piątek, 25 września 2015

Rozdział 26 | Elena, Louis |





Elena
 

Otworzyłam oczy czując niemal od razu niepokój oraz nieprzyjemne uczucie w brzuchu. To było coś w rodzaju wewnętrznego alarmu, który fundował mi mój organizm zaraz po przebudzeniu, gdy akurat działo się coś niepokojącego. Na początku myślałam, że to czysty zbieg okoliczności, jednak po czasie okazało się, że miałam dobre przeczucia, a raczej mój organizm.
Rozgrzebałam koc, którym byłam owinięta, niemal od razu sięgając po telefon, żeby zadzwonić do Charlie. Zaniepokoiło mnie jej zachowanie, zwykle nie była taka milcząca nawet, gdy specjalnie ją coś trapiło. Kilka godzin po jej wyjściu próbowałam się do niej dodzwonić, niestety bezskutecznie. W końcu postanowiłam odpuścić, bo stwierdziłam, że spotkała się z Niallem i nie ma czasu. Sama postanowiłam się przespać, ponieważ całą noc nie spałam. Louis sam nie potrafił zasnąć, więc musiał mnie do tego również zmusić, poprzez wysyłanie wiadomości do mnie. Może powinnam wyłączyć telefon, ale po prostu nie potrafiłam. Pewnie wynikało to z tego, że nie chciałam go zawieść, a wiadomo, że z nim było naprawdę ciężko, gdy ktoś go ignorował. Od czasu, gdy powiedział, że bardzo często będzie mnie odwiedzał, nie zrobiły tego ani razu. Jednak uparcie smsował oraz dzwonił. Spotykaliśmy się też w sklepie, bo wrócił do pracy, co było dla mnie miłym zaskoczeniem, chociaż nie często mieliśmy dla siebie czas. Zmywał się gdy tylko Ivy pojawiła się gdzieś w zasięgu wzroku. Niestety Marlene cofnęła moja prośbę o pracę osobno. Sklep zaczął stopniowo się podnosić po kradzieży, przez co czasami były potrzebne dwie osoby na jednej zmianie. 
Wybrałam numer przyjaciółki, ale niestety od razu odezwała się poczta głosowa. Zagryzłam nerwowo policzki od środka, niepokój nie dawał mi spokoju, a wręcz przeciwnie zaczęłam się jeszcze bardziej o nią martwić. Spojrzałam na widok za oknem zastanawiając się, czy przypadkiem nie popadłam w jakąś paranoję. Było ciemno, jednak latarnie, które stały przy chodnikach umożliwiły widoczność. Wieczorem Tybee było jeszcze bardziej piękne, dlatego zazwyczaj wychodziłam tak późno na spacery. Mimo wszystko wychodziłam bardzo rzadko, przynajmniej do czasu, kiedy Ash, Riley i Thomas znikną z tego miejsca. Miałam nadzieję, że stanie się to prędko, ale gasła ona z każdym dniem. Jeden klub był wystarczający dla wyspy, bo nikt nie potrafił czuć się tutaj już bezpiecznie. Ile razy ludzie zaczepiali mnie w sklepie, aby porozmawiać o obawach, które mieli tutejsi mieszkańcy. Nieważne czy była to kobieta czy mężczyzna, bali się tak samo. Wyszłam z domu, żeby się przejść, stwierdziłam, że naprawdę mi się to przyda skoro zaczęłam już postradać zmysły. Wsunęłam swój telefon do tylnej kieszeni, zamykając za sobą drzwi na klucz. Niemal od razu poczułam lekki wietrzyk, który muskał moją skórę. Była już końcówka sierpnia, co powoli oznaczało, że zacznie się robić odrobinę chłodniej. Wyspa znajdowała się raczej w takiej strefie klimatycznej, gdzie jesienie nie były specjalnie dokuczliwe z powodu chłodu. Sama bardzo tęskniłam za zimnym klimatem, jakkolwiek to brzmiało. Kocham to miejsce, jednak brakuje mi tutaj takiej typowej, jesieni, czy zimy, jak w Wielkiej Brytanii nieważne, jak bardzo aura dawała popalić. Tutaj nie dało się poczuć tego typowego klimatu.
Przeszłam przez ulicę gdzie znajdował się sklep, kopiąc przez cały czas mały kamyczek, który towarzyszył mi od dłuższego czasu. Jego uderzenia o chodnik odbijały się z charakterystycznym łoskotem. Było coś koło 22, a ulica była opustoszała. Tylko od czasu do czasu było słychać domowników. Za następną przecznicą czekał mnie klub Payne'a, gdzie na pewno nie będzie już tak cicho, jak tutaj. Nie miałam ochoty tamtędy przechodzić, ale nogi same mnie niosły. Po odpowiednio przebytym czasie, na przeciwko mnie miałam doskonały widok na klub. Światła, które miały powodować, że klub był bardziej był widoczny, dzisiaj były wyłączone, ale słyszałam wyraźnie dźwięki muzyki dochodzące ze środka. Ciemny budynek wydawał się jeszcze bardziej mroczny niż zazwyczaj, co nie zmieniało faktu, że jego tekstura była imponująca. Przełknęłam głośno ślinę, gdy byłam już naprawdę blisko. Mimo to poczułam miłe uczucie w brzuchu, widząc parking na którym kilka dni wcześniej całowałam się z Louisem.
Niespodziewanie dostrzegłam szatyna, który wyszedł z tylnego wyjścia, niemal od razu do moich uszu dobiegło jego siarczyste przeklinanie. Chciałam do niego podejść, ale powstrzymał mnie przed tym charakterystyczny dźwięk mojego telefonu, miałam wielką nadzieje, że to Charlotte, dlatego niemal od razu spojrzałam na wyświetlacz. Niestety zobaczyłam tylko ciąg liczb, miałam już otworzyć ją, ale usłyszałam huknięcie Horana, które spowodowało, że stanęłam, jak sparaliżowana.
- Styles, do kurwy nędzy puszczaj mnie! Nie jadę do tego jebanego szpitala. Muszę znaleźć Charlie, kurwa rozumiesz?!
Przerażona jego słowami uniosłam wzrok, brzuch znów dał o sobie znać, bo poczułem to samo niekomfortowe uczucie wtedy, kiedy wstałam. Niall miał obandażowaną nogę, a Harry próbował go dotargać do samochodu stojącego przy chodniku. Musiał naprawdę dużo siły w to włożyć, ponieważ blondyn strasznie się szarpał. W głowie odbijały mi się słowa chłopaka, które wypowiedział chwilę temu. Czy to możliwe, że stało się coś Charlie? Poczułam, jak zaczynają trząść mi się ręce, a nogi uginają w kolanach. Co właściwie musiało znowu musiało się stać, skoro moja przyjaciółka gdzieś zniknęła. Smutek zaczął ogarniać moje ciało. Sięgnęłam odruchowo po telefon, aby odczytać wiadomość, którą dostałam chwilę wcześniej.

