sobota, 2 sierpnia 2014

Rozdział 3 | Charlotte, Niall |


 

Charlotte 

Usiadłam na kamiennych schodach i postawiłam kubek obok. Jak zwykle pogoda była wspaniała, aż chciało się żyć. Uwielbiałam przesiadywać przed domem, siedzieć jeszcze w piżamie i wygodnych papciach. Upiłam łyka kawy i sięgnęłam po książkę leżącą na trawie. Najwyraźniej zapomniałam ją wczoraj schować. Zaczęłam czytać, gdy niespodziewanie rozbrzmiał dzwonek mojego telefonu. Zaskoczona poszłam odebrać, okazało się że była to Elizabeth, dyrektorka przedszkola.  
- Cześć, Charlotte - usłyszałam znajomy głos. - Mogłabym prosić żebyś przyszła dzisiaj wcześniej?
- Mm, jasne - mruknęłam. - Może być o dziewiątej? Szybciej się nie wyrobie, muszę jeszcze odebrać wypłatę i odebrać nowy grafik.
- Jasne, oczywiście.
Odłożyłam aparat na stolik i poszłam na górę, aby się ubrać. Założyłam na siebie czarny crop top, jasne, jeansowe spodenki z podwyższonym stanem  oraz ciemne sandały. Wrzuciłam najpotrzebniejsze rzeczy do torebki i wyszłam z domu. Przedszkole znajdowało się dosyć daleko od mojego domu więc postanowiłam pojechać rowerem, po drodze oczywiście musiałam jeszcze wstąpić do schroniska. Tam była główna siedziba wolontariatu. Po około piętnastu minutach znalazłam się na miejscu. Zaczęło mnie mdlić, na samą myśl na o rozmowie z Sally. Weszłam do środka i oparłam się o kontuar. Oczywiście musiałam poczekać, aż kobieta łaskawie się pojawi. Niespodziewanie ktoś wszedł do środka, odwróciłam się i zobaczyłam tego chłopaka ze sklepu. Tak samo jak przedtem spojrzał na mnie i się uśmiechnął, momentalnie na moją twarz także się wkradł nieśmiały uśmiech. W oczy rzucił mi się papieros, który miał założony za ucho.
- Znowu jej nie ma? Pewnie w godzinach pracy obrabia klienta - mruknął Mulat.
- Co? Jakiego klienta? - zapytałam zerkając na niego. Parsknął śmiechem.
- Codziennie stoi przed klubem Payne'a i czeka na jakiegoś naiwniaka. Kasa stąd jej nie wystarcza więc zarabia dupą. - Chłopak widocznie był rozbawiony całą sytuacją. - Wiesz o co chodzi, mała.
Skrzywiłam się, gdy nazwał mnie "małą", nie za bardzo mi się to podobało, szczególnie że ten gościu jest mi całkowicie obcy.  
- Pracujesz tutaj? - Zaczął mi się dokładnie przyglądać. - Lubisz, mm, zwierzęta? - W odpowiedzi skinęłam tylko głową. - Aha, przeprowadziłaś się tutaj niedawno? 
Szczerze mówiąc denerwowały mnie te jego wszystkie pytania i chociaż to dziwne, ale ucieszyłam się gdy pokazała się Sally. Jakoś nie wydawało mi się, żeby kobieta była prostytutką. Może po prostu brązowooki nie przepada za Montgomery i chce ją oczernić. Odebrałam zapłatę i grafik po czym zmyłam się stamtąd jak najszybciej. 

***

Zdenerwowana zagryzłam wargę, w drodze do pracy spadł mi łańcuch i za cholerę nie umiałam go założyć. Puściłam rower na trawę i usiadłam obok. Poirytowana schowałam twarz w dłoniach, teraz to na pewno mnie wywalą. Spojrzałam na zegarek, który miałam na ręce. Świetnie, zostało mi jakieś dwadzieścia minut. Nie zdarzę piechotą. Wstałam i zaczęłam przyglądać się kołyszącemu się zbożu. Nagle rozległo się trąbienie samochodu odwróciłam się i zobaczyłam błękitnego pickupa.
- Podrzucić cię?! - usłyszałam znajomy głos. - Przy okazji zrobi się coś z twoim rowerem, mam warsztat niedaleko.
Wzięłam głęboki oddech i skinęłam głową. Brunet wysiadł z auta i położył jednoślad na bagażniku.
- A przy okazji jestem Zayn - oznajmił. - Już nie będziesz jechała z obcą osobą i nie bój się nie jestem jakimś gwałcicielem. Chociaż pewnie wyglądam na niego.
- Charlotte - przedstawiłam się. - Nie pomyślałam, nawet przez chwilę że jesteś gwałcicielem. Bardziej wyglądasz mi na seryjnego morderce.
Zayn wybuchnął śmiechem i ruszył. Włączył radio, zaczął cicho gwizdać. W tym czasie mogłam mu się dokładnie przyjrzeć. Dzisiejszego dnia miał na sobie czarną, rozpiętą koszulę z podwiniętymi rękawami, a pod nią szarą bluzkę na nogach spoczywały lekko podniszczone, brązowe męskie kowbojki za kostkę. Na szyi miał przewiązaną czerwoną chustkę. 
- Skąd się tu przeprowadziłaś? - zapytał zerkając na mnie kątem oka. - Wiem, że nie jesteś tutejsza, ponieważ tutaj nie mamy takich ładnych dziewczyn.
- Przestań - jęknęłam, czując się nieswojo. Od czasu śmierci Luka starałam się unikać mężczyzn. - Owszem, masz rację. Przeprowadziłam się tutaj z Londynu.
Reszta drogi minęła nam na rozmowie, szczerze mówiąc irytowało mnie to, że on ciągle zadawał mi pytania.
Miałam wrażenie, że jestem na jakimś przesłuchaniu. Zanim się zorientowałam byliśmy już na miejscu. 
- Proszę bardzo - powiedział otwierając mi drzwi po czym podał mi rękę, żeby pomóc mi wyjść. - Polecam się na przyszłość, Lottie. Po pracy możesz przyjść po rower. Warsztat jest kawałek dalej.
- Dzięki. - Odwróciłam się i powędrowałam w stronę wejścia, ciągle czując na sobie jego wzrok.
Nie odwracaj się, nie odwracaj się - powtarzałam ciągle w myślach, aż do momentu zniknięcia w budynku. 
Kiedy znalazłam się w środku poczułam dziwną ulgę. Powędrowałam w stronę szatni, odłożyłam torbę i po chwili byłam już na sali z dziećmi. Oczywiście gdy mnie zobaczyły, każdy pobiegł w moją stronę. Tak naprawdę to miejsce było sierocińcem, jednak jakoś się przyjęło że każdy mówi przedszkole. Na całe szczęście, ludzie na Tybee Island mają dobre serce i że tak powiem nie jest tu ubogo. Jasne, że nie ma tu luksów, ale nie można narzekać. Niespodziewanie czyjeś ręce zawiesiły mi się na szyi. Odwróciłam się i zobaczyłam Josepha. Chłopiec miał niecałe dziesięć lat i chyba lubił mnie najbardziej ze wszystkich wolontariuszy. Był już tutaj jak przyjechałam. Elizabeth mówiła mi, że rodzice zostawili go babci jak był jeszcze niemowlakiem. Staruszka umarła sześć lat temu i Jose trafił tutaj. Uśmiechnęłam się do niego i poprawiłam małe okularki na jego nosie.
- Przeczytasz nam bajkę? - zapytał patrząc na mnie swoimi dużymi, bursztynowi oczami.
Skinęłam głową i wstałam.
- To co tym razem, Królewnę Śnieżkę?! - zawołałam, od razu na sali rozległ się głośny wiwat.

***

Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie. Potrząsnęłam głową i stanęłam przed lustrem. Po niecałych trzech godzinach byłam całkowicie wyczerpana. Związałam włosy w niskiego kitka i przyjrzałam się sobie dokładnie. Uśmiechnęłam się i jak zwykle zobaczyłam przerwę między przednimi zębami. Puściłam zimną wodę i przepłukałam kilka razy twarz. Oparłam się rękami o umywalkę, wytarłam się i wyszłam z łazienki. Po chwili znalazłam się pod budynkiem, włożyłam słuchawki do uszu i ruszyłam w stronę warsztatu Zayna. Nie miałam pojęcia gdzie on jest, ale skoro mówił, że jest niedaleko to pewnie muszę iść prosto. Mulat wydawał się być dziwnym człowiekiem, jednak miał coś w sobie takiego, co nie pozwalało mi go nie lubić. Wyciągnęłam pieniądze z torby i zaczęłam liczyć. Idealnie, dostałam premię więc będę mogła kupić Ellie farby, pędzle oraz kilka płócien. Dziewczyna nie pożyczyłaby ode mnie pieniędzy, a prezent musi przyjąć. Nie ma innej opcji inaczej poważnie się na nią obrażę. Nie minęło nawet dziesięć minut, a dostrzegłam budynek przed którym stało kilka samochodu. To musi być tam. Kiedy dotarłam na miejsce momentalnie poczułam zapach benzyny, teraz byłam pewna że to tutaj. Przez otwarty garaż weszłam do środka. Okazało się, że nikogo tam nie było. Zmarszczyłam brwi rozglądając się dookoła. Zacisnęłam rękę na pasku torebki. Zaczęłam chodzić między autami. 
- Jest tu ktoś?! - zawołałam stając. - Hm, Zayn?
Niespodziewanie rozległy się czyjeś kroki, odwróciłam się i zobaczyłam jakiegoś blondyna. Ubrany był w czarną bluzkę, na której były powieszone okulary przeciw słoneczne, błękitne, luźne rurki a na nogach spoczywały czerwone vansy.
- Malika nie ma - oznajmił wycierając ręce w jakąś szmatkę. - Więc muszę wystarczyć ci tylko ja. A tak w ogóle dobrze cię widzieć.
- Skąd mnie znasz? - zapytałam głupio, mimo tego że doskonale go pamiętałam. Nie mam pojęcia co mi odbiło. 
Chłopak za śmiał się po czym podparł się o ścianę i znów na mnie spojrzał.
- Nie pamiętasz? Kilka dni temu, na plaży mniej więcej o szóstej. Wpadłaś prosto w moje ramiona - powiedział ciągle się uśmiechając. - Wyglądałaś wtedy jakbyś przed kimś uciekała.
 - A tak, przepraszam, nie mam pamięci to twarzy - jęknęłam. - Przepraszam, może powiesz mi gdzie jest Zayn, bo miał naprawić mój rower.
Odwrócił się ode mnie tyłem i zaczął czegoś szukać na stole.
- Znowu to robisz - mruknął jakby do siebie, szczerze mówiąc nie miałam pojęcia o co mu chodzi. - Przepraszasz. Jak dalej będziesz się za wszystko obwiniać, to niedługo będziesz przepraszać za to że ludzie zabijają się nawzajem. Świat cię zje na śniadanie. 
Od razu na jego słowa poczułam złość, zacisnęłam pięści. Zaczął mnie coraz bardziej irytować, był o wiele gorszy od Mulata.
- Zamknij się! - krzyknęłam. - Dowiem się gdzie jest mój rower, bo nie widzi mi się wracać na piechotę!
- Oho, teraz się na mnie wkurwiasz, bo mówię prawdę. Czyżbym trafił w twój czuły punkt? - W tej samej chwili rozmawialiśmy już twarzą w twarz. 
- Dobra, nie to nie! - warknęłam odwracając się. Już miałam sobie stamtąd pójść, ale złapał mnie za rękę i przyciągnął mnie do siebie, tak że nasze czoła się stykały.
- Nie tak szybko księżniczko, zabawa dopiero się zaczyna - oświadczył ciągle ściskając mój nadgarstek.
Zmarszczyłam brwi i spróbowałam wyrwać się z jego uścisku, ale był za silny. Jedynym rezultatem było to, że teraz miałam obie ręce uwięzione. Po chwili zrezygnowałam i przymrużyłam oczy zmęczona. Oparłam się głową o jego klatkę piersiową, aby móc złapać oddech. Niebieskooki widocznie był zadowolony z zaistniałej sytuacji. 
- Powiesz mi gdzie mój rower? - sapnęłam wyczerpana ciągle opierając się o niego. - Czy chcesz mnie jeszcze trochę podręczyć? 
- W sumie nudzi mi się, więc to nie byłoby takie złe. - Po tych słowach odsunęłam się od niego i spojrzałam mu w oczy. - Ale i tak wiem, że wrócisz. Zdążymy to nadrobić.
Po mimo mojego wyczerpania myślałam, że zaraz po prostu przywalę mu w twarz. Po kilku sekundach znikł mi z oczu, jednak nie na długo. Na całe szczęście przyprowadził ze sobą mój pojazd. Bez słowa podeszłam do niego i chwyciłam przedmiot. Podniósł ręce i odsunął się, posłałam mu gniewne spojrzenie.
- Do miłego zobaczenia! - krzyknął gdy wychodziłam.
Zacisnęłam szczękę, on był jak jakiś wrzód na dupie. Wtedy na plaży wydawał się całkiem inny, taki łagodny.  Teraz czułam się jakbym rozmawiała z kimś innym, ten chłopak z przed kilku dni zniknął. Westchnęłam i ruszyłam szosą w stronę domu. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w swoim mieszkanku i zapomnieć o tym fatalnym dniu, a przede wszystkim wymazać jego z pamięci. 
Po niecałej godzinie stałam już przed furtką, jak zawsze wyciągnęłam klucz spod schodów. Powędrowałam do łazienki, automatycznie zaczęłam ściągać ubrania i weszłam pod prysznic. Woda przyjemnie muskała moje ciało i dawała ulgę. Stałam tak przez kilka minut dopóki nie rozległo się głośne pukanie do drzwi, podskoczyłam lekko wystraszona. Owinęłam mokre ciało ręcznikiem i poszłam otworzyć. Ktoś znalazł sobie naprawdę świetny moment. Zmarszczyłam brwi, kiedy okazało się że nikogo nie było. Rozejrzałam się dookoła i nic. Pewnie jakieś dzieci robiły sobie żarty. Półprzytomna wróciłam na górę i zaczęłam przeglądać szafę. Po krótkim zastanowieniu wzięłam sukienkę w czarno - białe paski, która wyglądała jak za duża o kilka rozmiarów bluzka, wokół tali przewiązałam jasną jeansową katanę. Na nogi wsunęłam czarne martensy. Wyciągnęłam z torebki kopertę w której były pieniądze. Momentalnie otrzeźwiałam i zaczęłam wyrzucać wszystko po poklei w poszukiwaniu pieniędzy. Niestety nie znalazłam ich. To niemożliwe abym je zgubiła ani gdzieś zostawiła. Jest jedno waśnienie; okradziono mnie. Właściwie wiem nawet kto to zrobił. 

***

Wysiadłam z samochodu i uśmiechnęłam się do pana Mike, byłego dostawcę. Na szczęście facet zgodził się mnie podwiesić, ponieważ jechał w tą samą stronę. Podziękowałam mu i skierowałam się w stronę wejścia do warsztatu. Niestety, pocałowałam klamkę. Cóż będę musiała wrócić tutaj jutro z samego rana. Już chciałam wyciągnąć komórkę i zadzwonić do Carmen aby po mnie przyjechała, ale niespodziewanie rozległ się hałas wywołany motorem. Obróciłam się i dostrzegłam osobę której szukałam. Zacisnęłam pięści, tak mocno że kostki aż pobielały. Dopiero po chwili zorientowałam się, że blondyn także mnie zauważył. Z daleka widziałam ten jego denerwujący uśmiech. Nie minęło sporo czasu, gdy pojawił się obok mnie. 
- A nie mówiłem, że wrócisz? - powiedział zdejmując okulary. - Zawsze wracacie. Jednak muszę cię rozczarować, teraz nie mam czasu. Śpieszę się. - Chciał mnie już wyminąć, ale stanęłam mu na drodze tak żeby nie mógł przejechać. - Widzę, że musisz być naprawdę zdesperowana. 
- Oddawaj. Moje. Pieniądze - wycedziłam każde słowo przez zaciśnięte zęby. - Nie każ mi dzwonić na policję. - Chłopak wybuchnął śmiechem. 
- Naprawiłem ci rower i jeszcze mam za to płacić? - zapytał ciągle się uśmiechając. - A tak nawiasem mówiąc psy boją się mnie bardziej niż ja ich.
- Zabrałeś moją wypłatę z mojej torebki! - zawołałam ignorując jego ostatnie zdanie. - Były przeznaczone na prezent dla przyjaciółki! Oddaj mi je, inaczej zacznę krzyczeć!
Po raz kolejny wybuchnął głośnym, przeszywającym śmiechem. Skrzywiłam się lekko, ale nadal zachowałam zimną krew. Kiedy nie dostałam koperty faktycznie zaczęłam krzyczeć na całe gardło. Momentalnie poczułam ból w krtani, ale mimo tego nie przestawałam. Niebieskooki zakrył mi usta.
- Niech ci będzie, księżniczko - mruknął ściągając dłoń z mojej twarzy. - Proszę twoja kasa.
Wyrwałam mu przedmiot z ręki i zaczęłam liczyć banknoty. Zgadzało się co do centa. Nawet nie zdążyłam się zorientować, że wypuściłam torebkę. Blondyn w tym czasie skorzystał z okazji i ją sobie przywłaszczył. 
- Oddaj to - jęknęłam, gdy w niej grzebał. Tamten oczywiście zignorował mój protest, próbowałam mu ją wyrwać jednak był za silny. Nagle poczułam uporczywe kucie w klatce piersiowej. Zamknęłam oczy i oparłam się o jeden z samochodów. Z sekundy na sekundę czułam się coraz gorzej. Powoli zaczynałam tracić władzę w nogach. Musiałam wziąć żelazo, zawsze je zażywałam w stresujących sytuacjach. 
- Ej, co ci jest? - zapytał spoglądając na mnie. - Jeżeli próbujesz mnie wykołować to ci się nie uda. 
- Daj mi słoiczek z witaminami - sapnęłam. Wydawało mi się, że się dusze. 
Zareagował natychmiast i wygrzebał opakowanie. 
- Jest puste - oświadczył stojąc już obok mnie. - Heej, co ci jest? - Nic nie odpowiedziałam tylko usiadłam na ziemi i oparłam się plecami o auto. Odchyliłam głowę do tyłu i zaczęłam myśleć o morzu w celu odstresowania się. Nie wiem ile minęło czasu, ale w końcu poczułam się lepiej. Zamrugałam kilkakrotnie powiekami. - O, widzę że już ci lepiej. Kurwa, wystraszyłaś mnie. 
Zanim zdążyłam się zorientować wstałam, pozbierałam swoje rzeczy i ruszyłam wolnym krokiem ściskając kurczowo torbę. Wydawało mi się, jakbym śniła. Zawsze tak było, gdy nie wzięłam proszków. Kilka sekund później on już jechał obok mnie na motorze.
- Zawiozę cię do domu - zaproponował. - Nie ma mowy, żebym cię zostawił samą po takim numerze jaki mi urządziłaś.
- Podobno się śpieszyłeś - powiedziałam beznamiętnie. - Powinieneś się ciszyć, widzieliśmy się tylko dwa dni, a już mnie wykończyłeś. Nawet się nie znamy.
- Masz rację nawet czuję jakieś małe zadowolenie, ale lepiej żebyś wiedziała jak twój dręczyciel się nazywa. Jestem Niall Horan.
- Charlotte Fawn.
- No proszę, nawet imię jak dla księżniczki. - Stanął po czym zlazł z motoru i położył ręce na moich ramionach. - Wsiadaj, bo wyglądasz jakbyś miała zaraz wykorkować. Chcę cie jeszcze trochę podręczyć. 
Nie miałam siły odmówić, czułam się jakbym nie spała od kilku dni. Chciałam po prostu jak najszybciej znaleźć się w moim wygodnym łóżku z miękką poduszką oraz pościelą. Nawet się nie zorientowałam, gdy wsunął na moje plecy swoją skórzaną kurtkę, chciałam protestować ale nie potrafiłam. Z niechęcią obielam go w pasie i ruszyliśmy. Oparłam głowę o jego ciepłe plecy. Od śmierci Luke'a, unikałam motocyklów jak ognia. Dzisiaj niestety zmęczenie wygrało, nie miałam nawet siły myśleć. 
Po około piętnastu minutach ujrzałam swój dom, mimowolnie na moją twarz wkradł się w uśmiech. Niall pomógł mi zejść i odprowadził pod same drzwi. Po kryjomu wyciągnęłam klucz i wsunęłam go do zamka.
- Hm, dzięki. - Chciałam już zdjąć mu okrycie, ale mnie powstrzymał.
- Weź ją wyglądasz w niej mega seksownie. - Po mimo jego słów i tak ją zdjęłam. 
- Tym bardziej ją weź, nie chcę wyglądać seksownie dla takiego dupka jak ty. - Wcisnęłam mu nakrycie i weszłam do domu, zatrzaskując mu drzwi przed nosem. 
Bez zbędnych ceregieli położyłam się na kanapę. Prawie usypiam na stojąco, nie nadawałam się do niczego innego niż odpoczywanie. Zamknęłam oczy i już spałam. 

Niall

Gdy Fawn zniknęła za drzwiami uśmiechnąłem się obok nosem. Usiadłem na schodach i wyciągnąłem papierosa. Zaśnie w ciągu jakiś pięciu minut, to było oczywiste, że nie zamknie drzwi na klucz. Była tak wyczerpana, że nawet o tym nie pomyślała. Doskonale wiedziałem, że ma ze sobą katanę, jednak i tak chciałem jej dać swoją. Nie chciało mi się tam sterczeć, więc już po chwili byłem już w środku. Momentalnie uderzył mnie ostry zapach goździków. Stosuje taki odświeżacz powietrza? Wszędzie panował totalny bałagan; porozrzucane ubrania, książki, na podłodze leżało także kilka talerzy. Najwyraźniej nie przepada za sprzątaniem. Ominąłem sporą kupkę koców. Gdy wszedłem do salonu od razu ją dostrzegłem, spała sobie na sofie. Od razu na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Charlotte ciągle miała na sobie sukienkę, która podwinęła się lekko przez co było widać jej czarne, koronkowe majtki. W rozbawieniu pokręciłem głową. Rozejrzałem się dookoła, jedną ścianę zajmował ogromny regał z książkami, przy oknie stało stare białe pianino Zacząłem dalej zwiedzać. Na dole oprócz salonu i korytarza była także kuchnia oraz łazienka. O dziwo w tym pomieszczeniu było czysto. Jakby mieszkały tutaj dwie osoby. Zajrzałem do lodówki i wyciągnąłem puszkę pepsi. Włączyłem radio, nastawiłem głośnik tak, żeby jej nie obudzić i oparłem się o blat kuchenny. W sumie mógłbym tu zamieszkać, całkiem tutaj wygodnie. Wolnym krokiem ruszyłem na górę, gdzie znajdowała się tylko sypialnia. Na środku pokoju leżał duży materac z kilkoma poduszkami i pościelą. Ściany były pomalowane w kolorze pudrowego różu. Wszystko był utrzymane w jasnych kolorach. Najbardziej w oczy rzucały się białe meble. Na pionowej ścianie było okno dachowe oraz kilka plakatów. Obok "łóżka" stał obraz oparty o komodę. Sięgnąłem po niego; w rogu był podpis autora "Ellie Lange". Odłożyłem go ostrożnie na miejsce. Czas się zbierać. Rzuciłem pustą puszkę na podłogę i po chwili znów znalazłem się na parterze. Zanim wyszedłem spojrzałem jeszcze raz na Lotte. Ciągle spała, policzek miała wciśnięty w poduszkę przez co wyglądała jak małe dziecko, większego uroku dodawała jej bielizna na wierzchu. Mimowolnie na moją twarz wkradł się uśmiech. 
- Do zobaczenia, Fawn - mruknąłem pół głosem wychodząc. - Czas się trochę zabawić.
Wsiadłem na motor, jak co wieczór ruszyłem do klubu Payne'a. Nie było nowością, że o tej porze spora część miasteczka, przynajmniej ta młodsza, zbiera się tam. Nie minęło sporo czasu a byłem już na miejscu. Nogi same powiodły mnie do środka. Pewnie gdy ktoś jest tu po raz pierwszy od razu zwraca uwagę na ostry zapach; alkoholu, potu, dymu papierosowego oraz narkotyków. Oczywiście mi to nie przeszkadzało, powiedzmy że byłem już przyzwyczajany. Znalezienie stolika nie sprawiło mi większej trudności. Przywitałem się ze znajomymi i zająłem miejsce obok Harry'ego, który lekko mówiąc był już zalany. 
- Gdzieś ty się podziewałeś? - wybełkotał przez przytknięte oczy. 
- Składałem miłą wizytę przyjaciółce - oznajmiłem chwytając szklankę z wódką, która już na mnie czekała.
Naturalnie chłopacy od razu zinterpretowali to inaczej niż miałem na myśli. Zayn zaczął poruszać brwiami w znaczący sposó b. Zaśmiałem się głośno jak to miałem w zwyczaju.
- Nie chodzi o to - oznajmiłem kręcąc głową. - Ale owszem, pracuję nad tym. Swoją drogą, Payno możesz iść do tej Lange z tym obrazem, bo ma jakiś talent. 
Momentalnie, Lou otworzył oczy i spojrzał na mnie ciekawym wzorkiem.
- A ty skąd to wiesz? - zapytał marszcząc brwi.
- Fawn miała jakiś tam jej obraz w domu - mruknąłem wzruszając ramionami. - Nie wiem, nie przyglądałem się tylko zerknąłem na podpis.
Niespodziewanie rozległo się czyjeś głośne chrapanie, wszyscy spojrzeli na Stylesa, który spał w najlepsze. Wybuchnęliśmy głośnym śmiechem, chłopak sobie nieźle zabalował. Pewnie jutro będzie obsługiwał klientów na kacu. Nalałem sobie kolejną szklankę trunku. Wyciągnąłem paczkę papierosów i zapaliłem ostatniego. Jutro trzeba będzie się wybrać do sklepu. 
Szczerze mówiąc nie chciało mi się dzisiaj siedzieć. Zacząłem się przeciskać między ludźmi, chcąc jak najszybciej znaleźć się w łazience. Cieszyło mnie to, że Liam nie jest jednym z tych gości, którzy całkowicie olewają porządek. Zacząłem sprawdzać każdą kabinę, w celu upewnienia się że nikogo nie ma. W końcu wszedłem do tej na końcu i zdjąłem kurtkę. Gdyby Charlotte wiedziała co w niej było pewnie dostałaby zawału. Wyciągnąłem małą łyżeczkę, małą kostkę z foli aluminiowej, zapalniczkę oraz strzykawkę. Zawsze jak szedłem na imprezę miałem to przy sobie. Ktoś by stwierdził, że to niezbędnik rasowego ćpuna, ale nie byłem uzależniony. Ani fizycznie, ani psychicznie. Owszem biorę heroinę od dłuższego czasu, jednak jak wspominałem nie jestem nałogowcem. Po prostu inne narkotyki mi się znudziły. Ten daje większego kopa. Zabawa jest zawsze lepsza. Zmieszany z wodą proszek podgrzałem  na łyżce po chwili władowałem sobie w żyłę pół grama. Wszystko robiłem już mechanicznie. Usiadłem na podłodze i oparłem się plecami o kibel. Zazwyczaj czekam jakieś dziesięć minut. W między czasie ubrałem się i schowałem wszystko z powrotem. Prawda była zupełnie inna zacząłem ćpać już we więzieniu, miałem tam mnóstwo czasu - szczególnie mnóstwo na myślenie. Oczywiście chodziło mojego przyjaciela, który już dawno nie żył. Codziennie moje myśli schodzą, schodziły i będą schodzić w przeszłość do której nie chcę już wracać. A używki są jedyną ucieczką. Odkąd pamiętam kpiłem z narkomanów, a teraz jestem jedynym  z nich.
Zanim się obejrzałem byłem już na parkiecie. Muzyka przyjemnie dudniła mi w uszach, skutecznie zagłuszała myśli zbaczające ku Luke'owi.

Od autorek:
Pojawiła się zakładka "Informowani", jeśli chciałby ktoś skorzystać to zapraszamy :)

5 komentarzy:

  1. Wow tu mnie zaskoczyłaś z Niallem całkowicie. Przepraszam, ale musze to napisać "Niall ty cholerny, bezczelny zboku" Szczerze to na miejscu Charlie byłabym sie go :> Naprawdę widać ze macie pomysły ;) Och, wprost uwielbiam te imprezy chłopaków! ;D
    Udanego sierpnia! x

    OdpowiedzUsuń
  2. No i zgon takie zaskoczenie, że OMG!! Charlie pokazała pazurki, a Niall zachowuje się jak dupek czekam na nexta weny i buziole ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział. Nie będę się rozpisywać z powodu tego, iż jestem na telefonie, ale Charlotte podbiła moje serce z resztą Niall tak samo
    Będę czekać z niecierpliwością na następny rozdział.
    Pozdrawiam Zoey

    OdpowiedzUsuń
  4. No to się porobiło. Cieszę się, że w tym fanficu zdecydowałyście się, żeby chłopacy byli "bad". Szczególnie Liam. ufugeu przepraszam ostatnio mam na Liama jakąś fazę, ale co poradzić. Wróćmy do Nialla i Charlie.
    No to się będzie działo (dużo)
    Dobra wydawało mi się, że Niall będzie dupkiem, ale nie aż takim! Na szczęście Charlie pokazała, że też potrafi o siebie zadbać. Nie sądziłam, że napiszę taki chaotyczny komentarz, ale cóż. Musisz wybaczyć ;)
    Miłego dnia Dars, x

    OdpowiedzUsuń