czwartek, 14 sierpnia 2014

Rozdział 4 | Elena, Louis |




Elena


Przetarłam zmęczoną twarz, a następnie zabrałam się za płatki, które były jedynym szybkim posiłkiem. Wczoraj długo męczyłam się z zaśnięciem, udało mi się dopiero coś koło trzeciej nad ranem, a obudziłam się o wpół do ósmej. To wszystko przez to, że cholerna wena postanowiła mnie olać oraz tego dupka, który został nowym dostawcą. Mam za dużo na głowie. Zastane mięśnie tak dawały mi się we znaki, że praktycznie nie mogłam chodzić, ale niestety Marlene nie pozwoliła mi na urlop. Nawet już odpuściłam z spytaniem się jej czy mogę dać kilka obrazów do sklepu. Jest przynajmniej plus, że nie muszę użerać się z tym Tomlinsonem, bo nie przewidywałam dostawy towaru. Zjadłam, jak najszybciej, zabrałam kluczyki z szafki i wyszłam zamykając za sobą drzwi. Moje oczy niebyły przyzwyczajone do światła słonecznego, dlatego musiałam je zamknąć. Po chwili szybkim krokiem przemierzałam uliczki. Dzisiaj był czwartek, więc handlarze ustawiali swoje stragany. Cieszyłam się ogromnie, że moja szefowa nie miała swojego stoiska, bo inaczej musiałabym stać pięć godzin w ostrym słońcu. Na miejsce dotarłam po dziesięciu minutach niestety na moje nieszczęście obok sklepu stał samochód właścicielki. Świetnie, czyli wychodzi na to, że pecha ciąg dalszy.
Powolnym krokiem ruszyłam na skazanie za to, że spóźniam się do pracy. Wchodząc do środka zobaczyłam, że kobieta, jak zwykle liczyła kasę. Przeczesałam ręką włosy witając się z nią.
- Dzień dobry.
- Witaj Eleno - skrzywiłam się na dźwięk swojego pełnego imienia, nigdy go nie lubiłam - uważam je za strasznie sztywne i oficjalne, dlatego częściej używam "Ellie".
- Umm.. przepraszam, że się spóźniłam - mruknęłam przestępując z nogi na nogę. 
- Och, nie przejmuj się tym aż taka rygorystyczna nie jestem - machnęła tylko ręką posyłając mi mały uśmiech. - Przyjechałam poinformować cię o tym, że prawdopodobnie będę remontować sklep. Dostaniesz wtedy trochę wolnego.
Moje kąciki ust uniosły się mimowolnie do góry. To się świetnie składa przynajmniej będę mogła popracować trochę nad swoimi obrazami.
- A można wiedzieć kiedy dokładnie? - zapytałam.
- Wkrótce - odpowiedziała wkładając do kasy banknoty. - Cieszę się, że w końcu na pułki zawitał nowy towar.
Obeszła ladę i wzięła z koszyka czerwone jabłko. Pożegnała się życząc mi miłego dnia. Gdy wyszła mój uśmiech momentalnie się powiększył. Od dawna nie miałam urlopu, ale najwidoczniej ten dzień kiedyś musiał nadejść. Usiadłam za ladą, wyciągnęłam z lady swój szkicownik czując, że w końcu wena do mnie wróciła. Na początku ołówkiem kreśliłam cieniutkie linie, miałam zamiar tak na początek namalować szkic małego tygryska. W mieście nie brakowało fanatyków zwierząt, więc miałam jakąś szansę, aby zarobić, a jeśli nie to podaruję go Charlie albo sama zatrzymam. Zdecydowanie powinnam zakupić, chociaż płótno i farby olejne abym mogła go namalować. Zwykłe farby nie wchodziły w grę.
Kreśliłam właśnie oczy zwierzęcia, kiedy usłyszałam, jak ktoś wchodzi do sklepu. Przeniosłam wzrok znad kartki na klienta i miałam ochotę wyjść i nigdy więcej nie wracać. Otóż przede mną stał najbardziej arogancki dureń jakiegokolwiek poznałam do tej pory. Już nawet kolesie z mojej starej szkoły w Liverpoolu byli mniej wkurzający. Dzisiaj miał na sobie zwykły biały T-shirt z jakimś znaczkiem u góry, nogi opinały mu czarne spodnie z podwiniętymi nogawkami. Tym razem na nosie miał pilotki. Włosy zaczesał do tyłu.
- Czego chcesz? O ile pamiętam to nie zamawiałam nic - wysyczałam opuszczając wzrok, by skupić się ponownie na swoim zajęciu.
- Cóż za miłe powitanie - warknął kładąc na blat jakąś kartkę.
Spojrzałam na nią, było to pokwitowanie za odbiór, którego nie podpisałam ostatnio. Wyciągnęłam długopis i studiując szybko wzrokiem zdania w nim zawarte machnęłam swój podpis. Wolałam się upewnić. Wróciłam do rysowania, ale niestety nadal odczuwałam jego irytującą osobę.
- Ach, więc to ty - prychnął pod nosem. - Pani Elena Lange światowa malarka.
Skąd o niby wie, że maluję? Do tego bezczelnie ze mnie kpi. No chyba trochę na za dużo sobie pozwala. Zacisnęłam ręce w pięści wstając z miejsca.
- Lepiej będzie, jak wyjdziesz okej? Mam cię już dość po pierwszym dniu, więc bądź tak miły i zaoszczędź mi nerwów - powiedziałam dość dosadnie.
Chłopak zmroził mnie wzrokiem, a po chwili spojrzał w prawo wychodząc. Uśmiechnęłam się pod nosem dziękując w duchu, że tak po prostu sobie poszedł. Naprawdę nie miałam ochoty się z nim użerać akurat, kiedy zapowiadał się naprawdę dobry dzień. Odwróciłam się do lady biorąc w ręce swój zeszyt.

***

Nuciłam pod nosem piosenkę, która leciała cicho w radiu. Do tej pory nic mi nie popsuło humoru nawet natrętny klient. Przyglądałam się swojemu szkicowi, kiedy usłyszałam nad swoją głową chrząknięcie. Gdy zobaczyłam kto to momentalnie się wzdrygnęłam. Widząc umięśnionego chłopaka ubranego w białą bluzkę z adidasa, szare dresy oraz czarne sneakersy. Jego ciemne włosy zakrywał full cap, na nosie spoczywały okulary przeciwsłoneczne. Widząc jego minę przełknęłam powoli gulę w gardle. Przede mną we własnej osobie stał Liam Payne. Widziałam go wiele razy, ale nigdy nie stałam z nim twarzą w twarz. Po miasteczku chodziły różne pogłoski o jego osobie. Podobno przeniósł się na Tybee Island zaraz po tym, jak wyszedł z więzienia za zabójstwo i wiele różnych. Niektóre faktycznie były dość wiarygodne, ale zdarzyły się też absurdalne w które nie miałam zamiaru wierzyć. Jednak w tej chwili patrząc na jego umięśnione ciało oraz zaciśniętą szczękę wszystkie te plotki mogłyby być prawdziwe. Szybkim ruchem wziął mi z rąk notes i zaczął przeglądać moje bazgroły. Z jego ust zaczęły wydobywać się jakieś pomruki. Wstrzymałam oddech, kiedy zdjął swoje okulary. Wlepił we mnie swój groźny wzrok. Czułam się, jakbym miała zaraz zginąć od jego spojrzenia. Powrócił swoimi czekoladowymi tęczówkami do moich rysunków.
- Masz więcej? - powiedział chłodnym głosem nie odkrywając wzroku znad kartek.
- Och.. - wydusiłam, ale widząc, jak podnosi brew do góry szybko się ogarnęłam. - Niestety nie.
- Dobra, namalujesz mi to - wskazał palcem na szkic Nowego Jorku nocą, zakrztusiłam się powietrzem słysząc jego słowa. O Boże.. - Wykonasz to? - Do uszu dobiegł mnie jego ostry głos. Otrzeźwiałam przyglądając się czarnym kreskom na kartce. Szkic niestety nie był dokończony.
- Jasne, ale to niedokończony szkic to może mi to trochę zająć.
- Daje ci góra tydzień na namalowanie go - oznajmił wkładając jedną ręką do kieszeni. - Masz tutaj zaliczkę kup te wszystkie duperele, które będę ci potrzebne - rzucił na blat plik pieniędzy. Widząc tak dużą sumę pieniędzy momentalnie zrobiło mi się gorąco.
 - Jasne, ale nie wiem jakie wymiary i w ogóle - powiedziałam cicho zagryzając policzki od środka.
- Wpadnij do mnie wieczorem do klubu pokażę ci ścianę gdzie powinien wisieć, sama dopasujesz. Powołaj się na mnie - oznajmił. - Pamiętaj masz tylko tydzień i nie martw się dostaniesz wynagrodzenie.
Opuścił sklep zostawiając mnie całkowicie zaszokowaną zaistniałą sytuacją. Liam Payne złożył u mnie zamówienie, a do tego pozostawił mi taką sumę, że robiło mi się słabo od samego patrzenia. Z tym co teraz dostałam mogłam śmiało namalować mu ten obraz bez pieniędzy za niego i chyba tak zrobię nie przyjmę od niego następnych pieniędzy. Mimo wszystko nie brakuje mi na jedzenie. Spojrzałam na zegarek dobijała godzina trzynasta, więc śmiało mogłam wyjść na obiad, ale zamiast tego musiałam koniecznie odwiedzić Charlie i opowiedzieć jej o wszystkim.
Zamknęłam drzwi na klucz wrzucając go do swoich jeansów. Wystrzeliłam w stronę domu przyjaciółki. Na miejsce trafiłam po jakiś pięciu minutach, weszłam do domu nie pukając. Do moich uszu dobiegł dźwięki grania na pianinie, więc jak najszybciej wbiegłam do salonu gdzie blondynka siedziała przy białym instrumencie.
- Boże Ellie! - zawołała wstając. - Goniły cię wściekłe psy czy jak?
- Gorzej Liam Payne - wydyszałam podtrzymując się rękami o kolana. Wyraźnie z moją kondycją nie było najlepiej.
- Co? - wykrztusiła dziewczyna.
- Przyszedł do mnie, zabrał mój szkicownik, a po chwili powiedział, że mam namalować mu obraz do gabinetu - powiedziałam na jednym wdechu. - Położył na ladę trzysta dolarów i mówiąc, że mam kupić co potrzebne.
Dziewczyna otworzyła buzię z zaskoczenia, a ja  pokiwałam energicznie głową upewniając ją, że to prawda.
- To świetnie w końcu będziesz mogła kupić sobie nowe materiały - odparła Charlotte po chwili.
- Niby tak, wiesz co jeszcze powiedział?
- No mów.
- Że mam tydzień, a jak dostanie obraz to zapłaci mi jakieś wynagrodzenie - oznajmiłam przeczesując ręką włosy. - Chyba nie wezmę od niego tych pieniędzy, na pewno, by przepłacił.
- Och, Ellie przecież nie okradasz z pieniędzy jakiegoś biednego faceta. To Payne najprawdopodobniej najbogatszy mieszkaniec, a tym bardziej, że sam to zaproponował.
- Chyba masz rację - westchnęłam.
- Siadaj, zjemy coś - uśmiechnęła się do mnie wskazując ręką na kuchnię.
Zajęłam miejsce na krześle uspakajając swój oddech. Sięgnęłam po dzbanek z sokiem pomarańczowym, który stał na blacie i nalałam do szklanki. Wypiłam duszkiem jej zawartość. Od razu poczułam się lepiej. Nim zdążyłam mrugnąć na stole stał przede mną talerz ziemniaków posypanych koperkiem wraz z białym serem. Zaczęłam się zajadać uśmiechając się pod nosem z zadowolenia.
- To opowiadaj na serio jest taki hmm.. groźny? - zapytała Charlie.
- Szczerze? To tak. Ma idealnie umięśnione ciało, a te brązowe tęczówki zdecydowanie mógłby zabić gdyby to było możliwe. Jego głos był stanowczy i ostry. Serio nie zdziwiłabym się gdyby te niektóre plotki byłby prawdziwe. - Nakłułam ziemniaka na widelec. - Chociaż przystojniak z niego jest.
- To na pewno - zaśmiała się, a ja zaraz za nią. - Przynajmniej miałaś dzisiaj spokój od Tomlinsona - oznajmiła, pokręciłam przecząco głową. - Nie?
- Przylazł, bo poprzednio nie dał mi do podpisu tego durnego świstka. Podpisałam go, a on wtedy zaczął kpić ze mnie, więc powiedziałam mu grzecznie, że ma wyjść oraz że mam go dość go po pierwszym spotkaniu, spojrzał się tylko na mnie i wyszedł - wyjaśniłam odkładając naczynia do zlewy. - Dziękuje pyszne, jak zawsze.
- Nie ma za co - uśmiechnęła się. - Nie przejmuj się nim. Jakoś dasz radę nie ma co się denerwować przez takiego gnojka.
- Idealnie dobrane słowa - objęłam ją. - Może wpadnę po pracy.
Pocałowałam ją w policzek wychodząc. Postanowiłam jej nie mówić o urlopie, bo nic nie było pewne. Poza tym czeka mnie wycieczka do tego klubu, już widzę ten wielkie pomieszczenie pękające w szwach od nadmiaru osób. Nieraz przechodząc koło niego wieczorami widziałam te tłumy, które czekały aż ochroniarz stojący przy wejściu ich wpuści. Szczerze to przerażała mnie wizja przebywania w gabinecie Payne'a. On sam był przerażający, a co dopiero świadomość, że będę w jego gabinecie!


Louis



Siedziałem po turecku na podłodze oparty plecami o kanapę, na swoje nogi położyłem miskę z popcornem. W rękach trzymałem joysticka, którym sterowałem swoich piłkarzy w najnowszej części fify. Tylko tak mogłem zapomnieć o tej pieprzonej pracy i w końcu się odprężyć. Oczywiście czekała mnie obowiązkowa wizyta w klubie Liama. Dzisiaj miałem zamiar ograniczać się z alkoholem, bo wczoraj ostro przegiąłem, a chciałem pamiętać przynajmniej część wieczoru, a nie tylko pieprzone urywki. 
Strzeliłem gol, który decydował o tym, że wygrałem z przeciwną drużyną. Nie świadomie odłożyłem dżojstik do miski z popcornem opierając się głową o sofę. Od powrotu od cholernej Lange cały czas słyszałem słowa, których nigdy nie chciałem usłyszeć powtórnie. Powiedziała to z taką odrazą, jak Cassie - była moją dziewczyną jeszcze zanim wyprowadziliśmy się z Doncaster i trochę w LA. Przyleciała do mnie na miesiąc. Wtedy chodziłem grać w pokera i niestety za każdym razem przegrywałem. Stawało się to codziennością, że przegrywałem całe swoje pieniądze. Niestety kilka razy Cass, spłacała moje długi co było początkiem katastrofy. Następnie zacząłem brać narkotyki i zadawać się z podejrzanymi typami, a ona coraz bardziej się o mnie martwiła, przepłakała mnóstwo nocy przeze mnie, a ja miałem to w dupie, jak wszystko jednak ją kochałem. Właśnie zerwała ze mną taki podobnymi słowami jakie użyła Lange. 
Lepiej będzie, jak znikniesz z mojego życia. Mam już dość, po prostu zostaw mnie i zaoszczędź mi niepotrzebnego stresu i nerwów. Jesteś po prostu gówniarzem, Louis. 
Znienawidziłem ją oraz obwiniałem wszystkich dookoła za to. Przestałem wierzyć te miłosne gówna i ograniczyłem się do jednorazowych przygód - takich jaką odbyłem przedwczoraj z Ivy. Jest co wspominać.
Zakryłem głowę poduszką, która leżała obok mnie. 
- Kurwa mać, przestań myśleć o Cassie! - zdusiłem wrzask poduszką. - Zapłaci mi za to ta mała suka ze spożywczaka. 
Zacisnąłem ręce na miękkim przedmiocie i wyrzuciłem przed siebie trafiając w pustą ścianę. Wziąłem garść popcornu dziwiąc się dlaczego mam w misce urządzenie. Wzruszyłem ramionami wstając. Otrzepałem się z okruszków oraz soli które znajdowały się na moich ciuchach. W moim zajebistym mieszkanku panował totalny bałagan, ale miałem to gdzieś i tak nikt tu nie zaglądał, a nawet gdyby to gówno mnie to obchodzi. 
Miałem już wejść do łazienki, kiedy ktoś zaczął pukać. Przewróciłem oczami naciskając na klamkę. Moim oczom ukazał się Harry, który uśmiechnął się szeroko. Jak zwykle się odstawił. Założył białą bluzkę na którą założył żółto-niebieską koszulę w kratę na którą założył długi niebieski płaszcz. Jego długie nogi, jak zwykle opinały czarne rurki, a we włosach miał niebiesko-czerwoną szmatę. Wybuchnąłem głośnym śmiechem na jego widok. 
- Serio? Chcesz takim strojem poderwać jakąkolwiek dziewczynę? - wydyszałem omal nie dławiąc się ze śmiechu. 
- Och, pieprz się Tomlinson - wydusił wchodząc do środka. - Jeszcze się zdziwisz.
- Stawiam dwadzieścia dolarów, że wszystkie będą od ciebie uciekać w popłochu - odparłem kładąc rękę na jego ramieniu, która natychmiastowo została strzepnięta przez młodszego.
Wzruszyłem ramionami gramoląc się do ciasnej łazienki. Ubrałem się w zwykłą czarną bluzkę z napisem "Losers", spodnie tego samego koloru oraz bordowe vansy. Nie chciało mi się dzisiaj zbytnio się stroić. Grzywkę przeczesałem na czoło, popsikałem się swoimi perfumami i wyszedłem. 
- Serio stary? To ma pleśń. - Harry podniósł kawałek pizzy, którą jadłem jakieś trzy dni temu.
- Czepiasz się, idziemy alfonsie? - zapytałem nadal podśmiewając się z jego stroju.
- Dobra, brudasie - warknął odgryzając się.
Wyszliśmy z mieszkania kierując się do białego mercedesa benz. Oczywiście, zanim wsiadłem zdążył ostrzec mnie, że jeśli naświnię mu w środku albo cokolwiek zepsuje to mnie wykastruje. Podniosłem ręce na znak, że nic nie zrobię. Na miejsce dotarliśmy po dziesięciu minutach. Wysiadłem wyprostowując kości.
- Ruszaj się Louis reszta chłopaków już dawno jest w środku - pogonił mnie.
Przewróciłem oczami cicho śmiejąc się pod nosem. Weszliśmy do środka bez żadnego problemu, jak to dobrze mieć znajomości. Omijałem ludzi kierując się do stolika, gdzie siedział Zayn wraz z Niallem. Przywitałem się z nimi podając im ręce i zająłem miejsce obok Mulata, który palił papierosa.
- Styles, co ty do cholery złożyłeś? - parsknął głośnym śmiechem Irlandczyk.
- Następny się znalazł - mruknął szatyn biorąc szklankę wódki. - Ty i Louis zobaczycie.
Przybiliśmy sobie piątkę z Niallem, pochwyciłem miskę chipsów.
- Gdzie Payno? - wybełkotałem z pełną buzią.
- Miał jakąś interwencję, jakiś koleś robił burę - wyjaśnił Zayn.
- Świeć panie nad jego duszą - przeżegnał się Harry. - Wybaczcie, ale teraz czas poderwać jakąś dziewczynę.
- Powodzenia! - parsknął Niall, Harry pokazał mu środkowy palec i poszedł. - Przyda mu się,  nigdy w życiu nie poderwie żadnej laski.
- Kurwa, pierdolona mać jakbym nie mógł spędzić normalnie wieczoru pieprzony sukinsyn - usłyszałem za swoimi plecami wiązankę przekleństw zaraz koło nas zobaczyłem Liama, który zaciskał szczękę ze zdenerwowania.
- Mam nadzieję, że nie zmasakrowałeś jego buźki - odparł blondyn zakładając rękę za kanapę.
- Z chęcią bym to zrobił - warknął pijąc ze szklanki drinka. - Dopiero przyjechaliście, a Styles zdążył utworzyć wokół siebie łańcuszek dziewczyn.
- Co? - wykrztusiłem zaskoczony.
- Dziwisz się? Ma na sobie płaszcz od McQueena - mruknął. - Jak nie wierzysz to spójrz za siebie - wskazał kciukiem za mną.
Odwróciłem głowę, a moim oczom ukazał się przyjaciel do którego kleiło się przynajmniej z sześć lasek. Wybałuszyłem oczy na ten widok, przez co musiałem się napić whisky. Pieprzony Styles. Niall mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, a Zayn zaczął się z nas cicho śmiać. Tak czy siak i tak nigdy bym się tak nie ubrał. Zerknąłem w swoją prawą stronę widząc stół do pokera przy, którym siedziało kilka osób. Nawilżyłem dolną wargę kierując się w stronę stolika. Poczułem, jak ręce świerzbią mnie od samego widoku. Przystanąłem przyglądając się dokładnie każdemu graczu po kolei. Niby każdy miał typową minę pokerzysty, ale ich oczy zdradzały wszystko. Jeden miał dobre karty, drugi średnie, a inny jeden tak złe, że miał ochotę się wycofać jednak było już za późno. Było sześciu graczy, a połowa z nich oszukiwała. Zaśmiałem się kpiąco widząc, jak jeden z nich ma w kieszeni karty. Jak już chce oszukiwać to niech robi to porządnie, mogę sobie rękę uciąć, że za jakieś trzy rundy go złapią i miałem rację. Faceta wypieprzył ochroniarz, a wszystkie pieniądze, które zostawił zostały włożone do puli. W pewnym momencie dostrzegłem, jak jeden z graczy patrzy się na mnie błagalnym wzrokiem bym mu pomógł. Kątem oka spojrzałem na jego przeciwnika, który miał w kartach ukrytą karetę z dziesiątek. Pokazałem mu środkowy palec i wskazałem gościa ochroniarzowi. Odszedłem. Jedyną osobą, której mogłem pomóc byłem sam ja. Wróciłem do przyjaciół.
- Gdzieś był? - zapytał Horan.
- Obserwowałem pokerzystów od siedmiu boleści - zakpiłem siadając. - W żadnym nie znalazłem osobnika godnego mnie.
- Czyli uważasz, że jesteś dobry? - dopytał Zayn.
- Nie, Zaynkins to za mało powiedziane ja jestem świetny - poprawiłem pijąc ciemny trunek. - Było sześć graczy, a trzech oszukiwało, masz słabą ochronę Payno.
- Nie obchodzi mnie to ważne, że nie rozpieprzają  mojego dobytku - wzruszył ramionami.
Zaczęliśmy rozmawiać o ostatnim meczu, kiedy do naszego stolika podszedł ochroniarz, który był ode mnie większy na pewno ze trzy razy.
- Przepraszam, że przeszkadzam szefie, ale jakaś dziewczyna powiedziała, że kazałeś jej przyjść - oznajmił, a Niall poruszył znacząco brwiami.
- Kazałem jej przyjść - przyznał ciemny blondyn.
Barczysty mężczyzna odsunął się, a moim oczom ukazała się Lange ubrana w białą koszulkę z nadrukiem, czarną bluzę oraz ciemne jeansy, które doskonale były dopasowane do jej zgrabnych nóg, a na głowie miała bordową czapkę odwróconą tył na przód, obok niej stała jakaś dziewczyna, której jeszcze nie widziałem obie przyglądały się klubowi z zapartym tchem. Mimo że zalazła, mi za skórę musiałem przyznać, że wyglądała świetnie.
- Ekhem.. - Liam chrząknął, by zwrócić ich uwagę na sobie.
Niemal od razu przeniosły wzrok na jego osobę. Usłyszałem, jak Zayn i Niall w tym samym momencie wypowiedzieli imię "Charlotte". Co do cholery?
Blondynka nawet nie zauważyła, że siedzę przy stoliku co było dość wkurwiające, cały czas wlepiała wzrok w Payne'a, ale za ta druga rozejrzała się po nas, a następnie się skrzywiła.
- Och.. - W głosie Lange czułem niepewność. - Przyprowadziłam ze sobą przyjaciółkę, jeśli nie masz nic przeciwko.
- Absolutnie, że nie. Już idziemy - Payne dopił zawartość swojej szklanki i wstał. - Zaraz wracam chłopaki.
Dopiero teraz panna Elena przeniosła wzrok na nas, uśmiechnąłem się do niej zawadiacko, a na mój widok na jej twarzy pojawił się grymas. Odwróciła się na pięcie. Nie spuszczałem z niej wzroku, dopóki nie zniknęła w tłumie. Ciekawe co chciała od Liama. Sięgnąłem po swoją szklankę nalewając do niej wódki z colą. Fakt była ładna, ale strasznie działa mi na nerwy. Przeniosłem wzrok na Zayna, który grzebała coś w telefonie, a potem na Niallera, który moczył usta w swoim ulubionym alkoholu.
- Co to było? - zapytałem domagając się wyjaśnień o tą dziwną sytuację sprzed minuty.
- Co masz na myśli? - odezwał się Zayn.
- Charlotte - wysapałem głosem podobnych do ich, kiedy wymawiali imię tej dziewczyny.
Mulat wzruszył ramionami.
- Zamieniłem z nią zaledwie kilka zdań, właściwie jej nie znam, ale to imię wpadło mi w pamięć.
Pokiwałem głową przenosząc wzrok na Irlandczyka.
- A ty co masz na ten temat do powiedzenia huh? - zwróciłem się do niego.
- Czy ja się dopytuje o twoich znajomych? - warknął mrożąc mnie wzrokiem.
Przewróciłem oczami. Ktoś tutaj ma humorki. Po zakończeniu tematu ich głosy brzmiały obojętnie, ale było widać, że coś do siebie mieli nawzajem. Zacząłem gadać o jakiś pierdołach, które przyszły mi do głowy, ale żaden z nich nie zwracał na mnie uwagi. Atmosfera stała się naprawdę do dupy, przez co sam już zamknąłem swoją jadaczkę. Dmuchnąłem w kosmyk włosów, który opadał na moje oczy, kiedy Styles postanowił w końcu wrócić do nas. Uśmiechnął się szeroko, jego klatka piersiowa opadała w dość szybkim tempie, a policzki były lekko zaróżowione. Pomińmy już fakt, że zgubił gdzieś swój drogi płaszcz oraz koszulę.
- Mhm.. ktoś tu zaliczył szybki numerek w łazience - stwierdziłem rozkładając ręce na siedzeniach.
- Skąd wiesz? - zapytał gasząc swoje pragnienie.
- Jestem starszy o trzy lata takie rzeczy się wie młody - wyszczerzyłem się do niego. - Ładna?
- Wiesz, że ciekawość to drugi stopień do piekła? - mruknął Harry siadając.
- I tak tam trafię, więc nie robi mi to różnicy - powiedziałem tarmosząc swoje włosy, które zaczęły mnie drażnić.
Na szczęście Harry był bardziej chętny do rozmów niż tamta dwójka. Tamci siedzieli, jak naburmuszone koguty. Zaśmiałem się z suchara, który opowiedział, ale nie przez dowcip, ale próbę rozśmieszenia mnie, nim. Jego żarty były gorsze od innych. Gdy miał mi opowiedzieć następnego do stolika wrócił Payne.
- Dzięki Harry za polecenie tej dziewczyny, faktycznie ma jakiś talent - powiedział poprawiając swoją czapkę na głowie.
- Przynajmniej zrobiłem dobry uczynek - uśmiechnął się łobuzersko. - Zgodziła się na twój akt?
Parsknęliśmy śmiechem, o dziwo koguty również się zaśmiały. Liam uniósł kącik ust w lekkim uśmiechu.
- Wiesz kiedy masz taki klub to lgną do ciebie, jak ćmy do światła, a wtedy ciężko odmówić takim laską - oznajmił wstając. - Trzymajcie się.
Zakrztusiłem się własną śliną patrząc się na odchodzącego Payne'a. Cała nasza czwórka popatrzała się po sobie całkowicie zaszokowana słowami brązowookiego. Ten koleś był niemożliwy.

#
Hej, postanowiłam Was w końcu oficjalnie powitać z mojej strony.
Mam nadzieje, że rozdział przypadnie Wam do gustu, chociaż sama uważam, że jest nudny.
Mogę obiecać, że akcja powoli będzie się rozwijała. Czytałam kilka razy moje wypociny, więc nie powinno być błędów, ale znając mnie to na pewno jakieś przeoczyłam. ;)
Miłego dnia kochani, x

4 komentarze:

  1. Zdecydowanie chcesz mnie zabić takim Liamem? Hmm.. przyznaj się xd
    Dobra, powinnam się uspokoić. Soo.. nie ma żadnych błędów przynajmniej moje oko niczego nie wyłapało ;) Komentarze Louisa i Nialla w sprawie Harry'ego mnie rozwalają :D Serio chciałabym widzieć ich miny na żywo. Ignorancja Ellie do Louisa to najlepszy moment w rozdziale. Uwielbiam przyjaźń Eleny i Charlie.
    Liam szasta kasą w prawo i w lewo nieźle i ta ich współpraca! Chyba zaczynam ich shippować.
    Musisz wybaczyć, ale coś ze mną nie tak. Coś mi dzisiaj odbiło :>
    Z niecierpliwością czekam na rozdział Charlotte.
    Dobrej nocy x
    + Nie żartowałam z tym shippowawniem

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział :) Haha zbulwersowany Louis kiedy Ellie go olała najlepszy. :D Mam nadzieje, że jakoś specjalnie nie będzie się na niej mścił. Współpraca z Paynem ohoho xd, zapowiada się ciekawie. Końcówka też genialna. Aww piosenka Cher jeszcze bardziej Cię uwielbiam *-*
    Już nie mogę się doczekać następnych rozdziałów :)
    Weny pyszczku! x

    OdpowiedzUsuń
  3. Noo Liaś taki bad boy rawr!! Heh... Trochę martwi mnie Lou i jego przeżycia z tą całą Cassie, ale poczekam na kolejne rozdziały i wtedy będę myślała o relacji Lou i Ellie ... Czekam na nexta weny i buziole ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. Zostałaś nominowana do Liebster Award, szczegóły na moim blogu w stronie "Liebster Award :D" pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń