♫
Złożyłam podpis w dolnej części kartki, a następnie włożyłam ją wraz z pieniędzmi do koperty, która zaadresowana była do moich rodziców. Chyba będę do końca życia wdzięczna swojej przyjaciółce za to, że pożyczyła mi te pieniądze. Tylko będę musiała jej szybko oddać z tego powodu, że straciła pracę. Nie wiem, jak ludzie mogą być tacy podli, by pisać skargi na Charlie. Ona nigdy w życiu nie przywłaszczyłaby sobie czyiś pieniędzy. Odetchnęłam przyglądając się białej kopercie. Mam nadzieje, że na razie im to wystarczy. Żałuję, że oddałam całe pieniądze, które dostałam od Payne’a Tomlinsonowi. Tak to nie musiałabym pożyczać od Charlotte, a oni mieliby więcej. Wsadziłam papier do plecaka w którym również znajdowały się tubki z farbami i kilka oprawionych płócien. Miałam zamiar trochę popracować nad obrazami. Im szybciej coś namaluję tym szybciej ktoś kupi. Tylko przydałoby się, gdzieś wystawić moje bazgroły. Spojrzałam na zegarek wiszący naprzeciwko mnie. Wskazówki wskazywały, za dziesięć ósmą. Zerwałam się z miejsca zabierając klucze od domu. Musiałam jeszcze skoczyć na pocztę. Włożyłam na nos okulary przeciwsłoneczne - słońce grzało od rana i to dość mocno. To były pierwszy od dawana tak upalny dzień. Zazwyczaj w takie dni
wraz Charlie szłyśmy na plażę, ale skoro ja dzisiaj muszę pracować, a ona za
pewne spędza czas ze swoim bratem to chyba nam nic z tego nie wyjdzie. No
chyba, że wieczorem. Bardzo polubiłam Alexa wydawał się taki zwyczajny, ale
zupełnie nie był podobny charakterem do swojej siostry. Byli trochę tak, jak
dzień i noc. Kopnęłam jakiś kamyk, który zaplątał się między moimi nogami.
Po jakiś pięciu minutach znalazłam się przed ogromnym budynkiem z czerwonej cegły. Na górze dużymi literami była napisana nazwa firmy. Popchnęłam wielkie drzwi, a moim oczom okazała się mała sala z kilkoma okienkami. W pomieszczeniu było tyle różnych wejść, że gdybym miała tutaj pracować to pewnie zgubiłabym się wiele razy. Pan Deakin musiał prosperować naprawdę wielkimi pieniędzmi. Tylko zastanawiające jest to, dlaczego Tomlinson pracuje jako dostawca skoro śmiało mógłby być jakimś dyrektorem czy inną grubą szychą. Zresztą to nie moja sprawa, a ten człowiek dla mnie nie istnieje. Wyciągnęłam list czekając na swoją kolej.
Załatwiłam wszystko w przeciągu dziesięciu minut. Kiedy byłam blisko drzwi zadzwonił mój telefon. Chciałam go wyciągnąć z kieszeni, ale niespodziewanie dostałam od kogoś drzwiami. Zawahałam się do tyłu upadając na tyłek. Drugi raz w tym tygodniu to zdecydowanie za dużo. Poczułam mocny ból na czole. Uniosłam wzrok do góry, by zobaczyć kto to był. Gdy zobaczyłam te potargane włosy i szaroniebieskie oczy wiedziałam, że gorzej trafić nie mogłam. Złapałam się za bolące miejsce. Pokiwał głową uśmiechając się kpiąco i ominął mnie.
- Dupek - warknęłam podpierając się ściany, by wstać. Czemu ja muszę mieć takiego pecha do niego. Dopiero po chwili udało mi się jakoś utrzymać się na nogach. Mimo tego że uderzenie nie było jakieś mocne to czułam się strasznie słabo. Odetchnęłam ruszając w stronę sklepu. Mam nadzieje, że nie będę miała jakiegoś wielkiego siniaka.
Po jakiś pięciu minutach znalazłam się przed ogromnym budynkiem z czerwonej cegły. Na górze dużymi literami była napisana nazwa firmy. Popchnęłam wielkie drzwi, a moim oczom okazała się mała sala z kilkoma okienkami. W pomieszczeniu było tyle różnych wejść, że gdybym miała tutaj pracować to pewnie zgubiłabym się wiele razy. Pan Deakin musiał prosperować naprawdę wielkimi pieniędzmi. Tylko zastanawiające jest to, dlaczego Tomlinson pracuje jako dostawca skoro śmiało mógłby być jakimś dyrektorem czy inną grubą szychą. Zresztą to nie moja sprawa, a ten człowiek dla mnie nie istnieje. Wyciągnęłam list czekając na swoją kolej.
Załatwiłam wszystko w przeciągu dziesięciu minut. Kiedy byłam blisko drzwi zadzwonił mój telefon. Chciałam go wyciągnąć z kieszeni, ale niespodziewanie dostałam od kogoś drzwiami. Zawahałam się do tyłu upadając na tyłek. Drugi raz w tym tygodniu to zdecydowanie za dużo. Poczułam mocny ból na czole. Uniosłam wzrok do góry, by zobaczyć kto to był. Gdy zobaczyłam te potargane włosy i szaroniebieskie oczy wiedziałam, że gorzej trafić nie mogłam. Złapałam się za bolące miejsce. Pokiwał głową uśmiechając się kpiąco i ominął mnie.
- Dupek - warknęłam podpierając się ściany, by wstać. Czemu ja muszę mieć takiego pecha do niego. Dopiero po chwili udało mi się jakoś utrzymać się na nogach. Mimo tego że uderzenie nie było jakieś mocne to czułam się strasznie słabo. Odetchnęłam ruszając w stronę sklepu. Mam nadzieje, że nie będę miała jakiegoś wielkiego siniaka.
***
Miałam nadzieje, że nie będę miała siniaka, a po przyjściu do sklepu w lusterku zobaczyłam na swoim czole wielkiego guza. Musiałam go zakryć czapką, bo mógłby odstraszać klientów, a tego Marlene, by mi nie darowała. W sumie po tym, jak sklep został obrabowany z większej połowy towaru to nie widziałam sensu by tutaj przesiadywać, ale polecenie to polecenie. Zdjęłam czapkę z głowy przyglądając się swojemu "upiększeniu" gdy usłyszałam za swoimi plecami czyjeś gwizdnięcie. Odwróciłam się szybko. Przede mną stał Zayn Malik ubrany w biały T-shirt z nadrukiem, czarne spodnie z dziurami na kolanach oraz slip-ony we czarno-białą kratkę, a na szyi powieszony miał naszyjnik, który opadał mu na bluzkę.
- Niezłe sobie limo nabiłaś - skomentował opierając się o ścianę.
- Och.. - westchnęłam z powrotem nakładając na czoło czapkę. - Możesz pogratulować swojemu koledze, bo grzmotnął mnie drzwiami.
Chłopak zaśmiał się pod nosem kiwając głową.
- Co dla ciebie? Jak widać nie ma za dużego wyboru - mruknąłem patrząc na niego uważnie, by sprawdzić, czy jakoś zareaguje. Razem z Charile byłyśmy niemal pewne, że to oni, ale lepiej się upewnić prawda? Niestety nic podejrzanego nie zobaczyłem, ponieważ chłopak zaczął się po prostu rozglądać po towarze.
- Paczkę czerwonych malboro - wzruszył ramionami.
Położyłam na ladę papierosy i odebrałam od niego pieniądze. Wyciągnął jednego z paczki i założył sobie za ucho. Zmarszczyłam brwi śmiejąc się pod nosem. Posłał mi jeden z tych swoich uśmiechów, a następnie wyszedł. Zaraz za nim do sklepu weszła moja przyjaciółka.
- Matko Ells, co z twoim czołem?! - zawołała szybko do mnie podchodząc.
- Aż tak to widać? - jęknęłam siadając bezradnie na krześle obok. - Siadaj, wszystko ci opowiem.
Kiedy usłyszała moją dzisiejszą przygodę zaczęła wyzywać na Tomlinsona ile się dało. Należało mu się, bo zachował się, jak sukinsyn. Obie stwierdziłyśmy, że odkąd poznałyśmy tych kolesi mamy dwa razy większe nieszczęście w życiu, bo w sumie taka prawda.
- Dzisiaj taka ładna pogoda może wybierzemy się na plażę? - zaproponowała Charlotte obejmując mnie ramieniem.
- A wiesz, że o tym samym pomyślałam? - pstryknęłam ją w nos. - Tylko, że nie wiem o której dzisiaj skończę. Marlene dzwoniła, że dzisiaj przewiduje większą dostawę i wychodzi na to, że będę to wszystko musiała układać - westchnęłam przekręcając czapkę tył na przód.
- To ci pomogę, Alexa też się zwerbuje do pracy i będzie szybciej - zaproponowała uśmiechając się.
- Kochana jesteś - przytuliłam ją mocno.
Do środka weszła moja szefowa wraz z jakąś dziewczyną z blond włosami spiętymi w koka. W prawym skrzydełku nosa miała kolczyk. Uśmiechnęła się do nas szeroko i musiałam przyznać, że miała naprawdę śliczny uśmiech.
- Witajcie dziewczyny - przywitała się starsza kobieta. - Ivy siadaj. - W głosie wyczułam wręcz rozkaz i trochę nienawiści. Jeszcze nigdy nie słyszałam takiego tonu głosu u niej. Blondynka posłusznie wykonała polecenie i zajęła miejsce na jednym z wolnych stołków. Razem z Charlie spojrzałyśmy się po sobie zdziwione.
- Z powodu tego, że mój sklep został okradziony postanowiłam, że będzie on otwarty przez całą dobę - odparła szefowa, a ja całkowicie się załamałam. Całą dobę? Rany, przecież ja nie wyrobię. - Co oczywiście się wiąże z twoją podwyżką Elena, może nie będzie jakaś wielka, ale jednak. - Wow chociaż to.
- Będziemy.. - odezwała się niejaka Ivy, ale natychmiastowo przerwała jej Marlene.
- Pozwolił ci się ktoś odzywać? - syknęła na nią, jakby zaraz miała zaatakować ją swoim jadem. Dziewczyna spuściła głowę szepcząc cicho "przepraszam" zaczęła bawić się swoimi palcami. Wybałuszyłam oczy na wierzch. Wychodzi na to, że lepiej będzie, jak nie będę zadzierać z moją szefową, bo może się to skończyć źle.
- Więc.. - zmieniła momentalnie ton głosu. - Nie musisz się martwić Elena nie będziesz sama tutaj sprzedawała, bo Ivy.. - Przysięgam, że podczas wymawiania jej imienia zacisnęła zęby. - Będzie z tobą pracować. Podzielcie się jakoś kto w jaki dzień będzie brał nocki, a kto dniówki.
Pokiwałam głową przynajmniej nie będzie tak źle.
- Mogę cię prosić na słówko Ellie? - zapytała kobieta.
- Jasne, oczywiście - wstałam z miejsca kierując się za kobietą. Wyszłyśmy na zewnątrz gdzie panował naprawdę wielki gorąc.
- Miałabym do ciebie prośbę - odparła przeczesując swoje włosy. - Ivy to moja siostrzenica. Prosiłabym się, żebyś nakładała na nią, jak najwięcej obowiązków. Gdy będzie się zmieniać powiedź, że ma coś zrobić najlepiej co zajęłoby jej dużo czasu. Może w ten sposób wybije sobie z głowy te wszystkie bzdury.
Po tych słowach odeszła. Skołowana wróciłam do środka gdzie zobaczyłam, jak Charlotte rozmawia razem z moją współpracownicą. Blondynka przerwała rozmowę z moją przyjaciółką i podeszła do mnie.
- Nie miałam za najlepszego początku. Jestem Ivy - podała mi rękę.
- Ellie, miło mi cię poznać - uścisnęłam jej rękę.
Po chwili w trójkę zaczęłyśmy ze sobą rozmawiać. Okazało się, że dziewczyna pochodzi z Australii i przeprowadziła się tutaj na wakacje. Marlene od zawsze za nią nie przepadała, ale będąc tutaj wkurzyła bardzo swoją ciotkę. Nie mówiła z jakiego powodu, a my nie chciałyśmy wiedzieć. Nie miałam zamiaru spełnić prośby kobiety, by nakładać na Ivy jakieś obowiązki.
Po godzinie spędzonej z blondynką mogłam śmiało przyznać, że nie da się jej nie lubić. Była naprawdę kochana. Zerknęłam w stronę okna gdzie zobaczyłam zaparkowany samochód Tomlinsona. Przewróciłam oczami czekając na konfrontację z nim, jednak okazało się, że po prostu zostawił towar na podjeździe i gdzieś poszedł. Uśmiechnęłam się zadowolona. Mam nadzieje, że już go dzisiaj nie zobaczę.
- Niezłe sobie limo nabiłaś - skomentował opierając się o ścianę.
- Och.. - westchnęłam z powrotem nakładając na czoło czapkę. - Możesz pogratulować swojemu koledze, bo grzmotnął mnie drzwiami.
Chłopak zaśmiał się pod nosem kiwając głową.
- Co dla ciebie? Jak widać nie ma za dużego wyboru - mruknąłem patrząc na niego uważnie, by sprawdzić, czy jakoś zareaguje. Razem z Charile byłyśmy niemal pewne, że to oni, ale lepiej się upewnić prawda? Niestety nic podejrzanego nie zobaczyłem, ponieważ chłopak zaczął się po prostu rozglądać po towarze.
- Paczkę czerwonych malboro - wzruszył ramionami.
Położyłam na ladę papierosy i odebrałam od niego pieniądze. Wyciągnął jednego z paczki i założył sobie za ucho. Zmarszczyłam brwi śmiejąc się pod nosem. Posłał mi jeden z tych swoich uśmiechów, a następnie wyszedł. Zaraz za nim do sklepu weszła moja przyjaciółka.
- Matko Ells, co z twoim czołem?! - zawołała szybko do mnie podchodząc.
- Aż tak to widać? - jęknęłam siadając bezradnie na krześle obok. - Siadaj, wszystko ci opowiem.
Kiedy usłyszała moją dzisiejszą przygodę zaczęła wyzywać na Tomlinsona ile się dało. Należało mu się, bo zachował się, jak sukinsyn. Obie stwierdziłyśmy, że odkąd poznałyśmy tych kolesi mamy dwa razy większe nieszczęście w życiu, bo w sumie taka prawda.
- Dzisiaj taka ładna pogoda może wybierzemy się na plażę? - zaproponowała Charlotte obejmując mnie ramieniem.
- A wiesz, że o tym samym pomyślałam? - pstryknęłam ją w nos. - Tylko, że nie wiem o której dzisiaj skończę. Marlene dzwoniła, że dzisiaj przewiduje większą dostawę i wychodzi na to, że będę to wszystko musiała układać - westchnęłam przekręcając czapkę tył na przód.
- To ci pomogę, Alexa też się zwerbuje do pracy i będzie szybciej - zaproponowała uśmiechając się.
- Kochana jesteś - przytuliłam ją mocno.
Do środka weszła moja szefowa wraz z jakąś dziewczyną z blond włosami spiętymi w koka. W prawym skrzydełku nosa miała kolczyk. Uśmiechnęła się do nas szeroko i musiałam przyznać, że miała naprawdę śliczny uśmiech.
- Witajcie dziewczyny - przywitała się starsza kobieta. - Ivy siadaj. - W głosie wyczułam wręcz rozkaz i trochę nienawiści. Jeszcze nigdy nie słyszałam takiego tonu głosu u niej. Blondynka posłusznie wykonała polecenie i zajęła miejsce na jednym z wolnych stołków. Razem z Charlie spojrzałyśmy się po sobie zdziwione.
- Z powodu tego, że mój sklep został okradziony postanowiłam, że będzie on otwarty przez całą dobę - odparła szefowa, a ja całkowicie się załamałam. Całą dobę? Rany, przecież ja nie wyrobię. - Co oczywiście się wiąże z twoją podwyżką Elena, może nie będzie jakaś wielka, ale jednak. - Wow chociaż to.
- Będziemy.. - odezwała się niejaka Ivy, ale natychmiastowo przerwała jej Marlene.
- Pozwolił ci się ktoś odzywać? - syknęła na nią, jakby zaraz miała zaatakować ją swoim jadem. Dziewczyna spuściła głowę szepcząc cicho "przepraszam" zaczęła bawić się swoimi palcami. Wybałuszyłam oczy na wierzch. Wychodzi na to, że lepiej będzie, jak nie będę zadzierać z moją szefową, bo może się to skończyć źle.
- Więc.. - zmieniła momentalnie ton głosu. - Nie musisz się martwić Elena nie będziesz sama tutaj sprzedawała, bo Ivy.. - Przysięgam, że podczas wymawiania jej imienia zacisnęła zęby. - Będzie z tobą pracować. Podzielcie się jakoś kto w jaki dzień będzie brał nocki, a kto dniówki.
Pokiwałam głową przynajmniej nie będzie tak źle.
- Mogę cię prosić na słówko Ellie? - zapytała kobieta.
- Jasne, oczywiście - wstałam z miejsca kierując się za kobietą. Wyszłyśmy na zewnątrz gdzie panował naprawdę wielki gorąc.
- Miałabym do ciebie prośbę - odparła przeczesując swoje włosy. - Ivy to moja siostrzenica. Prosiłabym się, żebyś nakładała na nią, jak najwięcej obowiązków. Gdy będzie się zmieniać powiedź, że ma coś zrobić najlepiej co zajęłoby jej dużo czasu. Może w ten sposób wybije sobie z głowy te wszystkie bzdury.
Po tych słowach odeszła. Skołowana wróciłam do środka gdzie zobaczyłam, jak Charlotte rozmawia razem z moją współpracownicą. Blondynka przerwała rozmowę z moją przyjaciółką i podeszła do mnie.
- Nie miałam za najlepszego początku. Jestem Ivy - podała mi rękę.
- Ellie, miło mi cię poznać - uścisnęłam jej rękę.
Po chwili w trójkę zaczęłyśmy ze sobą rozmawiać. Okazało się, że dziewczyna pochodzi z Australii i przeprowadziła się tutaj na wakacje. Marlene od zawsze za nią nie przepadała, ale będąc tutaj wkurzyła bardzo swoją ciotkę. Nie mówiła z jakiego powodu, a my nie chciałyśmy wiedzieć. Nie miałam zamiaru spełnić prośby kobiety, by nakładać na Ivy jakieś obowiązki.
Po godzinie spędzonej z blondynką mogłam śmiało przyznać, że nie da się jej nie lubić. Była naprawdę kochana. Zerknęłam w stronę okna gdzie zobaczyłam zaparkowany samochód Tomlinsona. Przewróciłam oczami czekając na konfrontację z nim, jednak okazało się, że po prostu zostawił towar na podjeździe i gdzieś poszedł. Uśmiechnęłam się zadowolona. Mam nadzieje, że już go dzisiaj nie zobaczę.
***
Po trzech godzinach układania w czwórkę skończyliśmy - Charlie zadzwoniła po swojego brata. Rodzeństwo Fawn musiało iść trochę wcześniej, ponieważ Alex zgłodniał i marudził cały czas, że jest głodny, więc Charlotte wzięła go na jakąś przekąskę. Po skończeniu mieliśmy się spotkać na plaży. Chcieliśmy zabrać ze sobą Iv, ale niestety zaraz po skończeniu musiała wracać do domu. Przeliczałam właśnie kasę, a blondynka układała obok mnie banany do koszyka, kiedy do środka wlazł Tomlinson ubrany w czarną bluzkę na ramiączkach z białymi pasami, na nogach miał ciemne szorty z podwiniętymi nogawkami oraz czarne vansy. Włosy, jak zwykle miał ułożone w nieład nad którym pracował pewnie z godzinę przed lustrem. To by było na tyle z moimi marzeniami o nie spotkaniu go dzisiaj. Spojrzał na mnie, a potem na Ivy i od razu wybałuszył oczy na wierzch. Położył bez słowa kartkę na blat i zaczął się rozglądać po sklepie. Zmarszczyłam brwi obserwując go.
- Podpiszesz tą kartkę czy nie? - warknął wyraźnie zirytowany tym, że obserwuje go z dokładnością.
- Może tak łaskawie wydusisz z siebie proszę, huh? - zapytałam biorąc do ręki długopis i sprawnym ruchem podpisując w odpowiednim miejscu. - Zresztą ty nie znasz takich słów.
- Och wybacz kwiatuszku, ale nie mam zamiaru w jakikolwiek sposób być dla ciebie miłym - wysyczał zwężając swoje oczy. Przysięgam słysząc, że powiedział na mnie kwiatuszek miałam ochotę wylać na niego kubeł z brudną wodą od mycia podłóg, który stał dokładnie koło mnie jednak z trudem się powstrzymałam.
- Do widzenia - warknęłam wkładając do kasy pieniądze.
- Jestem klientem i powinnaś traktować mnie z szacunkiem, a jak widać nie zamierzam wychodzić - ustawał nadal przy swoim, więc przewróciłam oczami biorąc swój plecak, pożegnałam się z Ivy, która była wpatrzona w Tomlinsona, jak w obrazek.
- Skoro ty nie wychodzisz to ja mogę - oznajmiłam uśmiechając się do niego sztucznie i opuszczając sklep.
Przy tym człowieku można nie wytrzymać psychicznie. Nie zdziwię się, jak dzięki niemu będę musiała brać jakieś uspokajające tabletki albo co gorsza wyląduje w psychiatryku.
- Ślicznie wyglądasz z tym wielkim siniakiem na czole! - usłyszałam jego krzyk. Przewróciłam oczami wystawiając w jego stronę środkowy palec.
Pieprzony idiota przysięgam, że kiedyś nie wytrzymam i zaduszę go gołymi rękami. Moje życie było o wiele lepsze, kiedy nie było go na Tybee, więc proszę niech on zniknie. Westchnęłam raczej za prędko się to nie stanie.
- Podpiszesz tą kartkę czy nie? - warknął wyraźnie zirytowany tym, że obserwuje go z dokładnością.
- Może tak łaskawie wydusisz z siebie proszę, huh? - zapytałam biorąc do ręki długopis i sprawnym ruchem podpisując w odpowiednim miejscu. - Zresztą ty nie znasz takich słów.
- Och wybacz kwiatuszku, ale nie mam zamiaru w jakikolwiek sposób być dla ciebie miłym - wysyczał zwężając swoje oczy. Przysięgam słysząc, że powiedział na mnie kwiatuszek miałam ochotę wylać na niego kubeł z brudną wodą od mycia podłóg, który stał dokładnie koło mnie jednak z trudem się powstrzymałam.
- Do widzenia - warknęłam wkładając do kasy pieniądze.
- Jestem klientem i powinnaś traktować mnie z szacunkiem, a jak widać nie zamierzam wychodzić - ustawał nadal przy swoim, więc przewróciłam oczami biorąc swój plecak, pożegnałam się z Ivy, która była wpatrzona w Tomlinsona, jak w obrazek.
- Skoro ty nie wychodzisz to ja mogę - oznajmiłam uśmiechając się do niego sztucznie i opuszczając sklep.
Przy tym człowieku można nie wytrzymać psychicznie. Nie zdziwię się, jak dzięki niemu będę musiała brać jakieś uspokajające tabletki albo co gorsza wyląduje w psychiatryku.
- Ślicznie wyglądasz z tym wielkim siniakiem na czole! - usłyszałam jego krzyk. Przewróciłam oczami wystawiając w jego stronę środkowy palec.
Pieprzony idiota przysięgam, że kiedyś nie wytrzymam i zaduszę go gołymi rękami. Moje życie było o wiele lepsze, kiedy nie było go na Tybee, więc proszę niech on zniknie. Westchnęłam raczej za prędko się to nie stanie.
Louis
Oblizałem górną wargę wpatrując się w odchodzącą sylwetkę Lange musiałem przyznać, że wkurwianie jej było miłą częścią każdego dnia. Musiałem się wrócić po kartkę, którą zapomniałem wziąć. Odwróciłem się, by po nią iść, jednak natychmiastowo odskoczyłem, ponieważ stanąłem twarzą w twarz z Ivy. Uśmiechała się do mnie szeroko. Szczerze musiałem przyznać, że ta dziewczyna zaczęła mnie przerażać. Wyraźnie, kiedy pierwszy raz się z nią przespałem powiedziałem jej, że to tylko jeden jedyny raz. Dobra, zrobiłem to drugi raz, ale tylko dlatego, że byłem narąbany w trzy dupy i za dobrze nie rozumowałem. Niestety do niej nie docierały moje słowa. Trzymała w rękach pokwitowanie. Bez żadnego słowa wziąłem je od niej i odwróciłem się na pięcie idąc w stronę samochodu. Musiałem dzisiaj skoczyć niestety do biura, bo szef miał do mnie jakąś sprawę. Wcale nie uśmiechało mi się tam iść, ale facet mógłby donieść Deakinowi. Wsiadłem do tego wielkiego pudła, które dawano powinno iść na złom i ruszyłem wprost do biura. Na miejsce dotarłem po dwudziestu minutach oczywiście byłbym szybciej gdyby nie ten rzęch. Zmarszczyłem nos widząc kolejny raz dzisiejszego dnia ten budynek. Wolnym krokiem ruszyłem do drzwi nucąc jakąś piosenkę. Kobieta idąca na przeciwko mnie patrzała się na mnie jakbym popełnił jakąś zbrodnię, serio? To już nawet podśpiewywać sobie nie można. Dopiero, kiedy byliśmy wystarczająco blisko dokładnie przyjrzałem się kobiecie. Zacisnąłem ręce w pięści widząc przed sobą właścicielkę sklepu w którym pracowała Elena, a jednocześnie kobietę, która przyłapała mnie w łóżku ze swoją siostrzenicą. Gdybym wiedział, że ta smarkula nie mieszka sama dawno uciekłbym gdzie pieprz rośnie. Gdy ominąłem ją wielkim łukiem nadal czułem na sobie jej pogardliwe spojrzenie. Czułem się, jak jakiś gówniarz. Jednak po chwili te okropne poczucie winy zniknęło, kiedy zobaczyłem przed sobą moje kochane czarne maleństwo. Zważyłem oczy, by przyjrzeć się dokładnie samochodowi, który stał przed budynkiem. Nie byłem do końca pewny, ale gdy zauważyłem rysy, które przypominały moje inicjały od razu podbiegłem do swojego samochodu. Przejechałem palcami po wrytych kreseczkach w miejscu powyżej opony. Dostałem go na dziewiętnaste urodziny i tak się upiłem, że aby każdemu pokazać, że samochód należy do mnie wyryłem na nim niezdarnie swoje inicjały. Mama była o to bardzo zła, ale za to od Marka nie dostałem ani jednej reprymendy. Po prostu cieszył się, że z moje szczęścia. Kochałem go najbardziej na świecie. Zastąpił mi prawdziwego ojca. Do tej pory nie rozumiem dlaczego moja matka zostawiła go dla tego dupka Deakina.
Miałem to zamalować, ale nie potrafiłem. To był taki znak rozpoznawalny mojego auta. Tylko do cholery, jak one się tutaj znalazło? Nie, żebym się nie cieszył, ale jednak zwiastowało to przybycie mojej matki albo co gorsza jej nowego mężulka.
- Widzę, że tęsknisz za tym autem bardziej niż za swoją matką - usłyszałem za sobą głos Dana. Przewróciłem oczami słysząc jego marudliwy ton głos. Przybrałem obojętny wyraz twarzy i odwróciłem się do niego. Jak zwykle miał na sobie jasną koszulę, marynarkę w czarnym kolorze oraz spodnie. Na stopy, jak zwykle założył lakierki. W rękach trzymał kluczyki od mojego samochodu. Bez jakiegokolwiek ostrzeżenia rzucił we mnie błyszczącą rzecz. W ostatniej chwili złapałem zanim spadły na ziemię.
- Jay jest zbyt dla ciebie pobłażliwa - burknął.
- Zawsze taka była i to się chyba nie zmieni - oświadczyłem wyprężając dumnie pierś. Facet przewrócił oczami.
- Matka za tobą tęskni, a ty łaskawie nawet nie potrafisz odebrać telefonu?
Przysięgam miałem ochotę przypieprzyć mu w twarz. Sama tego chciała. Mogła mnie tutaj nie wysyłać. Oby dwoje byli siebie warci. Patrząc na niego czułem straszne obrzydzenie. Był taki poukładany, zawsze musiał we wszystko wtrącać swoje zakichane pięć groszy. Nie podobały mi się jego zasady, więc za wszelką cenę próbował mnie postawić do należytego porządku.
- Tak wyszło - odpowiedziałem arogancko.
- Tak wyszło? - powtórzył unosząc brwi z zaskoczenia i jednocześnie poirytowania. - Jesteś zwykłym gówniarzem, Tomlinson.
- Świetnie, jak zwykle - syknąłem zakładając kółko na którym były zawieszone klucze na palec wskazujący i zacząłem nimi kręcić. - To wszystko? Trochę mi się śpieszy?
- Dostałem donos, że nie wypełniasz należycie swoich obowiązków, zdarzy się jeszcze jedna taka sytuacja, a pożegnasz się z autem oraz ojciec odetnie cię od udziałów w firmie - oznajmił odwracając się na pięcie. Zdusiłem w sobie chęć wykrzyczenia mu jaki jest pojebany. Jestem ciekawy kto był taki mądry, żeby na mnie donieść. Włożyłem klucz do zamka, kiedy uświadomiłem sobie kim może być ta osoba. Blondynka z zielonymi oczami. Lange. Ja już sobie z nią pogadam.
Przysięgam nigdy nie czerpałem takiej radości z jazdy moim ukochanym samochodem. Rozłąka z nim była koszmarem. Musiałem przyznać, że moje autko dawało mi naprawdę dużo radości, bardziej niż cukierek dziecku. Po chwili zaparkowałem przed kamienicą w której mieszkałem. Na samą myśl o tym mieszkaniu robiło mi się niedobrze, ale dzisiaj absolutnie nic nie mogło zepsuć moje humoru. Wysiadłem niechętnie kierując się do mieszkania. Chciałem wyciągnąć klucz z pod wycieraczki, ale usłyszałem jakieś głosy dochodzące zza drzwi. Czyżby jakiś debil postanowił wkraść się do mojego domu? I tak niczego tam nie znajdzie. Przyłożyłem rękę do klamki wypuszczając powietrze z ust i otwarłem je. W korytarzu leżały kogoś buciory, jednak przyglądając się im bardziej rozpoznałem w nich "kozaczki" Stylesa. Co ten idiota robił u mnie w domu?
- Styles?! Idioto co robisz w moim azylu? - zawołałem kopiąc jego jednego buta.
- Azyl? Czyli wielkie wysypisko na śmieci? - odpowiedział wychylając głowę z łazienki. - Ej! co kopiesz moje butki od Saint Laurent dałem za nie ponad 620 funtów, kiedy byłem w Londynie.
Moja szczęka momentalnie powędrowała w dół. Cholera jasna, przecież to moje miesięczne wynagrodzenie za udziały w firmie, a on takie pieniądze wydaje sobie na jakieś buty? Idiota.
- Weź się nie odzywaj, gówniarzu - warknąłem mierząc go wzrokiem. Wokół bioder miał opasany ręcznik, a z jego włosów skapywały jeszcze kropelki wody. - Nie masz własnego domu? Wydajesz wszystko na ciuchy i nie masz za co płacić rachunków? Przykre.
Wywinąłem dolną wargę udając, że jestem smutny z tego powodu. Styles momentalnie poczerwieniał złości, ale tylko pokazał mi środkowy palec i z powrotem wlazł do łazienki. Wszedłem do swojej "sypialni" i od razu padłem na materac, który zakupiłem sobie za pieniądze Lange. Był bardzo wygodny, a co najważniejsze nie musiałem wydawać ani gorsza ze swoich ciężko zarobionych pieniędzy. Miałem zamiar dzisiaj wydać je na drinki dla chłopaków z okazji odzyskania mojego samochodu. Dzisiaj chciałem urządzić sobie takie mini święto. Podłożyłem ręce pod głowę patrząc się w sufit. W sumie teraz miałem wszystko czego potrzebowałem. Samochód, kumpli i spokój. Tylko nie uśmiechało mi się pracowanie jako cholerny dostawca, ale zawsze są jakieś minusy. Przydało, by się jakieś lepsze mieszkanko, a wtedy nic mi nie będzie potrzebne do szczęścia.
Rozległ się trzask drzwi, a po chwili ujrzałem Harry'ego.
- Nie będę mógł cię dzisiaj podwieźć do klubu.
- A co? Chcesz zaszpanować swojej Jasmine? - zakpiłem przenosząc na niego wzrok. Ubrał się w czerwoną koszulę w kratę, którą standardowo rozpiął; tak, że było mu widać tatuaż motyla. Na nogi wcisnął czarne rurki.
- Zejdziecie w końcu z Jas? - warknął miętoląc w buzi gumę do żucia.
- Och, my wcale nie czepiamy się "twojej dziewczyny" - specjalnie podkreśliłem dwa ostatnie słowa, aby zrobić mu na złość. - Tylko ciebie Haz.
Mruknął coś pod nosem, co było za pewne obelgą. Uśmiechnąłem się do niego sztucznie wracając do przyglądania się białemu sufitowi. Razem z Horanem najbardziej dokuczaliśmy Stylesowi z powodu tego, że poprzedniego wieczoru powiedział nam bardzo wyraźnie, że Jasmine jest jego dziewczyną i jeżeli którykolwiek z nas, chociażby spojrzał na nią inaczej niż powinien to urwałby nam jaja. Wyglądało na to, że chłopak wziął ten związek na poważenie. O ile nie za poważnie. Ja po przygodzie z Cass mam dość, jak na razie.
- Payne dzisiaj organizuje w klubie godzinę drinków za połowę ceny - usłyszałem krzyk szatyna z mojej "wielkiej" kuchni.
Wstałem, jak najszybciej z miejsca i podszedłem do walizki, która o dziwo jeszcze zwierała moje ciuchy. Wziąłem zwykły czarny T-shirt, bo koszulka, którą miałem na sobie nie pachniała najlepiej. Styles oparł się o framugę drzwi wkładając sobie do buzi garść chipsów.
- Śmierdzi od ciebie - zmarszczył nos.
- Z pełną gębą się nie mówi - mruknąłem zatrzaskując za sobą drzwi od łazienki.
Będąc w środku omal się nie udusiłem przez zapach wody kolońskiej Harry'ego. Bardziej śmierdzącego zapachu nigdy mój nos nie miał przyjemności spotkać. Moje były o wiele lepsze. Pokręciłem głową spoglądając w lustro. Niestety musiałem przyznać, że wyglądałem okropnie; szczególnie odznaczały się duże worki pod oczami. Warknąłem włączając wodę w prysznicu.
Po załatwieniu wszystkich spraw w łazience usiadłem przed telewizorem, by oglądać, chociaż przez parę minut mecz w którym grała moja ulubiona drużyna. Zaraz miałem jechać do klubu, więc postanowiłem poświęcić trochę czasu piłce nożnej. Harry zniknął z mojego mieszkania, kiedy brałem prysznic za pewne pobiegł do swojej dziuni.
Przez moment miałem ochotę zostać w domu i darować sobie dzisiejszy wypad do klubu, ale okazja picia za połowę ceny nie zdarza się często tym bardziej, że Payne ostatnio miewa jakieś humorki. Nie mam pojęcia o co mu chodzi. Raz przez moment żartuje, a po chwili jest strasznie poważny. Zayn stwierdził, że prawdopodobnie ma jakieś problemy z klubem. Spojrzałem na zegarek. Niestety przydałoby się w końcu ruszyć tyłek z miejsca.
Miałem to zamalować, ale nie potrafiłem. To był taki znak rozpoznawalny mojego auta. Tylko do cholery, jak one się tutaj znalazło? Nie, żebym się nie cieszył, ale jednak zwiastowało to przybycie mojej matki albo co gorsza jej nowego mężulka.
- Widzę, że tęsknisz za tym autem bardziej niż za swoją matką - usłyszałem za sobą głos Dana. Przewróciłem oczami słysząc jego marudliwy ton głos. Przybrałem obojętny wyraz twarzy i odwróciłem się do niego. Jak zwykle miał na sobie jasną koszulę, marynarkę w czarnym kolorze oraz spodnie. Na stopy, jak zwykle założył lakierki. W rękach trzymał kluczyki od mojego samochodu. Bez jakiegokolwiek ostrzeżenia rzucił we mnie błyszczącą rzecz. W ostatniej chwili złapałem zanim spadły na ziemię.
- Jay jest zbyt dla ciebie pobłażliwa - burknął.
- Zawsze taka była i to się chyba nie zmieni - oświadczyłem wyprężając dumnie pierś. Facet przewrócił oczami.
- Matka za tobą tęskni, a ty łaskawie nawet nie potrafisz odebrać telefonu?
Przysięgam miałem ochotę przypieprzyć mu w twarz. Sama tego chciała. Mogła mnie tutaj nie wysyłać. Oby dwoje byli siebie warci. Patrząc na niego czułem straszne obrzydzenie. Był taki poukładany, zawsze musiał we wszystko wtrącać swoje zakichane pięć groszy. Nie podobały mi się jego zasady, więc za wszelką cenę próbował mnie postawić do należytego porządku.
- Tak wyszło - odpowiedziałem arogancko.
- Tak wyszło? - powtórzył unosząc brwi z zaskoczenia i jednocześnie poirytowania. - Jesteś zwykłym gówniarzem, Tomlinson.
- Świetnie, jak zwykle - syknąłem zakładając kółko na którym były zawieszone klucze na palec wskazujący i zacząłem nimi kręcić. - To wszystko? Trochę mi się śpieszy?
- Dostałem donos, że nie wypełniasz należycie swoich obowiązków, zdarzy się jeszcze jedna taka sytuacja, a pożegnasz się z autem oraz ojciec odetnie cię od udziałów w firmie - oznajmił odwracając się na pięcie. Zdusiłem w sobie chęć wykrzyczenia mu jaki jest pojebany. Jestem ciekawy kto był taki mądry, żeby na mnie donieść. Włożyłem klucz do zamka, kiedy uświadomiłem sobie kim może być ta osoba. Blondynka z zielonymi oczami. Lange. Ja już sobie z nią pogadam.
Przysięgam nigdy nie czerpałem takiej radości z jazdy moim ukochanym samochodem. Rozłąka z nim była koszmarem. Musiałem przyznać, że moje autko dawało mi naprawdę dużo radości, bardziej niż cukierek dziecku. Po chwili zaparkowałem przed kamienicą w której mieszkałem. Na samą myśl o tym mieszkaniu robiło mi się niedobrze, ale dzisiaj absolutnie nic nie mogło zepsuć moje humoru. Wysiadłem niechętnie kierując się do mieszkania. Chciałem wyciągnąć klucz z pod wycieraczki, ale usłyszałem jakieś głosy dochodzące zza drzwi. Czyżby jakiś debil postanowił wkraść się do mojego domu? I tak niczego tam nie znajdzie. Przyłożyłem rękę do klamki wypuszczając powietrze z ust i otwarłem je. W korytarzu leżały kogoś buciory, jednak przyglądając się im bardziej rozpoznałem w nich "kozaczki" Stylesa. Co ten idiota robił u mnie w domu?
- Styles?! Idioto co robisz w moim azylu? - zawołałem kopiąc jego jednego buta.
- Azyl? Czyli wielkie wysypisko na śmieci? - odpowiedział wychylając głowę z łazienki. - Ej! co kopiesz moje butki od Saint Laurent dałem za nie ponad 620 funtów, kiedy byłem w Londynie.
Moja szczęka momentalnie powędrowała w dół. Cholera jasna, przecież to moje miesięczne wynagrodzenie za udziały w firmie, a on takie pieniądze wydaje sobie na jakieś buty? Idiota.
- Weź się nie odzywaj, gówniarzu - warknąłem mierząc go wzrokiem. Wokół bioder miał opasany ręcznik, a z jego włosów skapywały jeszcze kropelki wody. - Nie masz własnego domu? Wydajesz wszystko na ciuchy i nie masz za co płacić rachunków? Przykre.
Wywinąłem dolną wargę udając, że jestem smutny z tego powodu. Styles momentalnie poczerwieniał złości, ale tylko pokazał mi środkowy palec i z powrotem wlazł do łazienki. Wszedłem do swojej "sypialni" i od razu padłem na materac, który zakupiłem sobie za pieniądze Lange. Był bardzo wygodny, a co najważniejsze nie musiałem wydawać ani gorsza ze swoich ciężko zarobionych pieniędzy. Miałem zamiar dzisiaj wydać je na drinki dla chłopaków z okazji odzyskania mojego samochodu. Dzisiaj chciałem urządzić sobie takie mini święto. Podłożyłem ręce pod głowę patrząc się w sufit. W sumie teraz miałem wszystko czego potrzebowałem. Samochód, kumpli i spokój. Tylko nie uśmiechało mi się pracowanie jako cholerny dostawca, ale zawsze są jakieś minusy. Przydało, by się jakieś lepsze mieszkanko, a wtedy nic mi nie będzie potrzebne do szczęścia.
Rozległ się trzask drzwi, a po chwili ujrzałem Harry'ego.
- Nie będę mógł cię dzisiaj podwieźć do klubu.
- A co? Chcesz zaszpanować swojej Jasmine? - zakpiłem przenosząc na niego wzrok. Ubrał się w czerwoną koszulę w kratę, którą standardowo rozpiął; tak, że było mu widać tatuaż motyla. Na nogi wcisnął czarne rurki.
- Zejdziecie w końcu z Jas? - warknął miętoląc w buzi gumę do żucia.
- Och, my wcale nie czepiamy się "twojej dziewczyny" - specjalnie podkreśliłem dwa ostatnie słowa, aby zrobić mu na złość. - Tylko ciebie Haz.
Mruknął coś pod nosem, co było za pewne obelgą. Uśmiechnąłem się do niego sztucznie wracając do przyglądania się białemu sufitowi. Razem z Horanem najbardziej dokuczaliśmy Stylesowi z powodu tego, że poprzedniego wieczoru powiedział nam bardzo wyraźnie, że Jasmine jest jego dziewczyną i jeżeli którykolwiek z nas, chociażby spojrzał na nią inaczej niż powinien to urwałby nam jaja. Wyglądało na to, że chłopak wziął ten związek na poważenie. O ile nie za poważnie. Ja po przygodzie z Cass mam dość, jak na razie.
- Payne dzisiaj organizuje w klubie godzinę drinków za połowę ceny - usłyszałem krzyk szatyna z mojej "wielkiej" kuchni.
Wstałem, jak najszybciej z miejsca i podszedłem do walizki, która o dziwo jeszcze zwierała moje ciuchy. Wziąłem zwykły czarny T-shirt, bo koszulka, którą miałem na sobie nie pachniała najlepiej. Styles oparł się o framugę drzwi wkładając sobie do buzi garść chipsów.
- Śmierdzi od ciebie - zmarszczył nos.
- Z pełną gębą się nie mówi - mruknąłem zatrzaskując za sobą drzwi od łazienki.
Będąc w środku omal się nie udusiłem przez zapach wody kolońskiej Harry'ego. Bardziej śmierdzącego zapachu nigdy mój nos nie miał przyjemności spotkać. Moje były o wiele lepsze. Pokręciłem głową spoglądając w lustro. Niestety musiałem przyznać, że wyglądałem okropnie; szczególnie odznaczały się duże worki pod oczami. Warknąłem włączając wodę w prysznicu.
Po załatwieniu wszystkich spraw w łazience usiadłem przed telewizorem, by oglądać, chociaż przez parę minut mecz w którym grała moja ulubiona drużyna. Zaraz miałem jechać do klubu, więc postanowiłem poświęcić trochę czasu piłce nożnej. Harry zniknął z mojego mieszkania, kiedy brałem prysznic za pewne pobiegł do swojej dziuni.
Przez moment miałem ochotę zostać w domu i darować sobie dzisiejszy wypad do klubu, ale okazja picia za połowę ceny nie zdarza się często tym bardziej, że Payne ostatnio miewa jakieś humorki. Nie mam pojęcia o co mu chodzi. Raz przez moment żartuje, a po chwili jest strasznie poważny. Zayn stwierdził, że prawdopodobnie ma jakieś problemy z klubem. Spojrzałem na zegarek. Niestety przydałoby się w końcu ruszyć tyłek z miejsca.
***
Siedziałem rozłożony na jednej z kanap, która znajdowała się koło naszego stolika. Popijałem szkocką wsłuchując się opowieść Zayna. Chłopak dzisiaj porządnie sobie zabalował, a to zazwyczaj on najmniej pije. Śmiał się z byle czego, opowiadał jakieś bzdury czasami nawet wydawało mi się, że są całkowicie wyssane z palca. Tylko ja go słuchałem, bo Horan był zajęty swoim telefonem, a Liama i Harry'ego w ogóle z nami nie było. Payno miał pogadankę ze swoimi pracownikami, a Harold całkowicie nas olał, nawet się nie zjawił.
- Opowiadałem ci... - Zayn zaczął, ale dopadła go jakaś głupawka. Przysiadł się bliżej mnie i objął mnie ramieniem. Zachichotał, jak nastolatka, a ja już wiedziałem, że to po alkoholu wcale nie jest mu tak wesoło.
- Zajarałeś sobie dzisiaj? - zapytałem obserwując roześmianego kumpla.
- No troszeczkę Lou - pokazał mi palcami ile. - Ociupinkę.
- Oczywiście Zaynee - wybuchnąłem śmiechem. - Czemu nie poczęstowałeś swojego kolegi?
- Och, wybacz Lou - posmutniał jednak, po chwili wybuchnął naprawdę głośnym śmiechem. Gdy się uspokoił postanowił uraczyć mnie kolejną historią tym razem ze swojego dzieciństwa. Nie za dobrze mu to wychodziło, bo śmiał się co chwila. Najwidoczniej marihuana działała na niego bardzo, bardzo i to bardzo wesoło. Po dziesięciu minutach stwierdził, że musi do łazienki. Zastanowiłem się czy nie będzie lepiej, jeśli mu pomogę, ale stwierdziłem, że da sobie radę.
- Dużo tego wypalił? - zwróciłem się do Horana, gdy odszedł, ale ciągle miałem wrażenie, że słyszę jego śmiech nawet przez tak głośną muzykę. Nie usłyszałem odpowiedzi, więc rzuciłem w niego garścią orzeszków.
- Kurwa, Louis - mruknął podnosząc w końcu wzrok. Dostrzegłem, że ma zwężone źrenice i jest trochę senny.
- Serio? Ty też? Co za kutasy z was zamiast trochę się podzielić to, kurwa nie - warknąłem zirytowany.
- Odpieprz się. Czepiaj się Malika to on zaproponował mi w domu - wzruszył ramionami odchylając głowę do tyłu.
Wypiłem resztkę swojej szklanki i wstałem, by trochę pochodzić. Horan z Malikiem powinni się nauczyć dzielenia z kumplami. Warknąłem pod nosem przeciskając się pomiędzy ludźmi. Moją uwagę przyciągnął stolik z kartami do gier. Nawilżyłem dolną wargę. Przyszedł czas wrócić do grania. Przeciskałem się czym prędzej, by być jak najszybciej stolika. Zająłem wolne miejsce czekając na resztę przeciwników. Powoli każde miejsce zapełniało się graczami. Widząc ich twarze od razu wiedziałem, że gra będzie łatwa i bez najmniejszego problemu zgarnę całą pulę. Uśmiechnąłem się ukazując swoje zęby, by pokazać mi, że nie będzie ze mną tak łatwo. Wziąłem karty, aby je potasować, kiedy ktoś pociągnął mnie za ramię i odsunął od stolika. Zdziwiony wstałem z miejsca i obejrzałem się za siebie. Za mną stał Liam którego uwieszony był Zayn. Ciemny blondyn ubrany był dzisiaj w skórzaną kurtkę pod którą miał czarny podkoszulek, ciemne spodnie oraz czarne air maxy. Wyglądał jakby wybierał się na jakieś nielegalne wyścigi czy coś.
- Co jest Payno? Chciałem zagrać - warknąłem.
- Zabierz Zayna do domu. Niall gdzieś się zmył, a ja mam spotkanie.
- Ale, Li! - zawołał z rozpaczy mulat. - Ja nie chcę do domu.
- Sam widzisz co się z nim dzieje - przewrócił oczami. - Nie lubię, kiedy mówi się do mnie w ten sposób Zayn. Muszę wracać do pracowników, czeka ich porządny ochrzan.
Przechwyciłem od niego Malika, który widząc mnie poszerzył swój uśmiech. Nawet próbował mnie przytulić, ale mu na to nie pozwoliłem. Szczerze to jakoś nie miałem ochoty odwozić bruneta, ale gdy patrzałem na jego już półprzytomny wzrok zrobiło mi się go szkoda. Wyszliśmy z zatłoczonego klubu i od razu odetchnąłem świeżym powietrzem. Wsiedliśmy do auta.
- Lou, jesteś zły? - odezwał się prostując, postanowiłem się nie odzywać, bo stwierdziłem, że to nie ma najmniejszego sensu. - Wiem co ci polepszy humor.
Wyciągnął z kieszeni swoich dziurawych spodni papierośnicę. Wziął jednego jointa. Zapalił i podał mi. Uśmiechnąłem się szeroko odbierając od go od niego. Zaciągnąłem się mocno i oddałem mulatowi. Powtórzyliśmy proces kilka razy co w efekcie dało, że wypaliliśmy dwa. Poczułem momentalnie, jak się rozluźniam. Całkowicie zapomniałem, że powinienem odwieźć Zayna. Przez cały czas w samochodzie śmialiśmy się z jakiś głupot. To, że siedzenie wydaje się za miękkie, to że klub wygląda w jakiś magiczny sposób i wiele innych dupereli.
#
Dzień dobry!
Dodaje kolejny rozdział napisany z mojej ręki. To już 10 wow jak to leci, a niedawno jeszcze wymyślałyśmy fabułę. Co do rozdział to przyznam, że mi się podoba :D Szczególnie moment w sklepie i konfrontacja Louisa z Deakinem. Pojawiło się w końcu trochę więcej Zayna. Mam nadzieje, że pewna osoba się ucieszy.
Dobra nie zanudzam już.
Mam nadzieje, że rozdział jest dobry :)
Dzień dobry!
Dodaje kolejny rozdział napisany z mojej ręki. To już 10 wow jak to leci, a niedawno jeszcze wymyślałyśmy fabułę. Co do rozdział to przyznam, że mi się podoba :D Szczególnie moment w sklepie i konfrontacja Louisa z Deakinem. Pojawiło się w końcu trochę więcej Zayna. Mam nadzieje, że pewna osoba się ucieszy.
Dobra nie zanudzam już.
Mam nadzieje, że rozdział jest dobry :)
Proosimyy o komentarze! ♥
Pozdrawiam x
Ps. Bohaterowie czekają na wasze pytania :D
Rozdział genialny, czekam na next :D
OdpowiedzUsuńRozdział jest naprawdę genialny i to chyba jeden z moich ulubionych z perspektywy Ells i Louisa. W ogóle kocham ten moment w sklepie i śmiało mogę przyznać, że już shippuje Lollie hihi :D Biedna El dostała od niego drzwiami. Boze Zayn haha po trawce najlepszy. Ciekawe o co chodzi z klubem Liama mam nadzieje, że nic poważnego, bo uwielbiam go roli pamiętajcie o tym xd :)
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego.
Miłego dnia dziewczyny x
Daria
Oczywiście, że sie ciesze! W końcu Zayn i to do tego Zouis :D Rozdział jest naprawdę mistrzowski uwielbiam go :) Lubię, jak Louis mówi na Ellie kwiatuszek aww
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na Charlie i Nialla, jesteście najlepsze <3
Kinia x
No no kawał dobrej roboty robicie! *,* WSPANIAŁY!! <3 /Mii
OdpowiedzUsuń