wtorek, 22 lipca 2014

Rozdział 2 | Elena, Louis |





Elena

Podniosłam się z pozycji siedzącej zabierając z podłogi worek w którym znajdowały się wszystkie moje beznadziejne obrazy oraz ponad połowa moich przyborów malarskich. Wszystko to było już bezużyteczne i na pewno nikomu, by się nie przydało. W nocy za bardzo nie umiałam zasnąć, więc wzięłam się za porządki. Mimo tego, że jeszcze nie rozmawiałam z tym nowym dostawcą to już działał mi na nerwy. Od dwóch dni nie dostawałam nowego towaru, bo szanowny pan niejaki Tomlinson nie pojawił się. Nie miałabym nic do tego gdyby nie to, że właśnie to ja dostawałam kazania od Marlene. Przeczesałam ręką blond włosy kierując się na dwór w celu wywalenia moich śmieci. Dzisiaj słońce wzeszło trochę później przez co miasteczko budziło się później do życia. Czarny worek wyrzuciłam do kosza na śmieci i zamknęłam drzwi na klucz kierując się do sklepu. Po drodze, jak zwykle przyglądałam się dosłownie wszystkiemu. Ludziom, drzewom, zwierzętom, a przede wszystkim kwiatom. Uwielbiałam je, dlatego w pokoju miałam mnóstwo doniczek z roślinami. Spojrzałam na zegarek w telefonie, miałam jeszcze dwadzieścia minut, toteż w spokoju mogłam odwiedzić Charlie. Idąc plażą uśmiechałam się pod nosem czując morską bryzę; naprawdę pokochałam to miejsce. 
Weszłam pod schodkach na taras czując zapach goździków, mimowolnie moje kącki ust uniosły się ku górze. Popchnęłam drzwi prowadzące do środka. W salonie, jak zwykle panował bałagan, ale na pewno mniejszy niż mój. Oby dwie byłyśmy ogromnymi bałaganiarami. Ominęłam leżącą poduszkę na podłodze ruszając po schodach do jej pokoju. Odchyliłam lekko drzwi widząc, jak śpi na swoim materacu. Postanowiłam rozsunąć zasłony, chociaż czułam, że przyjaciółka mnie zamorduje, ale trudno. Jednym sprawnym ruchem ręki odsłoniłam białe zasłony, a słońce natychmiastowo oświetliło ciemny pokój, który znajdował się na strychu. 
- Ellie przysięgam, jeśli to ty to cię zabiję - usłyszałam senny głos Charlotte. 
- Po prostu dbam, żebyś się nie spóźniła, więc.. - Nie zdążyłam dopowiedzieć, bo oberwałam poduszką, zaśmiałam się pod nosem odrzucając miękki przedmiot. 
- Mam dzisiaj wolne! - zawołała chowając głowę pod kołdrą. 
- Upss.. - powiedziałam zagryzając dolną wargę. - Przepraszam, to może ja sobie już pójdę. 
Zaczęłam się wycofywać powoli do tyłu, żeby przypadkiem nie oberwać czymś od dziewczyny. Jedną nogą byłam już na korytarzu, ale zanim zdążyłam wyjść blondynka zrzuciła przykrycie z głowy. Wskazała na mnie swoimi palcem. 
- W zamian tego zrobisz mi obiad - zmrużyła swoje oczy. 
- Tylko wiesz, że ja nie potrafię gotować - odpowiedziałam podnosząc ręce do góry w geście obronnym. 
- Dobra w takim razie zaprosisz mnie na obiad. 
Pokiwałam głową uśmiechając się, zanim wyszłam przeprosiłam ją jeszcze raz. Szłam po schodach kiedy nagle usłyszałam, jak przyjaciółka mnie woła. Wróciłam się. 
- Hej, a może potrzebujesz pomocy w sklepie? - spytała.
- Nie - machnęłam ręką. - I tak za pewne nie dostanę dostawy, bo czekam już dwa dni. Marlene i tak uważa, że to moja wina. 
