piątek, 11 lipca 2014

Rozdział 1 | Charlotte, Niall |



Charlotte


Na dworze panował półmrok, jak zawsze o tej porze na Tybee Island panowała cisza. Ludzie jeszcze śpią w ciepłych łóżkach, a ja jak zwykle nie umiałam. Słońce jeszcze nie wzeszło, dookoła panował przyjemny chłód. Miasteczko o tej godzinie wygląda naprawdę magicznie. Spojrzałam na spokojne morze i momentalnie się uśmiechnęłam. Widok wody zawsze mnie jakoś magicznie uspokajał. Jako mała dziewczynka zawsze wyobrażałam sobie mnie spacerującą po plaży, tylko że w marzeniach był także pies. Był czas co naprawdę miałam bzika na ich punkcie. Otuliłam się ciaśniej kurtką czując zimno. Niespodziewanie odezwał się mój żołądek. Ach, tak znów zapomniałam zjeść śniadania. Małymi kroczkami ruszyłam w stronę domu. Nagle do moich uszu dobiegła głośna muzyka, rozejrzałam się i po chwili znałam już źródło dźwięku. Ktoś urządził imprezę. Cóż naprawdę mi szkoda tych sąsiadów. Ignorując głośnie dźwięki powędrowałam do domu. W pewnym momencie dostrzegłam jakieś dwie postaci, ewidentnie kobietę oraz mężczyznę - kłócili się. Przygryzłam wargę ze zdenerwowania, w sumie sytuacja nie wyglądała najlepiej. Dziewczyna płakała i coś krzyczała do chłopaka, który szczerze mówiąc wyglądał jak jeden z tych gości, którzy nie obracają się w najlepszym towarzystwie. Jego napakowane ramiona, były pokryte sporą ilością tatuaży, tak że na obu rękach tworzyły się rękawy. Na dodatek był łysy, moim zdaniem byłby zdolny do uderzenia jej. Może powinnam zadzwonić na policję? Nie, przecież to bez sensu zapewne przyjadą dopiero za godzinę, albo nawet później. Zostawić tej sprawy też nie mogę, co jeśli ten opryszek jej coś zrobi? Nieoczekiwanie nieznajomy się zamachnął, żeby ją uderzyć i mu się udało. Teraz zrozumiałam, że nie mogę stać bezczynnie i się gapić. Rzuciłam się biegiem w ich stronę, nie wiedziałam za bardzo co ja właściwie robię mimo to biegłam. Był jeden plus, gościu był odwrócony do mnie tyłem. Wskoczyłam mu na plecy i zaczęłam go okładać pięściami oraz kopać.
- Uciekaj! - krzyknęłam do rudej. - No dalej na co czekasz?!
Tamta zrobiła wielkie oczy, ale po kilku sekundach zaczęła biec przed siebie. W tym samym momencie nieznajomy zrzucił mnie z siebie. Z głośnym jękiem upadłam na piasek. Odwrócił się do mnie przodem i mogłam zobaczyć w jego oczach furię, oprócz tego dostrzegłam coś jeszcze, miał powiększone źrenice. Był pod wpływem narkotyków. Momentalnie zadrżałam, mężczyzna uśmiechnął się, gdy mnie zobaczył.
- Wpakowałaś się w niezłe gówno, maleńka. - powiedział zacierając ręce. - No to możemy się nieźle  zabawić. - Pochylił się nade mną i ścisnął mój podbródek w morderczym uścisku. Spojrzałam na niego wściekła. - Więc powiesz mi jak masz na imię?
- Pierdol się - warknęłam próbując się wyrwać, zamiast uwolnienia się, poczułam jeszcze większy ból. - Charlotte.
Widocznie zadowolony skinął głową. Nawilżył dolną wargę i znów się uśmiechnął.
- Urocze. - mruknął dokładnie mnie obserwując. - W sam raz, jak dla takiej słodkiej, zadziornej dziewczynki, którą jesteś ty, Charlotte. Twoi rodzice trafili w samą dziesiątkę.
- To nawet dobrze się składa, że postanowiłaś zostać bohaterką. - oznajmił. - Jesteś o wiele lepsza od tamtej zdziry. Zawsze kręciły mnie farbowane, a jeszcze nigdy nie widziałem różowych włosów.
Schował niesforny kosmyk za moje ucho, wtedy wykorzystałam sytuację i z całej siły kopnęłam go w krocze. Podniosłam się i zaczęłam biec przed siebie.
- Wracaj tutaj cholerna dziwko - usłyszałam za sobą krzyk. - Dorwę cię!
Znienacka wpadłam na kogoś, poczułam na ramionach mocny uścisk. Podniosłam głowę i zobaczyłam chłopaka z blond włosami wystającymi spod kaptura. Potrząsnąłem głową, gdy jego niebieskie oczy po prostu mnie sparaliżowały. Moje ciało przeszedł zimny dreszcz. Przekrzywił lekko głowę, patrząc na mnie zaskoczony.
- Coś się stało? - zapytał mrużąc oczy. Zamiast odpowiedzieć obejrzałam się za siebie, jednak nikogo tam nie było. - Heej, umiesz mówić?
Zamrugałam kilkakrotnie.
- Nic, przepraszam nie patrzałam gdzie idę - jęknęłam. - Przepraszam, muszę już iść...
Spojrzałam na niego ostatni raz po czym sobie poszłam, lecz po chwili znów usłyszałam głos blondyna.
- Przestać ciągle przepraszać! - zawołał, ale się nie odwróciłam. Nie miałam siły. Nogi niosły mnie samą w stronę domu.

***

Otworzyłam oczy i momentalnie wstałam, po chwili pożałowałam tego, ponieważ zakręciło mi się w głowie. Znów opadłam na łózko, zamrugałam kilkakrotnie, w celu pozbycia się mroczków. Przekręciłam się na brzuch i spojrzałam na zegarek. O cholera. Jedenasta, miałam być już dawno w schronisku. Zerwałam się na równe nogi i zaczęłam zbierać najpotrzebniejsze rzeczy. Wybiegłam z domu, wsunęłam klucz między szczelinę w schodach po czym zaczęłam iść szybkim krokiem w stronę pracy. Szczerze mówiąc czułam się jedynym słowem jak gówno i najchętniej nie wychodziłabym cały dzień. Niestety obowiązki wzywają. Po nie całych dwudziestu minutach byłam na miejscu. Wpadłam do recepcji i zadzwoniłam w dzwoneczek. Jak zwykle, Sally recepcjonistka była w swoim kantorku. Pewnie oglądała jakieś brazylijskie seriale. Pojawiła się po kilku sekundach, ułożyła usta w dzióbek kiedy mnie zobaczyła.
- Spóźniłaś się. - mruknęła przyglądając mi się dokładnie. - Według grafiku powinnaś przyjść o ósmej. Mm, za późno Alec zrobił wszystko za ciebie. Przyjdź w następny wtorek, jutro masz wolne. W środę do przedszkola. Pamiętaj.
W odpowiedzi skinęłam tylko głową i wyszłam. Nigdy nie przepadałam za kobietą. Była bardzo, hm, nieuprzejma. Jak miałam z nią rozmawiać od razu mnie mdliło. Wyszłam na ulicę i poprawiłam torbę na ramieniu. W sumie wychodzi na to, że mam dwa dni wolne. Świetnie. Może odwiedzę Ellie, pewnie potrzebuje pomocy w sklepie. Dojście nie zajęło mi zbyt dużo, ponieważ warzywniak był tylko ulicę dalej. Właściwe w Tybee Island wszędzie było blisko. 
Weszłam do środka i poczułam przyjemny zapach, nie wiem dlaczego ale lubiłam tutaj przychodzić. Natychmiast zobaczyłam przyjaciółkę, układającą coś na pułkach. Usiadłam na ladzie i zaczęłam machać nogami.
- Nie zgadniesz co ja dziś przeżyłam. - powiedziałam po czym zerknęłam na reakcje blondynki, tamta zaskoczona upuściła butelkę z wodą. Obróciła się w moją stronę.
- Jejku nawet nie wiesz jak mnie wystraszyłaś - jęknęła schylając się po przedmiot. - No nie wiem spóźniłaś się do pracy? - Zaśmiałam się cicho. 
- Po części zgadłaś. - oznajmiłam, zamykając prawe oko. - Ale to było o wiele gorsze. - Zaczęłam jej opowiadać całą sytuację, od początku do samego końca. Gdy skończyłam dziewczyna zagryzła policzki od środka i podeszła do mnie.
- To było głupie. - oświadczyła kręcąc głową. - On mógł ci coś zrobić! Po takich typach nigdy nic nie wiadomo. A co byłoby gdyby ten blondyn się nie pojawił. Boże, Charlie dlaczego jesteś taka lekko myślna?
Zeskoczyłam z lady i zaczęłam szukać w torbie komórki.
- Jak zwykle dramatyzujesz - jęknęłam, sprawdzając czy mam jakieś wiadomości w skrzynce. - Jak widzisz nic mi się nie stało. - Okręciłam się dookoła. - Widzisz, jestem cała i zdrowa. Jest ze mną wszystko okej - skierowałam się w stronę wyjścia nieoczekiwanie stanął przede mną wysoki Mulat z brązowymi oczami. Kruczoczarne włosy zasłaniała mu czerwona beanie. Na ramionach spoczywała czerwona koszula bez rękawów pod którą miał czarną bokserkę. Jego ramiona okrywały liczne tatuaże.
- Cześć - przywitał się po czym mnie ominął.
Oparłam się o ścianę i spojrzałam na Ellie, zaczęłam się dokładnie przysłuchiwać co chłopak kupował. Blondynka podała mu paczkę czerwonych malboro oraz butelkę wody. Po chwili zobaczyłam przez szybę, jak odjeżdża samochodem spod sklepu.
- Znasz go? - spytała zielonooka.
W odpowiedzi pokiwałam przecząco głową. Wzruszyła ramionami i wrzuciła pieniądze do kasy. Sięgnęłam po gruszkę, wytarłam ją o sukienkę i zaczęłam jeść. Lange zmierzyła mnie wzrokiem.
- Będziesz musiała za nią zapłacić? Wiesz, że Marlene wszystko dokładnie sprawdza. - Przy ostatnich słowach przewróciła oczami.
- Jasne, jasne - rzuciłam w zamyśleniu. - Wpadniesz do mnie na obiad? Mam nadzieję, że o piętnastej masz już wolne.
- Z chęcią skorzystam. - Posłała mi szeroki uśmiech. - Liczę na sałatkę z owoców.
- Wedle życzenia. - Podeszłam do niej, podałam jej drobne i wyszłam, jednak po chwili wychyliłam głowę przez framugę drzwi. - Do zobaczenia.

***

Zerknęłam na zegarek, prawie dochodziła trzecia, czyli przyjaciółka powinna pojawić się za jakieś dziesięć minut. Ściągnęłam fartuch i powiesiłam go na haczyku. Wszystko było już przygotowane na werandzie, więc nie miałam już nic do roboty. Do tej pory zastanawia mnie jedno; skąd ten blondyn pojawił się na plaży? Przedtem go nie było. Możliwe, że należał do jednych z imprezowiczów, ale przecież nie było czuć od niego alkoholu, chociaż dzisiaj mógł akurat nie pić. Potrząsnęłam głową, gdy znów poczułam ten sam chłód gdy spojrzałam na jego twarz. Te oczy... były dziwnie znajome. Jego samego nie pamiętałam, ale te chłodne, morskie tęczówki. Z rozmyśle wyrwał mnie dźwięk dzwonka. Odłożyłam ręcznik i poszłam otworzyć.
- Przecież wiesz, że nie musisz dzwonić. - powiedziałam, nie podnosząc wzroku. Dopiero po chwili zorientowałam się, że Ellie przecież nie jest Mulatką. Podniosłam głowę i zobaczyłam tą dziewczynę z plaży, tylko teraz miała ciemne włosy. - Przepraszam, czekam na przyjaciółkę. Nie miałaś przypadkiem rudych włosów?
- Na imprezy noszę perukę - wyjaśniła. - Hm, powiedzmy że dawniej nie obracałam się w najlepszym towarzystwie. 
- Właśnie zauważyłam - mruknęłam. 
- To stary znajomy. Och, przyszłam ci podziękować. - Na jej twarzy pojawił się uśmiech. - Wróciłam tam może trzy minuty później z przyjacielem, jednak nie znaleźliśmy nikogo. 
- Nie ma za co. - Machnęłam ręką. - Właściwie jak mnie znalazłaś?
- Widziałam jak wychodzisz ze schroniska, więc poszłam zapytać o twój adres. Niestety nie było nikogo w recepcji, toteż że akurat twoja karta leżała na wierzchu to zerknęłam. A tak w ogóle to jestem Carmen. - wyciągnęła do mnie szczupłą rękę.
 - Charlotte - przestawiłam się ściskając jej dłoń. - Może zostaniesz na obiad, za chwilę powinna przyjść Ellie. O, właśnie idzie. - Pomachałam przyjaciółce. - Poznajcie się Elena, Carmen; Carmen, Elena - powiedziałam gdy blondynka stała już obok nas. - To o niej opowiadałam ci w sklepie.
- Miło mi.
- Cześć.
Po chwili we trzy siedziałyśmy na dworze i zajadałyśmy się pysznościami które przedtem przygotowałam. Żartowałyśmy razem, śmiałyśmy się, gadałyśmy. Po prostu miło spędzałyśmy południe. 

Niall

Naciągnąłem na nogi czarne rurki i podszedłem do lustra. Otarłem ręką parę z niego, aby móc się sobie przyjrzeć. Z oklapniętych włosów nadal kapały krople wody. Siedziałem ponad godzinę pod prysznicem, żeby zmyć ten cholerny bród. Wiadomo, że praca we warsztacie nie jest najlepsza, ale mi odpowiada. Nagle rozległo się głośne walenie w drzwi, zaskoczony zmarszczyłem brwi.
- Niall, kurwa. Ile jeszcze będziesz tam siedział?! - rozległ się głośny krzyk Mulata. - Nie godziłem się na mieszkanie z babą!
Ruszyłem w stronę wyjścia i gwałtownie otworzyłem drzwi, przez co chłopak nimi oberwał. Spojrzał na mnie wściekły.
- Ktoś kiedyś dorwie się do twoich jaj - mruknął wchodząc do środka. - Albo to będę ja, albo ktoś inny.
Jak zwykle machnąłem ręką na jego słowa. Przejdzie mu. Hm, kiedyś na pewno. Wszedłem do pokoju i zacząłem szukać jakieś odpowiedniej koszulki na dzisiejsze wyjście. Znalazłem zwykła, białą bluzkę z krótkim rękawem po czym założyłem ją na siebie. Sięgnęłam po białe converse leżące w rogu pokoju, a na samym końcu założyłem okulary przeciw z którymi się praktycznie nie rozstaję. Zbiegłem po schodach na dół i skierowałem się w stronę lodówki. Zajrzałem do środka, przeczesałem ręką ciągle mokre włosy. W końcu sięgałem po kawałek sera. Niespodziewanie rozległy się czyjeś kroki. Z daleka mogłem rozpoznać stukot obcasów Harry'ego.
- Nie wiem co ty widzisz w tych butach - mruknąłem, gdy chłopak pojawił się obok mnie. 
- Laski na nie lecą! - zawołał mi wprost do ucha, przez co się skrzywiłem. - Dałbyś przyjacielowi przejechać się motorem. W ogóle skąd go masz? Kupiłeś go?
Momentalnie zastygłem i po chwili zamrugałem kilkakrotnie. Nienawidzę gdy wspomnienia wracają.
- To motor przyjaciela - sapnąłem czując uciążliwy ból w głowie.
- Dał ci go? - Styles zadawał kolejne pytania, coraz bardziej mnie męcząc. - Znudził mu się?
- Tak - odpowiedziałem krótko. - Luke mi go oddał, bo był już zmęczony. Sorry, zapomniałem telefonu.
Zacząłem biec na górę, przeskakując co dwa schodki. Wszedłem do pokoju i trzasnąłem drzwiami. Usiadłem na podłodze i oparłem się plecami o bok łóżka. Zacząłem bawić się kluczykami od jednośladu. Byłem niemal pewny, że Luke chciał, żebym to ja wziął jego ukochaną maszynę. Kilka tygodni po tym jak znalazłem tutaj pracę oraz kiedy zamieszkałem z Zaynem, zadzwoniłem do znajomego, który go miał. Sięgnąłem po fotografię. Staliśmy pod starą kamienicą, gdzie mieszkał chłopak. Ja jak zwykle miałem okulary. Oboje się uśmiechaliśmy. Doskonale pamiętam tamten dzień, później pojechaliśmy na przejażdżkę.
Zachowywaliśmy się niczym idioci, stanąłem wtedy na tyle motoru i przejechaliśmy tak kilkanaście kilometrów. Oczywiście na końcu się wyjebaliśmy. Tak, walnąłem o cement, że miałem złamany nos oraz kilka żeber. To były wspaniałe czasy, nie chodzi o to, że nie lubię chłopaków, ale  Hemmings był dla mnie jak brat. Nawet często myśleliśmy podobnie.
Z rozmyśleń wyrwało mnie głośne pukanie w drzwi, obróciłem głowę w bok, aby móc zobaczyć kto to. Po kilku sekundach zobaczyłem Malika.
- Horan na co czekasz?! - krzyknął, wyjmując z kieszeni paczkę marlboro. Wyjął jednego papierosa i rzucił mi resztę. - No co się gapisz? Harry już się normalnie nie może doczekać. Masz dwie minuty.
Gdy wyszedł odłożyłem ramkę z fotografią na szafkę nocną i wstałem. Wyciągnąłem papierosa po czym go zapaliłem i zszedłem na dół. Okazało się, że przyjaciele już stoją na dworze. Jak zawsze szatyn lepił się do mojego motoru.
- Odsuń się - mruknąłem. - Znając życie przed chwilą obżerałeś się mandarynką i masz brudne paluchy.
Wsiadłem na maszynę i włożyłem kluczyki po czym odpaliłem silnik.
- Dlaczego ty go zawsze bierzesz ze sobą? - zapytał, żując gumę. Z resztą to była codzienność.
- Laski na niego lecą - powtórzyłem jego słowa, na co razem z Mulatem zaśmialiśmy się. Zielonooki zrobił naburmuszoną minę. - No panienki czas na imprezę. Lou i Liam pewnie już na nas czekają. - Po tych słowach, nie czekając na pozostałych ruszyłem w stronę klubu Payne'a. Gdy jeżdżę ulicami miasteczka czuję się dobrze, jednak zdecydowanie wole wolną przestrzeń. Czuję się wtedy, hm, wolno. Jakby ktoś zdjął obrąbże z mojej szyi. Kocham wiatr we włosach, zimne, morskie powietrze smagające moje policzki. Zawsze zastanawiałem się co takiego Luke w tym widział, ale teraz to zrozumiałem. Świat wtedy nie istnieje, liczę się tylko ja, motor i droga. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że przecież nie jestem na pustkowiu i że mogę zaraz kogoś potrącić.
Po niecałych dziesięciu minutach byłem na miejscu, oczywiście Malika i Stylesa jeszcze nie było. Zaparkowałem przed klubem po czym oparłem się o maszynę. Ściągnąłem okulary przeciwsłoneczne i rozejrzałem się dookoła szukając kogoś znajomego.
- Mam nadzieję, że to ty tym razem będziesz tym najbardziej zalanym - usłyszałem z tyłu znajomy głos. - Zayn pewnie się tobą zajmie, a ja w tym czasie zaopiekuje się twoim cackiem.
Pokiwałem z niedowierzaniem głową i zacząłem się śmiać.  To mogła powiedzieć tylko jedna osoba, a mianowicie Louis.
- Nie wiem, co się tak wszyscy na niego uparliście - mruknąłem. - Motor nie kosztuje dużo.
Szatyn stanął przede mną uśmiechnięty od ucha do ucha. Miał na sobie jasną, jeansową katanę z Planted Hollywood, pod spodem białą bluzkę oraz czarne rurki ze standardowo podwiniętymi nogawkami. Nie obyło się także bez ciemnych vansów.
- Jasne, ale taki jest tylko jeden. Gdzie reszta, bo Liam już się wścieka. - Odgarnął włosy z czoła.
- Przestań - wykrztusiłem przez śmiech. - Ja nie z tych co lecą na twoje boskie włosy.
- Ktoś kiedyś dorwie się do twoich jaj - mruknął chowając ręce do kieszeni spodni. - Te słowa wywołały u mnie jeszcze większe rozbawienie.
- Wiesz, że słyszę to dziś już po raz drugi. - Ruszyliśmy wolnym krokiem w stronę wejścia do klubu, skąd dobiegała głośna muzyka. -  Faktycznie musi być coś na rzeczy.
W środku panował niesamowity gwar, właściwie to nie nowość. Poszliśmy do stolika, gdzie zazwyczaj siedzieliśmy. Z daleka dostrzegłem Payne'a rozłożonego na skórzanej sofie. Nie minęło kilka minut, a byliśmy już obok niego.
- Niall single malt, a Lou whisky z colą - powiedział od razu, gdy nas dostrzegł. - Zaraz wracam.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu, trudno było cokolwiek dostrzec w takim tłumie. Oparłem się o sofę, moje myśli powoli zaczęły kierować się w inną stronę niż chciałem. Oczywiście na myśli miałem pewną niebieskooką dziewczynę, którą spotkałem dziś rano na plaży. Nieznajoma ewidentnie przed kimś uciekała, tego byłem pewny w stu procentach. Na wiedziało mnie dziwne wrażenie, że gdzieś już ją widziałem. W odległej przeszłości. Te oczy cholernie mi kogoś przypominały. W zamyśleniu wyciągnąłem paczkę papierosów, którą dostałem od Zayna.
- Od kiedy ty palisz? - zapytał Tomlinson dokładnie śledząc każdy mój ruch. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Od zawsze.

***

Zaśmiałem się po raz kolejny, gdy Harry zaczął opowiadać te swoje pijackie żarty. Chwyciłem szklankę z ulubionym alkoholem i się napiłem. Pokręciłem głową z niedowierzaniem. Za każdym razem szatyn myśli, że śmiejemy się z jego dowcipów, a to chodzi o niego. Wstałem i zacząłem kierować się w stronę wyjścia. Musiałem na chwilę ochłonąć, czułem się jakbym miał zaraz udusić się. Minąłem obściskującą się parkę i znalazłem się na świeżym powietrzu. Po krótki namyśle wsiadłem na motor i pojechałem przed siebie. Nie przejmowałem się zbytnio policją, która mogłaby mnie przyłapać na jeżdżeniu pod wpływem alkoholu. Wszyscy są tutaj skończonymi idiotami i łatwo ich wykiwać. W końcu zrezygnowałem i po prostu usiadłem na krawężniku. Mimo tego, ze wypaliłem już dzisiaj kilkanaście papierosów, to wyciągnąłem kolejnego. Zawsze mieszałem alkohol z tytoniem. Dzisiaj rano postanowiłem pójść na plażę. To był właściwie mój taki zwyczaj. Chociaż raz w tygodniu muszę tam być, a że byłem akurat na imprezie u George'a to się przeszedłem. Wolną ręką przeczesałem włosy z których powoli schodziła już blond farba. Trzeba będzie wybrać się do fryzjera, może w piątek. Z rozmyśleń wyrwał mnie znajomy głos.
- Louis. - Obróciłem się i zobaczyłem Harry'ego. - Jak zwykle szuka guza.
Zgasiłem peta i ruszyłem szybkim krokiem za przyjacielem. Oczywiście, Lou narobi bałaganu, a my musimy sprzątać. W taki sytuacjach to, że byłem dwa lata bokserem przydaje się.
Rozejrzałem się dookoła, aby znaleźć przyjaciół. Zanim zdążyłem się zorientować byłem ciągnięty przez Stylesa. Kilka sekund później mogłem ocenić całą sytuację. Kilkunastu na dwóch; Tomlinsona i Malika.
- Trzeba im pomóc - mruknąłem przeciskając się przez tłum.
Po prostu, jak to miałem w zwyczaju podeszłam do jednego i uderzyłem go prosto w szczękę. Mężczyzna zatoczył się dwa kroki do tyłu i potarł obolałe miejsce. Spojrzał na mnie gniewnym wzrokiem.
- Widzę, że ktoś prosi się o kłopoty.

***

Oparłem się o zimny mur i wybuchnąłem śmiechem. Wytarłem ręką krew ściekającą z nosa po czym znów się zaśmiałem.
- Jak zwykle pakujesz nas w niezłe gówno, Tomlinson - spojrzałem na chłopaka, który siedział na przeciw mnie. Uśmiechnął się szeroko.
- I tak wiem, że to uwielbiasz - oświadczył. - Wszyscy widzą, że tęsknisz za boksem.
- Tylko, że kiedyś mi za to płacili - mruknąłem pod nosem. Założyłem  ciemne okulary na nos. - Właściwie masz rację lubię okładać ludzi pięściami.
- Ale ja nie za bardzo - jęknął Harry. 
Wybuchnęliśmy śmiechem, jednak po chwili się skrzywiłem. Dzisiaj mocno oberwałem. Kątem oka spojrzałem  na Malika, który zachowywał się dziwnie cicho. 
- Jedziemy do domu - odezwał się po dłuższej chwili. Podał mi dłoń, aby pomóc mi wstać. Zaczęliśmy się już kierować w stronę parkingu, gdy nagle Mulat się zatrzymał i obrócił do tyłu. 
- Właściwie o co poszło? - zapytał spoglądając na niebieskookiego. Tamten wzruszył ramionami.  
- Wkurwiali mnie. - Zaskoczony jego słowami także się odwróciłem i pokręciłem głową.
- Jesteś totalnym idiotą, Louis.
Mimo tego, że uważałem chłopaka za jakiegoś szaleńca, nie zmieniało faktu że go uwielbiałem. Chociaż ja właściwie lubiłem te jego codzienne wybryki, wtedy znów mogę poczuć się jak dawniej. Właściwie adrenalina to konik mojego życia. Czasem wydaje mi się, że to ona płynie w moich żyłach zamiast krwi. 

7 komentarzy:

  1. O Cholera! Kocham już to fanfiction! :D
    Jejku Charlotte i Niall zdecydowanie przypadli mi do gustu. Podoba mi sie to ze cale 1D ma taką imprezową duszę. Payno przynajmniej pierwszy raz ma poważna funkcję i na pewno nie będzie "tym dobrym".
    Czekam na rozdział z perspektywy Ellie i Louisa.
    Pozdrawiam, miłej nocy
    Daria, x

    OdpowiedzUsuń
  2. o jejku, ale ten rozdział jest genialny!! Charlie jest taką wolną duszą, w sumie jak Niall najpierw robią potem myślą i to jest pięknie ♥ mam jeszcze jedno pytanko kto "gra" Charlie?
    czekam na next weny i buziole ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny ^^ Czekam na perspektywę Ellie i Louisa :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku zapowiada sie naprawdę super! :D Chłopaki pewnie będą pakować się w niezłe tarapaty haha szczególnie Louis. Charlie ogromnie przypadła mi do gustu! Nie mogę sie juz doczekać 2 rozdziału.
    Pozdrawiam, x

    OdpowiedzUsuń
  5. Po prostu genialny

    OdpowiedzUsuń
  6. Super, czekam na Lou i Ellie :D
    Pozdrawiam i życzę weny, Rouse xoxo

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej! Otrzymujesz nominacje do Libster Award! Więcej informacji http://dont-judge-me-by-my-look-pl.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń