piątek, 23 września 2016

Rozdział 32 | Elena, Louis |





Elena

Otworzyłam oczy, czując zimny powiem wiatru, który wywoływał na mojej skórze gęsią skórkę. Zbiło mnie to z tropu, bo przecież przed położeniem się sprawdzałam, czy, aby na pewno pozamykałam wszystkie okna oraz drzwi. Owinęłam się kołdrą, mając nadzieje, że za chwilę nie ujrzę dziury w ścianie czy innej niepokojącej rzeczy. Usiadłam niepewnie i zaczęłam dokładne oględziny swojego pokoju. Poczułam się jakbym była w jakimś tanim horrorze. Ciemność zaczęła mnie w pewnym momencie przytłaczać i tylko czekałam aż zaraz jakiś psychopata wyjdzie z nożem, czy inną piłą. Niezwykle byłam wdzięczna za swoją wybujałą wyobraźnię... 
Z okna na podłogę padało światło pobliskiej latarni. Widok za oknem przyprawiał mnie o dreszcze; wiatr wyginał drzewa, deszcz dudnił o parapet, a na niebie było widać przebłyski spowodowane burzą. 
Przeczesałam włosy, spoglądając w lewo, gdzie były drzwi. Dzięki światłu podającemu z okna zobaczyłam zakapturzoną postać stojącą w kącie, przy szafie. Myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi. Siedziałam, jak sparaliżowana. Dałabym głowę, że na cały pokój było słychać moje bicie serca. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, czy zacząć krzyczeć, czy czekać na jakiś cud. Miałam też ogromną nadzieje, że zaraz się obudzę, a to wydarzenie byłoby tylko kolejnym głupim koszmarem, ale gdy dostrzegłam znajomy mi tatuaż sznurka ułożonego w znak nieskończoności przestałam się bać. Strach został automatycznie zastąpiony złością.
- Louis! - pisnęłam głośno nadal, czując swój przyśpieszony puls. - Ty cholerny dupku. - Przysięgam miałam ochotę udusić go w tym momencie.
Zapaliłam lampkę przy łóżku o której jakimś cudem zapomniałam poprzednio.
Zdjął kaptur z głowy, na jego twarzy widniał uśmiech, ale jego oczy pokazywały, jak bardzo jest zmęczony, a przede wszystkim te sine worki pod oczami.
- Możesz mi powiedzieć, co ty tutaj robisz? - szepnęłam z wyrzutem w głosie.
- Odwiedzam swoją dziewczynę - odparł nonszalancko wkładając ręce do swoich dresów. Kurcze, jakby nocne odwiedziny były jakąś normalnością.
- Tylko, że robisz to w bardzo barbarzyński sposób - pokręciłam głową, sięgając po swój telefon.
Louis zaśmiał się, podchodząc do mnie. Spojrzałam na wyświetlacz 02:36. Świetnie.
Materac pod ciężarem chłopaka ugiął się, uśmiechnąłem się lekko, gdy objął mnie ramieniem. Zawsze, gdy to robił czułam się przy nim milion razy bezpieczniej.
Musnął mnie swoimi miękkimi ustami w policzek.
- Przepraszam, ale musiałem cię odwiedzić - powiedział, gładząc mnie kciukiem po szyi. Spojrzałam na niego zaniepokojona, bałam się, że znowu wpadł w jakieś kłopoty o których, jak zwykle nie chce mi powiedzieć. W głębi serca czułam, że to nie jest to, co wyobrażałam sobie na początku. Louis nie był odpowiednim partnerem dla mnie.
- Coś się stało? - wyszeptałam skupiając na nim swoje spojrzenie. - Louis, tylko szczerze - ostrzegłam go. - Nie mam zamiaru znowu wyciągać z ciebie odpowiedzi.
Nawilżył wargi, spoglądając na okno. Wiatr ustał, ale deszcz zaczął intensywniej padać. Poczułam się przez chwilę, jak w Wielkiej Brytanii za którą zaczynałam coraz bardziej tęsknić.
