam się kiwając głową i sięgnęłam po swoje trampki.
- Szczerze to wolałabym, żeby zniknęli z mojego życia na zawsze, niż oferowali mi swoje pieniądze, które i tak pewnie pochodziły z jakiś nielegalnych akcji - pokręciłam głową.
- Ciekawe co go skłoniło, żeby dać ci taką kasę - westchnęła dziewczyna.
- No właśnie, bo wątpię, że nagle dostał przypływu dobroci - zaśmiałam się.
Wyszłyśmy z mojego domu zmierzając w kierunku sierocińca, który był na obrzeżach miasta. Na szczęście wiedziałyśmy, że kobieta zarządzająca tym była uczciwa i rozdzieliłaby tak te pieniądze, że każde dziecko byłoby zadowolone.
Całą drogę rozmawiałyśmy o wszystkim tym co nam się przydarzyło ostatnimi czasy. Obie byłyśmy strasznie zaskoczone tym co każdej się przydarzyło, jeśli chodzi o Nialla i Louisa. Bałam się o przyjaciółkę, jeżeli chodziło o blondyna, bo jak wiemy może czasami być nie obliczalny. Jednak ufałam jej na tyle, że wiedziałam, że gdyby coś było nie tak nie pchałaby się w związek z nim. Chciałam poznać Horana w tym lepszym świetle.
Po dwóch godzinach korzystania z różnych środków transportu, jakie oferowała nam wyspa dotarłyśmy na miejsce. Jak zwykle dzieci biegały po podwórku bawiąc się w różne zabawy. Musiałam przyznać, że mimo tego że każde z nich miało swoją własną historię było widać, że ciągle to są dzieci, które potrzebują szczęścia. Idąc w stronę budynku dostrzegłam psa bardzo podobnego do tego, którego razem z Tomlinsonem wypuściliśmy. Dałabym sobie rękę uciąć, że to był on.
Weszłyśmy do środka, nie trudno było nam znaleźć gabinet kobiety, która tym wszystkim zarządzała. Po krótkiej rozmowie wręczyłyśmy jej podarunek po mimo jej mówienia, że to za dużo.
- Jejku dziewczyny na pewno mogę to przyjąć? - zapytała patrząc się na nas.
- Tak niech pani się nie martwi - powiedziała Charlotte, a ja pokiwałam głową.
- Zatem dziękuje wam z całego serca - uśmiechnęła się. - A teraz chodźcie za mną.
Kobieta zaprowadziła nas na dwór gdzie zawołała wszystkie dzieci, aby każde z osobna nam podziękowało. Widząc te wszystkie radosne buźki czułam się naprawdę szczęśliwa. Sama widok ich wywoływał ogromny uśmiech na twarzy, a co dopiero kiedy nam dziękowali.
Znów dostrzegłam tego psa.
- Przepraszam, ale skąd macie tego szczeniaka? - zapytałam się.
- Tommo przyniósł! - zawołały niemalże wspólnie.
- Kto? - zmarszczyłam brwi.
- Taki chłopak przyniósł mówiąc, że ma dość dokarmiania go, więc go oddał. Powiedział, żeby mówiono do niego per Tommo.
Pokręciłam głową śmiejąc się.
Pożegnałyśmy się i poszłyśmy w stronę przystanku autobusowego.
- Wiesz, że ten cały Tommo to jest Tomlinson prawda? - zaśmiała się Charlotte. - Niall na niego tak mówi.
- Domyśliłam się - zaśmiałam się. - Serio on to jednak ma tupet.
Niespodziewanie koło nas zjawił się Niall na swoim motorze. Ściągnął swoje przeciwsłoneczne okulary i całą swoją uwagę skupił na Charlie.
- Podwiozę cię - uśmiechnął się do niej.
- Niall, tu jest Ellie - zgromiła go wzrokiem.
- W porządku - zaśmiałam się. - I tak miałam iść jeszcze w jedno miejsce.
- Na pewno? - zapytała chyba trochę zmieszana.
- Charlie, Elena jest dużą dziewczynką. - Horan w końcu spojrzał na mnie, a jego kącik ust był lekko uniesiony. - Poza tym potrafi się obronić. Sam tego doświadczyłem.
Zaśmiałam się, a wraz ze mną Charlotte.
- Wtedy to zasłużyłeś - cmoknęła go w policzek i usiadła z tyłu. - Zadzwonię do ciebie wieczorem.
Pokiwałam głową uśmiechając się. Blondynka pokiwała mi rękę a ja jej odmachałam. Odjechali zostawiając mnie samą na przystanku. Wpatrywałam się w nich dopóki nie zniknęli mi z oczu.
***
Stanęłam przed kamienicą Louisa nadal zastanawiając się czy powinnam się z nim spotkać. To czego dowiedziałam się dzisiaj nie mogłam zostawić na później, ponieważ to ja raz chciałam go zaskoczyć i zrobić z niego głupka. Możliwe też było to, że po prostu chciałam go zobaczyć. Odetchnęłam głęboko i wbiegłam po schodach znajdując się po chwili przy drzwiach. Chciałam już zapukać, kiedy usłyszałam głosy jakiejś dziewczyny. Szybko zeszłam na dół, aby móc zobaczyć kim ona jest. Drzwi się otworzyły. Zobaczyłam Ivy, która uśmiechała się szeroko, a tuż za nią zobaczyłam Louisa, który miał na sobie tylko bokserki, jego włosy były powykręcane na każdą stronę. Dostrzegłam na jego szyi czerwone ślady, dzięki którym wiedziałam, że przyszłam w nieodpowiednim momencie.
- Ostatni raz - mruknął patrząc na dziewczynę, która uwiesiła mu się na szyi.
W moim oczach pojawiły się łzy oraz poczułam ogromne rozczarowanie. Odwróciłam od nich wzrok czując się naprawdę źle z tym widokiem. Na za dużo sobie pozwoliłam, nie powinnam myśleć, że Louis coś do mnie czuje, nie powinnam robić sobie tej głupiej nadziei. Wiedziałam od początku, że będę cierpieć, ale głupia zignorowałam to.
Nie mogąc się powstrzymać spojrzałam na nich jeszcze raz, co było kolejnym moim błędem, ponieważ tym razem zaczęli się całować. Zrobiłam krok w tył patrząc na nich. Jeszcze przedwczoraj to ja byłam tą dziewczyną z którą się całował. Byłam zła na niego, ale w szczególności na siebie.
Po moich policzkach zaczęły spływać łzy, więc, jak najszybciej starłam je i zbiegłam po schodach, jak najciszej się dało. Chciałam raz na zawsze zapomnieć o tym widoku, a już najbardziej o moim uczuciu do niego.
Louis
Odepchnąłem od siebie Ivy słysząc, jak ktoś zbiegał po schodach. Szybko podszedłem do okna na korytarzu i dostrzegłem Elenę, która wybiegła z kamienicy ocierając policzki za pewne od łez. Zacisnąłem ręce w pięści czując, jak wszystko się we mnie gotuje. Odwróciłem się do tej zdziry, która uśmiechnęła się do mnie wyraźnie zadowolona z tego, że znowu przespaliśmy się ze sobą.
- Spierdalaj stąd i nigdy więcej nie pokazuj mi się na oczy - warknąłem wchodząc do mieszkania i zatrzasnąłem za sobą drzwi z hukiem.
Poszedłem do pokoju i kopnąłem materac na którym jeszcze przed chwilą pieprzyłem się z Forest. Musiałem zmyć z siebie ten jej zapach, bo przez niego krew w moich żyłach dosłownie buzowała. Zabrałem do łazienki świeżą bieliznę oraz ciuchy. Byłem wściekły na Lange, że akurat musiała przyjść do mnie teraz. Jakby nie mogła zrobić tego trochę wcześniej przynajmniej nie musiałbym znowu męczyć się z tą idiotką.
- Ja pierdole! - uderzyłem ręką o ścianę prysznica.
Serio musiałem być jakiś pojebany skoro uważałem, że jest to wina blondynki. Musiałem, jak najszybciej ją znaleźć. Nie chciałem, żeby płakała, a przede wszystkim przeze mnie.
Po chwili byłem już gotowy i kiedy miałem wyjść usłyszałem mój telefon. Warknąłem pod nosem biorąc go do ręki. Spojrzałem na wyświetlacz był to Liam.
- Payno nie mam teraz czasu naprawdę - mruknąłem odbierając.
- Nie obchodzi mnie to. Zostałeś mi tylko ty - warknął. - Za dziesięć minut u mnie.
- Kurwa, Liam nie.. - zacząłem, ale szatyn przerwał mi.
- Jeżeli za dziesięć minut się u mnie nie zjawisz to osobiście znajdę cię i załatwię cię tak, że żadna laska nie będzie chciała się z tobą przespać jasne?! - huknął rozłączając się.
Wcisnąłem telefon do kieszeni zaciskając usta. Co za głupi dupek myśli, że może wszystkimi rządzić. Jeszcze mu pokaże, gdy to ja będę miał swoją firmę i on po coś do mnie przyjdzie. Musiałem, jak najszybciej pojawić się w klubie i załatwić zachciankę Payne'a. Mimo tego że był moim kumplem prawdopodobnie wcale nie żartował. Jego sposób terroryzowania nas był śmieszny tylko dla niego. Gdyby nie fakt, że nie chciałbym zbierać swoich zębów z podłogi to wygarnąłbym mu wszystko co tylko przychodzi mi do głowy.
Wsiadłem do swojego samochodu i pojechałem w stronę klubu. Po drodze rozglądałem się w poszukiwaniu Eleny. Czułem się naprawdę głupio przez to, że blondynka zobaczyła mnie z tą zdzirą. Chciałem raz na zawsze z nią skończyć, ale oczywiście nie potrafiłem zatrzymać swoich łapsk, kiedy zaczęła wiercić swoim tyłkiem przede mną. Miałem ochotę dać sobie w mordę za to wszystko. Blondynka na pewno poczuła coś do mnie więcej, a ja zachowałem się, jak skurwiel zresztą nie pierwszy raz. Nie powinienem bawić się jej uczuciami.
Po piętnastu minutach byłem już w gabinecie Payne'a, który gdzieś poszedł, bo oczywiście nagle coś miał na głowie. Zacząłem się rozglądać po pomieszczeniu i dostrzegłem obraz Lange. Nigdy nie przywiązywałem swojej uwagi do sztuki. Była dla mnie strasznie nudna, a same wystawy doprowadzały mnie do szału. Zawsze matka zabierała mnie na nie pomimo, że wiele razy uświadamiałem jej, że nie cierpię tego. Gdy widziałem tych wszystkich ważniaków miałem ochotę każdemu z nich powbijać te idealne ząbki. Te wszystkie snobistyczne gesty i mowa każdego z nich były tym co mnie najbardziej denerwowało. Moje dzieciństwo było idealne, ale po rozwodzie moja matka ogłupiała i wszystko prysło. Chcieli mnie wychować na miłego, uczynnego chłopca. Wiele razy powtarzałem sobie, że oderwę się od tego perfekcyjnego życia i nie będę tym posłusznym aniołkiem i tak właśnie się stało.
- Widziałeś się z Malikiem? - Payne'a zamknął za sobą drzwi. - Jeżeli tak to ostatni raz widziałaś go w kawałkach.
- Nawet nie będę cię zatrzymywał - wzruszyłem ramionami. - Rób z nim co chcesz. Tylko zostaw mi coś, bo też mam ochotę przestawić mu twarz.
- Jest kolejka, bo Horan też chce dobrać mu się do dupy, ale skoro jesteś to dostaniesz go szybciej od niego - usiadł na swoim skórzanym fotelu. - Masz zioło?
Wyciągnąłem z kurtki paczkę papierosów i rzuciłem mu na biurko.
- Co ty mi tu dajesz? - warknął.
- Otwórz - usiadłem na kanapie.
Burknął coś pod nosem biorąc paczkę do ręki, otworzył i wyciągnął jednego skręta. Zapalił, a następnie przykrył ręką skręta, zapewne dla lepszego efektu. Rzadko kiedy Liam sięgał po marihuanę czy te mocniejsze używki.
- Wiesz co mi ten dupek zaproponował dzisiaj? - odchylił głowę do tyłu.
