Elena
Zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu Charlotte, bo zaczynałam się czuć naprawdę nieswojo na imprezie Harry'ego. Zdziwiłam się, że chłopak nas w ogóle zaprosił, bo przecież jedyne słowa jakie ze sobą wymieniliśmy to na temat jedzenia. Jednak po dłuższym zastanowieniu oraz uświadomieniu sobie, że w domu Stylesa jest dużo ludzi mogłam stwierdzić, że zaprosił kogo akurat spotkał. Od czasu do czasu przewinęła mi się jakaś znajoma twarz, ale i tak czułam się niepewnie.
Westchnęłam i postanowiłam się trochę przejść po jego posiadłości. Miałam wrażenie, że miał tutaj z milion drzwi, które prowadzą za każdym razem do czegoś innego. Idąc korytarzem, omijałam ludzi, którzy albo już dawno przekroczyli stan swojej wytrzymałości alkoholowej, albo obściskujące się pary, które kierowały się do różnych pomieszczeń.
Gdy dotarłam na koniec zobaczyłam schody, które prowadziły na górę akurat, kiedy miałam zamiar po nich wejść zobaczyłam Ivy, która z nich schodziła. Przeklęłam w myślach swoją ciekawość, która mnie tu doprowadziła, bo przynajmniej nie musiałabym jej spotkać. Od jakiegoś czasu ja i Ivy toczyłyśmy wojnę. Po tym, jak któregoś dnia dziewczyna miała pretensję o to, że rzekomo Tomlinson przestał przychodzić do swojej pracy przeze mnie, bo byłam dla niego niemiła. Usłyszałam też, że podobno chciałam go jej ukraść. Co jest totalną bzdurą. Na pewno Louisa przejęłoby to, że byłam dla niego w jakiś sposób niemiła. Po jej słowach ja sama postanowiłam powiedzieć wszystko to co do niej miałam odkąd po części rozwaliła moje urodziny. Pokłóciłyśmy się tak, że poprosiłam moją szefową, żeby ustaliła mi tak godziny pracy, żebym nie musiała oglądać jej siostrzenicy.
Sklep przestał dostawać świeży towar, bo jakiś inny dostawca przyjeżdżał raz w tygodniu. W końcu kiedy Marlene się wkurzyła dali jakiegoś zamiennika na stałe.
Westchnęłam ciężko i zaczęłam wchodzić po schodach jakbym jej nie widziała lub po prostu ignorowała. Dziewczyna chyba sama przybrała taką taktykę. Uśmiechnęłam się pod nosem gdy ją w końcu ominęłam i weszłam na górę. Rozejrzałam się dostrzegając wyjście na jakiś balkon, nie słyszałam żadnych rozmów, więc stwierdziłam, że nikogo tam nie było. Gdy byłam już naprawdę blisko zobaczyłam Tomlinsona, Horana i Payne'a, jak o czymś żwawo rozmawiali. Chciałam się wycofać do tyłu, ale niestety przez moją nieporadność w takich sytuacjach wpadłam piętą na drzwi od balkonu, które poruszając się wydały z siebie ciche skrzypnięcie. Podniosłam wzrok na nich, żeby zobaczyć czy któryś z nich mnie usłyszał. W tym samym czasie Louis odwrócił się i spojrzał na mnie chyba trochę zirytowany. Odwróciłam się na pięcie i szybkim krokiem zmierzałam w stronę schodów. Nie miałam naprawdę ochoty z nim rozmawiać, bo prawdopodobnie powiedziałby mi coś czego nie chciałabym usłyszeć. Gdy byłam już na dole i miałam skręcić w odpowiednią stronę, poczułam mocne szarpnięcie do tyłu. Jęknęłam cicho czując chwilowy ból spowodowany ściśnięciem mojego ramienia.
- Myślałaś, że mi uciekniesz? - Przed sobą zobaczyłam wściekłą twarz Tomlinsona. Przełknęłam ślinę patrząc na jego surowy wzrok.
- Ja.. tylko.. po prostu nie chciałam wam przeszkadzać - wyszeptałam łapiąc się za bolące ramię. - Mógłbyś uważać, to bolało.
- To po co tutaj wlazłaś? Śledziłaś, któregoś z nas? - zrobił krok w moją stronę przez co wpadłam na ścianę.
- Boże nie! - pisnęłam trochę zmieszana jego słowami, a Louis oparł ciężar ciała na swojej ręce, którą umieścił tuż obok mojej głowy. - Co ty robisz? - zamrugałam widząc blisko jego niebieskie oczy, które swoją drogą były naprawdę piękne.
- Przyglądam ci się - odpowiedział od tak, cały czas mierząc mnie swoim wzrokiem. - Odpowiedź na moje pytania to przestanę.
- Nie potrafiłam znaleźć Charlotte, nudziło mi się i postanowiłam się trochę przejść, dotarłam tutaj i widziałam Ivy, jak stąd schodziła, więc żeby nie wyjść na głupią weszłam na górę, a następnie zobaczyłam, jakiś balkon myślałam, że nikogo na nim nie ma. Przysięgam - powiedziałam wszystko tak szybko, że zdziwiłam się, że ani razu się nie zacięłam, bo było mi trudno się skupić przez Louisa.
Musiałam także przyznać, że niestety wyglądał dzisiaj naprawdę dobrze, bo jego włosy były poskręcane w różne strony na sobie miał biały t-shirt oraz ciemne spodnie, ale nie miał butów tylko stał przede mną na boso.
- Ta suka Ivy znowu mnie prześladuje - warknął pod nosem cały czas na mnie patrząc nie odsuwając się ode mnie. - Właśnie między innymi dlatego nie przychodziłem do pracy.
- Ona cię stalkuje? - zaśmiałam się cicho.
- Co w tym śmiesznego? - burknął pod nosem. - Ona jest jakaś chora psychicznie.
- Mi nie musisz tego mówić - odetchnęłam. - Powiedziała mi, że to przeze mnie nie przychodzisz, bo byłam dla ciebie nie miła i niby, że próbuje cię jej ukraść - odparłam, ale dopiero po chwili uświadomiłam sobie co powiedziałam i zakryłam usta ręką. - Ups.
Zaśmiał się tak, że wokół jego oczu pojawiły się urocze zmarszczki, a ja przysięgam mogłabym oglądać taki widok codziennie i do końca życia.
- Twoje obelgi dla mnie są, jak ugryzienie motyla - uśmiechnął się, byłam w niego tak wpatrzona, że nawet nie zauważyłam, że chłopak przybliżył się jeszcze bardziej do mnie.
- Przecież motyle nie gryzą - zmarszczyłam brwi.
- No właśnie dokładnie o to mi chodzi. Twoje "obelgi" - zrobił znak cudzysłowu ręką, którą się nie opierał. - Dla mnie nie istnieją, a nazwanie mnie idiotą w ogóle mnie nie rusza, a w pewnym sensie jest to dla mnie komplement - nawilżył wargi. - Więc próbujesz mnie ukraść Ivy?
- Nie jesteś w moim typie - mruknęłam. - Tym bardziej po tym, jak dostałam od ciebie z drzwi.
Zaśmiał się głośno po czym odsunął się ode mnie i ruszył z powrotem na górę. Wypuściłam powietrze z ust czując, jak robi mi się gorąco. Takie bliskie stanie Tomlinsona wywoływało u mnie dziwne reakcje i wolałam jakoś specjalnie go za często nie spotykać. Zdecydowanie Louis przekraczał moją przestrzeń osobistą.
Westchnęłam i postanowiłam się trochę przejść po jego posiadłości. Miałam wrażenie, że miał tutaj z milion drzwi, które prowadzą za każdym razem do czegoś innego. Idąc korytarzem, omijałam ludzi, którzy albo już dawno przekroczyli stan swojej wytrzymałości alkoholowej, albo obściskujące się pary, które kierowały się do różnych pomieszczeń.
Gdy dotarłam na koniec zobaczyłam schody, które prowadziły na górę akurat, kiedy miałam zamiar po nich wejść zobaczyłam Ivy, która z nich schodziła. Przeklęłam w myślach swoją ciekawość, która mnie tu doprowadziła, bo przynajmniej nie musiałabym jej spotkać. Od jakiegoś czasu ja i Ivy toczyłyśmy wojnę. Po tym, jak któregoś dnia dziewczyna miała pretensję o to, że rzekomo Tomlinson przestał przychodzić do swojej pracy przeze mnie, bo byłam dla niego niemiła. Usłyszałam też, że podobno chciałam go jej ukraść. Co jest totalną bzdurą. Na pewno Louisa przejęłoby to, że byłam dla niego w jakiś sposób niemiła. Po jej słowach ja sama postanowiłam powiedzieć wszystko to co do niej miałam odkąd po części rozwaliła moje urodziny. Pokłóciłyśmy się tak, że poprosiłam moją szefową, żeby ustaliła mi tak godziny pracy, żebym nie musiała oglądać jej siostrzenicy.
Sklep przestał dostawać świeży towar, bo jakiś inny dostawca przyjeżdżał raz w tygodniu. W końcu kiedy Marlene się wkurzyła dali jakiegoś zamiennika na stałe.
Westchnęłam ciężko i zaczęłam wchodzić po schodach jakbym jej nie widziała lub po prostu ignorowała. Dziewczyna chyba sama przybrała taką taktykę. Uśmiechnęłam się pod nosem gdy ją w końcu ominęłam i weszłam na górę. Rozejrzałam się dostrzegając wyjście na jakiś balkon, nie słyszałam żadnych rozmów, więc stwierdziłam, że nikogo tam nie było. Gdy byłam już naprawdę blisko zobaczyłam Tomlinsona, Horana i Payne'a, jak o czymś żwawo rozmawiali. Chciałam się wycofać do tyłu, ale niestety przez moją nieporadność w takich sytuacjach wpadłam piętą na drzwi od balkonu, które poruszając się wydały z siebie ciche skrzypnięcie. Podniosłam wzrok na nich, żeby zobaczyć czy któryś z nich mnie usłyszał. W tym samym czasie Louis odwrócił się i spojrzał na mnie chyba trochę zirytowany. Odwróciłam się na pięcie i szybkim krokiem zmierzałam w stronę schodów. Nie miałam naprawdę ochoty z nim rozmawiać, bo prawdopodobnie powiedziałby mi coś czego nie chciałabym usłyszeć. Gdy byłam już na dole i miałam skręcić w odpowiednią stronę, poczułam mocne szarpnięcie do tyłu. Jęknęłam cicho czując chwilowy ból spowodowany ściśnięciem mojego ramienia.
- Myślałaś, że mi uciekniesz? - Przed sobą zobaczyłam wściekłą twarz Tomlinsona. Przełknęłam ślinę patrząc na jego surowy wzrok.
- Ja.. tylko.. po prostu nie chciałam wam przeszkadzać - wyszeptałam łapiąc się za bolące ramię. - Mógłbyś uważać, to bolało.
- To po co tutaj wlazłaś? Śledziłaś, któregoś z nas? - zrobił krok w moją stronę przez co wpadłam na ścianę.
- Boże nie! - pisnęłam trochę zmieszana jego słowami, a Louis oparł ciężar ciała na swojej ręce, którą umieścił tuż obok mojej głowy. - Co ty robisz? - zamrugałam widząc blisko jego niebieskie oczy, które swoją drogą były naprawdę piękne.
- Przyglądam ci się - odpowiedział od tak, cały czas mierząc mnie swoim wzrokiem. - Odpowiedź na moje pytania to przestanę.
- Nie potrafiłam znaleźć Charlotte, nudziło mi się i postanowiłam się trochę przejść, dotarłam tutaj i widziałam Ivy, jak stąd schodziła, więc żeby nie wyjść na głupią weszłam na górę, a następnie zobaczyłam, jakiś balkon myślałam, że nikogo na nim nie ma. Przysięgam - powiedziałam wszystko tak szybko, że zdziwiłam się, że ani razu się nie zacięłam, bo było mi trudno się skupić przez Louisa.
Musiałam także przyznać, że niestety wyglądał dzisiaj naprawdę dobrze, bo jego włosy były poskręcane w różne strony na sobie miał biały t-shirt oraz ciemne spodnie, ale nie miał butów tylko stał przede mną na boso.
- Ta suka Ivy znowu mnie prześladuje - warknął pod nosem cały czas na mnie patrząc nie odsuwając się ode mnie. - Właśnie między innymi dlatego nie przychodziłem do pracy.
- Ona cię stalkuje? - zaśmiałam się cicho.
- Co w tym śmiesznego? - burknął pod nosem. - Ona jest jakaś chora psychicznie.
- Mi nie musisz tego mówić - odetchnęłam. - Powiedziała mi, że to przeze mnie nie przychodzisz, bo byłam dla ciebie nie miła i niby, że próbuje cię jej ukraść - odparłam, ale dopiero po chwili uświadomiłam sobie co powiedziałam i zakryłam usta ręką. - Ups.
Zaśmiał się tak, że wokół jego oczu pojawiły się urocze zmarszczki, a ja przysięgam mogłabym oglądać taki widok codziennie i do końca życia.
- Twoje obelgi dla mnie są, jak ugryzienie motyla - uśmiechnął się, byłam w niego tak wpatrzona, że nawet nie zauważyłam, że chłopak przybliżył się jeszcze bardziej do mnie.
- Przecież motyle nie gryzą - zmarszczyłam brwi.
- No właśnie dokładnie o to mi chodzi. Twoje "obelgi" - zrobił znak cudzysłowu ręką, którą się nie opierał. - Dla mnie nie istnieją, a nazwanie mnie idiotą w ogóle mnie nie rusza, a w pewnym sensie jest to dla mnie komplement - nawilżył wargi. - Więc próbujesz mnie ukraść Ivy?
- Nie jesteś w moim typie - mruknęłam. - Tym bardziej po tym, jak dostałam od ciebie z drzwi.
Zaśmiał się głośno po czym odsunął się ode mnie i ruszył z powrotem na górę. Wypuściłam powietrze z ust czując, jak robi mi się gorąco. Takie bliskie stanie Tomlinsona wywoływało u mnie dziwne reakcje i wolałam jakoś specjalnie go za często nie spotykać. Zdecydowanie Louis przekraczał moją przestrzeń osobistą.
***
Siedziałam wraz z Charlie, którą w końcu udało mi się znaleźć, na krawężniku czekając na taksówkę. Muzyka dobiegająca z domu Harry'ego cały czas dudniła mi w uszach. Takie tłoki to było dla mnie za dużo, wolałam zawsze spędzać czas z zaufanymi osobami i najlepiej, żeby nie było nas za dużo. Wręcz dusiłam się w dużym towarzystwie. Patrzałam na gwiazdy zastanawiając się o co chodziło Tomlinsonowi po tym, jak zaśmiał się, kiedy powiedziałam mu, że nie jest w moim typie.
- Harry to całkiem miły koleś i widać, że coś czuje do Jasmine. - Moje przemyślenia przerwała mi Charlotte.
- Też mi się tak wydaje. Widziałaś, jak o nią dba? - uśmiechnęłam się bawiąc sznurówką swoich butów.
- Tak, nie odstępował jej na krok. Dziewczyna nawet nie mogła iść sama do łazienki - zaśmiała się Charlotte. - Wiesz w pewnym sensie to przerażające, ale bardzo słodkie.
- Wyjęłaś mi to z ust - odparłam kładąc głowę na ramieniu dziewczyny. - Chciałabym też tak.
- Och Ells, jeszcze znajdziesz swojego księcia - zaśmiała się. - Może jest bliżej niż myślisz.
- Strasznie się cieszę, że cie mam - wyszeptałam po tym, jak się uspokoiłyśmy. - Jesteś naprawdę dla mnie ważna.
- Ty dla mnie też Elena - powiedziała równie cicho.
- Przyjaciółki od Tybee, aż do końca - uśmiechnęłam się.
Charlotte mocno mnie wyściskała.
Zawsze chciałam mieć taką przyjaciółkę. Była idealna pod każdym względem, zawsze mogłam powiedzieć jej cokolwiek chciałam. Przyjeżdżając do Tybee byłam pełna obaw, że się tutaj nie dopasuje, ale czuje się świetnie mając taką osobę, jak Charlotte u boku. Czasami mam po prostu ochotę wrócić do momentu kiedy się poznałyśmy, przeżyć to jeszcze raz.
- Jak coś czasami powiesz to wydaje mi się, że powinnaś zostać pisarką - powiedziała uśmiechając się szeroko.
- Czyli jednak uważasz, że jestem kiepską malarką? - uniosłam brwi. - Przyłapałam cię - dźgnęłam ją w bok.
- Hej! - pisnęła. - Do malowania też masz talent. Mój szef to nawet przyznał, a on ma zawsze rację pamiętasz?
- Pewnie, serio nie chciałabym być w skórze osoby, która sprzeciwiłaby mu się.
Niespodziewanie usłyszałyśmy za swoimi plecami czyjeś chrząknięcie. Spojrzałyśmy na siebie wraz z Charlie, a następnie odwróciłyśmy głowę. Naszym oczom ukazały Liam, który patrzał się na nas z uniesioną brwią. Wstałyśmy tak szybko, jak potrafiłyśmy i spojrzałyśmy na niego. Jego mina naprawdę wyglądała nieciekawie. Miałam wrażenie, że zaraz tak nas opieprzy, że nie będziemy wiedziały, jak się nazywamy.
- Wy dwie jesteście naprawdę zabawne - zaśmiał się. - Uwierzcie mi, że takie osoby nie istnieją. Żadna nie odważy się mi sprzeciwić, a jeśli nawet to taki ktoś zdarza się na milion. - powiedział dość poważnym tonem. - Wasza taksówka przyjechała - powiedział odchodząc.
Przełknęłam ślinę.
- Wiesz zdecydowanie powinnyśmy uważać, kiedy o nim rozmawiamy - wyszeptała Charlotte, a ja pokiwałam głową.
- Harry to całkiem miły koleś i widać, że coś czuje do Jasmine. - Moje przemyślenia przerwała mi Charlotte.
- Też mi się tak wydaje. Widziałaś, jak o nią dba? - uśmiechnęłam się bawiąc sznurówką swoich butów.
- Tak, nie odstępował jej na krok. Dziewczyna nawet nie mogła iść sama do łazienki - zaśmiała się Charlotte. - Wiesz w pewnym sensie to przerażające, ale bardzo słodkie.
- Wyjęłaś mi to z ust - odparłam kładąc głowę na ramieniu dziewczyny. - Chciałabym też tak.
- Och Ells, jeszcze znajdziesz swojego księcia - zaśmiała się. - Może jest bliżej niż myślisz.
- Może - westchnęłam. - Póki co mam ciebie - cmoknęłam przyjaciółkę w policzek. - Wiesz o tym, że jak nie znajdę swojego księcia to będziesz mnie miała do końca życia na karku? Prawdopodobnie zamieszkam u ciebie w piwnicy - zaśmiałam się.
Dziewczyna zaśmiała się, a następnie mocno mnie przytuliła.
- Możesz nawet zamieszkać w mojej sypialni ustąpię ci moje łóżko, a mojego przyszłego mężulka wyrzucimy do piwnicy - zaśmiała się głośniej, a ja wraz z nią.- Strasznie się cieszę, że cie mam - wyszeptałam po tym, jak się uspokoiłyśmy. - Jesteś naprawdę dla mnie ważna.
- Ty dla mnie też Elena - powiedziała równie cicho.
- Przyjaciółki od Tybee, aż do końca - uśmiechnęłam się.
Charlotte mocno mnie wyściskała.
Zawsze chciałam mieć taką przyjaciółkę. Była idealna pod każdym względem, zawsze mogłam powiedzieć jej cokolwiek chciałam. Przyjeżdżając do Tybee byłam pełna obaw, że się tutaj nie dopasuje, ale czuje się świetnie mając taką osobę, jak Charlotte u boku. Czasami mam po prostu ochotę wrócić do momentu kiedy się poznałyśmy, przeżyć to jeszcze raz.
- Jak coś czasami powiesz to wydaje mi się, że powinnaś zostać pisarką - powiedziała uśmiechając się szeroko.
- Czyli jednak uważasz, że jestem kiepską malarką? - uniosłam brwi. - Przyłapałam cię - dźgnęłam ją w bok.
- Hej! - pisnęła. - Do malowania też masz talent. Mój szef to nawet przyznał, a on ma zawsze rację pamiętasz?
- Pewnie, serio nie chciałabym być w skórze osoby, która sprzeciwiłaby mu się.
Niespodziewanie usłyszałyśmy za swoimi plecami czyjeś chrząknięcie. Spojrzałyśmy na siebie wraz z Charlie, a następnie odwróciłyśmy głowę. Naszym oczom ukazały Liam, który patrzał się na nas z uniesioną brwią. Wstałyśmy tak szybko, jak potrafiłyśmy i spojrzałyśmy na niego. Jego mina naprawdę wyglądała nieciekawie. Miałam wrażenie, że zaraz tak nas opieprzy, że nie będziemy wiedziały, jak się nazywamy.
- Wy dwie jesteście naprawdę zabawne - zaśmiał się. - Uwierzcie mi, że takie osoby nie istnieją. Żadna nie odważy się mi sprzeciwić, a jeśli nawet to taki ktoś zdarza się na milion. - powiedział dość poważnym tonem. - Wasza taksówka przyjechała - powiedział odchodząc.
Przełknęłam ślinę.
- Wiesz zdecydowanie powinnyśmy uważać, kiedy o nim rozmawiamy - wyszeptała Charlotte, a ja pokiwałam głową.
***
Następnego dnia miałam dużo do zrobienia, ponieważ za dwa dni mijał termin konkursu, który zaproponowała mi przyjaciółka. Mój obraz był skończony, ale musiałam jeszcze go odpowiednio zapakować. Bałam się go wysłać, bo miałam takie głupie obawy, że go wyśmieją. Nie myślałam o tym, żeby wygrać, bo tylko chciałam, żeby ktoś kto ma odpowiednie preferencje ocenił go. Chciałam wiedzieć, czy nadaje się do malowania. Moim marzeniem zawsze było, żebym mogła pokazywać swoją sztukę ludziom. Ciągle była we mnie ta mała dziewczynka, która chciała mieć własną wystawę. Nigdy nie byłam zadowolona ze swoich prac uważałam, że powinny być jeszcze lepsze. Patrząc na obrazy tych wszystkich nowoczesnych malarzy, ale także tych starszych twierdziłam, że moje prace to kompletna amatorszczyzna, która nie powinna ujrzeć światła dziennego. Nieśmiałość oraz brak pewności siebie przeszkadzało mi w byciu artystką.
Westchnęłam patrząc na swoje rysunki, a następnie spojrzałam na obraz, który przedstawiał dziewczynę, która wpatrywała się w ocean. Jej włosy rozwiewał wiatr, a słoneczny blask rozjaśniał jej kosmyki. Tak bynajmniej miało wyjść. Byłam świadoma tego, że teraz najbardziej rozchwytywane były obrazy przedstawiające najczęściej bohomazy, które miały gdzieś ukryty sens jednak ja wolałam malować w oczywisty sposób, żeby ukazać piękno tych najprostszych rzeczy. Możliwe, że to był mój błąd.
- Elena?! - usłyszałam, jak Charlie mnie woła.
- Jestem w sypialni! - odpowiedziałam wstając z podłogi i zabrałam się za zapakowywanie obrazu.
Po chwili ujrzałam dziewczynę, która wychyliła głowę zza drzwi.
- Ellie, nie będę mogła iść z tobą wysłać obraz - powiedziała smutna. - Liam zadał mi więcej do pracy.
- W porządku, nie martw się poradzę sobie - uśmiechnęłam się do niej.
- Na pewno? Nie jest ci przykro? - zapytała wchodząc do pokoju.
- No przestań Charlie - zaśmiałam się. - Obiecuje dam sobie radę.
Pokiwała głową uśmiechając się lekko.
- Ten obraz wygląda na wygrany - powiedziała przyglądając mu się.
- Pewnie każde moje dzieło będziesz uważać za wygrane - zaśmiałam się trącając ją.
- O wypraszam sobie - prychnęła i sięgnęła ręką po rysunki leżące na podłodze. - To jest akurat okropne, nie wiem czy to jest koń czy pies.
Zaśmiałam się patrząc na przyjaciółkę, która przeglądała kolejno kartki. Niespodziewanie dziewczyna otworzyła lekko buzię, a następnie spojrzała na mnie. Zmarszczyłam brwi patrząc na rysunek, który trzymała w dłoni. Okazało się, że był to jej profil, który narysowałam jakiś tydzień temu.
- Ty to rysowałaś? - wyszeptała. - Boże..
- Co aż tak źle? - zapytałam zmieszana.
- Konfiskuje to!
Zaśmiałam się na reakcje przyjaciółki.
- Bierz śmiało pozwalam.
Pogadałyśmy jeszcze przez chwilę, ale dziewczyna potem musiała zmykać już do klubu. Posprzątałam trochę w swoim pokoju i wyszłam z domu z moim obrazem. Zapewniałam wiele razy Charlotte zanim wyszła, że nic mi się nie stanie mimo tego że, niosłam malunek, który przysłaniał mi połowę drogi. Przecież dam sobie radę to tylko kilka kroków.
Westchnęłam patrząc na swoje rysunki, a następnie spojrzałam na obraz, który przedstawiał dziewczynę, która wpatrywała się w ocean. Jej włosy rozwiewał wiatr, a słoneczny blask rozjaśniał jej kosmyki. Tak bynajmniej miało wyjść. Byłam świadoma tego, że teraz najbardziej rozchwytywane były obrazy przedstawiające najczęściej bohomazy, które miały gdzieś ukryty sens jednak ja wolałam malować w oczywisty sposób, żeby ukazać piękno tych najprostszych rzeczy. Możliwe, że to był mój błąd.
- Elena?! - usłyszałam, jak Charlie mnie woła.
- Jestem w sypialni! - odpowiedziałam wstając z podłogi i zabrałam się za zapakowywanie obrazu.
Po chwili ujrzałam dziewczynę, która wychyliła głowę zza drzwi.
- Ellie, nie będę mogła iść z tobą wysłać obraz - powiedziała smutna. - Liam zadał mi więcej do pracy.
- W porządku, nie martw się poradzę sobie - uśmiechnęłam się do niej.
- Na pewno? Nie jest ci przykro? - zapytała wchodząc do pokoju.
- No przestań Charlie - zaśmiałam się. - Obiecuje dam sobie radę.
Pokiwała głową uśmiechając się lekko.
- Ten obraz wygląda na wygrany - powiedziała przyglądając mu się.
- Pewnie każde moje dzieło będziesz uważać za wygrane - zaśmiałam się trącając ją.
- O wypraszam sobie - prychnęła i sięgnęła ręką po rysunki leżące na podłodze. - To jest akurat okropne, nie wiem czy to jest koń czy pies.
Zaśmiałam się patrząc na przyjaciółkę, która przeglądała kolejno kartki. Niespodziewanie dziewczyna otworzyła lekko buzię, a następnie spojrzała na mnie. Zmarszczyłam brwi patrząc na rysunek, który trzymała w dłoni. Okazało się, że był to jej profil, który narysowałam jakiś tydzień temu.
- Ty to rysowałaś? - wyszeptała. - Boże..
- Co aż tak źle? - zapytałam zmieszana.
- Konfiskuje to!
Zaśmiałam się na reakcje przyjaciółki.
- Bierz śmiało pozwalam.
Pogadałyśmy jeszcze przez chwilę, ale dziewczyna potem musiała zmykać już do klubu. Posprzątałam trochę w swoim pokoju i wyszłam z domu z moim obrazem. Zapewniałam wiele razy Charlotte zanim wyszła, że nic mi się nie stanie mimo tego że, niosłam malunek, który przysłaniał mi połowę drogi. Przecież dam sobie radę to tylko kilka kroków.
Louis
Wyszedłem z biura męża mojej matki trzaskając drzwiami. Miałem ochotę przypieprzyć mu w jego nadęty ryj po tym, jak chciał zabrać mi mój samochód z powodu tego, że nie pracuje. Miałem kompletnie gdzieś jego firmę co kilkakrotnie już podkreśliłem, ale jak zwykle mnie nie słuchał. Za cholerę nie chciałem wracać do tej durnej roboty, która nie miała większego sensu. Po co miałem rozwozić jakieś paczki skoro ci głupi ludzie mogli sami ruszyć swoje tyłki. Oczywiście głupota ludzka wolała wykorzystywać innych. Jeszcze, jak niektórzy ludzie patrzą się na ciebie z łaską, kiedy podajesz im ich paczkę, mają taki wyraz twarzy jakbyś miał klękać przed nimi za to, że trzymasz rzecz należących do nich. A skoro ja mam cięty język i nie obchodzą mnie uczucia innych to moja współpraca z takimi ludźmi nie będzie udana.
Wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów i wyjąłem jednego zapalając. Rozejrzałem się po ulicy i poszedłem przed siebie. Po tym, jak wyszedłem z mieszkania ból głowy spowodowany kacem po wczorajszej imprezie u Hazzy zmalał. Myślałem, że tam uda mi się wyrwać jakąś laskę na jedną noc, bo ostatnio troszeczkę, a nawet bardzo wyszedłem z wprawy. Przez miesiąc żadna nowa dziewczyna nie przewinęła mi się przez łóżko. Dzisiaj zdecydowanie potrzebowałem jakiegoś odstresowania, a wypalenie papierosa, skręcenie jointa, czy nachlanie się nie pomagało, więc pozostało mi tylko jedno.
Wyrzuciłem niedopałek na chodnik, a następnie nadepnąłem go butem. Chciałem się wrócić, żeby pójść w stronę klubu Payne'a, ale usłyszałem płacz. Normalnie zignorowałbym go, ale coś mnie jednak tchnęło, żeby zobaczyć kto to. Szedłem ciszej, żeby przypadkiem nie spłoszyć tej osoby. Dostrzegłem dziewczynę, która siedziała na ławce ze spuszczoną głową, a twarz miała zasłoniętą rękami i cicho szlochała. Zobaczyłem jej blond włosy i drobną sylwetkę od razu skojarzyłem, że to Elena.
- Czego ryczysz? - zapytałem
- Daj mi spokój, okej? - jęknęła w dłonie.
Przewróciłem oczami i normalnie odszedłbym, ale widząc, jak siedzi sama na ławce, a na dodatek płacze, zająłem miejsce obok niej. Przez chwilę cicho płakała, ale niespodziewanie wciągnęła gwałtownie powietrze co zwiastowało kolejną falę płaczu. Nie wiedziałem dlaczego tutaj siedzę, bo powinienem ją zostawić i iść w kierunku klubu Payno.
Westchnąłem kładąc rękę na jej plecach. Poruszyła się niespokojnie podnosząc głowę i przenosząc wzrok na mnie. Musiałem przyznać, że widok spłakanej Lange nie był najlepszy. Wyglądała okropnie.
- Dasz mi spokój, chociaż raz kiedy cię o to proszę? - powtórzyła pociągając nosem. Patrzała się na mnie takim wzrokiem, jakby miała zaraz zwymiotować, a jej wyraz twarzy również nie zapowiadał czegoś dobrego, ale nie strzepnęła mojej ręki, której położyłam na jej plecy. - Zresztą może zacząć się ze mnie nabijać.
- Bardzo kusząca propozycja - schowała z powrotem twarz w dłonie. - Ale jednak nie skorzystam.
- Co? - wymamrotała w swoje dłonie dopiero po chwili przenosząc na mnie wzrok.
- Dobrze słyszałaś - mruknąłem. - Czemu płaczesz?
- Nie ważne, muszę już iść - rzekła wstając, jak poparzona. Chciała odejść, ale pociągnąłem ją za rękę sadzając z powrotem na ławce.
- Nie tak prędko Elena. Skoro już poświęciłem swój cenny czas dla ciebie to nie pozbędziesz się mnie dopóki mi wszystkiego nie opowiesz - powiedziałem w dalszym ciągu trzymając ją za nadgarstek.
Wzięła głęboki oddech.
- Bo.. - Blondynka zaczęła tak szybko mówić, że z trudem zdążyłem zarejestrować to co powiedziała. Musiałem przyznać, że trochę poczułem się, jakbym słuchał jednej ze swoich sióstr.
Miałem ochotę zabić gnoja za to, że zmarnował Lange taką okazję. No, bo kurwa taka kasa i wyjazd do Nowego Jorku na warsztaty artystyczne z jakimś tam sławnym malarzem nie spada od tak. Taka szansa.
- Chodź do mnie - powiedziałem rozkładając ramiona, żeby mogła się do mnie przytulić. Założyła kosmyk włosów za ucho patrząc się na mnie trochę nieśmiało. Pokręciłem głową i sam ją objąłem. Szczerze to zastanawiałem się dlaczego to zrobiłem, ale jakoś nie mogłem na nią patrzeć wolałem ją ukryć w moich ramionach. Nigdy w życiu nie przyszłoby mi do głowy, że będę ją pocieszał. Na początku nie odwzajemniła, ale po chwili objęła mnie swoimi kruchymi rękami. Jak zwykle będąc blisko niej poczułem zapach lawendy, a dzisiaj dodatkowo pachniała masłem kakaowym. Musiałem przyznać, że zacząłem uwielbiać ten zapach.
- Wiem co poprawia humor w takich sytuacjach - wyszeptałem jej do ucha. Od razu się ode mnie odsunęła wyraźnie przestraszona moim zachowaniem. Jej włosy wyglądały jakby dopiero co wstała z łóżka.
- Idziemy do Payne'a.
- O nie! - odskoczyła ode mnie na drugi koniec ławki.
Zaśmiałem się z jej reakcji, która była strasznie żenujące nawet, jak na nią.
- Spokojnie, Elena - przysunąłem się z powrotem do niej. - Tylko jego drink na mój koszt.
Długo się wahała, ale w końcu za moją kolejną namową uległa. Przez drogę nie zamieniliśmy nawet słówka, kątem oka widziałem, jak dziewczyna oglądała wszystko dookoła nas. Od jakiegoś czasu zauważyłem, że robi to bardzo często. Przewróciłem oczami z powodu jej idiotycznego zachowania. Nie wiem co interesującego jest w tych wszystkich pierdołach, które nas otaczają i tak za chwilę się o tym zapomina.
Do klubu dotarliśmy po dwudziestu minutach tej cholernie irytującej ciszy. Lange w czasie drogi zajęła się doprowadzaniem swojego wyglądu do normy, co prawie jej się udało prócz jej przekrwionych oczu od płaczu. Usiedliśmy przy barze.
- Szklankę whisky z lodem i kamikaze - zamówiłem, a blondynka rozglądała się po klubie.
Dostaliśmy swoje zamówienie, a ja podsunąłem Elenie niebieski drink. Wpatrywała się w niego z wielkimi oczami.
- Co to jest? - zmarszczyła brwi. - Czemu ty masz coś innego?
W jej oczach zobaczyłem coś podobnego do strachu. Uniosłem kąciki ust do góry śmiejąc się z jej reakcji.
- To tylko wódka z sokiem limonki, a ja mam whisky, bo nie lubię babrać się w takie gówna - wyjaśniłem biorąc szklankę do ręki.
Chciałem się napić, ale jej podejrzliwy wzrok mi na to nie pozwalał. Przewróciłem oczami odstawiając alkohol na blat.
- Co? - warknąłem poirytowany. - Równie dobrze mogłaś zamówić sobie sama. Przecież nie chce cię otruć czy coś.
Pokiwała głową przerzucając znowu swój wzrok na drinka.
- Czemu jest taki niebieski? - dopytała obracając w palcach kieliszek.
- Dlatego, że dodają do tego pomarańczowy likier. - Elena zacisnęła usta w wąską linijkę. Miałem ochotę nawrzeszczeć na nią za te jej głupie humorki, które doprowadzały mnie do szaleństwa w środku. Dusiłem wszystkie emocje w sobie, aby jej nie przestraszyć czy coś, bo wydawało mi się, że dziewczyna i tak dzisiaj już za dużo przeszła.
- Okej, weź moje - zgarnąłem drinka, a jej podsunąłem whisky.
Moje wzięła już chętniej, uniosła szklankę do ust i upiła naprawdę troszeczkę, i wcale nie przesadzam. Gdy jej twarz wykrzywiła się w grymasie na pewno wywołanym smakiem alkoholu nie potrafiłem się powstrzymać od śmiechu.
- Trzeba było brać to co dałem na początku - parsknąłem chcąc napić się drinka, ale nim zdążyłem go wziąć, blondynka zabrała mi go oddając whisky. Zaśmiałem się wypijając całą zawartość szklanki, Elena sama wypiła niebieskiego drinka.
- Rany był naprawdę pyszny - oblizała usta śmiejąc się pod nosem. - Przepraszam.
- Może zatem skusisz się na kolejnego? - zaproponowałem kiwając barmanowi, żeby przyniósł to samo.
- Nie, nie pije dużo - pokiwała przecząco głową.
- Co? Podobno artyści piją hektolitry różnych alkoholi. Taki Hemingway na pewno tych swoich bzdur na trzeźwo nie napisał - powiedziałem słysząc jej dźwięczny śmiech.
- Ale ja jestem malarką nie pisarką, zresztą i tak już skończoną - posmutniała.
- Hej! - zawołałem trącając ją łokciem w bok, aby na mnie znowu spojrzała. - Zapomnij o tym będzie wiele okazji, a teraz napij się jeszcze.
Westchnąłem kładąc rękę na jej plecach. Poruszyła się niespokojnie podnosząc głowę i przenosząc wzrok na mnie. Musiałem przyznać, że widok spłakanej Lange nie był najlepszy. Wyglądała okropnie.
- Dasz mi spokój, chociaż raz kiedy cię o to proszę? - powtórzyła pociągając nosem. Patrzała się na mnie takim wzrokiem, jakby miała zaraz zwymiotować, a jej wyraz twarzy również nie zapowiadał czegoś dobrego, ale nie strzepnęła mojej ręki, której położyłam na jej plecy. - Zresztą może zacząć się ze mnie nabijać.
- Bardzo kusząca propozycja - schowała z powrotem twarz w dłonie. - Ale jednak nie skorzystam.
- Co? - wymamrotała w swoje dłonie dopiero po chwili przenosząc na mnie wzrok.
- Dobrze słyszałaś - mruknąłem. - Czemu płaczesz?
- Nie ważne, muszę już iść - rzekła wstając, jak poparzona. Chciała odejść, ale pociągnąłem ją za rękę sadzając z powrotem na ławce.
- Nie tak prędko Elena. Skoro już poświęciłem swój cenny czas dla ciebie to nie pozbędziesz się mnie dopóki mi wszystkiego nie opowiesz - powiedziałem w dalszym ciągu trzymając ją za nadgarstek.
Wzięła głęboki oddech.
- Bo.. - Blondynka zaczęła tak szybko mówić, że z trudem zdążyłem zarejestrować to co powiedziała. Musiałem przyznać, że trochę poczułem się, jakbym słuchał jednej ze swoich sióstr.
Miałem ochotę zabić gnoja za to, że zmarnował Lange taką okazję. No, bo kurwa taka kasa i wyjazd do Nowego Jorku na warsztaty artystyczne z jakimś tam sławnym malarzem nie spada od tak. Taka szansa.
- Chodź do mnie - powiedziałem rozkładając ramiona, żeby mogła się do mnie przytulić. Założyła kosmyk włosów za ucho patrząc się na mnie trochę nieśmiało. Pokręciłem głową i sam ją objąłem. Szczerze to zastanawiałem się dlaczego to zrobiłem, ale jakoś nie mogłem na nią patrzeć wolałem ją ukryć w moich ramionach. Nigdy w życiu nie przyszłoby mi do głowy, że będę ją pocieszał. Na początku nie odwzajemniła, ale po chwili objęła mnie swoimi kruchymi rękami. Jak zwykle będąc blisko niej poczułem zapach lawendy, a dzisiaj dodatkowo pachniała masłem kakaowym. Musiałem przyznać, że zacząłem uwielbiać ten zapach.
- Wiem co poprawia humor w takich sytuacjach - wyszeptałem jej do ucha. Od razu się ode mnie odsunęła wyraźnie przestraszona moim zachowaniem. Jej włosy wyglądały jakby dopiero co wstała z łóżka.
- Idziemy do Payne'a.
- O nie! - odskoczyła ode mnie na drugi koniec ławki.
Zaśmiałem się z jej reakcji, która była strasznie żenujące nawet, jak na nią.
- Spokojnie, Elena - przysunąłem się z powrotem do niej. - Tylko jego drink na mój koszt.
Długo się wahała, ale w końcu za moją kolejną namową uległa. Przez drogę nie zamieniliśmy nawet słówka, kątem oka widziałem, jak dziewczyna oglądała wszystko dookoła nas. Od jakiegoś czasu zauważyłem, że robi to bardzo często. Przewróciłem oczami z powodu jej idiotycznego zachowania. Nie wiem co interesującego jest w tych wszystkich pierdołach, które nas otaczają i tak za chwilę się o tym zapomina.
Do klubu dotarliśmy po dwudziestu minutach tej cholernie irytującej ciszy. Lange w czasie drogi zajęła się doprowadzaniem swojego wyglądu do normy, co prawie jej się udało prócz jej przekrwionych oczu od płaczu. Usiedliśmy przy barze.
- Szklankę whisky z lodem i kamikaze - zamówiłem, a blondynka rozglądała się po klubie.
Dostaliśmy swoje zamówienie, a ja podsunąłem Elenie niebieski drink. Wpatrywała się w niego z wielkimi oczami.
- Co to jest? - zmarszczyła brwi. - Czemu ty masz coś innego?
W jej oczach zobaczyłem coś podobnego do strachu. Uniosłem kąciki ust do góry śmiejąc się z jej reakcji.
- To tylko wódka z sokiem limonki, a ja mam whisky, bo nie lubię babrać się w takie gówna - wyjaśniłem biorąc szklankę do ręki.
Chciałem się napić, ale jej podejrzliwy wzrok mi na to nie pozwalał. Przewróciłem oczami odstawiając alkohol na blat.
- Co? - warknąłem poirytowany. - Równie dobrze mogłaś zamówić sobie sama. Przecież nie chce cię otruć czy coś.
Pokiwała głową przerzucając znowu swój wzrok na drinka.
- Czemu jest taki niebieski? - dopytała obracając w palcach kieliszek.
- Dlatego, że dodają do tego pomarańczowy likier. - Elena zacisnęła usta w wąską linijkę. Miałem ochotę nawrzeszczeć na nią za te jej głupie humorki, które doprowadzały mnie do szaleństwa w środku. Dusiłem wszystkie emocje w sobie, aby jej nie przestraszyć czy coś, bo wydawało mi się, że dziewczyna i tak dzisiaj już za dużo przeszła.
- Okej, weź moje - zgarnąłem drinka, a jej podsunąłem whisky.
Moje wzięła już chętniej, uniosła szklankę do ust i upiła naprawdę troszeczkę, i wcale nie przesadzam. Gdy jej twarz wykrzywiła się w grymasie na pewno wywołanym smakiem alkoholu nie potrafiłem się powstrzymać od śmiechu.
- Trzeba było brać to co dałem na początku - parsknąłem chcąc napić się drinka, ale nim zdążyłem go wziąć, blondynka zabrała mi go oddając whisky. Zaśmiałem się wypijając całą zawartość szklanki, Elena sama wypiła niebieskiego drinka.
- Rany był naprawdę pyszny - oblizała usta śmiejąc się pod nosem. - Przepraszam.
- Może zatem skusisz się na kolejnego? - zaproponowałem kiwając barmanowi, żeby przyniósł to samo.
- Nie, nie pije dużo - pokiwała przecząco głową.
- Co? Podobno artyści piją hektolitry różnych alkoholi. Taki Hemingway na pewno tych swoich bzdur na trzeźwo nie napisał - powiedziałem słysząc jej dźwięczny śmiech.
- Ale ja jestem malarką nie pisarką, zresztą i tak już skończoną - posmutniała.
- Hej! - zawołałem trącając ją łokciem w bok, aby na mnie znowu spojrzała. - Zapomnij o tym będzie wiele okazji, a teraz napij się jeszcze.
***
Uśmiech nie schodził mi z twarzy, kiedy miałem koło siebie na wpół przytomną blondynkę. Pomimo tego że na początku wręcz upierała się przy jednej kolejce to potem z jej ust nie wydobyło się ani jedno słówko oporu. Musiałem przyznać, że bardziej wolałem rozmawiać z Eleną, kiedy była pod wpływem procentów, bo nie była taka wkurzająca. Jakaś mała cząstka mnie w środku podpowiadała mi, że blondynka to idealny materiał dla mnie, ale szybko odsuwałem tą myśl od siebie. Wolałem pozostawić tak, jak jest.
- Jesteś cholernym dupkiem wiesz? - wybełkotała patrząc na mnie. Jej głowa spoczywała na rękach, które leżały na blacie. Po wypiciu dość sporej ilości była o wiele śmielsza. Przez dłuższą chwilę wpatrywałem się w jej zielone oczy. Nie było w nich nic nadzwyczajnego, ale jednak coś mnie ciągnęło do tego, żebym w nie patrzał.
- Tak? A podasz mi jeden powód dlaczego tak uważasz? - uniosłem kącik ust do góry.
- Pff.. - prychnęła. - Pytasz się jeszcze? Ugh gorszego dupka od ciebie nie ma.
Zaśmiałem się kręcąc głową. Dziewczyna przewróciła oczami podnosząc się z blatu. Wyciągnęła telefon wystukując do kogoś numer. Wziąłem szklankę i napiłem się nie spuszczając wzroku z Eleny. Trajkotała do kogoś - najprawdopodobniej swojej przyjaciółeczki. Po chwili zakończyła połączenie
- Miło było naprawdę - wstała, a jej oczy błyszczały za pewne od nadmiaru alkoholu w organizmie.
Chciałem już jej coś powiedzieć, ale Lange pochyliła się nade mną, a jej ciepłe usta dotknęły mojego policzka.
- Trzymaj się, Lou - wyszeptała.
Do mojego nosa uderzał zapach jej przeklętych perfum. Oblizałem usta i odwróciłem się, aby zobaczyć, jak dziewczyna się oddala i może przypadkowo patrzeć na jej tyłek oraz nogi. Obserwowałem ją powoli sącząc whisky z mojej szklanki, widząc, jak nie poradnie sobie radzi z wydostaniem się z klubu. Rzuciłem pieniądze na blat ruszając w jej kierunku. Po chwili złapałem ją za łokieć przez co dziewczyna wzdrygnęła się.
- Um.. spokojnie to tylko ja - uspokoiłem ją.
Posłała mi jeden z tych swoich uśmiechów, a ja odwzajemniłem jej uśmiech. Niespodziewanie ktoś popchnął Elenę na mnie. Rękami oparła się o moją klatkę piersiową. Patrzeliśmy na siebie na wzajemnie, a ja poczułem się jakby czas na chwilę się zatrzymał dlatego czym prędzej zakończyłem tą idiotyczną sytuacje wyprowadzając dziewczynę na dwór.
- Lou? - wychrypiała patrząc się na mnie z niepokojem.
- Nic ci nie zrobię - założyłem kosmyk jej włosów za ucho. Posłała mi nieśmiały uśmiech, a ja nie panując nad swoimi ruchami schyliłem się.
- Jesteś naprawdę przeurocza. - wymruczałem blisko jej ust.
Speszyła się jeszcze bardziej niż przed chwilą przez co wpadła na ścianę budynku. Położyłem rękę koło jej głowy opierając cały ciężar na niej, nasze ciała praktycznie się ze sobą stykały, dostrzegłem w jej oczach strach. Nie do końca wiedziałem, jak miałem wytłumaczyć swoje zachowanie, bo przecież nie wypiłem tak dużo.
- Czemu uważasz, że jestem dupkiem? - zapytałem.
- Boo.. przez ciebie mam pod górkę - odpowiedziała przygryzając wargę.
- Nie przygryzaj wargi - zmarszczyłem brwi. - Moja była często tak robiła.
- A co ja mam do niej? - zapytała.
- Ty nie jesteś dziwką, a tylko one tak robią.
Elena przez chwilę stała bez ruchu i tylko mi się przypatrywała. Po chwili zmarszczyła brwi, a na środku jej czoła pojawiła się tam ta dziwna zmarszczka. Zaśmiałem się cicho.
- Możesz mnie zostawić? - szepnęła stanowczo.
- Nie, kwiatuszku - zbliżyłem usta do jej szyi. - Powiem ci coś w sekrecie.
- C..oo? - zadrżała, kiedy musnąłem ustami jej ramię.
- Lubie twój zapach jaki to? - zapytałem mimo tego, że doskonale wiedziałem. Chciałem po prostu usłyszeć to z jej ust. Nie wiem czemu, ale coraz bardziej miałem ochotę poznać ją bliżej. Zaczynała mnie fascynować i co gorsza naprawdę interesować. Jej uroda była przeciętna, nie była taka, jak te wszystkie laski z którymi się umawiałem, czy spałem.
- Lawenda i czasami czekolada - odpowiedziała patrząc na mnie.
Przesunąłem nosem po jej szyi czując oddech Lange na moim karku, która po chwili objęła mnie w pasie. Po chwili jednak przeniosła ręce na moje boki. Uśmiechnąłem się zadowolony i złączyłem nasze usta. Elena sapnęła w moje usta powodując, że zacząłem całować ją zachłanniej, jednak blondynka oddawała pocałunki delikatnie i powoli, więc przestałem. Po raz pierwszy w życiu czułem się naprawdę dobrze podczas tego rodzaju pocałunku. Zawsze uważałem, że są okropnie nudne i zamiast pobudzać powodują, że mam ochotę nigdy więcej nie całować takiej panny. Elena w dalszym ciągu całowała mnie powoli i całkowicie niezdarnie. Po pewnym czasie blondynka włożyła ręce pod moją bluzkę. Przez jej dotyk czułem narastające pożądanie.
- Elena! - warknąłem odsuwając się od niej z wielkim trudem. - Przestań, bo zaraz przelecę cię na tym parkingu.
- Oj! - zasłoniła ręką swoje usta. - Ja nie.. wiem co we mnie.. wstąpiło - mówiła cicho trochę speszona.
- Dobrze Ells, jest okej - zaśmiałem się.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko patrząc na mnie, ale po chwili mina jej zrzedła. Zmarszczyłem brwi zastanawiając się o co jej chodzi, ale zanim zdążyłem się zareagować Elena wyminęła mnie i zaczęła biec w kierunku taksówki. Zawołałem za nią, ale nie odwróciła się tylko wsiadła do samochodu. Pokręciłem głową czyli będę musiał ją odwiedzić. Potrzebowałem wyładować te napięcie, które powstało po naszych pocałunkach, ale w trochę inny sposób. Ktoś musiał dać nauczkę temu chujowi, który zniszczył dziewczynie obraz.
Speszyła się jeszcze bardziej niż przed chwilą przez co wpadła na ścianę budynku. Położyłem rękę koło jej głowy opierając cały ciężar na niej, nasze ciała praktycznie się ze sobą stykały, dostrzegłem w jej oczach strach. Nie do końca wiedziałem, jak miałem wytłumaczyć swoje zachowanie, bo przecież nie wypiłem tak dużo.
- Czemu uważasz, że jestem dupkiem? - zapytałem.
- Boo.. przez ciebie mam pod górkę - odpowiedziała przygryzając wargę.
- Nie przygryzaj wargi - zmarszczyłem brwi. - Moja była często tak robiła.
- A co ja mam do niej? - zapytała.
- Ty nie jesteś dziwką, a tylko one tak robią.
Elena przez chwilę stała bez ruchu i tylko mi się przypatrywała. Po chwili zmarszczyła brwi, a na środku jej czoła pojawiła się tam ta dziwna zmarszczka. Zaśmiałem się cicho.
- Możesz mnie zostawić? - szepnęła stanowczo.
- Nie, kwiatuszku - zbliżyłem usta do jej szyi. - Powiem ci coś w sekrecie.
- C..oo? - zadrżała, kiedy musnąłem ustami jej ramię.
- Lubie twój zapach jaki to? - zapytałem mimo tego, że doskonale wiedziałem. Chciałem po prostu usłyszeć to z jej ust. Nie wiem czemu, ale coraz bardziej miałem ochotę poznać ją bliżej. Zaczynała mnie fascynować i co gorsza naprawdę interesować. Jej uroda była przeciętna, nie była taka, jak te wszystkie laski z którymi się umawiałem, czy spałem.
- Lawenda i czasami czekolada - odpowiedziała patrząc na mnie.
Przesunąłem nosem po jej szyi czując oddech Lange na moim karku, która po chwili objęła mnie w pasie. Po chwili jednak przeniosła ręce na moje boki. Uśmiechnąłem się zadowolony i złączyłem nasze usta. Elena sapnęła w moje usta powodując, że zacząłem całować ją zachłanniej, jednak blondynka oddawała pocałunki delikatnie i powoli, więc przestałem. Po raz pierwszy w życiu czułem się naprawdę dobrze podczas tego rodzaju pocałunku. Zawsze uważałem, że są okropnie nudne i zamiast pobudzać powodują, że mam ochotę nigdy więcej nie całować takiej panny. Elena w dalszym ciągu całowała mnie powoli i całkowicie niezdarnie. Po pewnym czasie blondynka włożyła ręce pod moją bluzkę. Przez jej dotyk czułem narastające pożądanie.
- Elena! - warknąłem odsuwając się od niej z wielkim trudem. - Przestań, bo zaraz przelecę cię na tym parkingu.
- Oj! - zasłoniła ręką swoje usta. - Ja nie.. wiem co we mnie.. wstąpiło - mówiła cicho trochę speszona.
- Dobrze Ells, jest okej - zaśmiałem się.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko patrząc na mnie, ale po chwili mina jej zrzedła. Zmarszczyłem brwi zastanawiając się o co jej chodzi, ale zanim zdążyłem się zareagować Elena wyminęła mnie i zaczęła biec w kierunku taksówki. Zawołałem za nią, ale nie odwróciła się tylko wsiadła do samochodu. Pokręciłem głową czyli będę musiał ją odwiedzić. Potrzebowałem wyładować te napięcie, które powstało po naszych pocałunkach, ale w trochę inny sposób. Ktoś musiał dać nauczkę temu chujowi, który zniszczył dziewczynie obraz.
________________
Hej, i jak wrażenia? Mam nadzieje, że pozytywne :D
Postanowiłam w końcu dodać rozdział, bo chyba by się przydało.
Zdecydowanie dużo w nim Louisa i Eleny ^^
Jestem tak zmęczona, że nie jestem pewna, czy dobrze sprawdziłam swój rozdział, więc błędy pewnie będą.
Trzymajcie się miśki x
PS. Już teraz wolę to napisać, żeby potem nie było. W czerwcu mam egzaminy zawodowe i raczej będę musiała się do nich przygotowywać po mimo mojej leniwej natury. Rozdział z mojej strony w następnym miesiącu nie pojawi się za szybko :(
Awwww kocham to, kocham Sleepless city, kocham ten rozdział, kocham Lou i Elenę, kocham wspaniałe autorki! Czekam już na kolejny rozdział bardzo niecierpliwie.
OdpowiedzUsuńMam takie marzenie, żeby wygrać w totka, otworzyć wydawnictwo i wydawać fanfiki w wersjach książkowych. Sleepless city będzie jednym z pierwszych na pewno!
P.S. Btw to opowiadanie jest dla mnie szczególne bo wielbię nade wszystko Nialla i Louisa, trafiłyście idealnie w moje preferencje!
Pozdrawiam i do nastepnego! xx
@Little_Sinner13
Omg chwila, chwila w tym rozdziale za dużo się dzieje. Dobra to może u mnie się dużo dzieje, bo maj to tak zwany miesiąc maturzystów oczywiście nie zapominając o osobach chodzących do technikum :) tak więc prawdopodobnie przezwyciężyłam wszystko to co chciałam związane z maturami, dlatego mogłam w spokoju przeczytać rozdział.
OdpowiedzUsuńElena i Louis się pocałowali. Tak szczerze to spodziewałam, że to nadejdzie tak mniej więcej za dwa rozdziały oczywiście twoje ^^ Tak poza tym to czekam aż pokaże mi się te oblicze Nialla, które w sobie ukrywa. Wróćmy do Ells i Lou. To naprawdę mega pozytywne zaskoczenie. Mam nadzieje, że przypadkiem Ellie nie zapomni o tym, że tak działała na Tomlinsona, że prawie przeleciał ją na parkingu haha. Najciekawsze jest to, że chłopak potrafił się zahamować, bo jak wiadomo (pardon) nie bzykał od miesiąca. Czy on tego chce, czy nie Louis się zmienia, bo chociażby jest coraz mniej arogancki w stosunku do blondynki. Mimo jego przyzwyczajeń po prostu został z nią, żeby ją pocieszyć już nie wnikam w jaki sposób ^^
Wcale nie dziwię się, że Elena straciła taką kontrolę nad sobą, bo przecież Louis Tomlinson się do niej przystawia. Szkoda mi jej strasznie, bo tyle napracowała się nad obrazem, a jakiś dupek jej go rozwalił. Hej! A tak właściwie to kim on był? Chce się dowiedzieć. Ale jak miewam to pewnie tajemnica ^^ Ktoś dostanie po mordzie od Tomlinsona, a to wszystko dlatego, że chłopak próbuje się przypodobać Ellie; już go przejrzałam na wszystkie strony :D
Czy mogę też mieć taką przyjaźń jaką opisujecie pomiędzy Eleną, a Charlotte? Dziewczyny są razem naprawdę dobrane i bardzo miło czyta się w każdym rozdziale jakąkolwiek sytuację związaną z nimi. Moja ulubiona? To ta w której ślinią się na widok Liasia, ogólnie uważam, że te sceny z Liamem i dziewczynami w roli głównej są naprawdę genialne. Wcale nie przez to, że to mój fav z 1D ;D To już tradycja.
Kończę.
Jesteście obydwie naprawdę genialne w tym co piszecie.
A co blog to lepszy, więc.. ^^
Powodzenia w egzaminach wierzę w Ciebie! :)
Daria x
Proszę, przenieście to opowiadanie na wattpad
OdpowiedzUsuńJeju no świetny rozdział :D Dużo się tutaj dzieje. Zastanawiam się kto zepsuł jej ten obraz, i też co zrobi Lou z ta sytuacja. Mega podobał mi się wątek pocałunku no :D Czekam na następny xx
OdpowiedzUsuńOj, coś czuję, że to wszystko nie skończy się dobrze. Znaczy, może i temu kto zniszczył obraz Eleny należy się kara, ale nie jestem pewna, czy to dobry pomysł, aby to właśnie Louis ją wymierzał. Mam złe przeczucia, ale no zobaczymy, jak to się potoczy.
OdpowiedzUsuńCo do samej pary, jestem cholernie podekscytowana. Najpierw ten moment na imprezie, kiedy on przygwoździł ją tak do ściany... Aż sama miałam ciarki. Cholera Elena, jesteś taką szczęściarą. Ile ja bym dała, żeby to mi Louis robił coś takiego, eh.
No a potem to spotkanie na ławce. To naprawdę urocze, że Tomlinson postanowił pocieszyć dziewczynę, a nie olać ją i iść sobie do klubu. Uwielbiam to co jest między nimi. No bo zdecydowanie coś jest, tylko każde z nich próbuje się bronić przed tym niepotrzebnie.
Potrzebowali trochę alkoholu, żeby wreszcie te uczucia wyszły na wierzch. Ich pocałunek to zdecydownie moja uubiona scena z tego rozdziału. Aż mi się piszczeć chce z radości, lol XDDDD No w każdym bądź razie nie mogę doczegać się tego, jak będzie kiedy znów się spotkają. Mam nadzieję, że Elena nagle się od niego nie odsunie i nie powie, że to był jakiś błąd czy coś. Bo tego bym nie przeżyła, okej.
Pozdrawiam ciepło i życzę dużo weny!
{boundaries-of-darkness}
Rozdział przeczytałam jakiś czas temu, ale jakoś... nie mogłam się zebrać na komentarz. Nie będzie on więc ani długi, ani fajny, ale po prostu... no właśnie będzie. Bo chciałam pokazać, że czytam, a to chyba dla każdej autorki jest najważniejsze :)
OdpowiedzUsuńSkładnej wypowiedzi nie oczekuję nawet sama od siebie, więc... podobało mi się. Nie mam do czego się przyczepić, a czepiadło ze mnie straszliwe i nie mam co owijać w bawełnę i pisać niewiadomo co o wszystkim i o niczym. Lubie twoje rozdziały i czekam na nie. I na następny też będę czekać :3
http://some-girls-are-born-to-make-you-cry.blogspot.com/
Fay