- Nie wiem, co to za sukinsyn jest - przewróciła oczami. - To spotkamy się o 13? 
- Tak, jasne - uśmiechnęłam się wychodząc z pokoju. 
Ruszyłam szybkim krokiem w stronę sklepu. Będąc na miejscu otworzyłam drzwi kluczykami i weszłam do środka. Zagryzłam policzki od środka widząc coraz większe ubytki w towarze. Właścicielka mnie zabije. Wypuściłam powoli powietrze z ust biorąc się za te skrzynki, które miałam wynieść na dwór. Przynajmniej jest plus tego, że ten palant nie przyjeżdża nie muszę tego wszystkiego targać. Ułożyłam wszystko mniej więcej tak, jak powinnam. Usiadłam za ladą biorąc w ręce szkicownik, przejrzałam bazgroły, ale żadne z nich nie było godne mojej uwagi, więc zabrałam się za tworzenie czegoś nowego. 
Po godzinie usłyszałam dźwięk parkującego samochodu zaciekawiona wstałam rzucając swój zeszyt na ladę i wyszłam na próg sklepu. Poczułam wewnętrzną ulgę widząc, że samochód, który podjechał był wozem dostawczym. Wróciłam do sklepu, by zrobić miejsca na skrzynki. Przesuwałam właśnie ostatnią kiedy usłyszałam chrząknięcie. Odwróciłam się widząc przed sobą chłopaka ubranego w jasnoniebieską katanę pod którą miał białą podkoszulkę, na nogi złożone miał czarne spodnie z podwiniętymi nogawkami oraz czarne vansy. Na nosie miał czarne okulary, a włosy zaczesane były do tyłu jednak panował w nich totalny nieład. W prawej ręce trzymał zapalonego papierosa. 
- Weź sobie ten towar - burknął rzucając w moją stronę kluczyki. 
Rzucił mi je i tak po prostu wyszedł. Złapałam je w jedną rękę i szybko pobiegłam za nim. Co on sobie w ogóle wyobraża? Nie potrafi łaskawie tego powykładać nawet na jezdnię. Zawołałam za nim, ale się nie odwrócił, więc powtórzyłam, ale tym razem trochę głośniej. Przystanął odwracając się do mnie powoli. 
- Masz zamiar tak po prostu odejść? - zapytałam unosząc jedną brew do góry. 
- Taaak - przeciągnął wzruszając ramionami. 
Chciałam coś powiedzieć, ale wzięłam głęboki oddech przykładając rękę w której miałam kluczyki do ust. Miałam ochotę mu porządnie wygarnąć, ale się powstrzymałam. 
- Poczekaj, poczekaj przyjeżdżasz z towarem, który powinien być już przedwczoraj w sklepie i bez słowa wyjaśnień odchodzisz karząc mi to wyładować z auta? - powiedziałam spokojnie czując, jak dosłownie się gotuję w środku. 
Pokiwał głową śmiejąc się pod nosem, zaciągnął się szlugiem i wydmuchał dym nadal mnie obserwując przez przeciwsłoneczne okulary. Zagryzłam policzki od środka czują się przez to trochę niezręcznie. Włożył papierosa pomiędzy wargi i bez najmniejszego słowa wyciągnął rękę w moją stronę. Oddałam mu kluczyki, a on odwrócił się na pięcie ruszając do samochodu. Otworzył bagażnik wyciągając z niego pudło postawił na ziemię, zrobił tak kilka razy aż cały towar, który zamawiałam znajdował się przede mną. Zatrzasnął drzwiczki odwracając się do mnie. 
- Proszę - wysyczał wydmuchując mi wprost w twarz dym papierosy. 
W tym czasie kiedy ja dławiłam się tym okropnym smrodem on tak po prostu wsiadł do samochodu i odjechał zostawiając mnie z tymi wszystkimi pudłami i skrzynkami na środku chodnika. Przetarłam dłonią twarz. Masz to co chciałaś Ellie, pomyślałam. 

***

Usiadłam na pustej skrzynce przyglądając się swoim poobcieranym rękom, niesamowicie mnie piekły. Byłam naprawdę wykończona i na pewno tego dnia nie mogłam zaliczyć do najlepszych. Wzięłam oczyszczający oddech patrząc na zegarek. Był kwadrans do trzynastej, a ja nie wyglądałam najlepiej. Obolałe ręce włożyłam do zimnej wody dzięki czemu poczułam naprawdę wielką ulgę. Przemyłam twarz by doprowadzić się do porządku. Poproszę szefową o dzień wolnego, bo to noszenie naprawdę mnie wykończyło. Będę miała okropne zakwasy. Nienawidzę tego dupka, och szczerze. Ciekawe w ogóle za kogo on się uważa. Najchętniej wygarnęłabym mu to co o nim myślę tylko wiem, że tego nie zrobię. Mam zdecydowanie za dobre serce. Wyszłam ze sklepu zamykając za sobą drzwi na klucz oraz wywieszając kartkę "zaraz wracam". Nieoczekiwanie poczułam czyjeś ręce na swoich oczach do mojego nosa dobiegł zapach goździków, więc była to Charlie. 
- Hej - przywitałam się. 
- Cześć - zabrała ręce. - Jak tam? Ten dupek w końcu przywiózł ci towar? 
 - Opowiem ci wszystko w drodze dobra? - oświadczyłam obejmując ją ramieniem. 
Przez całą drogę do restauracji rozmawiałyśmy o tym durniu. Blondynka naprawdę się wkurzyła, jak usłyszała to co zrobił. W jego stronę padło trochę nieprzyjemnych słów, ale przyznam, że naprawdę mu się należało. 
- Tyle tych dupków zaczęło się pokazywać. - Charlie przewróciła oczami zasiadając po drugiej stronie stolika. - To pewnie przez te klub tego całego Payne'a. 
Kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam i sama zajęłam miejsce. Nie musiałyśmy długo czekać, a koło nas pojawił się już Harry - kelner, który pracował tutaj zanim jeszcze zamieszkałam w Tybee. Znałam go tylko zwidzenia, a jedyne o czym rozmawialiśmy to jedzenie. Uśmiechnął się, jak zwykle szeroko ukazując swoje dołeczki w policzkach. Z tego co słyszałam to nie mógł oprzeć się żadnej dziewczynie. 
- Dla mnie sałatka z kurczakiem i sok pomarańczowy - powiedziałam uśmiechając się. 
Zanotował w notesie i zwrócił się do Charlie. Jak zwykle zamówiła zwykłą sałatkę oczywiście bez mięsa, ponieważ dziewczyna była wegetarianką. Nie musiałyśmy na szczęście długo czekać na posiłek. Podczas obiadu potrafiłyśmy rozmawiać o wszystkim i o niczym. 
- Jak ci idzie z malowaniem? - zapytała przyjaciółka nakłuwając na widelec sałatę. 
- Kiepsko od dwóch dni niczego nie namalowałam chyba sobie to w ogóle odpuszczę -  westchnęłam szperając w swojej porcji. - I tak rzadko kto kupuje moje obrazy. 
- Nawet o tym nie myśl, pewnie masz ten noo.. brak weny - oznajmiła wkładając do buzi zielone warzywo. - Albo brak ci obiektu motywacji. 
- Może - zacisnęłam usta w wąską linijkę. - Czasami naprawdę żałuję, że nie mogłam pójść do szkoły plastycznej. - Wiatr sprawił, że włosy opadły mi na twarz. - Nauczyłabym się naprawdę dużo.
- Hej, wszystko jeszcze przed tobą. - Blondynka położyła swoją rękę na mojej. - A w sprawie kupna twoich obrazów to pogadaj z Marlene, może pozwoliłaby ci wystawić parę obrazów w sklepie. 
- Wątpię, ale dzięki - uśmiechnęłam się do niej z wdzięcznością. - Dzisiaj wywaliłam praktycznie wszystkie swoje farby, pędzle i sztalugi. Powinnam kupić jakieś porządne, ale krucho z kasą. 
- Wiesz, że jestem skłonna oczywiście ci pożyczyć? - zapytała wyraźnie się o mnie martwiąc. 
- Na razie nie głoduje i nie siedzę w ciemnościach - zaśmiałam się upijając łyka soku. - Dziękuje, że jesteś. 
- Nie masz za co dziękować - ukazała mi swój szeroki uśmiech. - Tylko powiedź mi, że nie wywaliłaś obrazów? 
Zagryzłam policzki od środka kiwając potwierdzająco głową. Zmarszczyła brwi i nim zdążyłam zareagować dostałam od niej dość mocnego kopniaka pod stołem. Podskoczyłam krzywiąc się z bólu. Po chwili obie głośno się zaśmiałyśmy. Uwielbiałam spędzać czas z nią, zawsze mogłam na niej polegać. 


Louis


Otworzyłem drzwi wchodząc do tego przeklętego "mieszkania" które zafundował mi ten irytujący Deakin. Ten kłamiący idiota powiedział, że dostanę własny dom, jeżeli to można nazwać domem to ja jestem Piotruś Pan. To jest jakaś mała gówniana chatka. Posiada tylko mały salon, małą łazienkę z prysznicem, małą kuchnie i to by było na tyle. Nawet pieprzonej własnej sypialni nie mam. Zdjąłem vansy rzucając je byle gdzie w ogóle nie przejmując się tym czy wylądują w kuchni czy w salonie. Katanę również rzuciłem przed siebie. Przynajmniej w tym zasranym miasteczku mam czwórkę kumpli, bo bym chyba oszalał. Kluczyki od samochodu i mieszkania położyłem na komodzie obok. Wlazłem do pseudo łazienki. Zdjąłem z nosa okulary przeciwsłoneczne spoglądając w lustro. Skrzywiłem się widząc na prawym oku naprawdę wielką śliwę. Durny kutas. 
Przewróciłem oczami czując zapach swojego ciała. Przez te cholerne rozwożenie i noszenie tego gówna śmierdziałem gorzej niż skunks. Najzabawniejsze było widzieć miny tych ludzi, którzy myśleli, że zobaczą miłego gościa, a tu taka niespodzianka. Zaczynało mi się to podobać. Obiecałem, że uprzykrzę wszystkim życie to uprzykrzę. Rozebrałem się wchodząc pod zimny prysznic. Najlepszy był widok tej blondynki, jak krztusiła się dymem papierosowym. Przejechałem językiem po zębach owijając się ręcznikiem. Mam cholerną ochotę na pokera. Schyliłem się do swoich czarnych spodni wyciągając z kieszeni telefon. Wybrałem numer do Harry'ego. 
- No co tam Lou? - odebrał po kilku sygnałach. - Oczywiście wpadasz dzisiaj do Payne'a. 
- No, a jak - odpowiedziałem poprawiając w lustrze swoje mokre włosy. - Powiedź mi Hazz, Payno ma tak jakieś stoły do gier w karty, bo nie zauważyłem. 
- Bo się za bardzo upijasz - parsknął śmiechem. - Coś tam ma. 
- Okej, to do zobaczenia - uśmiechnąłem się zadowolony 
Wyszedłem z łazienki kucając przy walizce, by wyjąć czyste bokserki oraz jakieś ciuchy na imprezę. Wyciągnąłem niebieską bluzkę z napisem "Buffald Bills", czarne spodnie oraz czarne standardowo moje ulubione vansy. Potargałem włosy ręką by uzyskać większy nieład niż zazwyczaj. Ubrałem się biorąc ze sobą również okulary, nie miałem zamiaru nikogo straszyć swoim wyglądem. Popsikałem się jeszcze perfumami i byłem gotowy do wyjścia. Musiałem wyjść od razu, bo nie posiadając auta poruszałem się, jak żółw, a tym gruchotem nie będę jeździł. Zerknąłem na zegarek było dopiero wpół do siódmej. Niall przyjedzie później, bo ma te swoje cudeńko, Zayn za pewne wybierze się na piechotę razem z Harry'm, a Liam już tam jest. Koniecznie muszę sprowadzić tutaj swój ukochany samochód. Spojrzałem ostatni raz w lustro mierząc się wzrokiem. Jak zwykle wyglądałem świetnie. Wyszedłem zamykając tą klitkę na klucz. Wyciągnąłem z kieszeni paczkę miętowych malboro i zapaliłem. Ta dziewczyna była jedyną osobą która w pewnym sensie mi się postawiła, musiałem przyznać, że nawet mi się to spodobało. Potrząsnąłem głową by przestać o niej myśleć. Przy następnym spotkaniu nie będę taki miły. 
Po półgodzinie trafiłem pod klub, którego muzykę było już słyszeć z drugiej strony ulicy. Rozejrzałem się w celu znalezienia, któregokolwiek z chłopaków. Żadnego nie zobaczyłem, więc usiadłem przy stoliku bawiąc się swoim telefonem. Miałem ochotę zadzwonić do Lottie, ale coś blokowało tą chęć. Na szczęście po dziesięciu minutach koło mnie usiadł Liam, który ubrany był w czarną koszulkę na ramiączkach, szare spodnie miał, jak zwykle opuszczone w dół, na czole miał przepasaną czerwoną bandanę. 
- Siema - przywitał się zakładając jedną rękę za tył krzesła. - Czego się napijesz? 
- To co zawsze - zacisnąłem usta w wąską linijkę chowając telefon do kieszeni. 
Ciemny blondyn kiwnął palcem do kogoś, a po chwili koło nas pojawił się kelner z dwiema szklankami whisky. Sięgnąłem ręką po swoją szklankę. 
- Niezłą burę wczoraj zrobiliście w moim klubie - mruknął Liam patrząc się na mnie swoim przenikliwym wzrokiem, wydawało mi się, że potrafiłby nawet zabić wzrokiem, te jego brązowe tęczówki robiły takie wrażenie. 
- No tak jakoś wyszło - mruknąłem mocząc wargi w whisky. 
Poczułem przyjemne pieczenie w przełyku, które dawało mi ulgę. Whisky było jedynym alkoholem, którym lubiłem się rozkoszować. Zawsze ją smakowałem, a nie piłem duszkiem, jak wódkę czy inny drink. 
- Ciekawe czym cię tak wkurwili, że musiałeś im przyjebać? - zapytał przyglądając się mi dokładnie. 
- Po prostu wkurwili okej? - warknąłem zirytowany.
- Aha.. - przeciągnął kiwając głową. - Lepiej się pilnuj, bo Horan i reszta nie zawsze ci pomogą, a ja nie mam zamiaru widzieć twoich zwłok w moim klubie, jasne? - Jego głos zabrzmiał bardziej stanowczo. 
Zacisnęłam usta w wąską linijkę kiwając głową na znak, że się zgadzam. Zauważyłem, że każda osoba, która znajdowała się przynajmniej metr od Payne'a patrzała się na niego z lekkim przerażeniem w oczach. Momentalnie ich ciała się spinały i przyśpieszali kroku. Wychodziło na to, że budził prawdziwy respekt. Co tu się dziwić skoro ma dwadzieścia jeden lat; prawie dwadzieścia dwa, jest dobrze zbudowany oraz posiada naprawdę wielki klub do którego zjeżdżają się dosłownie wszyscy, a jego spojrzenie budzi grozę. Sam go podziwiam, a u mnie to naprawdę rzadkość. Posiedzieliśmy jeszcze chwilę sami, a potem dołączyli do nas Malik, Horan i Styles. Od razu nasz stolik za inicjatywą Liama został obstawiony wszelakim trunkami. Rozmawialiśmy naprawdę głośno w ogóle nie licząc się z tym czy komuś przeszkadzamy czy nie. Nawet gdyby ktoś spróbował podejść to Payno mógł go bez problemu wyrzucić. 
- Zaynkins, stary. - Liam rozłożył ręce uśmiechając się do niego szeroko. 
- Mhm.. czego chcesz? - zapytał brunet.
- Kiedyś pochwaliłeś się, że masz talent do rysowania. - Mulat zmarszczył brwi. - Po pijaku oczywiście - dopowiedział brązowooki , na co chłopak przewrócił oczami. - Więc, jedna ściana w moim gabinecie jest całkowicie pusta, toteż potrzebuję jakiegoś obrazu - odchrząknął. - Dużego obrazu. 
- Pieprz się Payne, mam mnóstwo roboty w warsztacie, a ten mały irlandzki gnojek jest w ogóle nie przydatny - zażartował posyłając Niallowi jeden ze swoich uśmiechów. 
- Bo oberwiesz Malik - ostrzegł go blondyn.
- Uwaga, bokser Niall Horan się wkurwił! - zawołałem zniżonym głosem. 
Nasze głośne śmiechy rozniosły się echem po okolicy, praktycznie każdy spojrzał w naszą stronę, ale od razu wracali do swoich zajęć kiedy dostrzegli Liama. Przymknąłem oczy czując, jak alkohol w moim organizmie zaczyna działać odwrotnie czyli zachciało mi się spać. W sumie się nie dziwie, bo już opróżniliśmy z cztery butelki wódki. Zazwyczaj miałem mocną głowę, ale dzisiaj po prostu mnie rozłożyło, przymknąłem oczy nadal przysłuchując się paplaninie chłopaków. 
- Może idź do Lange z tym obrazem - usłyszałem głos Harry'ego. 
- Do kogo? - zapytał. Otworzyłem jedno oko. 
- Do Ellie Lange, mieszka tam gdzie kiedyś Wills, była jej ciotką - wyjaśnił przeczesując swoje brązowe loki. - Maluje obrazy i z tego co dzisiaj słyszałem to kiepsko u niej z kasą. 
- A ty co bawisz się w detektywa? - parsknął głośnym śmiechem Niall. 
- Była dzisiaj w restauracji wraz ze swoją przyjaciółką to słyszałem, ale dziewczyna ma naprawdę talent, chociaż nie wiem czy namaluję ciebie albo jakąś laskę nago - wybuchnął śmiechem. 
- Hmm.. może ją odwiedzę - pokiwał głową. 
- A właśnie à propos pracy to, jak tam rozwożenie paczek nowy dostawco? - zwrócił się do mnie Zayn trącając mnie ramieniem. 
- Chujowo, jednak podoba mi się dręczenie tych przygłupów niezły mam ubaw z tego - mruknąłem wstając. - Idę się odlać, jak nie wrócę znaczy, że jestem na parkiecie. 
Ruszyłem powoli chwiejąc się na nogach, ale po chwili ustabilizowałem swoje ruchy i szedłem w miarę prosto. Do moich uszy dobiegały dźwięki muzyki. Skierowałem się do łazienki, załatwiłem to co miałem i wychodząc natrafiłem na dziewczynę, która potrąciła mnie swoim ramieniem. Zmierzyłem ją wzrokiem. Miała kręcone blond włosy, które związane były w luźnego koka i przewiązane kremową chustką w czerwone kropki. Na sobie miała niebieską katanę z ćwiekami na ramionach pod którą znajdowała się biała bluzka, która idealnie podkreślała jej pokaźne piersi. Jej nogi opinały czarne rurki była na pewno niższa ode mnie, ale równała się ze mną wzrostem, ponieważ miała czarne szpilki. Uśmiechnąłem się zawadiacko ukazując jej swoje białe zęby. Zagryzła dolną wargę na której znajdowała się krwista szminka. Oparłem swoją rękę o ścianę tuż obok jej głowy. Nachyliłem się do niej cały czas obserwując jej usta. 
- Cześć skarbie - szepnąłem składając na jej policzku mokrego całusa. 
Przymknęła swoje oczy cicho jęcząc, a ja w wykorzystałem sytuację całując ją wzdłuż linii szczęki. Zacisnęła rękę na moim ramieniu przez co poczułem, jak jej długie paznokcie wbijają mi się w skórę. Warknąłem przenosząc swoje usta na jej. Zrezygnowałem całkowicie z pójścia potańczyć. Czekała mnie naprawdę długa noc. 

6 komentarzy:

  1. No no no, ale się porobiło fiu fiu rozdział ocieka zajebistością czekam na nexta weny i buziole ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, czekam na następny :)
    Życzę weny i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku cudowny! Charlie i Ellie ogromnie przypadły mi do gustu <3 uwielbiam Liama idzie za takiego twardziela jdbidbgwk :D Louis za to jest cholernym kutasem ugh mam nadzieje ze Ellie nie ucierpi za bardzo przez jego humorki.
    Juz nie mogę sie doczekac następnego :)
    Ściskam Kinia, x

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny czekam nn

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny, musze zdecydowanie przyznać ze prezentujecie naprawdę wyższy poziom co fanfic! :) Reszta chłopaków ma większy wkład co jest mega plusem. Charlie i Ellie po prostu nie da sie nie lubić, Louis i Niall to typowe dupki haha
    Czekam juz na następny!
    Miłego dnia dziewczyny szczególnie ze dzis 23 lipca! ;)
    Daria, x

    OdpowiedzUsuń