Louis
Schowałem głowę pod poduszkę słysząc hałasy z dworu. Nie wiem co to za pojeb o tak wczesnej godzinie kosi trawnik. Do kurwy nędzy jakby nie mógł odczekać do tej pieprzonej dwunastej, chyba jebana trawa nie ma takich wymagań, że trzeba ją kosić z samego rana. Zacisnąłem usta wkurwiony na tego typa. Zwlekłem się powoli z kanapy czując ból głowy oraz nie do zniesienia ból pleców. Cały czas spałem na kanapie, ale na dłuższą metę niestety nie było to do zaakceptowania. Budzenie się z bólem nie było najlepszym początkiem dnia, jednak skoro dzisiaj przybędzie mi to trochę pieniędzy będę mógł sobie kupić jakiś porządny materac. Przetarłem zmęczoną twarz spoglądając na zegarek w swoim telefonie. Tak, jak sądziłem było cholernie wcześnie. Godzina siódma, a ten cwel musiał mnie budzić. O tej porze wstawałem, kiedy byłem gówniarzem i musiałem w podskokach chodzić do szkoły. Miałem już iść do łazienki, ale usłyszałem coraz głośniejsze warczenie kosiarki. Uśmiechnąłem się cwaniacko widząc przed sobą roślinę doniczkową, którą sprezentował mi Zayn do nowego mieszkania, tak na powitanie. Otworzyłem okno skąd doskonale widziałem tego idiotę. Wziąłem w ręce zielsko, zamachnąłem się rzucając je w stronę mężczyzna.
- Co ty smarkaczu robisz?! - krzyknął, kiedy jego kosiarka oberwała ode mnie doniczką, co spowodowało, że się wyłączyła.
- Zwykłe porządki wiosenne! To nic takiego! - odkrzyknąłem otrzepując ręce z niewidzialnego pyłku. Facet zaczął coś tam do mnie wrzeszczeć, ale zignorowałem go zamykając z powrotem okno. Niech się cieszy, że nie oberwał roślinką w łeb. Przynajmniej miałem pożytek z podarunku Zayna, bo tak czy inaczej, by zwiędła.
Zwróciłem się w stronę łazienki nucąc pod nosem piosenkę, którą słyszałem wczoraj w klubie. Wczorajszy wieczór można zaliczyć do naprawdę udanych. Szczególnie widok Eleny, która próbowała mi się wyrwać, gdy ją trzymałem. Tak bardzo chciała pomóc swojej przyjaciółce, ale nie mogła. Do tej pory słyszę jej wyzwiska kierowane w moją stronę. Wtedy się wkurwiłem i szedłem wraz z nią na tyły klubu skąd wypchnąłem ją na dwór i zamknąłem drzwi, by nie mogła wejść z powrotem. Uśmiechnąłem się na to wspomnienie.
Po załatwieniu wszystkiego w łazience, przyszedł czas na ubranie się. Dzisiaj zdecydowałem się na białą bokserkę z nadrukiem, ciemne spodnie. Włosy ułożyłem w nieład. Zabrałem kluczyki od samochodu i domu z komody, wyjąłem jeszcze z lodówki napój energetyczny. Nie miałem jakiejkolwiek ochoty na wychodzenie dzisiaj z domu przynajmniej do osiemnastej, niestety moja aktualna sytuacja nie pozwalała mi na to. Przeklinałem na wszystkie możliwe sposoby Deakina, ale nic mi to nie dawało. Nawet gdybym chciał przestać bawić się w tego dostawcę to nie mogę, bo ojciec odetnie mnie od rodzinnej firmy, a matka od kasy i rodzeństwa. Na to nie mogę pozwolić.
Wypuściłem powietrze z ust naciskając na guzik w kluczykach, który otwierał auto. Od samego widoku tego rzęcha robiło mi się niedobrze, a co dopiero w czasie jazdy. Tak bardzo tęsknię za swoim samochodem, jednak nie zapowiada się, żebym go dostał. Może trzeba, by było zacząć grać w pokera? Przecież można wygrać tam niezłe sumy. Tym bardziej, że te typy, które grają w klubie Liama nie wyglądają na specjalnie myślących, czy potrafiących grać. Wyciągnąłem z kieszeni telefon sprawdzając swoje dzisiejsze trasy, które miałem odwiedzić. Codziennie jeden z pracowników w firmie wysłał mi wiadomości. Wolałem zdecydowanie takie powiadomienia niż przyjeżdżanie do biura. Mam już dość zakazanych gęb, którym muszę dostarczać paczki. Wsiadłem do samochodu i od razu chwyciłem w ręce paczkę miętowych malboro. Musiałem się jakoś uspokoić. Tym bardziej, że dzisiaj miałem jeszcze odwiedzić Lange, a znając życie będzie bardzo ciekawie.
Po załatwieniu wszystkiego w łazience, przyszedł czas na ubranie się. Dzisiaj zdecydowałem się na białą bokserkę z nadrukiem, ciemne spodnie. Włosy ułożyłem w nieład. Zabrałem kluczyki od samochodu i domu z komody, wyjąłem jeszcze z lodówki napój energetyczny. Nie miałem jakiejkolwiek ochoty na wychodzenie dzisiaj z domu przynajmniej do osiemnastej, niestety moja aktualna sytuacja nie pozwalała mi na to. Przeklinałem na wszystkie możliwe sposoby Deakina, ale nic mi to nie dawało. Nawet gdybym chciał przestać bawić się w tego dostawcę to nie mogę, bo ojciec odetnie mnie od rodzinnej firmy, a matka od kasy i rodzeństwa. Na to nie mogę pozwolić.
Wypuściłem powietrze z ust naciskając na guzik w kluczykach, który otwierał auto. Od samego widoku tego rzęcha robiło mi się niedobrze, a co dopiero w czasie jazdy. Tak bardzo tęsknię za swoim samochodem, jednak nie zapowiada się, żebym go dostał. Może trzeba, by było zacząć grać w pokera? Przecież można wygrać tam niezłe sumy. Tym bardziej, że te typy, które grają w klubie Liama nie wyglądają na specjalnie myślących, czy potrafiących grać. Wyciągnąłem z kieszeni telefon sprawdzając swoje dzisiejsze trasy, które miałem odwiedzić. Codziennie jeden z pracowników w firmie wysłał mi wiadomości. Wolałem zdecydowanie takie powiadomienia niż przyjeżdżanie do biura. Mam już dość zakazanych gęb, którym muszę dostarczać paczki. Wsiadłem do samochodu i od razu chwyciłem w ręce paczkę miętowych malboro. Musiałem się jakoś uspokoić. Tym bardziej, że dzisiaj miałem jeszcze odwiedzić Lange, a znając życie będzie bardzo ciekawie.
***
Zatrzasnąłem drzwi bagażnika trzymając w rękach skrzynkę z jabłkami idąc wzdłuż chodnika, który prowadził do sklepu spożywczego. Zdecydowałem się, że jedną jej przyniosę tak z dobrej woli. Niech się cieszy, bo więcej razy to się nie powtórzy. Wszedłem do środka, czując zapach lawendy, mimowolnie kąciki moich ust uniosły się ku górze, wczoraj w klubie, kiedy ją trzymałem również tak pachniała tylko, że do tego było czuć zapach wina. Rozejrzałem się dookoła w poszukiwaniu jej, okazało się, że blondynka kuca za ladą przy jednej z półek i układa na niej towar. Miała słuchawki na uszach, dlatego mnie nie słyszała. Trzasnąłem głośno skrzykną o blat, przez co podskoczyła wystraszona. Odwróciła się od razu, ale widząc mnie spuściła wzrok zaciskając usta w wąską linijkę, zajęła się czymś kompletnie innym całkowicie mnie ignorując. Zacisnąłem usta kładąc na jabłka kartkę z pokwitowaniem. Mnie się do cholery jasnej nie ignoruje. Wzięła ją szybko i machnęła swój podpis. Wyciągnęła z kieszeni pieniądze, położyła je na pokwitowaniu. Do rąk wzięła skrzynkę, którą jej przyniosłem.
- Do widzenia - powiedziała chłodno odwracając się do mnie i zaczęła układać kolejno owoce do koszyka.
Tak nie będziemy się bawić. Zmierzyłem ją wzrokiem, musiałem przyznać, że wyglądała naprawdę dobrze w obcisłych jeansach z podwiniętymi nogawkami, w białych trampkach oraz w szarej, luźnej bluzce na ramiączkach. Musiała być taka wkurwiająca?
- Dałaś mi za mało - syknąłem zgarniając z lady pieniądze.
Bez słowa odłożyła skrzynkę na podłogę, wyciągnęła z kieszeni plik pieniędzy, a następnie położyła je na ladę z trzaskiem.
- Proszę, weź wszystkie pieniądze, które dał mi twój przyjaciel i wypieprzaj - warknęła. - Nie potrzebuje, żadnego was do szczęścia. - Chciała się odwrócić, ale złapałem ją za przegub. Próbowała mi się wyrwać, ale nie wychodziło jej to za dobrze, ponieważ ścisnąłem ją mocniej.
- Tak się nie traktuje klientów, skarbie - mruknąłem. Dostrzegłem, że w jej oczach pojawiają się łzy, ale po chwili pokiwała głową odwracając ode mnie wzrok.
- Odczep się ode mnie sukinsynu, ty i Horan jesteście jacyś chorzy na umyśle! - krzyknęła odpychając mnie jedną ręką. - Jeśli myślisz, że w jakikolwiek sposób próbujesz mi zaimponować takim zachowaniu to się grubo mylisz.
Zaśmiałem się kpiąco.
- Nie pochlebiaj sobie... - Nie dokończyłem, bo do sklepu weszła jakaś kobieta o brązowych włosach do ramion. Puściłem Lange, która od razu odskoczyła ode mnie przynajmniej na kilka kroków.
- Ellie, wszystko w porządku? - zapytała posyłając mi wściekłe spojrzenie. Dziewczyna ręką masowała nadgarstek za który ją trzymałem; na zapytanie kobiety pokiwała głową.
- Dobrze, w takim razie możesz już iść.
Uśmiechnęła się do niej z wdzięcznością. Zabrała z krzesła swój plecak i jak najszybciej opuściła sklep nawet na mnie nie patrząc. Te głupie babsko musiało wejść? Chciałem ją jeszcze trochę przestraszyć i pokazać, że ze mną się nie igra.
- Na co czekasz? - usłyszałem głos tej kobiety za pewne właścicielki. Oderwałem wzrok od wyjścia ze sklepu w które się wgapiałem po wyjściu Eleny.
- Słucham?
- Z tego co wiem to do twoich obowiązków należy, również dostarczenie do sklepu wszystkich produktów, a z tego co widziałam reszta mojego zamówienia stoi na podjeździe. Do roboty.
Zacisnąłem usta; co za wstrętne babsko. Niespodziewanie zadzwonił mój telefon.
- Przepraszam, ale dzwoni mój szef.
Zrobiłem smutną minę udając, że mi przykro z tego z powodu, że nie mogę jej pomóc. Wyszedłem ze sklepu przykładając telefon do ucha.
- Cieszę się, że zadzwoniłeś Horan.
- Skąd taki nagły przypływ entuzjazmu z twojej strony?
- Długo, by gadać. No co tam? - mruknąłem wsiadając do samochodu. Na szczęście na dzisiaj był to już koniec. Oparłem się o zagłówek przykładając telefon do ucha. Musiałem coś jeszcze wymyślić, żeby pokazać Elenie, że lepiej niech lepiej się tak do mnie odzywa.
- Nudzi mi się, to dzwonię zakończyłeś już może swoją cudowną pracę?
- Tak - uśmiechnąłem się wpadając na pomysł co mogę zrobić. - I nawet wiem co możemy zrobić, by nam się nie nudziło.
- Podoba mi się twój ton głosu. - Irlandczyk zaśmiał się wyraźnie zadowolony.
- Mam nadzieje, że kiedyś rabowałeś sąsiadom owoce, bo to będzie coś o wiele grubszego - oznajmiłem odpalając silnik. - Spotkamy się u Payne'a w klubie za półgodziny i wszystko obgadamy.
Rozłączyłem się uśmiechając się łobuzersko. Właścicielka chciała żebym pozanosił wszystko do środka, a ja zamiast tego wyniosę z tamtą wszystko co się da. Z Louisem Tomlinsonem się nie zadziera przynajmniej połowa mieszkańców tego miasta będzie o tym wiedziała.
- Odczep się ode mnie sukinsynu, ty i Horan jesteście jacyś chorzy na umyśle! - krzyknęła odpychając mnie jedną ręką. - Jeśli myślisz, że w jakikolwiek sposób próbujesz mi zaimponować takim zachowaniu to się grubo mylisz.
Zaśmiałem się kpiąco.
- Nie pochlebiaj sobie... - Nie dokończyłem, bo do sklepu weszła jakaś kobieta o brązowych włosach do ramion. Puściłem Lange, która od razu odskoczyła ode mnie przynajmniej na kilka kroków.
- Ellie, wszystko w porządku? - zapytała posyłając mi wściekłe spojrzenie. Dziewczyna ręką masowała nadgarstek za który ją trzymałem; na zapytanie kobiety pokiwała głową.
- Dobrze, w takim razie możesz już iść.
Uśmiechnęła się do niej z wdzięcznością. Zabrała z krzesła swój plecak i jak najszybciej opuściła sklep nawet na mnie nie patrząc. Te głupie babsko musiało wejść? Chciałem ją jeszcze trochę przestraszyć i pokazać, że ze mną się nie igra.
- Na co czekasz? - usłyszałem głos tej kobiety za pewne właścicielki. Oderwałem wzrok od wyjścia ze sklepu w które się wgapiałem po wyjściu Eleny.
- Słucham?
- Z tego co wiem to do twoich obowiązków należy, również dostarczenie do sklepu wszystkich produktów, a z tego co widziałam reszta mojego zamówienia stoi na podjeździe. Do roboty.
Zacisnąłem usta; co za wstrętne babsko. Niespodziewanie zadzwonił mój telefon.
- Przepraszam, ale dzwoni mój szef.
Zrobiłem smutną minę udając, że mi przykro z tego z powodu, że nie mogę jej pomóc. Wyszedłem ze sklepu przykładając telefon do ucha.
- Cieszę się, że zadzwoniłeś Horan.
- Skąd taki nagły przypływ entuzjazmu z twojej strony?
- Długo, by gadać. No co tam? - mruknąłem wsiadając do samochodu. Na szczęście na dzisiaj był to już koniec. Oparłem się o zagłówek przykładając telefon do ucha. Musiałem coś jeszcze wymyślić, żeby pokazać Elenie, że lepiej niech lepiej się tak do mnie odzywa.
- Nudzi mi się, to dzwonię zakończyłeś już może swoją cudowną pracę?
- Tak - uśmiechnąłem się wpadając na pomysł co mogę zrobić. - I nawet wiem co możemy zrobić, by nam się nie nudziło.
- Podoba mi się twój ton głosu. - Irlandczyk zaśmiał się wyraźnie zadowolony.
- Mam nadzieje, że kiedyś rabowałeś sąsiadom owoce, bo to będzie coś o wiele grubszego - oznajmiłem odpalając silnik. - Spotkamy się u Payne'a w klubie za półgodziny i wszystko obgadamy.
Rozłączyłem się uśmiechając się łobuzersko. Właścicielka chciała żebym pozanosił wszystko do środka, a ja zamiast tego wyniosę z tamtą wszystko co się da. Z Louisem Tomlinsonem się nie zadziera przynajmniej połowa mieszkańców tego miasta będzie o tym wiedziała.
***
Przywitałem się kiwnięciem głowy z Paddy'm - ochroniarzem Liama, który stał przed klubem i pilnował porządku. Byłem taki zadowolony, kiedy mnie wpuszczał bez żadnego problemu, a inni musieli godzinami stać w kolejkach byle tylko wejść do środka. Ludzie potrafili od samego rana ustawiać się przed klubami, a ja po prostu spokojnie wchodziłem ich miny były bezcenne. Będąc w środku od razu poczułem zapach różnego rodzaju trunków. W środku były całkowite pustki tylko personel brał się za porządki, mycie podłogi, kufli itd. Zmarszczyłem brwi nigdzie nie widząc kumpli.
- Są na dole - usłyszałem za sobą głos jednego z kelnerów.
Skierowałem się do piwnicy gdzie chłopak miał swoją osobistą siłownię. Jeszcze nigdy nie byłem w środku, ale po jego wyglądzie można było sądzić, że lubi spędzać tam czas. Zszedłem po schodach uważając na swoją głowę, aby nie uderzyć nią w sufit, który swoją drogą był naprawdę nisko. Za nisko. Po pokonywaniu dużej ilości schodów moim oczom ukazały się dębowe drzwi zza których było słychać pojedyncze słówka oraz uderzania o coś. Pchnąłem je, a moim oczom ukazała się niewielka sala z lustrami, kilkoma workami i sztangami, zauważyłem również drążek do pociągania się. Ciemny blondyn ubrany tylko w niebieskie spodenki uderzał co chwilę w worek treningowy, jego każdy mięsień był przy tym napięty. Musiałem sam przyznać, że był cholernie umięśniony i po takim widoku nie chciałbym dostać od niego w mordę. Niedaleko niego siedzieli Zayn i Niall, którzy zażarcie o czymś dyskutowali.
- To co to za sprawa? - powiedział Liam po między oddechami. Widząc takiego Payne'a to tylko kompleksów można się nabawić.
- Harry'ego jeszcze nie ma - stwierdziłem rozglądając się w poszukiwaniu go. - Znowu obrabia jakąś laskę?
- Lepiej usiądź, bo możesz zemdleć z wrażenia - zaśmiał się Malik ukazując mi swój rząd białych zębów.
- No mów - ponagliłem go.
- A więc.. - wziął oddech. - Prawdopodobnie Haz, umawia się z jakąś dziewczyną na stałe.
Zmarszczyłem brwi, przecież to nie możliwe... chociaż kiedy jadłem u niego obiad siedział przy stoliku razem z tą dziewczyną z burzą czarnych loków na głowie, potem widziałem jej czuprynę na wczorajszej imprezie.
- Skąd wiecie? - dopytałem siadając koło Nialla.
- Powiedział jak do niego dzwoniłem, że nie może gadać, bo jest na spotkaniu służbowym - odparł Horan podkreślając ostatnie słowo. - A gdy tu jechałem, widziałem go z tą laską z buszem na głowie. Najwyraźniej świetnie się bawili.
- Cholera, mam nadzieje, że nie chce się ustabilizować, bo nie wyobrażam się go z jedną kobietą - parsknąłem śmiechem. - A tym bardziej wśród pieluch.
Cała nasza czwórka wybuchnęła śmiechem. To byłby widok.
- Dobra, więc tak myślałem, żeby trochę opróżnić półki w pobliskim sklepie - powiedziałem splątując palce u rąk.
- O kurwa, chcesz obrabować sklep Marlene? - wydyszał Zayn. - Chyba dostałaby zawału na miejscu.
- Wchodzę! - zawołał Niall, wyciągnąłem w jego stronę pieść, by przybił swoją.
- Zayn? - zwróciłem się do mulata.
- Okej - pokiwał głową uśmiechając się lekko.
- A ty Payno? - Chłopak wziął butelkę wody do buzi wpatrując się w całą naszą trójkę. Jego wzrok był tak lodowaty, że zacząłem się zastanawiać, czy zaraz nas nie zabije.
- Myślisz, że byłbym na tyle głupi, żeby przegapić taką akcję?
Elena
Westchnęłam dokładnie owijając folią obraz dla Liama, jakoś nie chciałam malować go po raz kolejny. Patrząc na niego chwilami miałam ochotę zostawić go dla siebie, ponieważ pierwszy raz spodobało mi się coś co wyszło z moich rąk. Chyba najbardziej urzekły mnie w nim światełka w budynkach i księżyc, tak zdecydowanie księżyc. Oparłam obraz o ścianę. Skoro chce żyć z malowania obrazów to nie powinnam mieć do nich żadnego sentymentu. Tylko najgorsze jest to, że on jest naprawdę udany. Pokiwałam przecząco głową, najważniejszy jest klient.
- Jeszcze raz powiesz, że nie potrafisz malować to wyleje ci na głowę kubeł farby - usłyszałam głos Charlie za sobą.
Uśmiechnęłam się tylko powoli wstając. Miałam dzisiaj naprawdę ciężki dzień i marzyłam jedynie o ciepłej kąpieli, ale niestety musiałam jeszcze zanieść Payne'owi obraz. Najchętniej zadzwoniłabym do niego i powiedziała, że sam ma przyjechać, ale nie mam jego numeru. Kiedyś jeśli ktoś coś będzie u mnie zamawiał będę brała numer telefonu.
- Dobra pójdę zanieść ten obraz i zaraz wracam - odparłam zakładając na głowę beanie.
- Idę z tobą - oznajmiła uśmiechając się lekko.
- Jesteś tego pewna? - chciałam się upewnić, bo było już po osiemnastej, a znając życie cała ta banda już dawno tam siedziała.
- Jasne - kiwnęła głową.
Obie wzięłyśmy obraz - był dość duży, tak czy inaczej cieszyłam się, że Charlotte idzie ze mną, bo zanim sama bym go dostarczyła to trochę, by minęło.
W czasie drogi zaczęłam się zastanawiać, czy poprosić Charlie o pożyczkę. Dzisiaj dzwoniła moja mama i powiedziała, że ojciec miesiąc temu stracił pracę, a teraz nie mają z czego żyć, a ja sama za wiele nie mam. Wszystkie pieniądze, które dał mi Payne oddałam Tomlinsonowi, a opłaty same się nie zapłacą. Zawsze nasza rodzina miała pod górkę, więc zdążyłam się przyzwyczaić. Tylko, że nie mogę zrozumieć, dlaczego Owen, najlepszy przyjaciel mojego taty tak po prostu bez słowa go wyrzucił. I tak płacił mu marne grosze.
- Umm.. Charlie? - odezwałam się zagryzając policzki od środka.
- Tak?
- Głupia sprawa, ale mogłabyś pożyczyć mi trochę pieniędzy? Moi rodzice nie mają z czego żyć, a ja nie mogę im dać - westchnęłam.
- O Boże.. oczywiście! - zawołała przystając.
- Jesteś naprawdę kochana - uśmiechnęłam się naprawdę wdzięczna. - Usiądziemy na chwilę?
Dziewczyna pokiwała głową, opowiedziałam jej o mojej dzisiejszej rozmowie z rodzicielką i o tym, że rozważałam nawet sprzedaż domu. Cieszyłam się, że mam w niej jakąś podporę, bo nie wiem co bym sama zrobiła w takiej sytuacji.
- Załatwmy szybko tą wizytę, a potem zrobimy sobie babski wieczór. - Blondynka wstała łapiąc mnie za rękę i pomagał mi wstać.
Po dziesięciu minutach stanęłyśmy przed najbardziej obleganym miejscu w mieście. Najlepszym wyjściem będzie, jak oddam obraz ochroniarzowi, a on mu da Liamowi. Niestety mężczyzna powiedział, że mam mu go dać osobiście. Miałyśmy już wejść do środka głównym wejściem, ale zatrzymał nas ten ochroniarz.
- Szef jest w swojej siłowni, zaprowadzę was do niej.
Pokiwałyśmy głowami. Gdy zaprowadził nas na tyły klubu otworzyłam szeroko oczy widząc przed sobą ogromne drzwi prowadzące gdzieś do piwnicy. Zaniepokojona spojrzałam na przyjaciółkę, która też wyglądała na lekko przerażoną.
- Cały czas schodami w dół - odparł uśmiechając się do nas. - Tylko uważajcie na głowy, sufit jest strasznie nisko.
Odszedł, a my wgapiałyśmy się w wejście, jak zahipnotyzowane. Co jak wejdziemy tam i nas zamkną? Przełknęłam ślinę.
- Wchodzimy?
- Mamy inne wyjście? W razie czego krzyczymy na cały głos i wiejemy ile sił w nogach - pokiwałam głową na znak, że się zgadzam. Otworzyłam wolną ręką drzwi, gdy zobaczyłam schody, które prowadziły w dół zawahałam się, ale w końcu raz się żyje. Szłyśmy powoli uważając na siebie nawzajem obraz zszedł na drugi plan. Oczywiście, że ważniejsze było dla mnie nasze zdrowie niż moje malunki. Stanęłyśmy przed kolejnymi drzwiami z których było słychać rozmowę.
- Jakby co to w nogi - szepnęłam.
Przyłożyłam rękę zaciśniętą w pięść i zastukałam. W moim gardle powstała gula, kiedy rozległy się jakieś szepty, a po chwili usłyszałam głos Liama, że mamy wejść. Zagryzłam policzki od środka powoli otwierając drzwi. Moim oczom ukazała się siłownia, a na środku stał Liam bez koszulki w samych niebieskich szortach. Na jego widok od razu zrobiło mi się gorąco. To się nazywa wysportowany mężczyzna. Usłyszałam jego dźwięczny śmiech prawdopodobnie wywołany tym, że razem z Charlie gapiłyśmy się na niego przez dobre pięć minut. Otrząsnęłam się, ale niestety nie mogłam nic z siebie wykrztusić. Jak można być takim idealnym?
- To ten obraz? - zapytał nadal rozśmieszony całą sytuacją.
Otworzyłam szeroko oczy i pokiwałam twierdząco głową.
- Jezu.. tak. - W końcu udało mi się cokolwiek powiedzieć. - Przepraszam, ale.. no.. ugh nieważne.
Widząc jego uśmiech mogłam śmiało przyznać, że wcale nie wygląda na takiego strasznego wręcz przeciwnie wyglądał na zwykłego chłopaka, który nie posiada wielkiego klubu i którego nie boi się przynajmniej połowa mieszkańców.
- Zobaczymy.
Gdy zaczął odpakowywać obraz naszła mnie ogromna ochota, żeby uciec i nigdy więcej nie wracać. Co jeśli mu się nie spodoba i będzie chciał żebym zwróciła mu kasę.
- Hej, nie martw się wygląda na zadowolonego. - szepnęła Charlotte dodając mi otuchy.
- Wejdźcie do środka - powiedział dokładnie oglądając swoje zamówienie.
Pokiwałam głową wchodząc do środka. Widząc te wszystkie urządzenia wyobraziłam sobie, jak Payne na nich ćwiczy - zdecydowanie taki widok powinien być zakazany. Przekręciłam głowę na prawą stronę i omal nie dostałam zawału. Na jednej z ławek siedzieli Tomlinson, Horan i Malik. Widząc ich, miałam ochotę uciekać gdzie pieprz rośnie.
- Och! My już pójdziemy! - zawołałam odwracając się do nich plecami, Charlotte pokiwała głową.
- Nie zostańcie chętnie popatrzymy, jak ślinicie się na widok Payne'a - usłyszałam warknięcie blondyna za swoimi plecami. Poczułam, jak moją twarz oblewa rumieniec.
- Horan morda w kubeł - powiedział ostro Liam. - Już ci płacę.
- Nie trzeba - machnęłam ręką. - Wystarczająco mi dałeś przy pierwszym spotkaniu. Trzymaj się.
Nim zdążył odpowiedzieć razem z Charlie byłyśmy już prawie przy wyjściu. Miałam już zamknąć drzwi, kiedy uniemożliwiła mi to czyjaś noga. Serce omal nie podskoczyło mi do gardła na widok ciemnego blondyna.
- Możesz dać mi swój numer? - zapytał.
- Umm.. jasne, ale po co?
- Masz talent i może zdecyduje się na więcej twoich obrazów - odpowiedział.
Poddałam mu numer, chłopak podziękował mi skinieniem głowy, a następnie puścił mi oczko i zszedł z powrotem na dół.
- Czy właśnie Liam Payne wziął mój numer? - zaśmiałam się z niedowierzaniem.
- Mniejsza z tym - machnęła ręką Charlotte. - Widziałaś jego klatę?
Przez resztę drogi do domu gadałyśmy o Liamie w sumie bardziej o jego wyglądzie. Zawsze wydawało mi się, że będzie dobrze wyglądał bez koszulki, ale to co zobaczyłam...wow. Wcale nie uchodził za takie strasznego, jak się go bliżej poznało, ale mimo wszystko wolę się już trzymać od niego z daleka, od niego jak i od jego kumpli. Tylko najgorsze jest to, że dałam mu mój numer.
W czasie powrotu do domu zdecydowałyśmy się, że pójdziemy się przejść na plażę. Już dawno powinnyśmy wrócić, ale postanowiłyśmy usiąść na piasku. Śmiałyśmy się z jakiś pierdół, kiedy zadzwonił mój telefon, zmarszczyłam brwi zastanawiając się kto może dzwonić o tej porze. Spojrzałam na wyświetlacz.
- Marlene - oznajmiłam odbierając.
- Przyjdź do mojego sklepu byle szybko, został okradziony - załkała kobieta rozłączając się.
#
Hej, pyszczki :)
Wiem, wiem znów przesadziłam z faworyzowaniem Liama, ale to mi jakoś samo przychodzi. Obiecuje, że już nie będę (mam nadzieje), ale obie mamy taką ogromną fazę na "Liama jako groźnego właściciela klubu". Dobra dość. Rozdział muszę przyznać nawet mi się podoba.
Założyłyśmy aska specjalnie dla tego bloga, więc możecie zadawać pytania bohaterom i nam. Gdyby wam się nudziło to zawsze jestem do dyspozycji tak samo, jak Hailie. Także zapraszam ♥
Prosiłabym Was kwiatuszki o komentowanie, bo to naprawdę motywuje; ładnie proszę :D
Do następnego!
- To ten obraz? - zapytał nadal rozśmieszony całą sytuacją.
Otworzyłam szeroko oczy i pokiwałam twierdząco głową.
- Jezu.. tak. - W końcu udało mi się cokolwiek powiedzieć. - Przepraszam, ale.. no.. ugh nieważne.
Widząc jego uśmiech mogłam śmiało przyznać, że wcale nie wygląda na takiego strasznego wręcz przeciwnie wyglądał na zwykłego chłopaka, który nie posiada wielkiego klubu i którego nie boi się przynajmniej połowa mieszkańców.
- Zobaczymy.
Gdy zaczął odpakowywać obraz naszła mnie ogromna ochota, żeby uciec i nigdy więcej nie wracać. Co jeśli mu się nie spodoba i będzie chciał żebym zwróciła mu kasę.
- Hej, nie martw się wygląda na zadowolonego. - szepnęła Charlotte dodając mi otuchy.
- Wejdźcie do środka - powiedział dokładnie oglądając swoje zamówienie.
Pokiwałam głową wchodząc do środka. Widząc te wszystkie urządzenia wyobraziłam sobie, jak Payne na nich ćwiczy - zdecydowanie taki widok powinien być zakazany. Przekręciłam głowę na prawą stronę i omal nie dostałam zawału. Na jednej z ławek siedzieli Tomlinson, Horan i Malik. Widząc ich, miałam ochotę uciekać gdzie pieprz rośnie.
- Och! My już pójdziemy! - zawołałam odwracając się do nich plecami, Charlotte pokiwała głową.
- Nie zostańcie chętnie popatrzymy, jak ślinicie się na widok Payne'a - usłyszałam warknięcie blondyna za swoimi plecami. Poczułam, jak moją twarz oblewa rumieniec.
- Horan morda w kubeł - powiedział ostro Liam. - Już ci płacę.
- Nie trzeba - machnęłam ręką. - Wystarczająco mi dałeś przy pierwszym spotkaniu. Trzymaj się.
Nim zdążył odpowiedzieć razem z Charlie byłyśmy już prawie przy wyjściu. Miałam już zamknąć drzwi, kiedy uniemożliwiła mi to czyjaś noga. Serce omal nie podskoczyło mi do gardła na widok ciemnego blondyna.
- Możesz dać mi swój numer? - zapytał.
- Umm.. jasne, ale po co?
- Masz talent i może zdecyduje się na więcej twoich obrazów - odpowiedział.
Poddałam mu numer, chłopak podziękował mi skinieniem głowy, a następnie puścił mi oczko i zszedł z powrotem na dół.
- Czy właśnie Liam Payne wziął mój numer? - zaśmiałam się z niedowierzaniem.
- Mniejsza z tym - machnęła ręką Charlotte. - Widziałaś jego klatę?
Przez resztę drogi do domu gadałyśmy o Liamie w sumie bardziej o jego wyglądzie. Zawsze wydawało mi się, że będzie dobrze wyglądał bez koszulki, ale to co zobaczyłam...wow. Wcale nie uchodził za takie strasznego, jak się go bliżej poznało, ale mimo wszystko wolę się już trzymać od niego z daleka, od niego jak i od jego kumpli. Tylko najgorsze jest to, że dałam mu mój numer.
W czasie powrotu do domu zdecydowałyśmy się, że pójdziemy się przejść na plażę. Już dawno powinnyśmy wrócić, ale postanowiłyśmy usiąść na piasku. Śmiałyśmy się z jakiś pierdół, kiedy zadzwonił mój telefon, zmarszczyłam brwi zastanawiając się kto może dzwonić o tej porze. Spojrzałam na wyświetlacz.
- Marlene - oznajmiłam odbierając.
- Przyjdź do mojego sklepu byle szybko, został okradziony - załkała kobieta rozłączając się.
#
Hej, pyszczki :)
Wiem, wiem znów przesadziłam z faworyzowaniem Liama, ale to mi jakoś samo przychodzi. Obiecuje, że już nie będę (mam nadzieje), ale obie mamy taką ogromną fazę na "Liama jako groźnego właściciela klubu". Dobra dość. Rozdział muszę przyznać nawet mi się podoba.
Założyłyśmy aska specjalnie dla tego bloga, więc możecie zadawać pytania bohaterom i nam. Gdyby wam się nudziło to zawsze jestem do dyspozycji tak samo, jak Hailie. Także zapraszam ♥
Prosiłabym Was kwiatuszki o komentowanie, bo to naprawdę motywuje; ładnie proszę :D
Do następnego!
Swieeetny! :) juz nie moge sie doczekać kolejnego, powodzenia z weną xx
OdpowiedzUsuńSuper
OdpowiedzUsuńczekam na następny rozdział
Specjalnie to robicie, czy co?! Te opisy Payne'a? Kocham was za to :) Harry ma dziewczynę? Tego to bym się za chiny nie spodziewała. Mam nadzieje, że Ells nie będzie miała problemów przez widzi mi się Tomlinsona. Zdecydowanie najlepszym momentem w tym rozdziale było, jak dziewczyny gapiły się na Liama haha
OdpowiedzUsuńZresztą Louis też mnie rozwalił na początku hahah
Udanego weekendu dziewczyny!
Czeka na więcej <3
Daria x
Już was motywuję ;) Świetny rozdział. Już chcę nn. Kocham was <3
OdpowiedzUsuńDobra zdecydowanie Tomlinson to dupek tylko, że Horan jest o wiele gorszym. Przepraszam, ale czy ty chciałaś zabić mnie tym gifem na górze? och, seksowny Louis. Boże Liam i ta jego klata xd nie dziwie się dziewczyną, że tak zareagowały, chciałabym zobaczyć miny chłopaków. Musieli być nieźle urażeni haha
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że Payne nie będzie podrywał Ellie przez sms to rola Louisa xd Pomyśl nad tym :D
Mogę prosić o troszeczkę więcej Zayna? Ładnie tak, jak ty xd
Czekam z niecierpliwością na kolejny z Niallem i Charlotte <3
Dużoo weny Wam życzę x