„Twoja przyjaciółeczka już jest kolejny raz w naszych rękach, więc radzę mieć się na baczności, bo ty też możesz nam się jeszcze przydać... Możesz tylko i wyłącznie winić za to swojego chłopaka oraz resztę tej wesołej gromadki xx”  

Niespodziewanie coś we mnie pękło, poczułam narastającą wściekłość, która zaczynała powoli wykańczać mnie od środka. Świadomość tego, że Charlie była z tymi bandytami powodowała jeszcze większe spazmy wściekłości. Kolejny raz mieszali nas w swoje brudne gierki, które zaczynały być naprawdę chore. Zastanawiałam się, kiedy w końcu wybuchnę. To wszystko gromadziło się we mnie odkąd porwali nas, po tym, jak jeden z nich zniszczył mój obraz, aż do teraz.
Podeszłam do Louisa, który w tym czasie masował swoje ramię, nie zwracając uwagi na to, pchnęłam go z całej siły. Włożyłam w to duże starania, ale nie na tyle, żeby mogły ruszyć szatyna. W jego oczach malowało się zaskoczenie, a ja wprost kipiałam ze złości.
- Dlaczego akurat my? Nie mogliście uczepić się jakiś innych dziewczyn, które kochają takie akcje?! - zawołałam chowając twarz w dłonie. Nie chciałam się wyżywać na chłopaku pomimo tego że to przez niego oraz jego kumpli miałyśmy takie problemy. Zachowywałam się, jak desperatka, która nie potrafi poradzić sobie ze swoimi problemami. Zawsze starałam się unikać problemów, nie lubiłam obracać się w takim towarzystwie, jak teraz. Po prostu wolałam prowadzić spokojne życie, mieć koło siebie bliskie osoby, nie musząc się zamartwiać, a teraz? Musiałam martwić się o Charlie, bo jacyś idioci musieli nas do tego mieszać.
- Louis, ja.. - urwałam unosząc wzrok na niego. Tak bardzo chciałam go nienawidzić za to wszystko, co przez niego przechodziłam, ale nie potrafiłam. Tyle razy odpychałam od siebie te nie miłe sytuacje, które spotkały mnie przez niego. Najgorsze było to, że z każdym dniem spędzonym na rozmowie z nim, zapomniałam o tym wszystkim. - ...nie pasuje do twojego życia.
Patrzał się na mnie ze zmarszczonymi brwiami, zabrał rękę z ramienia i delikatnie ujął moją dłoń w swoją. W jego spojrzeniu było coś co, sprawiało, że nie wiedziałam co powinnam teraz zrobić. Znów czułam się przy nim, jak idiotka.
- Elena i tak jesteś dzielna, wiem co przez nas przechodzisz, a w szczególności przeze mnie - zaczął, głaszcząc uspokajająco moją dłoń swoimi opuszkami palców. - Może nie pasujesz do mnie, ale czuje, że to na tobie mi zależy. Kurwa, chce żeby w końcu to wszystko się skończyło. Nie zasługujesz na ten pieprzony stres, widzę to.
Zamrugałam oczami bez słowa wtulając się w jego klatkę piersiową, cicho łkając gorzkimi łzami. Mój nastrój gwałtownie się zmienił w rozpacz, po prostu chciałam skończyć się bać. Wiedziałam, że jak się już wejdzie do tego "świata", już nie będzie się dało tak po prostu odejść.
Louis głaskał mnie uspokajająco po plecach. Moczyłam jego bluzkę próbując wyrzucić z siebie te wszystkie negatywne emocje, które wręcz buzowały we mnie. Sama głupia obecność szatyna powodowała, że czułam się lepiej. Jego zapach koił moje zmysły, a jego dotyk powodował miłe uczucie w brzuchu.
- Cichutko, Ells - wyszeptał w moje włosy, a ja pokochałam to w jaki sposób wymawiał moje zdrobnienie. Brytyjski akcent od zawsze był czymś co najbardziej podobało mi się u chłopaków. Objęłam go w pasie desperacko wtulając się w jego umięśnione ramię. - Obiecuje, że ją znajdziemy, a tych kutasów pozbędziemy się z wyspy.
Pokiwałam głową pociągając nosem, żeby przypadkiem jeszcze bardziej nie zniszczyć materiału jego koszulki.
- Cieszę się strasznie, że jednak wszystko się między nami ułożyło - wyszeptałam, gdy wystarczająco się uspokoiłam, żebym mogła mówić.
Louis uniósł mój podbródek, spojrzał mi w oczy. Dostrzegłam w jego spojrzeniu coś w rodzaju małych iskierek szczęścia. Światła latarni tak idealnie odbijały się od jego niebieskoszarych oczach, że zapierały mi dech w piersiach. Pochylił się muskając moje wargi, niemal od razu odwzajemniłam. Chcąc chodź na chwilę zapomnieć o tym wszystkim.
- Nie chce wam przeszkadzać, ale... - usłyszałam za sobą głos Harry'ego. Odsunęłam się od Louisa, który mruknął coś pod nosem niezadowolony, ale w dalszym ciągu nie wypuścił mnie ze swoich ramion. Co było miłym zaskoczeniem, bo zachowywał się w stu procentach inaczej, dlatego ciężko było mi go zostawić. - Musimy doprowadzić Liama do porządku.
- Przecież on się wścieknie, kiedy zaczniemy go budzić, a ja już wystarczająco dzisiaj oberwałem - żachnął się Louis, słysząc jego słowa spojrzałam na niego zmartwiona.
Już miałam dosyć zmartwień na dzisiejszy wieczór, a najgorsze było, że to nie był koniec skoro Lottie nadal była uwięziona.
- Zaraz przyjdę, a ty idź do samochodu - pocałował mnie w czoło. Bez słowa wyswobodziłam się z jego uścisku i poczłapałam do czarnego vana. Bałam się co tam zobaczę, bo Horan nie wyglądał najlepiej gdy widziałam go poprzednio. W dalszym ciągu nie darzyłam go specjalnym zaufaniem. W aktualnej sytuacji za bardzo nie wiedziałam, jak to się potoczy.
Odetchnęłam głośno słysząc dudniącą w moich uszach muzykę, otworzyłam drzwi samochodu, wchodząc do niego. Usiadłam na skórzanym fotelu podkurczając nogi do siebie. Rozejrzałam się widząc na przeciwko siebie Nialla. Wyglądał na naprawdę załamanego, ale mimo wszystko patrzał na mnie jakbym to ja była jego najgorszym wrogiem, chociaż także było w jego spojrzeniu coś w rodzaju cierpienia. Jego noga, wyglądała naprawdę kiepsko szczególnie z wielgaśnym przekrwionym bandażem. Na moje oko dawno powinien to zobaczyć lekarz.
- Jeżeli przyszłaś tutaj, żeby mi wmuszać wizytę w szpitalu to możesz stąd wypieprzać - wysapał nawilżając swoje suche wargi. Głos miał szorstki oraz tak nie przyjemny, że sama miałam ochotę wyskoczyć z samochodu bez niczyjej pomocy.
- Nie, chce pomóc wam w znalezieniu Charlotte - wydusiłam z siebie zastanawiając się, czy powinnam wspominać przy nim o tym wszystkim. Spuściłam wzrok na swoje ręce, dopiero teraz dostrzegłam, że mam poplamione je od farb. Coraz częściej wstydziłam się chodzenia z farbami na skórze, szczególnie, że teraz miałam kogoś kto zwracał uwagę na mój wygląd.
- Przepraszam za to, że Charlie musi znowu przez to przechodzić - usłyszałam znów głos Nialla, trochę zaskoczyły mnie jego słowa.
- Po prostu musimy ją, jak najszybciej znaleźć, dobrze? - uśmiechnęłam się słabo w dalszym ciągu zerkając na swoje ręce, zaczęłam zeskrobywać paznokciami farbę na palcach.
- W porządku - wypuścił powietrze z ust.
Między nami zapadła cisza, a ja czułam się naprawdę nieswojo. Nie chciałam go dopytywać co się tak właściwie stało, bo wyglądał nie najlepiej. Oparłam głowę o fotel spoglądając w okno, cienie padające z klubu obijały się o chodni. Kilka osób siedziało na dworze, prawdopodobnie, dlatego, że nie mogli dostać się do środka. Pokręciłam głową, kiedy zaczęli zachowywać się w dość upierdliwy sposób w stosunku do ochroniarzy, którzy swoja drogą nie wyglądali na specjalnie przyjaznych.
- Możesz mi powiedzieć gdzie oni są? - odezwał się blondyn chyba będąc już zirytowany całym tym czekaniem. Nie dziwiłam się mu, bo ja sama nie potrafiłam usiedzieć na miejscu, chociaż nie okazywałam tego jakoś specjalnie.
- Harry wziął Lou, żeby pomógł mu z Paynem - odetchnęłam zerkając z niecierpliwością na drzwi klubu. Ochroniarze w dosyć brutalny sposób zajęli się upierdliwymi delikwentami. Przycisnęli ich do ziemi coś wrzeszcząc, ale nie mogłam do końca usłyszeć co to było. W każdym razie na pewno nie było to przyjemne.
- Teraz tylko brakuje mi tutaj tego schlanego chuja, kurwa - zacisnął zęby, co było bardzie dokładnie słychać.
- Co się dokładnie stało? - wymsknęło mi się z ust. Najwyraźniej nie potrafiłam utrzymać języka za zębami w takich sprawach. Troska o Charlotte była sliniejsza.
Niall niemal od razu zaczął mi opowiadać dołączając do tego kilka swoich siarczystych słów. Nie oszczędzał również słów, gdy mówił o Tomlinsonie i Stylesie, gdy ci odciągali go od Riley'a, który mierzył do niego kolejny raz bronią. Bałam się o przyjaciółkę, ale wiedziałam, że całą czwórka wraz ze mną dołożą starań, aby ją uwolnić. Chciałam im pomóc nie ważne, jakie niosłoby to za sobą konsekwencje.
Po jakiejś godzinie do auta wsiadł ledwo żywy Liam, który zajął miejsce po drugiej stronie fotela. Spojrzałam na niego tylko kątem oka, aby przypadkiem go nie drażnić, niestety po jego minie było widać, że obecność kogokolwiek nie działa na niego dobrze. Zaraz obok mnie usiadł Louis, a obok niego Harry. Tylko Niall siedział na przeciwko nas, ale jego noga była ułożona na pozostałych siedzeniach. Sądząc po morderczym wzroku blondyna, nie będzie tutaj za wesoło.
- Po cholerę go ściągaliście skoro zalany Payne nie pomoże - mruknął wprawiając w ruch swoje jabłko Adama. - Wygląda jakby pozbył się połowy swojego żołądka.
- No wiesz, ma lepszy smak, gdy idzie wspak - parsknął Louis, chłopcy zaczęli rechotać oczywiście oprócz samego poszkodowanego. Ja jedynie uśmiechnęłam się patrząc na oczy Louisa wokół których pojawiły się urocze zmarszczki.
- Tomlinson zaraz wywalę cię na pysk z tego samochodu - warknął Liam wyraźnie poirytowany całą tą sytuacją. Zastanawiałam się ile jeszcze kolorów jego twarz nabierze wciągu tej krótkiej chwili. W ogóle nie przypominał tego groźnego właściciela klubu. Po prostu był zwykłym chłopakiem, który potrzebował odstresować się przy alkoholu.
- Dostałam wiadomość, pewnie od któryś z tych idiotów - powiedziałam pokazując wiadomość Louisowi, żeby przerwać to naśmiewanie się z Payne'a. W normalnych okolicznościach nie przeszkadzałoby mi to, ale chciałam, jak najszybciej znaleźć przyjaciółkę.
Zwrócili na mnie uwagę, a raczej na mój telefon, który wędrował pomiędzy nimi. Dopiero, kiedy Niall go wziął ruszyliśmy z miejsca.
- Zabije tego pierdolonego chuja, Malika - huknął tak głośno, że aż się wzdrygnęłam. Louis widząc to objął mnie swoim ramieniem. Uśmiechnęłam się lekko spoglądając na chłopaka, wtuliłam się w jego ramię.
- To jest numer Malika?! - warknął Liam zwracając naszą uwagę.
Jego żyła na szyi zaczęła boleśnie pulsować. Niemal od razu jego twarz nabrała czerwieńszych kolorów. Zacisnął pięści tak mocno, że jego knykcie pobielały, a w oczach pojawia się furia. Każdy z nas patrzał się na niego z zaciekawieniem, ale tylko w moim przypadku dołączył się do tego strach. To co właśnie zobaczyłam, wyglądało na wściekłość Payne'a.
- Idziesz do szpitala, Horan? - zapytał przez zaciśnięte pięści. Obserwował nas wszystkich swoim przenikliwym i strasznie przerażającym wzrokiem.
- Nie, mam zamiar znaleźć moją Charlotte, ale póki co zachowujecie się, jak totalni debile - syknął blondyn w odpowiedzi. Payne zignorował jego kąśliwą uwagę wyciągając telefon z kieszeni, zaczął z kimś rozmawiać, a raczej wydawać rozkazy. Wiedziałam, że to będzie naprawdę ciężki czas dla mnie i będę musiała przestać się mazać oraz wziąć się w garść.

***

Siedziałam na parapecie w pokoju hotelowym, który wynajęli dla mnie chłopcy. Przez kilka godzin musieliśmy opóźnić nasz wyjazd do Nowego Jorku. Nie do końca wiedziałam po co, ale wolałam nie pytać, bo każdy nich miał wystarczająco dużo na głowie. Harry zajmował się Niallem, bo noga chłopaka wyglądała coraz gorzej, a podobno zielonooki miał jakąś wprawę w opatrunkach. Widziałam, że zależało mu na dziewczynie, dlatego zaczynał, być dla mnie całkiem znośny. Liam musiał namierzyć ich dokładną kryjówkę, a Louis gdzieś zniknął odkąd znaleźliśmy się pod hotelem.
Zostało nam jeszcze 67 godzin do znalezienia Charlie, głęboko wierzyłam, że nam się uda. Zaczynałam rozumieć, że tutaj nie chodzi tylko o same porwanie, ale o coś więcej. Ich najlepszy przyjaciel ich oszukał, a przede wszystkim zdradził. Liam śmiał twierdzić, że Zayn od początku wiedział, że mieli zamiar nas porwać oraz wrobić go w zabójstwo. Nie miałam za wiele styczności z Mulatem, dlatego nie wiedziałam co mam o tym myśleć.
Nerwy mną dosłownie targały, ale wolałam nikomu nie przeszkadzać, w ciszy siedzieć bez żadnego mruknięcia. Żaden z nich nie chciał mi powiedzieć dokładnie co planują zrobić. Byłam zbyt małym elementem, żeby mogli się ze mną dzielić informacjami. Payne już mi powiedział, że jeżeli będę przeszkadzać to nie zabiorą mnie ze sobą. Doskonale wiedziałam do czego był zdolny, a jak wiadomo głodnego zwierzęcia nie powinno się drażnić. Szczególnie, kiedy jest od ciebie dwa razy większe oraz ustawione lepiej w drabinie społecznej. Podziwiałam Charlie za to, że z nim pracowała, chociaż wiele razy opowiadała mi, jak ją traktował.
Przeczesałam swoje włosy na bok, akurat wtedy do pokoju wszedł Louis. Uśmiechnęłam się do niego podkurczając nogi, podszedł do ściany na przeciwko mnie, opierając się o nią. Przyglądał mi się w skupieniu.
- Przepraszam cię za tego, zjeba Payne'a - mruknął wypuszczając powietrze z ust, machnęłam tylko ręką na znak, żeby się nie przejmował. - Najwyraźniej jest zbyt sfrustrowany Zaynem.
Wyglądał naprawdę intrygująco z tym nieładem na głowie oraz z lekkim uśmiechem.
- Dlaczego? Przecież już dawno wiedzieliście, że coś kombinuje - odezwałam się obejmując rękami swoje nogi. Tomlinson nawilżył swoją wargę w dość ostentacyjny sposób, dzięki czemu przerzuciłam wzrok na jego usta. Widząc to podszedł do mnie, łapiąc mnie za ręce, które były strasznie ciepłe. Zsunął mnie z parapetu.
- Tajemnica - wyszeptał poruszając zabawnie brwiami. Nim zdążyłam wypytać go o coś więcej, złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Napierał swoimi wargami na moje wargi, jakby nasz pocałunek był czymś czego od dawna potrzebował. Wcale mi  to nie przeszkadzało, bo czerpałam z naszych pocałunków, jak najwięcej. Czułam smak dymu papierosowego, ale nie drażniło mnie to w jakiś specjalny sposób. Położył swoje ręce na moje policzki, gładząc je kciukami. Mruknął w moje usta akurat wtedy, kiedy nasze klatki się ze sobą złączyły.
Przy nim zaczęłam zapominać o wszystkim dookoła, co było naprawdę miłe. Po chwili odsunął się od moich ust, stykając ze sobą nasze czoła. Przesunęłam opuszkiem kciuka po jego ustach, które były ułożone w uśmiech. Wpatrywaliśmy się w swoje oczy nawzajem. Próbowałam doszukać się w nich czegoś co odepchnęłoby mnie od Louisa, jednak na marne. Był zbyt idealny, a ja byłam zbyt zaślepiona jego perfekcją...

Louis

Pocałowałem śpiącą Elenę w czoło po cichu wstając z łóżka tak, aby jej nie obudzić. Nie chciałem jej mówić gdzie wysłał mnie Payno, bo za pewne zaczęłaby się o mnie martwić, a wiedziałem, że miała dosyć już zmartwień. Musiałem jeszcze pomóc z tym wszystkim bagnem. Cieszyłem się, że Ellie była bezpieczna oraz, że sama zaproponowała, że z nami pojedzie. Mogłem ją mieć cały czas na oku, bo po tym, jak znów zabrali Fawn to przecież nie odważą się zrobić tego kolejny raz Lange. Miałem serdecznie dosyć tych przydupasów. Zachowywali się, jak totalni idioci, którzy myśli, że jakoś porwą to będę szanowani. Każdy z nich był na swój sposób słaby, a dało ich się bardzo łatwo wykończyć. Tylko, że za bardzo się z nimi cackaliśmy. 
Wszedłem do pokoju obok gdzie zobaczyłem siedzącego Payne'a, który był tak wpatrzony w ekran swojego komputera, że nawet na mnie nie spojrzał. Śledził oczami ekran w skupieniu, Niall siedzący niedaleko niego ze zmarszczonymi oczami obserwował jego poczynania. Harry stojąc przy oknie wypalał swojego szluga obracając telefon w rękach. 
- Załatwiłeś wszystko, Tommo? - usłyszałem chłodny głos Liama, który najprawdopodobniej już opuścił swój własny świat. - Z tobą to może być różnie.
- Oczywiście, że tak - żachnąłem się podchodząc do Stylesa, klepnąłem go pocieszająco w ramię. Chciał zabrać ze sobą swoją dziewczynę, ale nasz "generał" Payne, wyraźnie zaprzeczył. Już ciężko było mu pogodzić się z faktem, że Ellie z nami się wybiera. Miałem ochotę mu przyjebać za to, że tak okropnie potraktował dziewczynę. Niestety on nie potrafił zrozumieć co blondynka czuje, gdyż on sam nie wiedział jakie to jest uczucie. 
- To co panowie, czas się raz na zawsze pożegnać z tymi kutasami? - uśmiechnął się Niall, a jego oczy momentalnie zabłysnęły. Czekała nas naprawdę ciężka, ale zarazem bardzo ciekawa konfrontacja z naszymi przeciwnikami. Nie miałem żadnego sentymentu do żadnego z nich, wręcz przeciwnie czekałam na to odkąd tylko ich klub powstał. 
- Są w hotelu obok Empire State Building. - Liam wstał z miejsca wyciągając telefon z kieszeni. Wybrał do kogoś numer wyciągając do mnie swoją rękę. Podałem mu kluczyki od samochodu gdzie zostawiłem broń, którą nam załatwiłem. Cieszyłem się, że mój ojczym zabrał mnie kiedyś na strzelnicę i pokazał, jak powinienem obchodzić się ze spluwami. Za nim właśnie najbardziej tęskniłem, to on dał mi swoje nazwisko, a przede wszystkim pokazał mi, że zupełnie obcy człowiek może być dla mnie ojcem. 
- Eric? Wyślę ci namiary na miejsce, które macie obserwować. Jeżeli dowiem się, że któryś z was z byle jakiego gówna odszedł ze stanowiska, to osobiście będę kazał ci wpakować sobie kulkę w łeb. Będę na to patrzał z przyjemnością rozumiesz?! - huknął rozłączając się i rzucił telefonem na łóżko. 
Zastanawiałem się, czy ten sukinsyn jest zdolny do takiego czegoś, czy po prostu potrafi tylko gadać. 
- Liam, cholera mam nadzieje, że my jesteśmy twoimi kumplami - powiedział Hazz, patrząc na niego.  
- Oczywiście, że tak - prychnął Liam unosząc kącik ust do góry. Nawet w jego uśmiechu było coś co niepokoiło. - Was nigdy bym tak nie potraktował. 
 - Mhm.. jesteś dobroduszny Payno - przewróciłem oczami sięgając po paczkę papierosów. Wyciągnąłem jednego z nich widząc, że któryś z nich zdążył już mi zwinąć moje skręty. Przewróciłem oczami wyciągając zapalniczkę. 
- Powinieneś dostać jakąś nagrodę za najmilszą osobą na tej planecie - parsknął Niall wstając. Mimo że miał, postrzeloną nogę to poruszał się całkiem nieźle. - To co robimy z tym przydupasem Malikiem? 
Liam wyciągnął z kieszeni skręta, ścisnął go lekko palcami unosząc wzrok na Irlandczyka, który wpatrywał się w niego swoim przenikliwym wzrokiem. Jego żyła na szyi uwydatniła się. 
- Horan, możesz sobie już zacząć szukać nowego współlokatora, bo jestem pewny, że nie spłacisz sam czynszu - wziął ode mnie zapalniczkę podpalając skręta w swoich ustach. - Chodźcie trzeba się przygotować.
Brzmiał tak oficjalnie, że wiedziałem, że cholerny Malik pożegna się ze swoim życiem, czy tego chce czy nie. 

***

Przyszedłem do pokoju Ellie, byliśmy prawie gotowi do drogi, więc mogłem ją śmiało obudzić. Ona jeszcze tylko musiała się przebrać, bo ciuchy, które miała na sobie były zbyt widoczne, a jeśli doszłoby do skradania byłoby już po nas. Ułożyłem kupkę świeżych ubrań na fotelu obok, cały czas patrząc na blondynkę. Jej włosy były rozsypane na poduszce, jej usta uformowały się w mały grymas co wyglądało naprawdę śmiesznie. Podczas snu wydawała się jeszcze bardziej krucha niż była. 
Ukucnąłem przed łóżkiem dotykając opuszkami palców jej zarumienionych policzków. Spojrzałem ukradkiem na jej dekolt, a w oczy rzuciły mi  się wystające obojczyki. Oblizałem wargi mając ochotę zacząć ją w nie całować, ale niestety aktualna powaga sytuacji nie pozwalała mi na to.
- Louis, przestań - usłyszałem mruknięcie Eleny, która odepchnęła mnie od siebie, tak że opadłem na tyłek.
Usłyszałem jej cichy chichot, a po chwili unosiła głowę podpierając się łokciach. Wygrzebała się z pościeli siadając na skraju łóżka. Jej zaspane oczy nie pozwalały jej długo popatrzeć na mnie, bo jej powieki opadły. Wyglądała na bardzo wyczerpaną oraz zestresowaną.
- Ubierz się w te rzeczy, a ja powiem im, że zaraz przyjdziemy - uśmiechnąłem się całując jej czoło.
Dziewczyna pokiwała głową od razu wstając z miejsca, zabrała ubrania z krzesła bezszelestnie idąc do łazienki. Westchnąłem cicho dostrzegając na stoliku nocnym jakiś rysunek. Zabrałem kartkę przyglądając się jej w skupieniu. Ołówkiem były namalowane na nim dwa pawie dookoła których znajdowało się tło złożone tylko i wyłącznie z gałązek krzewów. Na chwilę obecną były tylko kontury, a tylko w niektórych miejscach zobaczyłem ślady roztartego rysika. Byłem pod ogromnym wrażeniem widząc jaki talent posiadała Ellie. Złożyłem starannie kartę uważając, żeby jej nie pognieść, a następnie włożyłem je do kieszeni bluzy. Wiem, że powinien najpierw się zapytać, ale tak spodobał mi się jej rysunek, że musiałem go mieć. 
Dopiero po chwili przypominało mi się o tym, że chłopaki na nas czekają, zanim podszedłem do drzwi, do środka wparował Niall. Trzymał w rękach dwie spluwy, które mi podał.
- Naucz Elenę, jak się tego używa - mruknął rozglądając się po pokoju. - Gdyby coś jej się stało Charlotte nie darowałaby mi - ściszył głos gdy dostrzegł, że jej tutaj nie ma.
- Horan stul pysk - warknąłem otwierając mu drzwi, pokazałem, żeby wyszedł. 
Blondyn parsknął śmiechem wychodząc, zamknąłem zanim drzwi chowając jedną z broni do kieszeni. 
Elena wyszła z łazienki, widząc broń w moich rękach cofnęła się o krok. W jej oczach zobaczyłem przerażenie.
- Nie bój się, aniołku - odstawiłem broń na szafkę obok podchodząc do niej bardzo powoli.
Mimo, że nie miałem już broni w rękach to i tak bała się mnie. Delikatnie ująłem jej ręce, próbując ją uspokoić.
- Chcę cię nauczyć, jak to używać. Nie chce, żeby coś ci się stało, a użyjesz tego jeżeli będzie to koniecznie, zgoda? - wyszeptałem muskając ustami jej ręce.
- Przepraszam nie jestem przyzwyczajona do takich rzeczy - westchnęła najwyraźniej odzyskując głos.
- Dlatego jestem - puściłem jej oczko sięgając po pistolet.
Stanąłem za nią unosząc rękę z bronią. Oparła się plecami o moją klatkę piersiową delikatnie dotykając broń w miejscu gdzie była moja ręka. Gdy nasze ręce się muskały za każdym ruchem ręki wiedziałem, że między nami jest coś niezwykłego, bo czułem się cholernie dobrze. Żałowałem, że tak długo nie potrafiłem znaleźć się w moich uczuciach, bo już dawno mogłem dzielić się ze wszystkim z Eleną.
Niestety tą chwilę musiał nam przerwać Payne, który tym swoim władczym głosem oświadczył, że już czas na nas.
______________

Hej! 
Od razu przepraszam za jakiekolwiek błędy, ale chwilowo jesteśmy pozbawione laptopa i ciężko nam coś napisać ;)
Osobiście uważam, że część Louisa jest naprawdę okropna, ale z powodu, że przyjełyśmy formę dwa rozdziały w miesiącu dodaje :D
Do następnego!
Lizzie x
Ps. Niedługo na blogu pojawi się niespodzianka.

3 komentarze:

  1. ❤ Czekam na nexta ❤ Cudo!💞

    OdpowiedzUsuń
  2. Proszę mi tutaj nie wydziwiać, rozdział jest naprawdę udany. Tylko ta końcówka... dlaczego mi to robicie i zazwyczaj kończycie w takich momentach? Myślałam, że Charlie juz będzie wolna w tym rozdziale, a niestety moje myślenie na nic się nie zdało. Nie pierwszy raz zresztą ;D
    Mogę śmiało przyznać, że zaczynam poważnie shippować Ells i Louisa. Oby dwoje są naprawdę uroczy w swoich uczuciach w stosunku do siebie. Szczególnie kiedy każde z nich myśli tylko o całowaniu. Po prostu jestem oburzona, że w takich sytuacjach zabiera im się na tak poważne amory, ale tylko troszeczkę gdyż naprawdę ich uwielbiam. Louis sie zmienił w stosunku do Eleny, chwała mu za to! Kurcze, ile można żyć przeszłością? Cała ta Cassie to zamknięty rozdział, a on ją wspomina częściej niż swoją matkę. Teraz powinna tylko i wyłącznie liczyć się dla niego Elena.
    Podoba mi się w tym rozdziale, że dziewczyna stopniowo zaczyna przekonywać się do Nialla. Ich rozmowa była dla mnie miłym akcentem.
    Liam, Liam ten naprawdę zaczyna mnie zaskakiwać z rozdziału na rozdział (*-*). Będziemy chyba musieli pożegnać się z Malikiem, bo ciężko widzę jego przyszłość, a na pewno będzie ona stała pod znakiem zapytania. Szczególnie gdy Li go dopadnie i rozszarpie. Życzę mu powodzenia.
    Mam nadzieję że w następnym rozdziale gromadka pokaże tym chujkom gdzie ich miejsce i odzyskają Charlotte.
    Nabijanie się z Payno wygrywa naprawdę dużo haha
    Miłego wieczoru!
    Nie mogę się doczekać tej niespodzianki! (:
    Daria x

    OdpowiedzUsuń