- Zakładam, że wyznałeś mu dzisiaj miłość, a on odrzucił twoje zaloty - zakpiłem głaszcząc się po brodzie. - Szkoda. Kibicowałem wam.
Payne przytrzymał w zębach skręta biorąc pierwszą lepszą rzecz do ręki; a w tym przypadku był to zszywacz i rzucił nim we mnie.
- Jesteś pojebany Tomlinson wiesz o tym? - parsknął, a jego kącik ust uniósł się do góry.
- Wiem, ale dzięki mnie jesteś jeszcze bardziej wkurwiony, więc podziękuj, bo z Zayna zostanie tylko mokra plama - uniosłem brwi uśmiechając się szeroko. - To mów, chętnie posłucham więcej o jego wybrykach.
- Ten skurwiel zaproponował mi, że przekona swojego kuzyna, żeby oddał mi ten jebany klub - zaciągnął się.
- To na co czekasz? Zgódź się - wzruszyłem ramionami. - Miałbyś dwa razy więcej kasy Payno.
- Problem w tym, że włamałem się do ich systemu i poszperałem trochę.. - zrobiłem wielkie oczy patrząc na szatyna. - No co, kurwa? - zaśmiał się.
- Czego ty jeszcze skurwielu nie potrafisz? - wstałem z kanapy i usiadłem na krześle na przeciwko niego. - Dlaczego te krzesło jest takie niskie? - zacząłem patrzeć na nie.
- Odpowiem tylko na jedno twoje pytanie - zgasił jointa.
- Zakładam, że z te krzesłem - przewróciłem oczami.
- Kiedy jakiś delikwent tutaj usiądzie to na pierwszy rzut oka widać, że to ja mam władzę - odparł dumnie.
- Jesteś bardziej sadystyczny niż Horan - zaśmiałem się. - Ci ludzie którzy się ciebie boją prawdopodobnie sikają w portki, kiedy ty siedzisz na przeciwko nich.
- Właściwie to kilka takich przypadków już było - spojrzał wymownie na krzesło na którym siedziałem.
Uświadamiając sobie to, że siedzę na czyiś sikach skrzywiłem się i zeskoczyłem ze krzesła, a po chwili usłyszałem donośny śmiech Liama. Pokręciłem głową rzucając w niego zszywaczem, którym on mnie rzucił.
- Dobra opowiadaj co z tym włamaniem - sięgnąłem po swoją paczkę papierosów i wyciągnąłem z niej szluga.
- Okej, włamałem się do ich komputerów i okazało się, że ta speluna jest w chuj zadłużona, a ten sukinsyn Malik chce, żeby mi to przepisali. Wiesz co by to znaczyło? - zacisnął ręce.
- Domyślam się, ale kontynuuj - zaciągnąłem się dymem powoli wypuszczając go z ust.
- Komornicy przejęliby mój klub w zamian za tamten co oznacza, że byłbym w czarnej dupie - wycedził przez zęby. - Zabije go.
- Ja niczego się nie dowiedziałem. Unika mnie, jak cienia. Co do niego dzwoniłem to po kilku sygnałach włączała się poczta - mruknąłem. - Na smsy też nie odpisuje. Możesz go śmiało mordować. Nawet pomogę ci w ukryciu jego zwłok oraz zatarciu śladów.
- Dzięki, Tommo - uśmiechnął się.
Po dziesięciu minutach wyszedłem od Payne'a, bo musiał pojechać do hurtowni. Westchnąłem zastanawiając się gdzie mógłbym znaleźć Elenę, ale nic mi nie przychodziło do głowy. Nie czułem nic specjalnego do dziewczyny, ale sama świadomość, że to właśnie przeze mnie gdzieś płakała sprawiała, że nie czułem się najlepiej. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje, bo przecież normalnie nie interesowałaby mnie to. Najchętniej trzymałbym się od niej z daleka, ponieważ zaczynało mi to przypominać relacje z moją byłą. Tylko, że Ellie nie była tak strasznie zapatrzona w siebie, jak ta suka. Czułem, że potrafiłaby mnie odciągnąć od pokera, narkotyków. Po prostu próbowałaby mnie wyciągnąć z tego bagna. Pokręciłem głową starając się nie porównywać Ells z Cassie, bo one oby dwie to były dwa różne światy.
Wyciągnąłem telefon z kieszeni kurtki i odebrałem nie patrząc na wyświetlacz.
- Mam nadzieje, że miałeś naprawdę dobry powód, żeby doprowadzić Lange do płaczu, bo przez ciebie Charlotte musiała do niej iść - burknął z wyrzutami Niall.
- Wiesz gdzie ona jest? - zapytałem wyraźnie ignorując jego słowa.
- Tak, a po co ci to wiedzieć? - parsknął.
- Nie pytaj tylko mów - warknąłem.
Horan gwizdnął.
- Dobierałeś się do niej? Zbyt wcześnie co? - zaśmiał się głośno.
- Nialler.. - mruknąłem wsiadając do samochodu.
- Jestem na peronie i czekam na Fawn. Lange wyjeżdża - westchnął.
***
Dotarłem na stacje kolejową z piskiem opon zatrzymując samochód. Wysiadłem z niego zatrzaskując za sobą drzwi, trzymając w ustach papierosa zmierzałem w kierunku odpowiedniego peronu, który podał mi Niall. Szukałem wzrokiem sylwetki blondynki, dostrzegałem ją stojącą przy jednym z słupków. Obok niej stała mała walizka. Opierała się o niego głową, a na jej ramionach dostrzegłem bluzę należącą do Irlandczyka. Zdziwiony i trochę wkurzony zdeptałem niedopałek papierosa butem ruszając w jej kierunku. Kiedy stanąłem na przeciwko niej, posłała mi spojrzenie pełne bólu. Musiałem przyznać, że jej dzisiejszy ubiór spowodował, że podobała mi się bardziej. Od chwili gdy całowaliśmy się nie potrafiłem odciągnąć wzorku od jej ust. Całowało mi się ją cholernie dobrze, za dobrze.
- Nie mam ochoty na twoje głupie odzywki - mruknęła spuszczając wzrok.
- Po co do mnie dzisiaj przyszłaś? - zapytałem przybliżając się do niej, dziewczyna widząc to zrobiła kilka kroków do tyłu.
Przetarła oczy patrząc na mnie trochę speszona.
- Masz jakieś kamery, czy co? - warknęła.
Zdziwiony jej tonem uniosłem kąciki ust do góry w lekkim uśmiechu.
- Louis, odejdź proszę - wyszeptała przeczesując włosy. - Pozwoliłam ci się pobawić moimi uczuciami, możesz mnie teraz dopisać do twojej głupiej listy - nawilżyła swoje usta czekając na moją reakcje.
- Ty jesteś tym wyjątkiem którym nie pasuje do żadnej z moich list - powiedziałem przybliżając się do niej i nim zdążyła zareagować chwyciłem ją w pasie.
Mimo wszystko nie odsunęła się ode mnie tylko wpatrywała się we mnie. Nie byłem pewny co mnie tak bardzo w niej pociągało, bo miała przeciętną urodę. Może to, że była blondynką? Głupie włosy na pewno nie powodowały tego, że traktowałem ją w inny sposób.
- Louis.. - szepnęła cichutko, kiedy musnąłem jej usta.
- Cii.. - spojrzałem na nią znów powtarzając muśnięcie. Zamknęła oczy wsuwając ręce pod moją kurtkę.
Złączyłem nasze usta przysuwając ją jeszcze bliżej siebie przez co nasze ciała stykały się ze sobą. Zaczęła oddawać pocałunki zaciskając pięści na mojej koszulce. Widząc bluzę Horana strzepnąłem ją z jej ramion i oparłem jej plecy o słup, który był koło nas. Przesunąłem językiem po jej wardze prosząc, aby rozchyliła bardziej usta.
- Ale.. - nie pozwoliłem jej dokończyć, bo znów zacząłem napierać na jej usta swoimi.
Po dłuższej chwili oderwaliśmy się od siebie, by zaczerpnąć powietrza. Zdjąłem swoją jeansową kurtkę i otuliłem ją nią. Patrzała się na mnie z iskierkami oczach, uśmiechała się do mnie. Chciałem już coś powiedzieć, ale gdy dostrzegłem, że blask z jej oczu znika wraz z uśmiech zmarszczyłem brwi. Dotknęła opuszkami palców miejsca na mojej szyi powodując, że przeszyły mnie ciarki. Rozległ się dźwięk, który oświadczał, że pasażerowie powinni już wsiadać do pociągu.
- Strasznie namieszałeś w moim życiu - zabrała palce. - Ja.. muszę od ciebie odpocząć.
Zabrała swoją walizkę i pobiegła w stronę pociągu. Wsiadła do niego nawet nie oglądając się na mnie. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i skierowałem go tak, żebym mógł zobaczyć miejsce, które dotykała Elena. Poczułem, że coś we mnie się gotuje. Jak ja mogłem być taki pojebany odsłaniając malinki, które zrobiła mi Ivy. Zacisnąłem ręce w pięści i ruszyłem do samochodu, aby pojechać do tej suki Forest.
___________
Skoro już jestem po egzaminach to mogę dodać w spokoju ten rozdział. Mam nadzieje, że wam się spodobał, bo pracowałam nad jego fabułą dosyć długo. Muszę przyznać, że to mój ulubiony.
Przepraszam za jakiekolwiek błędy.
Miłego popołudnia!
Pozdrawiam Liz x
woah rozdział pełna profeska, a Louis taki przejęty ♥
OdpowiedzUsuńHeeej gdzie można spotkać takiego Louisa i takiego Nialla? Powiedzcie tylko gdzie i już się pakuję i tam jadę! :D Kocham to ff a ten rozdział jest wybitnie cudowny :) Nie miałam wcześniej czasu bo kończyłam pisać pracę licencjacką i dopiero teraz przeczytałam, ale warto było nie iść spać tylko przeczytać :D Na prawdę mam nadzieję, że kiedyś na mojej półce będzie stała książka po tytułem "Sleepless City?" <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Was dziewczyny cieplutko i czekam na kolejny rozdział! xx
@Little_Sinner13
Zdecydowania najlepszy :D Louis taki kochany, ale dlaczego Ellie wyjechała no? Czekam na następny
OdpowiedzUsuńZdecydowanie to także jest mój ulubiony rozdział, chociaż praktycznie po każdym nowym to pisze. Jednak ten wybitnie przypadł mi do gustu. Serio uwielbiam waszego bloga pod każdym względem i was samych także. Cieszę się, że razem piszecie dziewczyny.
OdpowiedzUsuńChce powiedzieć, że brakuje mi słów serio, na początku miałam napisać o Ivy, a konkretnie to ją zbesztać porządnie, ale teraz? Pocałunek Louisa i Ellie, Liam "sadystyczny" Payne, Niall i Elena rozmawiają ze sobą normalnie, nawet żartują; wybryki Zayna, psiak, który podrzucił Louis, wyjazd Eleny.
Tyle tego, że jeszcze bardziej kocham ten rozdział. Louis jest może słodki, ale wkurzył mnie tym, jak zachowywał się w stosunku do dziewczyny. Ellie coś do niego poczuła, a ten jak pies z wywieszonym jęzorem znów poleciał do tej suki Forest (zainspirowałam się Tommo haha) Nie lubiłam tej dziewczyny od początku wydawała mi się mega przesłodzona.
Tak czy siak pocałunek ich znów mnie zachwycił i chce ich zdecydowanie więcej. Dlatego Elena powinna wrócić i to szybciutko, jednak uważam, że dobrze jej zrobi ten wyjazd.
Co się stało z Zaynem? :(
Chciałabym już wiedzieć, bo zaczyna mi się robić go szkoda. Każdy chce mu się dobrać do tyłka, oprócz Harry'ego. Ej, a tak właściwe co on robił przez cały rozdział? ^^
Louis rozwalił mnie z tym kibicowaniem Ziamowi, ale nie ukrywam, że ja też. Kłania się była już shipperka Ziama.
Dziękuje, że piszecie tego bloga, bo uwielbiam go.
Pozdrawiam i życzę udanych wakacji!
Daria x
Ps. Jak egzaminy?
Nie dziękuj, jejku. To my dziękujemy za twoje komentarze misiu.
UsuńSzkoda gadać, nauczycieli nas w ogóle do tego nie przygotowały, obleje. :))
Tobie też udanych wakacji!