wtorek, 9 września 2014

Rozdział 6 | Elena, Louis |



Elena

Przeciskałam się pomiędzy ludźmi cały czas poszukując Charlie. Nie pojawiała się dość długo, więc zaczynałam się już o nią martwić. Miała tylko pójść nam po coś do picia, fakt może przy barze było wielka kolejka, ale bez przesady, żeby zajmowało jej to ponad półgodziny. Chociaż widząc tego chłopaka przy barze mogłoby to tyle trwać. Stanęłam na palcach z nadzieją, że ją zobaczę, niestety nigdzie nie dostrzegłam jej sylwetki. Po głowie zaczynały chodzić różne czarne scenariusze. Podwinęłam rękawy bluzy coraz bardziej zdenerwowana jej brakiem. 
Co jeżeli, ktoś ją gdzieś zaciągnął? Cholera Ellie przestań, skarciłam się w myślach. Zaczynałam pytać o nią ludzi, jednak nikt jej nie widział. Dopiero po chwili pewna kobieta rozpoznała ją z mojego opisu. Okazało się, że jakiś chłopak z blond włosami ciągnął ją w stronę plaży. Od razu do głowy wpadło mi nazwisko osobnika, którym mógł być ten koleś. Podziękowałam i rzuciłam się w wskazanym kierunku. To się nie mogło dobrze skończyć. 
Rozejrzałam się będąc na miejscu. Wytężyłam wzrok, zobaczyłam skuloną sylwetkę na plaży. Szybko podbiegłam. Na szczęście była to moja przyjaciółka cała i zdrowa. Tylko, że była kompletnie przemoknięta i przemarznięta. 
- Boże.. - szepnęłam szybko zdejmując bluzę ze swoich ramion otulając siną dziewczynę. - Kto ci to zrobił? 
- Niall - wyjąkała trzęsąc się z zimna. Zacisnęłam zęby. Zabiję tego sukinsyna. - Ellie..
- Spokojnie, zaprowadzę cię do domu - oświadczyłam pomagając jej wstać. - Gdzie masz torebkę? - zapytałam rozglądając się dookoła w poszukiwaniu rzeczy. Dostrzegłam ją kilka kroków dalej. Poszłam po nią na początku upewniając się, czy może zostać nawet na chwilę sama. Przewiesiłam ją przez swoje ramię, następnie przytuliłam do siebie Charlotte. Jakie szczęście, że mieszka niedaleko. Ten dupek nawet sobie nie wyobraża co mu zrobię, kiedy go spotkam. Jakim cudem takie pojeby żyją na tym świecie. Przecież mimo tego że mamy czerwiec to woda w morzu jest zimna. Cały czas pocierałam rękami jej ramiona, żeby było jej odrobinę cieplej. Jej dom pojawił się po chwili, a ja odetchnęłam z ulgą. Ostrożnie weszłam do środka. 
- Rozbierz się i połóż, a ja zrobię ci ciepłe kakao - rozkazałam posyłając jej uśmiech z nadzieją, że uda mi się jakoś pocieszyć. 
- Dziękuje jes-teś kocha-na - powiedziała dygocząc. 
Gdy zniknęła na górze, oparłam się o kuchenny blat próbując się trochę uspokoić. Dosłownie we mnie wrzało. Charlie jest dla mnie, jak siostra, więc nikt nie ma prawa jej tak traktować. Co ja się właściwie dziwę, kumpluje się z Tomlinsonem taką samą jednostką inteligencji, jak on. Pociągnęłam nosem słysząc gwizd czajnika. Zalałam kakao dorzucając do niego parę pianek oraz bitą śmietanę. Pokonałam schody wchodząc do pokoju dziewczyny. W środku panował półmrok, a ona siedziała skulona na swoim materacu. Podałam jej kubek z ciepłym napojem. 
- Może gotować nie potrafisz, jednakże uwielbiam twoje napoje - zaśmiała się upijając łyka. - Beznadziejny wieczór. 
- Ej, nie myśl o tym, lepiej pij póki ciepłe - odparłam siadając po turecku obok niej. 
- Pije, pije. Daj mi się rozkoszować tym cudem - odsłoniła swoje białe zęby w szerokim uśmiechu. Pokiwałam głową z niedowierzaniem szturchając ją ramieniem. 
- Nie musisz mi tak słodzić.
Pogadałyśmy przez moment, ponieważ zrobiła się senna. Jej powieki po chwili się przymknęły, a oddech stał się równomierny wstałam z miejsca całując ją w czoło i wyszłam. Musiałam jeszcze dzisiaj znaleźć Horana. Wychodząc z domu zamknęłam drzwi na klucz i wsunęłam je w szczelinę schodów. Zsunęłam okulary przeciwsłoneczne na nos idąc z powrotem w miejsce koncertu. Naprawdę nie daruję temu sukinsynowi, Charlie tak bardzo cieszyła się na ten koncert. Zacisnęłam ręce w pięści.
Impreza już całkowicie się rozkręciła. Próbowałam go znaleźć, lecz nie za bardzo mi się udawało. Po kilku minutach udało mi się. Razem ze swoimi kumplami siedział na pisaku koło małego ogniska. Poprawiłam swoją bluzkę i ruszyłam w ich stronę. Widząc Payne'a trochę się zawahałam; najwyżej mnie zamordują. Koło nich walało się pełno pustych butelek po alkoholu oraz jakieś papiery. Rozmawiali o czymś, kiedy stanęłam przy nich momentalnie przerwali.  
- Szukasz czegoś konkretnego? - usłyszałam głos tego kelnera Harry'ego. 
- Mhm.. możemy zamienić słówko? - zwróciłam się do blondyna z trudem opanowując swoją złość. 
Spojrzał na mnie wyraźnie znudzony, ale wstał z miejsca. Było widać, że zdążyli sobie już popić i to dość ostro. Odwróciłam się na pięcie idąc kawałek dalej w celu oddalenia się od grupy jego kumpli. Mimo wszystko ich było pięciu, a ja tylko jedna. Przystanęłam odwracając się do niego. Zdjęłam z nosa okulary.
- Nie daruję ci tego, że tak potraktowałeś moją przyjaciółkę - warknęłam wskazując na niego palcem.
- Jakoś to przeżyję - wzruszył ramionami uśmiechając się do mnie łobuzersko, poczułam odpychający zapach alkoholu. - Powiedź podobało jej się to, bo mam zamiar zrobić jej więcej takich niespodzianek.
Zacisnęłam ręce w pięści słysząc jego słowa.
- Jesteś taki pojebany, czy tylko udajesz? - zacisnął szczękę na moje słowa. - Spróbuj się tylko do niej zbliżyć, a zobaczysz sukinsynu.
- Ty.. - zmierzył mnie wzrokiem. - Jasne, akurat się ciebie boję - parsknął śmiechem. - Mogłabyś sobie zrobić krzywdę mnie atakując. Charlotte za dobrze na tym nie wyszła, więc lepiej nie odzywaj się do mnie w ten sposób, bo pożałujesz, jak ona.
Zanim zdążyłam pomyśleć moja zaciśnięta ręka spotkała się z jego lewym policzkiem. Nawet nie spodziewałam się, że odważę się go uderzyć i to z pięści;  w sumie miałam ochotę to zrobić, ale nie sądziłam, że jednak...
Zachwiał się lekko - co raczej było spowodowane tym, że nie należał do specjalnie trzeźwych. Na policzku miał zadrapanie od moich pierścionków. Jego oczy momentalnie zaszły mgłą, a ja zaczęłam cofać się do tyły przerażona jego reakcją. Raczej nie był zadowolony z tego, że mu przywaliłam. Nieoczekiwanie ktoś pociągnął mnie za nadgarstek.
- Biegnij ile sił w nogach - usłyszałam głos Carmen obok siebie.
Nawet nie miałam zamiaru się sprzeciwiać. Przeciskałyśmy się pomiędzy ludźmi, którzy bawili się przy scenie. Ciągle miałam wrażenie, że chłopak siedzi nam na ogonie, jednak nie chciałam spoglądać w tył, żeby bardziej się nie zdenerwować. Przystanęłyśmy dopiero, kiedy znalazłyśmy się z dala od miejsca koncertu. Podparłam się o drzewo ciężko dysząc.
- No ładnie Ells, wiesz, że mogłaś zginąć gdyby nie ja - odparła przeczesując ręką swoją rudą perukę.
- Wiem i wielkie dzięki - wysapałam uspokajając oddech. - Jakoś tak wyszło. Zachowywał się, jak..
- Skurwysyn, słyszałam - dokończyła za mnie. Uśmiechnęłam się do niej. - Muszę przyznać, że mimo twoich chudych rączek nieźle go załatwiłaś.
Zagryzłam policzki od środka. Może i fakt, ale czuje, że będę miała teraz nieźle przesrane, ale w końcu dla Charlotte wszystko. Miałyśmy we dwójkę spędzić razem wieczór, a taki idiota wszystko spieprzył. Niespodziewanie do głowy wpadł mi pomysł. Skoro już tutaj jestem to mogę zdobyć dla niej autograf tego zespołu. Poprosiłam Carmen, żeby mi towarzyszyła w razie czego.

***

Otworzyłam oczy słysząc jakieś dzieciaki, które bawiły się na dworze. Przetarłam twarz czując ból w plecach przez to, że spałam na kanapie. Wczoraj po powrocie z koncertu ledwo żyłam, więc od razu padłam na kanapę w salonie. Dzisiaj była sobota zatem miałam całkowicie wolny dzień od uciążliwych klientów, skrzynek oraz kasy fiskalnej. W soboty to Marlene stała za kasą.  Miałam zamiar skupić się na obrazie dla Payne'a, chociaż po wczorajszej akcji miałam dylemat, czy przypadkiem nie zrezygnował z powodu tego, że jego kumpel oberwał ode mnie w twarz. Trudno.
Wskoczyłam do łazienki, by doprowadzić się do porządku. Przebrana w zwykłą białą bokserkę i krótkie spodenki otworzyłam lodówkę gdzie wiało pustkami, wypuściłam powietrze z ust. Pracuję w sklepie, a w lodówce mam kompletne nic, czyli będę musiała odwiedzić miejsce swojej pracy. Nagle usłyszałam, jak drzwi wejściowe się otwierają, wychyliłam głowę widząc uśmiechniętą twarz Charlotte.
- Cześć Ellie - przywitała się kładąc szare torby na blat kuchenny. - Zrobiłam ci zakupy. 
- Rany, wielkie dzięki - podziękowałam uśmiechając się szeroko. - Z jakiej okazji? 
- Chciałam ci podziękować za ten autograf i za wszystko - odparła wzruszając ramionami. - Gdyby nie ty to wżyciu nie dotarłabym do domu - westchnęła. 
- Zapomnij już o tym - przytuliłam ją do siebie. - Dostał za swoje. 
Blondynka oderwała się ode mnie patrząc zdziwiona. 
- Co masz na myśli? 
- Umm.. powiedźmy, że go uderzyłam - uśmiechnęłam się niewinnie. 
Otworzyła tak szeroko oczy, że zaczęłam się zastanawiać, czy zaraz nie wypadną i potoczą się po podłodze. Zaczęła panikować, że może mi coś zrobić. Uspokoiłam ją opowiadając wszystko od początku. Była trochę zaniepokojona, ale obiecałam, że będę na siebie uważać. Pożegnałyśmy się, ponieważ Charlie musiała iść do pracy. 
Wyciągnęłam z piwnicy ogromne podobrazie o o wymiarach 70x100 i położyłam je na sztalugę. Wszystkie potrzebne rzeczy kupiłam za pieniądze Liama tak, jak kazał. Zostało mnóstwo pieniędzy, dlatego nie mam zamiaru brać od niego zapłaty za obraz. Wzięłam ołówek do ręki lekko kreśląc początkowe kontury budynków. Musiałam się maksymalnie skupić na tym obrazie w końcu miałam porządnego klienta, a obraz będzie wisiał w jego gabinecie. Po około dwóch godzinach miałam naszkicowany cały obraz tylko coś mi w nim nie pasowało. Zdecydowałam, że najpierw pomaluję farbami to czego była pewna. Po kolejnym upływie czasu miałam już gotową sporą część. Zaczęłam się przyglądać, czy przypadkiem o czymś nie zapomniałam. Niestety ktoś zaczął pukać do moich drzwi.
- Chwileczkę! - krzyknęłam zaciskając usta w wąską linijkę, zamiast poczekać ktoś zaczął mocniej walić w drzwi. Odwróciłam głowę zirytowana. Westchnęłam odkładając pędzel, a brudne ręce, jak zwykle wytarłam w swoje ubrania. Nacisnęłam na klamkę, zanim zdążyłam je dobrze otworzyć do środka wparowała moja szefowa. Zmarszczyłam brwi zaskoczona jej wizytą.
- Elena, zmieniałaś zamki w sklepie? - zapytała, a ja dostrzegłam, że jej ręce całe się trzęsą.
- Nie, Boże..absolutnie nie - odpowiedziałam podnosząc ręce w geście obronnym. - Zamknęłam wczoraj sklep tymi samymi kluczami i nic nie zmieniałam. Charlotte może potwierdzić.
- Och, rozumiem - pokiwała głową. - Mogłabyś pójść ze mną może ty otworzysz te drzwi.
- Nie ma sprawy - wzruszyłam ramionami.
Ruszyłyśmy w stronę sklepu. Po drodze starałam się jakoś uspokoić swoją szefową. Przecież to nie możliwe, że ktoś zmienił zamki skoro tylko ja miałam klucze oraz ona. Na miejscu okazało się, że mój normalnie otwierał drzwi. Kobieta odetchnęła z ulgą.
- Przepraszam za to zamieszanie, ale to mój cały dobytek - westchnęła.
- Nie ma za co przepraszać - uśmiechnęłam się. - A teraz przepraszam, muszę dokończyć obraz.
Naprawdę Marlene była przewrażliwiona na punkcie tego spożywczaka. Odetchnęłam wkładając kosmyk włosów z ucho. Czeka mnie mnóstwo pracy i muszę upewnić się, czy Payne jeszcze chce ten obraz.


Louis


Ochlapałem twarz zimną wodą, by chodź trochę się rozbudzić. Impreza do czwartej nad ranem nie była najlepszym pomysłem, ale gdyby nie ogromny kac mógłbym zaliczyć ją do najlepszych, jak do tej pory. Podparłem się rękami umywalki czując narastający ból głowy. Warknąłem pod nosem powoli wychodząc z łazienki. Ostatni raz eksperymentuje z drinkami. Nigdy w życiu nie czułem się gorzej. Pomimo wypicia sporej ilości alkoholu pamiętałam wszystkie wydarzenia poprzedniej nocy i to bardzo dobrze pamiętałem. Moje kąciki ust uniosły się mimowolnie ku górze przypominając sobie tą sytuację z Horanem i tą laską ze spożywczaka. Nie wiem o co im poszło, jednak przyznam, że miło było widzieć, jak blondyn dostaje w mordę. Spojrzałem na telefon w celu zobaczenia godziny. Było koło piętnastej. Nagle odezwał się mój brzuch. Kolejnej pizzy nie zamówię, bo mi się już obrzydła, do sklepu nie pójdę, bo nie mam zamiaru targać zakupów. Jedyną dopuszczalną opcją było odwiedzenie Stylesa w jego własnym żywiole.
Łyknąłem tabletkę na ból głowy, przebrałem się w czystą koszulkę oraz spodnie, a na włosy wcisnąłem szarą beanie. Wychodząc wziąłem jeszcze swoją deskorolkę. Skoro nie mam jeszcze swojego samochodu, a tym cholernym dostawczakiem nie będę jeździł, to muszę korzystać z deski. Wyszedłem na dwór, wskoczyłem na nią, jadąc po chodniku. Mam nadzieje, że Harry da mi jakieś rabaty po znajomości. Nigdy bym nie przepuszczał, że będę oszczędzał. Pokręciłem głową, w życiu mi się nie uda. Odepchnąłem się nogą od cementu zjeżdżając z górki. Restauracja w której pracował Styles znajdowała się już blisko. Zahamowałem nogą, zeskakując z deskorolki. Uderzyłem w deskę nogą powodując, że podskoczyła do góry, a ja chwyciłem ją w rękę. Poprawiłem czapkę wchodząc do środka. W pomieszczeniu znajdowała się dość duża liczba osób, a właściwie to większość płci żeńskiej. Zająłem wolne miejsce koło okna. Biorąc do ręki kartę z daniami. Kątem oka zobaczyłem swojego kumpla, który stał przy jednym ze stolików i obsługiwał grupkę dziewczyn. Przyjrzałem się dokładnie widząc, jak jedna wciska mu do rąk plik pieniędzy. Wybałuszyłem oczy na wierz. Co za typek. Zanim podszedł do mnie sytuacja powtórzyła się kilka razy.
- Kurwa, teraz wiem skąd te wszystkie płaszcze od McQueena, mercedesy - powiedziałem stukając palcem w blat stołu. - Nieźle, Styles.
- Patrz się i ucz staruszku - uśmiechnął się poruszając znacząco brwiami w między czasie na stół wyrzucił swój dzisiejszy "zarobek".
- Idiota - mruknąłem pod nosem. - Lepiej przynieś mi coś do żarcia.
- Może wykrztusisz jakieś "proszę" albo coś? - zapytał wyraźnie urażony, zebrał ze stołu swoje pieniądze.
- Nie mam drobnych - puściłem mu oczko odwracając głowę, by spojrzeć w okno. Usłyszałem, jak szatyn prycha pod nosem i odchodzi. Przyglądałem się widokom za oknem, w oczy rzuciła mi się postać drobnej dziewczyny z blond włosami, jej ubrania były upaprane jakimś plamami - głównie ciemnymi. Zwróciła głowę w moją stronę. Elena. Szła kopiąc jakiś kamyk, cały czas poprawiając swoje włosy przy tym powodując, że robiły się brudne. Uśmiechnąłem się pod nosem. Miałem już odwrócić głowę, ale blondynka zaczęła kogoś wołać, a ja byłem ciekawy kogo. Przystanęła zagryzając policzki od środka. Moje oczy powiększyły się, gdy zobaczyłem, że koło niej przystanął Liam. Żałowałem, że byłem za szybą, bo chciałem usłyszeć całą  ich rozmowę.
- Co zazdrościsz mu? - usłyszałem nad sobą śmiech Harry'ego. - Proszę bardzo, smażone kanapki z masłem orzechowym i bananem.
- Wcale mu nie zazdroszczę - syknąłem. - Czego? Że umawia się z wkurwiającą suką, która łazi brudna.
- Mhm.. jasne - przewrócił oczami. - Ona często chodzi brudna od farb w końcu jest malarką - podkreślił wyraźnie ostatnie słowo. - Smacznego. Tylko się nie ubabraj, bo nie chce tracić klientek.
- Chyba sponsorek.
Chłopak odszedł pokazując mi środkowy palec. Zabrałem się za jedzenie cały czas zastanawiając się po co Payne ciągle rozmawia z tą laską. Akurat gdy skończyłem jeść jedną ze swoich kanapek przysiadł się do mnie ciemny blondyn. Dzisiaj założył na siebie zwykłą białą koszulkę, czarne dresy i białe snekarsy. Na nos założył ray bany.
- Siema - przywitał się. - Widzę, że już go zobaczyłeś w swoim żywiole.
Wskazał kciukiem na szatyna, który tym razem usiadł sobie przy jednym ze stolików gdzie siedziała jakaś dziewczyna z burzą loków na głowie. Najprawdopodobniej robił z siebie głupka albo opowiadał jej jakiś swój kawał, ale obstawiam bardziej pierwsze, ponieważ dziewczyna ciągle się śmiała.
- Taa już mi pokazywał swoje dzisiejsze "zyski" - zrobiłem cudzysłów w powietrzu.
Liam uniósł lekko kąciki ust do góry, a ja ugryzłem kawałek swojego posiłku.
- Nie wyglądasz jakbyś miał kaca, a przecież ostro pochlaliśmy wczoraj. - Payno zdjął swoje okulary, omal się nie zakrztusiłem, kiedy zobaczyłem jego przekrwione oczy, wory pod oczami oraz bladą skórę. Wyglądał, jak nie on. Zasłoniłem buzię ręką, aby nie wybuchnąć śmiechem przy okazji opluwając go masłem orzechowym.
- Załóż te okulary lepiej.
- Spróbuj się odrobinę zaśmiać to dostaniesz zakaz wstępu do mojego klubu - zagroził mi wskazując na mnie palcem, włożył z powrotem okulary.
Z trudem powstrzymałem śmiech mimo wszystko zakazu wejścia do jego klubu nie chciałem dostać. W końcu to jedyne miejsce gdzie mogłem napić się za darmo.
- Hmm.. więc ty i Lange? - zapytałem nie mogąc dłużej wytrzymać z ciekawości.
- Co? - dopytał zaskoczony.
- No wtedy na imprezie i przed chwilą z nią gadałeś to.. - Nie dokończyłem, bo gwałtownie mi przerwał.
- Ogranicz picie albo pij tyle żebyś pamiętał o czym rozmawiamy, idioto.
Po tych słowach wyszedł. Wzruszyłem ramionami kończąc swoje jedzenie. Najwyraźniej się myliłem, chociaż nie zaprzeczył, ale nie będę już wnikał wolę jeszcze trochę pożyć. Nie wiadomo co takiemu Liamowi może odbić. 

***


Po zjedzeniu wróciłem do swojego mieszkania, nie wiedziałem co ze sobą zrobić dlatego odkąd przyszedłem siedziałem na kanapie i grałem w pasjansa. Zajęcie godne pochwalenia. W telewizji leciały same bzdury, a na granie w gry nie miałem ochoty. Zayn i Niall mieli pełno roboty w warsztacie, Harry nie odbierał telefonu, a Liam robił jakieś porządki z pracownikami. Może powinienem gdzieś wyjść, przecież miasto jest duże i podobno jest tutaj wiele atrakcji. Niespodziewanie odezwał się mój telefon. Spojrzałem na wyświetlacz. Mama. Odrzuciłem połączenie rzucając telefon na kanapę.
- Sama tego chciała - powiedziałem sam do siebie.
Kopnąłem nogą w sofę czując narastające zdenerwowanie. Muszę coś ze sobą zrobić, bo inaczej zwariuję. Zerknąłem w stronę zegara na ścianie, wskazywał dziewiętnastą. Przeskoczyłem przez kanapę kierując się do walizki z resztą ciuchów. Wygrzebałem z niej szare dresy, zwykły biały T-shirt i buty do biegania. Skoro nie mam co robić przydałoby się zadbać o formę.
Już po chwili byłem na dworze. Było już ciemno, a jedynym oświetleniem były latarnie oraz okna od domów gdzie paliły się światła. Nabrałem świeżego powietrza w płuca i mogłem ruszać. Biegłem truchtem cały czas patrząc się przed siebie. Dawno tego nie robiłem, jednak praktycznie się nie męczyłem. Może był to efekt tego, że tutaj było bardziej świeże powietrze niż w Los Angeles. W LA nigdy nie znajdziesz spokojnej ulicy, jak tutaj. Zaczyna mi się tu podobać. Skręciłem w lewo, kiedy nagle poczułem mocne uderzenie, zachwiałem się do tyłu, ale udało mi się utrzymać równowagę. Dzięki latarni mogłem zobaczyć co to za sierota. Na chodniku siedziała Elena koło której leżał jakiś kubeł. Jej nogi były brudne od czarnej farby. Zasłoniła swoje usta ręką patrząc na mnie. Zmarszczyłem brwi przenosząc wzrok na nią. Okazało się, że cały byłem w czarnej mazi.
- Rany! - zawołała. - Bardzo cię przepraszam!
- Mhm.. - mruknąłem zaciskając zęby ze wściekłości.
- Kurcze nie wiem czy będzie dało się to sprać - wstała bardzo powoli, wyglądała jakby sprawiało jej to ból.
- W takim razie może powiesz co masz zamiar z tym zrobić? - warknąłem.
- Och.. to.. - zagryzła policzki od środka.
W innej sytuacji uznałbym, że wygląda dość uroczo? Tak mogę tak to nazwać. Na pierwszy rzut oka było widać, że nie zrobiła tego specjalnie, lecz teraz byłem cały uwalony czarnym gównem przez nią. Może nie wściekłbym się tak gdyby nie były to moje ulubione spodnie i buty.
- Idiotka - wysyczałem. - W poniedziałek kiedy przywiozę towar masz mi dać pieniądze na wypranie tych ciuchów, a jak nie to wtedy pogadamy inaczej.
Chciała coś powiedzieć, ale zignorowałem ją i zwróciłem się z powrotem do mieszkania. Nie miałem zamiaru łazić cały brudny ani tym bardziej pozwolić na to, żeby ktokolwiek mnie zobaczył. Lepiej, żeby miała pieniądze.

#
Hej,
Rok szkolny się dopiero zaczął, a ja już mam naprawdę dość ugh,
W ogóle nie podoba mi się ten rozdział jest nudny i za wiele się w nim nie dzieje, ale cóż początki zawsze są okropne, przynajmniej moje. :)
Co do spraw ogólnych too.. rozdziały będą się pojawiać tak, jak w wakacje co dwa tygodnie (mam nadzieje, ale jakoś się postaramy)
W zakładce BOHATEROWIE dodałyśmy kilku bohaterów, którzy pojawią się w fanficu. Klikając na ich imiona możecie zobaczyć, kto się w nich wcielił.
To by było na tyle :)
Trzymajcie się i do następnego napisania! x

3 komentarze:

  1. Jak to nic się nie dzieje! Ells, przywaliła Niallowi woah, mam nadzieje, że był aż tak uchlany, że nie będzie nic pamiętał ;) Dobrze, że Carry tam była jezu. Napisze setny raz kocham spotkania chłopaków! Louis jest taki wścibski haha Juz sie boje co będzie jak Tommo przyjdzie po kase
    Ech, nie tylko ty masz dość chyba kazdy, ale jakos to wytrzymamy do świąt niedaleko ;D
    Miłego dnia dziewczyny x
    Daria

    OdpowiedzUsuń
  2. Czego co dwa tygodnie?! Nie wytrzyma tyleee... :O
    nienienienienie... :P
    A co do roździału to bzdury gadasz dzieje oj dzieje się!
    Weny życzę! <3 /Mii

    OdpowiedzUsuń
  3. No w końcu mogę siąść spokojnie przy komputerze. Uroki szkoły ;/ rany całkowicie się tego nie spodziewałam, że Ellie uderzy Horana, ale należało mu się! Liam dalej idzie za groźnego właściciela haha, boże rozmowa Harry'ego i Louisa całkowicie mnie rozwaliła xd Biedny Hazz. Boże ta wścibskość Tomlinsona rządzi.
    Kurczę widzę, że pojawiła się Ivy w bohaterach, ciekawie się zapowiada :D Znowu Jamie? mam nadzieje, że będzie grał dobrego x
    Miłego wieczoru kwiatuszki
    Dużo weny wam życzę ♥

    OdpowiedzUsuń