Okryłam się szczelniej kołdrą, czekając aż szatyn zacznie w końcu mówić. Nie chciałam odpuścić, obiecał mi, że będzie ze mną teraz szczery.
- Po prostu.. - zawahał się. - Pokłóciłem się z Zaynem i zżerają mnie wyrzuty sumienia.
Sięgnęłam ręką do jego włosów i przeczesałam je, przymknął swoje oczy, na mój dotyk.
- To co mu takiego powiedziałeś? - szepnęłam.
- Wkurza mnie, że ciągle spędza tylko czas z Liamem, a dla mnie, jak zwykle nie ma czasu - mruknął marszcząc brwi. Na jego słowa przewróciłam oczami, cicho chichocząc pod nosem. - Co?? - usłyszałam oburzenie w głosie chłopaka.
- Proszę cię, jesteś zazdrosny? - szturchnęłam go lekko ramieniem.
- Nie.. może.. - zaczął się plątać, uniosłam brwi czekając aż w końcu się określi. Widząc moją minę, wypuścił ze świstem powietrze z ust. - Wkurwia mnie, że nie ma dla mnie czasu, nawet, żeby pogadać o takiej gównianej sprawie. Wiecznie Liam to, Liam tamto - zacisnął zęby.
- Sam widziałeś są teraz bliżej siebie, a ty powinieneś cieszyć się, że oboje czują się tak dobrze w swoim towarzystwie. Poza tym masz jeszcze Nialla i Harry'ego. Kiedy ostatnio rozmawiałeś z Harry'm huh? - zapytałam kładąc brodę na jego ramieniu. Louis spuścił wzrok na swoje dłonie w ciszy, słuchając mnie. - Zayn, jak będzie chciał to sam się do ciebie odezwie.
- Masz racje, kochanie - wyszeptał odwracając głowę w moją stronę. Nasze spojrzenia się spotkały, uśmiechnęłam się ciepło. Jego niebieskie oczy były niczym ukojenie dla mnie, uwielbiałam, gdy obserwował mnie, gdy skupiał spojrzenie tylko na mnie.
Gdy tylko przysunął się bliżej do mnie, wiedziałam, że chce mnie pocałować, ale zaskoczyło mnie, gdy jedną ręką złapał mnie za kark, a drugą położył na moim boku i mocno do siebie przyciągnął. W ustach poczułam jego ciepły oddech, gdy przebił się językiem przez moje wargi. Westchnęłam roznamiętniona. Nasze ciała przywarły do siebie, a wilgotne usta zwarły się w naglącym pocałunku. Kiedy mnie puścił odetchnęłam z drżeniem. Poczułam, jak momentalnie zrobiło mi się gorąco, a moje policzki i szyja przybierają rumianego odcienia. Louis tylko oblizał swoje usta koniuszkiem języka, przyglądając mi się.
Odsunęłam kołdrę od siebie i usiadłam na Louisie okrakiem. Chłopak położył ręce na moich bokach, schyliłam się, łącząc nasze usta w kolejnym namiętnym pocałunku. Poczułam, jak sunie swoim rękami po moich plecach, pod wpływem jego dotyku westchnęłam cicho w jego usta.
- Elena, spędźmy ze sobą cały dzień od teraz - wyszeptał pomiędzy pocałunkami. Odsunęłam się od jego ust i patrzałam na niego z szerokim uśmiechem.
- Dobrze - potarłam nasze nosy.
Nim zdążyłam zareagować Louis położył mnie na łóżku, pozbył się swojej bluzy i koszulki, które wylądowały na ziemi. Oparł się rękami o materac tuż koło mojej głowy. Przygryzłam delikatnie wargę, widząc przed sobą jego idealnie wyrzeźbioną klatkę piersiową. Z trudem powstrzymałam się, żeby jej nie dotknąć.
- Najpierw zaczniemy od tej przyjemniejszej części, ślicznotko - wyszeptał w moje ucho.
Na jego słowa wstrzymałam oddech. Wiedziałam, że reszta nocy, będzie dla mnie bardzo intensywna. Wcale, a wcale nie przeszkadzało mi to, bo gdy Louis był obok mnie czułam się, jak w siódmym niebie i to dosłownie.

***

Otworzyłam oczy słysząc głośne rozmowy dochodzące z dołu, zmarszczyłam brwi, unosząc się na łokciach. Kolejny raz coś albo raczej ktoś wybudza mnie z moich błogich snów.
Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu Lou, ale nigdzie go nie znalazłam. Po chwili usłyszałam jego zdenerwowany głos na dole. Wstałam z łóżka, podniosłam z ziemi koszulkę mojego chłopaka, założyłam ją na siebie, a także moje spodenki od piżamy. Zaczęłam się zastanawiać z kim szatyn tam rozmawia, a do tego kto taki odwiedził mój dom. Przez chwilę przez głowę przebiegła mi myśl, że to może jakiś klient, który chciał kupić obraz, ale przecież już dawno zakończyłam sprzedaż. Ostatecznie stawiałam na Liama lub Zayna.
Wyszłam z pokoju po cichu zmierzając w stronę schodów.
- Słuchaj mnie, Tomlinson.. - usłyszałam donośny głos, który wydawał mi się dziwnie znajomy, jakbym już go gdzieś słyszała. A nie należał on do nikogo kogo obstawiałam. Jednak ktoś nie mógł dokończyć, bo odezwał się Louis. 
- Cicho bądź kutasie - wydusił przez zaciśnięte zęby. - Umówiliśmy się, że Elena, nie dowie się o tym wszystkim, a ty robisz wszystko, żeby to usłyszała.
Wstrzymałam oddech, nie mogąc uwierzyć, że Louis ma nadal przede mną tajemnice. Poczułam, jakby coś we mnie pękło. Przecież. mi obiecał...
- Co boisz się powiedzieć swojej lasce, że znowu grasz nałogowo w pokera i jesteś nam winien dziesięć tysięcy dolarów.. - zasłoniłam buzię ręką, gdy usłyszałam słowa tego typa, zeszłam z jeszcze jednego schodka, żeby zobaczyć kto to jest. Moje oczy niemal nie wyszły na wierzch, gdy zobaczyłam mężczyzn, którzy ostatnio kupili ode mnie obrazy. Teraz zrozumiałam, dlaczego Louis był taki spięty, gdy ich zobaczył. - ..nie wywiniesz się tak łatwo Tomlinson, masz oddać nam te pieniądze i nie obchodzi mnie, jak je zbierzesz - kontynuował. - Trzeba nie było, strugać takiego cwaniaka.
- Nie zgrywałem cwaniaka! - warknął Louis podchodząc do Drew, stanęli na przeciwko siebie mierząc się nawzajem wzrokiem, nie zdziwiłabym się gdyby za chwilę się pobili. Niemowa Robin patrzał na nich niewzruszony. Zastanawiałam się, czy jest taki z natury, czy tylko ukrywa  prawdziwego potwora. 
- Nie? A kto za każdym razem naciągał innych graczy, kto kłamał, tak jakby robił to od urodzenia, kto kantował? Kto pobił jednego chłopaka do nieprzytomności tylko, dlatego, że był lepszy od ciebie? - zaczął wymieniać, gdy patrzeli sobie prosto w oczy. Tomlinson zacisnął ręce w pięści. - Jesteś zwykłym oszustem i zapłacisz za swoją głupotę. 
- Boli was to kutasy, że udało mi się was ograć, a że raz podwinęła mi się noga to teraz to wykorzystujecie - powiedział Louis odpychając od siebie Drewa. - To wy jesteście głupi, bo to wy straciliście te pieniądze, a ja tylko zbieram owoce waszego ciemniactwa. 
- Ty sukinsynie - Drew najwyraźniej chciał już uderzyć Louisa, ale jednym ruchem ręki Robin go powstrzymał go. 
- Słuchaj mnie uważnie, bo powiem raz i nigdy więcej tego nie usłyszysz drugi raz, bo jeżeli nie zastosujesz się do tego; to zginiesz w męczarniach - powiedział Robin, na dźwięk jego głosu na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. Wcale nie żartuje!
Koleś brzmiał naprawdę strasznie i budził ogromny respekt.
- Oddasz nam wszystkie pieniądze co do grosza, do następnego tygodnia - powiedział spokojnie, ale po chwili rozległ się jego donośny głos. - Jasne?! Inaczej, zajmę się osobiście tobą i twoją zdzirą! 
Po jego słowach oboje wyszli z mojego domu. W moich oczach pojawiły się łzy, dlaczego, ja zawsze muszę być wplątywana w to co nie chce. Zwróciłam się z powrotem do góry do sypialni, nie chcąc, żeby Louis zobaczył, że to wszystko słyszałam. Chciałam tylko cierpliwie poczekać aż sam mi to wszystko powie. Nie miałam zamiaru robić mu żadnych dwuznacznych sytuacji, które mogły pokazać mu, że coś wiem na temat jego tajemnicy.
Będę zachowywać się, jak najnormalniej, tak, żeby nic nie wskazywało, że coś widziałam. Cierpliwie poczekam aż chłopak w końcu mi wszystko wyjaśni.
A potem zdecyduje co dalej...

Louis


Odetchnąłem głęboko, wiedząc, że Robin nie żartuje, a nie mogłem pozwolić, żeby Elenie się coś stało. Jakim cudem po raz kolejny ktoś jej grozi i to z mojej winy. To zaczynało być naprawdę śmieszne i głupie. Jak zwykle cała wina była po mojej stronie. Nawet jeśli momentami uważałem inaczej.
Przeczesałem włosy, kucając przy ścianie, oparłem się plecami o nią. Nie wiedziałem skąd mam wytrzasnąć tyle kasy, jednak do tej pory uważałem, że wygrałem ją. Może nie do końca w uczciwy sposób, ale jednak wygrałem. Czułem się tak strasznie źle w środku przez to wszystko, ale starałem się jakoś to ignorować w końcu nie wszystko było moją winą.
Mógłbym oddać wszystko im z powrotem, gdybym już tego nie wydał. Musiałem w miarę szybko coś wykombinować, bo inaczej wpadnę w jeszcze gorsze bagno niż jestem, a już teraz ciężko mi się z tego wygrzebać.
Wstałem powoli pociągając dresy trochę wyżej, bo zaczęły mi spadać z bioder. Cały czas po głowie chodziły mi różne rozwiązania tej sprawy. Zazwyczaj były one tak głupie i absurdalne, że automatycznie je odrzucałem, a niektóre nie były do końca zgodne z prawem. Została mi jeszcze tylko pożyczka od Liama, ale gdy pomyślałem sobie, że ten dupek miałby mnie w swoich łapskach to od razu mi się odechciewało.
Dwójka tych sukinsynów musiała mnie wyśledzić, bo niby jakim cudem znaleźli się tutaj? Myślałem, że każdemu z nich urwę jaja za to, że przyleźli tutaj, a do tego robili specjalnie hałas. Nie darowałbym sobie tego, gdyby Elena wszystko słyszała. Nie mogła się dowiedzieć, że mam aż takie problemy. Wtedy to byłby definitywny koniec.
Poszedłem do kuchni, żeby zrobić sobie kawy i zastanowić się nad całą tą sytuacją.
- Mam nadzieje, że zrobiłeś śniadanie? - Po dłuższej chwili, usłyszałem za swoimi plecami łagodny głos Ellie.
Odwróciłem się do niej, swoje włosy uczesała w małego koczka z tyłu głowy, ubrała się w szarą koszulkę z czerwonym nadrukiem, nogawki ciemnych jeasnów podwinęła, a na jej szyi znajdował się srebrny naszyjnik.
- A co jeśli nie? - zapytałem posyłając jej przepraszający uśmiech.
- To zapowiada się kiepski dzień z tobą - powiedziała chichocząc pod nosem, podeszła do ekspresu do kawy. Nalała sobie trochę do swojego ulubionego kubka. - Ale wybaczam ci, bo zrobiłeś kawę.
- Dziękuje, Ells. Jesteś taka dobroduszna - puściłem jej oczko.
- To co takiego niezwykłego będziemy dzisiaj robić? - zapytała siadając na blacie.
Uśmiechnąłem się szeroko, patrząc, jak dziewczyna macha nogami w skupieniu pijąc kawę. Nie mogłem się doczekać aż spędzimy razem cały dzień. Byłem uzależniony od jej towarzystwa była dla mnie, jak narkotyk. Nigdy nie sądziłbym, że zakocham się po uszy w jakiejkolwiek dziewczynie. Ellie nieraz pokazała mi, jak bardzo jest wyjątkowa.
- Zabieram cię na przejażdżkę - podszedłem do blondynki, oparłem się ręką o blat. - Chyba, że chcesz powtórzyć to co robiliśmy kilka godzin temu?
Dziewczyna zakrztusiła się, a na jej twarzy niemal od razu pojawiły się czerwone rumieńce. Zaśmiałem się głośno, dostając od niej kuksańca w bok.
- Ty.. głupku - odkaszlnęła, a w jej oczach pojawiły się łezki. - Ty chcesz dzisiaj zrobić zamach na moje życie?
Objąłem ją ramieniem, wtuliła się we mnie, chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi. Jej oddech łaskotał moją skórę na szyi, poczułem miły uścisk w brzuchu. Do mojego nosa dobiegł zapach jej lawendowych perfum i myślałem, że zaraz oszaleje.
- Ile paliłeś papierosów zanim tutaj zeszłam? - Elena wymamrotała, przy okazji muskając wargami moją szyje.
- A co aż tak ode mnie śmierdzi? - Blondynka odsunęła się ode mnie zeskakując z blatu.
- To dziwne, ale lubię ten zapach - posłała mi szeroki uśmiech.
Niespodziewanie usłyszałem głośne burknięcie dochodzące z brzucha blondynki, która natychmiast przykryła go swoimi rękami. Po pokoju rozległ się głośne śmiechy zarówno mój, jak i jej.
- Chodź, kwiatuszku trzeba zabrać cię na porządne śniadanie - podszedłem, łapiąc ją za rękę.

***

Jechaliśmy samochodem, ja prowadziłem, a Ellie w ciszy przyglądała się mijającym krajobrazom. Co chwili na jej twarzy pojawiło się zdumienie przeplatane z szerokim uśmiechem. Nie mogłem uwierzyć, że taka zwykła przejażdżka sprawiała jej tyle radości. Kochałem w niej tą prostotę, bo nie trzeba było wymyślać nie wiadomo jakich cudacznych rzeczy, żeby jej zaimponować. Od samego początku jazdy, Elena ani razu się do mnie nie odezwała. Nie przejmowałem się tym, bo nieraz tak robiła, czasami miałem wrażenie, że czas się dla niej zatrzymuje, gdy przygląda się otoczeniu. Nie wiedziałem, czy każdy artysta tak robił, ale bardzo prawdopodobne, że większość z nich tak. Taki Malik, potrafił zamykać się w sobie nawet na kilka dni, czasami zastanawiałem się, czy aby na pewno Mulat żyje. Może to była też kwestia psychiki.
Co do Zayna, to wcale nie przejmowałem się tym, że więcej czasu spędza z Liamem, okłamałem Elenę, bo nie chciałem, żeby się martwiła. Wiedziałem, że robię z siebie znowu cholernego sukinsyna.
- Louis? - poczułem rękę Eleny na swoim karku, dziewczyna zaczęła bawić się moim włosami.
- Huh? - mruknąłem zwalniając.
- Dziękuje za to, że mnie zabrałeś z domu, potrzebowałam takiej przejażdżki - wyszeptała pochylając się w moją stronę. Jej ciepłe usta musnęły mój policzek. Słońce zaczęło mnie oślepiać, więc założyłem okulary na nos, w odbiciu wstecznego lusterka dostrzegłem, że na policzku mam lekki ślad koloru czerwonego.
- A co to jest? - pokazałem na swoją brodę.
- Moja szminka - odpowiedziała, a następnie starła ją kciukiem. - A mam ci pokazać co ty mi zostawiasz?
- Możesz pokazać przynajmniej będę miał okazje je poprawić - uśmiechnąłem się łobuzersko.
Elena już nie odezwała się do mnie tylko przewróciła oczami, ale dostrzegłem, że na jej usta wkradł się lekki uśmiech. Odwróciła się z powrotem do szyby, wracając do oglądania krajobrazu. Uwielbiałem się z nią droczyć to było moje ulubione zajęcie.

***

Siedziałem w klubie u Liama, czekając aż przylezą Drew wraz z Robinem. Miałem dla nich połowę pieniędzy, które byłem im winny. Jakoś udało mi się je zdobyć, chociaż musiałem sprzedać wszystkie drogie rzeczy, które kupiłem za swoje wygrane. Dzisiejszy dzień mógłby być idealnym gdyby nie to, że musiałem opuścić szybciej Ellie niż chciałem. Jeden z przegranych postanowił się na mnie wyżyć i zaatakował mnie, gdy byłem w drodze do sklepu. Przez niego cholernie bolała mnie dolna warga, bo przeciął ją. Nie mogłem w takim stanie wrócić do Ellie, bo wiedziałem ze zacznie się o wszystko dopytywać, a ja nie zniósłbym tego. Postanowiłem już od razu oddać im, chociaż część, dlatego, że nie wiedziałem ile jeszcze takich urażonych idiotów na mnie wyślą.
Głowa pulsowała mi niemiłosiernie.
- Cóż, jednak zmądrzałeś - usłyszałem za swoimi plecami kpiący głos Drew.
- Mhm.. - rzuciłem na stół pieniądze w pliczku.
Niemal natychmiastowo blondyn rzucił się na pieniądze i włożył je do marynarki. Chyba mogłem ich trochę dłużej przetrzymać, bo najwyraźniej potrzebowali pieniędzy.
Zajęli miejsce obok mnie. Drew splótł swoje ręce w koszyczek, a Robin patrzał się na mnie w skupieniu. Poczułem dosyć spiętą atmosferę pomiędzy nami. Chyba coś kombinowali.
- Mamy dla ciebie propozycje.. - odezwał się, poprawiłem grzywkę na czole. Zapowiadało się naprawdę nieźle.
- Do rzeczy - upomniałem go. - Nie mam zbyt dużo czasu dla waszej dwójki.
Ackard uniósł brwi ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Cóż ja także potrafiłem pokazać swoje różki i możliwości.
- Udam, że tego nie słyszałem, Tomlinson - warknął, splątując ręce na swojej klatce piersiowej. - Chcesz nam pomóc w naciąganiu, naiwnych graczy na grubą kasę? Pasujesz idealnie do tej roboty, jesteś arogancki, wyszczekany, a przede wszystkim sprytny. A do tego znasz wszystkie jakiekolwiek sposoby na oszukiwanie.
Gdy zaczął wymieniać, czułem ogromną dumę z tego co zdołałem osiągnąć w tak krótkim czasie grając w pokera. Fakt, wiedziałem, jakiej gierki czy jaki gest użyć w czasie rozgrywki. W łatwy sposób wprowadzałem innych graczy w niepokój i strach. Byłem mistrzem oszustw.
- Jakie miałbym z tego korzyści? - zapytałem skubiąc skórki od paznokci.
- Odpuścilibyśmy ci resztę długu, a ty zarabiałbyś dwa razy więcej - odpowiedział nonszalancko. - A poza tym miałbyś zagwarantowaną naszą ochronę.
Nawilżyłem wargi, w sumie to nie była to taka zła propozycja, chociaż sama praca z nimi nie zachęcała mnie zbytnio. Lepsze to niż ta durna rozwózka paczek. Tak, tak nadal nienawidziłem tej pracy. W końcu nie musiałbym być na łasce tego sukinsyna Deakina, a matka nigdy więcej, by mnie nie zobaczyła.
- To jak? - Drew wyciągnął w moją stronę rękę.
Spojrzałem na jego dłoń, następnie na jego twarz, a potem na swoją. Muzyka dochodząca z środka klubu dudniła mi w uszach. Nie zastanowiłem się długo, to była dobra propozycja. Uścisnąłem jego dłoń.
- Jednak nie jesteś taki głupi, jak myślałem - skomentował Ackard.
Machnąłem tylko ręką. Czułem się dobrze z tym, że udało mi się spaść znów na cztery łapy. Praktycznie zawsze uchodziłem z kłopotów z uniesioną głową do góry.
Postanowiłem trochę to uczcić, powoli wstałem chcąc pójść po jakiegoś mocnego drinka.
Gdy zobaczyłem w drzwiach Elenę myślałem, że zaraz strzelę sobie prosto w ten pusty łeb.
Jej przygaszony wzrok dosłownie spowodował, że miałem ochotę zapaść się pod ziemię. To zwiastowało, że dziewczyna od dłuższego czasu podsłuchiwała nas i widziała wszystko to, co tutaj miało miejsce. Nie wiedziałem już czy Robin i Drew zrobili to specjalnie czy nie, teraz tylko liczyło się to, że znów musiałem wszystko zniszczyć. Cała wina była po mojej stronie, tylko i wyłącznie.
Wpatrywałem się w nią smutnym wzrokiem, jednak dziewczyna, pokręciła tylko głową. Nim zdążyłem zareagować, jej sylwetka zaczęła się oddalać, pobiegłem w jej stronę. Próbowałem się przedzierać przez tłum ludzi, który uniemożliwiał mi dogonienie Ells. Wołałem jej imię, ale to nic nie dawało, bo straciłem ją z zasięgu wzroku i nie tylko; straciłem ją na zawsze.

"Proszę nie czekaj.
Nie wracam do domu dzisiaj.
Chciałbym cię kochać, ale nie mogę."

*z góry przepraszam za błędy! Lizz x.

1 komentarz: