sobota, 31 października 2015

Rozdział 28 | Elena, Louis |




Elena

Bawiłam się swoimi końcówkami włosów w zamyśleniu obserwując, jak woda niesymetrycznie uderza o brzeg. Było tylko słychać szum oceanu oraz wiatr, który sprawiał, że kosmyki moich włosów, były dosłownie wszędzie. Czułam się tak, jakby czas stanął, a ja miałam tylko wpływ na to, kiedy będzie mógł od początku ruszyć swoim tempem. Niestety, to było tylko moje wyobrażenie, bo w rzeczywistości, przecież nie można zatrzymać od tak tego przysłowiowo pędzącego pociągu. Wszystko mija w tak szybko, że nie jedna osoba gubi się, wypadając z rytmu. Sama należałam do nich; nie potrafiłam się odnaleźć. Cały czas żyłam wydarzeniami, które dawno już minęły, nie wiedziałam, jak mam o nich zapomnieć. Mój umysł był, jak w szklanej pułapce. 
Roux, Al-Churi zaczynali nowe życie za kratami, a ja nie potrafiłam o nich zapomnieć, a sam Damon już dawno spoczywał w trumnie. Wiele razy wracałam do tamtego dnia przypominając sobie, jak bardzo to wszystko się teraz zmieniło. Każdy z nas przeszedł do codziennej rutyny. Payne stał się o wiele spokojniejszy zarządzając klubem, Niall wraz z Charlotte cieszyli się sobą nawzajem, Harry całkowicie oszalał dla Jasmine, Zayn zaczynał wszystko od początku bez żadnych obaw, a Louis.. pokazywał mi co tak naprawdę znaczy żyć. Przy nim nie mogłam się nudzić, za każdym razem zaskakiwał mnie czymś innym, w bardzo pozytywny sposób. Pokochałam takie życie, miałam najlepszą przyjaciółkę obok siebie, chłopaka oraz znajomych, których ciężko będzie mi zapomnieć. Mimo wszystko często wracałam do tamtych wydarzeń, zupełnie niepotrzebnie. 
- Mam już wszystko - usłyszałam za sobą cichy głos należący do Zayna; w rękach trzymał duże pudło, powoli zaczęłam się zastanawiać co on tak naprawdę kombinuje.
Chłopak poprosił mnie dzisiaj rano, gdy będę miała przerwę, żebym podeszła do warsztatu gdzie pracował. Na początku wahałam się, czy powinnam pójść, ale widząc spojrzenie Mulata, zgodziłam się niemal natychmiastowo. Nie powiedział o co konkretnie mu chodzi, zdradził mi tylko, że to nasza wspólna sprawa.
- Możesz teraz powiedzieć mi co to za sprawa? - zapytałam z lekkim uśmiechem, odgarnęłam włosy z twarzy, aby mieć lepszą widoczność.
- Opowiem ci po drodze - skinął głową, żebym zaczęła iść za nim. Jedyne co się nie zmieniło to, to, że był tak samo tajemniczy. Często, gdy byliśmy razem w grupie zauważyłam, że chłopak uwielbia wszystkich po kolei badać swoim wzrokiem. Przy Liamie zazwyczaj zatrzymywał swój wzrok na dłużej, jednak, gdy Payne to zauważył niemal od razu spoglądał na kogoś innego.
- Tommo nie będzie miał mi za złe, że zabieram mu ciebie podczas twojej przerwy? - usłyszałam jego rozbawiony głos.
- Raczej nie, a poza tym wątpię, żeby dzisiaj przyszedł. Rano pisał mi, że ma dużo pracy - posłałam mu swój uśmiech.
Zagryzłam policzek od środka, gdy Malik przypomniał mi o tym, że od jakiegoś czasu Louis odwiedza mnie regularnie każdego dnia w pracy, podczas przerwy. To było strasznie słodkie z jego strony.
Byłam w ogromnym szoku, kiedy znaleźliśmy się w garażu Malika i Horana. Na środku pomieszczenia znajdowała się ogromna rzeźba psa, umieszczona na podeście dzięki, któremu można było go przesuwać. Chłopak otworzył pudełko, gdzie znajdowały się farby, spraye; przede wszystkim rzeczy potrzebne do ozdabiania. Wolnym krokiem podeszła do psa dotykając jego uniesionego ucha do góry.
- Pomożesz mi go pomalować? Ty masz ode mnie lepszy dobór kolorów, ja zazwyczaj maluje na czarno, a on powinien być w ciepłych odcieniach. Wystawię to na akcje dla chorych dzieci. - usłyszałam za swoimi plecami jego głos.
- Jasne, z wielką chęcią! - powiedziałam naprawdę podekscytowana. - Mogłeś powiedzieć od razu, przecież zgodziłabym.
- Wolałem pokazać ci na co tak właściwie się piszesz - wzruszył ramionami. Na jego twarzy widniał szeroki uśmiech, który starał się jakoś zamaskować odwróceniem się w drugą stronę.
- W takim razie po pracy postaram się tutaj do ciebie wpaść - oświadczyłam rozbawiona jego zachowaniem.

***

Skończyłam układanie towaru i to był mój ostatni obowiązek przed opuszczeniem swojej zmiany. Nie mogłam się już doczekać aż przyjdę do Zayna i zaczniemy pracę nad figurą psa. Nawet dzisiaj nie zwracałam większej uwagi na denerwujące zachowanie Ivy, która z każdym dniem stawała się coraz bardziej żałośniejsza. Dziewczyna wprost pożerała wzrokiem Louisa, mimo tego starałam się to ignorować za bardzo mi to nie wychodziło. W końcu chłopak był bardzo atrakcyjny, a oni już mieli ze sobą intymne sytuacje. Nigdy wcześniej nie byłam o nikogo zazdrosna tak, jak o niego. Może dlatego, że nie chciałam go stracić. 
Poszłam na zaplecze, gdzie zazwyczaj zastawiałam swoje rzeczy. Założyłam na głowę fullcapa tyłem do przodu, wyciągnęłam z plecaka okulary przeciwsłoneczne, które również założyłam. Dzisiaj jeszcze byłam umówiona z Charlie na wieczorny spacer. Dawno nie spędzałyśmy ze sobą czasu, osobno bez naszych chłopaków. Na szczęście ja ani Charlotte nie miałyśmy z tym problemu, nawzajem cieszyłyśmy się swoim szczęściem. 
Schyliłam się po swoją bluzę, która leżała na podłodze niespodziewanie poczułam mocny uścisk w pasie oraz oddech na swoim karku. Przymknęłam delikatnie oczy czując wargi na swojej skórze. 
- Gdzie byłaś? Czekałem na ciebie - usłyszałam szept Louisa tuż nad moich uchem. 
Zapach jego perfum momentalnie podrażnił zmysł mojego węchu.
- Mówiłeś, że masz dzisiaj dużo pracy - odpowiedziałam łapiąc go za dłonie, które, jak zwykle były zimne. Odwróciłam się do niego, chłopak miał na sobie czarny t-shirt z adidasa, czarne spodnie oraz dla odmiany czarne conversy. Jego grzywka opadała na czoło, ale i tak była w różnych częściach powykręcana tak samo, jak reszta jego włosów.
- Praca gówno mnie obchodzi, ty jesteś najważniejsza - mruknął pochylając się, pewnie chciał złączyć nasze usta. Pokręciłam głową kładąc swój palec na jego usta. Uniósł brwi do góry, obserwując mnie w skupieniu.
- Lou dobrze wiesz, że warunkiem dostawania pieniędzy jest praca u twojego ojczyma - powiedziałam spokojnie, przenosząc swoją rękę na jego policzek, który delikatnie musnęłam palcami. Byłam w wielkim szoku, gdy dowiedziałam się, dlaczego on tutaj naprawdę jest. Tak myślałam, że Louis należy do bogatego społeczeństwa. Było to po nim widać od razu, może nie w sposobie ubierania się, ale w jego podchodzeniu do innych osób. Gardził tutaj większością ludzi, tak samo, jak mną kiedyś.
- Ells, jestem dużym chłopcem, dam sobie radę - przybliżył się do mnie, nim zdążyłam zareagować złączył nasze usta. Chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale tak napierał swoimi ustami na moje, że miałam wrażenie, że robi to specjalnie, żebym się przymknęła. Dlatego zrezygnowałam z kontynuowania tego tematu.
- Louis, obiecałam Zaynowi, że przyjdę do niego po pracy - wyszeptałam pomiędzy pocałunkami, wydawało mi się, że trochę się zapomniał gdzie byliśmy, bo jego ręce zbliżały się coraz bardziej do mojego tyłka.
Niemal od razu odsunął się ode mnie, zaśmiałam się z jego reakcji. Wyglądał jakby ktoś zbił go z tropu. Patrzał się na mnie nerwowo poprawiając swoją grzywkę na czole. Musnęłam jego policzek, widząc, że coś mu nie pasuje.
- Nie bój się chodzi tylko i wyłącznie o pomóc jego dziele - złapałam go za rękę, prowadząc w kierunku wyjścia. Miałam serdecznie dosyć tego pomieszczania, a Louis jeszcze mnie tutaj zatrzymywał. Jak to się mówi, pracę powinno się oddzielić grubą kreską od czasu wolnego.
- A mogę pojechać z tobą? - zapytał, gdy wyszliśmy ze sklepu.
- Pewnie, nawet będziesz mógł nam pomóc - spojrzałam na niego rozbawiona.
Natychmiastowo z jego twarzy zniknęło to zmieszania, a zamiast tego pojawił się szeroki uśmiech.
- Nie będę się babrać, to jest twoja działka - odparł, gdy byliśmy przy jego samochodzie.

***

Będąc już w domu szybko się wzięłam prysznic, przebrałam się w czyste ciuchy, zabrałam wszystkie potrzebne mi rzeczy i wyszłam zamykając drzwi na klucz. Zasiedziałam się trochę u Zayna i musiałam biec do domu, żeby nie spóźnić się na spotkanie z Charlotte. Praca z nim wyjątkowo szła mi dobrze. Postanowiliśmy, że będzie on zielony, a te wszystkie wyrostki, jak nos czy uszy będą czarne. Jeszcze tylko jutro miałam do niego wpaść i nasza praca będzie gotowa. 
Po 15 minutach dotarłam na umówione miejsce, na szczęście nie spóźniłam się za bardzo. Nie dostrzegłam nigdzie Nialla, a Louis siedział już dawno w domu, więc mogłyśmy w spokoju porozmawiać we dwie.
- Żartujesz, że Ivy ubrała za mały topy, żeby przypodobać się Louisowi? - parsknęła śmiechem Charlie, a ja razem z nią. - Jaka ona jest zdesperowana.
- To był okropny widok - wyciągnęłam język na wierz. - Zmieniając temat, chciałabyś jutro pomóc mi i Zaynowi w dokończeniu tego psa?
Chciałam spędzić z przyjaciółką trochę więcej czasu, a podczas pracy brakowało mi rozmowy. Mulat wolał cisze pod czas pracy, całkowicie to rozumiałam, ale brakowało mi obecności drugiego człowieka. Zazwyczaj, gdy zaczynałam jakiś temat chłopak niemal natychmiastowo ucinał go krótką odpowiedzią, a raczej burknięciem.
- No jasne! - Dziewczyna niemal od razu się zgodziła. Na jej słowa uśmiechnęłam się szeroko, całując ją delikatnie w policzek. Wiedziałam, że Zayn nie będzie miał przeciwko, że przyprowadzę Charlotte, bo wręcz uwielbiał ją.
Przez resztę naszego wspólnego czasu omówiłyśmy większość tematów, które chciałyśmy poruszyć. Czułam się naprawdę szczęśliwa, że miałam przy sobie taką wspaniałą przyjaciółkę. Nie wymieniłabym jej na nikogo innego. Od dziecka marzyła mi się siostra, jako jedynaczka czułam się strasznie samotna, ale na szczęście znalazłam swoją siostrę tutaj. Właśnie z tego powodu tak uwielbiałam Tybee, bo gdyby nie to miejsce wciąż byłabym sama. Tutaj spotykam najważniejsze dla mnie osoby.

***

Wypuściłam głośno powietrze z ust, gdy kolejny raz przegrałam z Louisem w karty. Praktycznie za każdym razem to ja musiałam pozbyć się swojej garderoby. Robiło się już dosyć irytujące, bo zostałam już tylko w białej, luźnej koszulce, czapce z daszkiem oraz oczywiście bieliźnie. Lou zdjął tylko swoją koszulkę. Jego triumfalny uśmiech zaczynał działać mi na nerwy, ale z jednej strony było w nim coś, co powodowało jeszcze większą chęć rywalizacji. Dlatego próbowałam z nim wygrać za wszelką cenę, nawet jeżeli miałabym się dopuścić oszustwa, a wszystko wskazywało na to, że muszę to zrobić, bo będę przed nim całkiem golutka. 
- Dalej, Ellie chce widzieć kolejne twoje ubranie na mojej kupce - puścił mi oczko.
- Ostatni raz godzę się na tą grę - mruknęłam wkurzona, wsuwając ręce pod swoją koszulę. Sięgnęłam do zapięcia swojego biustonosza, odpinając go sprawnym ruchem. Specjalnie się go już tak szybko pozbyłam, bo chciałam, żeby się rozproszył. 
- Mi się tam bardzo podoba - nawilżył swoje wargi obserwując, jak wyciągam koronkowy, czarny stanik, który odłożyłam na bok. 
Trochę się obawiałam, czy dobrze zrobiłam, bo znając jego determinacje będę musiała się i tak w końcu pozbyć bluzki. Miałam tylko nadzieje, że za szybko się to nie stanie. 
- Co jeśli zrezygnuje? - zapytałam tasując karty. 
- Nie zrezygnujesz, bo za bardzo ci się podoba ta gra - odparł pewnie, cały czas bacznie mnie obserwując przez co nie mogłam odłożyć sobie paru lepszych kart. Zagryzłam nerwowo policzki od środka, zastawiając się, co tak właściwie mogłoby odwrócić jego uwagę. 
- Chyba tobie się podoba, bo masz co podziwiać - wychrypiałam pochylając się w jego stronę. Luźna koszulka spowodowała, że miał lepszą widoczność na mój biust. Chłopak skupił na nim swoją uwagę, dzięki czemu udało mi się go oszukać. Gdy spojrzałam na niego, uśmiechnął się łobuzersko przysuwając mnie do siebie, tak, że byłam pomiędzy jego nogami, a on pomiędzy moimi. 
- Za niedługo to nie będziesz miała czym zakryć - oświadczył pochylając się, złożył na moim policzku pocałunek. 
- Jesteś ugh.. - wykrztusiłam pomiędzy zębami biorąc swoją kupkę kart w ręce. 
Przerzucił swoje spojrzenie na karty, skupiając się na nich. Było mi trochę głupio, że go oszukuje, ale ja też chciałam mieć taką samą satysfakcje, jak on za każdym razem, kiedy moja część garderoby lądował obok nas. 
- Jakim cudem masz karetę huh? - zapytał ściągając swoje skarpetki.
- Może szczęście mi dopisało - uśmiechnęłam się wzruszając ramionami.
Zmrużył oczy obserwując mnie dokładnie, nie odwróciłam wzroku, bo pewnie gdybym to zrobiła już dawno odkryłby, że coś jest nie tak. Po dosyć długim przypatrywaniu mi się zaczął rozdawać karty. Miałam ogromną nadzieje, że zaraz się znudzi i będzie chciał robić coś innego.
Gdy wygrałam kolejny raz Louis dosłownie gotował się od środka. Na pierwszy rzut oka było widać, że naprawdę nie cierpiał przegrywać i zazwyczaj był nastawiony na wygraną. Zaczynałam naprawdę żałować, że zgodziłam się na tą grę. Bałam się, że zaraz coś mu odbije. Przeczesałam nerwowo włosy, gdy chłopak zacisnął zęby, ściągając z siebie spodnie.
- Louis to jest tylko gra, mogłeś powiedzieć, że nie potrafisz przegrywać - mruknęłam odkładając na bok karty. - W życiu nie zgodziłabym się na takie coś.
Wstałam z łóżka zabierając swoje rzeczy, nim zdążyłam odejść w stronę łazienki, złapał mnie w pasie przyciągając do siebie. Złączył nasze usta, całując mnie powoli. Na początku nie odwzajemniałam pocałunku, ale po chwili położyłam dłonie na jego policzki, delikatnie gładząc je kciukami.
- Masz racje, nie umiem przegrywać - wyszeptał pomiędzy pocałunkiem. - Bardzo chciałem cię zobaczyć bez niczego - wymruczał.
Pokręciłam głową odsuwając się od jego ust. Zaśmiałam się z jego słów ściągając czapkę z głowy, którą odrzuciłam na bok. Położyłam kciuk na jego podbródku łącząc z powrotem nasze usta w czułym pocałunku.
- Wystarczyło powiedzieć, Lou.


Louis

Otworzyłem oczy, a na moje usta niemal od razu wkradł się szeroki uśmiech, gdy zauważyłem Ellie śpiącą na boku. Była w połowie przykryta kołdrą, jej plecy były odkryte. Przysunąłem się do niej delikatnie muskając jej gołe ramię. Nie mogłem uwierzyć, że do tej pory leżę obok, nawet nie zamierzając nigdzie uciekać, pomimo, że to moje mieszkanie. Zazwyczaj, gdy zapraszałem, jakieś dziewczyny do siebie na noc, na drugi dzień szybko wychodziłem. Nie mając zamiaru użerać się z tłumaczeniem, że nic z tego nie wyjdzie. Często po powrocie zastawałem kartki z numerami telefonów lub bałagan zrobiony w akcie zemsty, ale jakoś specjalnie mnie to nie obchodziło. 
Dzisiaj było zupełnie inaczej miałem ochotę leżeć obok niej cały dzień; bez jakiejkolwiek przerwy. Sam się sobie dziwiłem, ale było mi z nią naprawdę dobrze. Ells była dla mnie wyrozumiała, nie naciskała na mnie i zawsze była przy mnie, kiedy jej potrzebowałem. A co lepsze potrafiła naprawdę wywołać u mnie pozytywne emocje. 
Cholernie byłem na siebie wściekły, że traktowałem ją kiedyś tak okrutnie. Miałem farta, że dziewczyna zapomniała o tym wszystkim i dała mi drugą szansę, którą nie miałem zamiaru zmarnować. 
- Jeszcze ci mało? - usłyszałem jej chichot, gdy położyłem rękę na jej biodro, cały czas składając pocałunki na jej odkrytych plecach.
- Przepraszam, że cię obudziłem - objąłem ją w pasie kładąc podbródek na jej ramieniu. Sprawnym ruchem odgarnęła włosy z twarzy posyłając mi lekki uśmiech. 
- Nic się nie stało, to była naprawdę miła pobudka - odwróciła się do mnie, pamiętając o tym, żeby zasłonić pościelą swoją klatkę piersiową. Widząc jej zaspane oczy, rozczochrane blond włosy i senny uśmiech miałem ochotę koniecznie powtórzyć to co działo się w nocy. Po raz pierwszy od tak dawna czułem się naprawdę szczęśliwy. 
- Pięknie wyglądasz z samego rana, wiesz? - mruknąłem pochylając się, złożyłem na jednej z moich malinek czuły pocałunek. - Może powtórka?
Uniosłem wzrok widząc, jak jej policzki przybrały odcienia lekkiego różu. Zaśmiałem się z jej reakcji przez co dostałem od niej z pięści w brzuch. Gdy chciałem w zemście odkryć pościel, którą była przykryta złapała mnie za obie ręce. 
- Uspokój się! - zawołała z szerokim uśmiechem, próbując utrzymać moje ręce w swoim uścisku, gdy chciałem jej się wyrwać. - Przerażasz mnie z tą wieczną chęcią wygrywania ze mną.  
- Oj, kwiatuszku po prostu uwielbiam z ciebie robić głupka - puściłem jej oczko pochylając się całując ją w dolną wargę.
- Wiem - zmrużyła oczy podnosząc się do pozycji siedzącej. - Nie przychodź do sklepu. Marlene dzisiaj jest, a wiesz, jak ona za tobą nie przepada, prawda? 
Przewróciłem oczami na samo imię tej wstrętnej kobiety, przez co usłyszałem dźwięczny śmiech Ellie.   
- Zrozumiałem , to gdzie się spotkamy? - zapytałem obejmując ją ramieniem i cmokając w skroń. 
- U Zayna - szepnęła łapiąc moją rękę. 

***

Paliłem papierosa przyglądając się, jak Ellie, Charlotte i Zayn zajmują się tymi swoimi duperelami. Nie mogłem uwierzyć, że to jest ten sam Mulat co kilka miesięcy wcześniej. Zachowywał się kompletnie inaczej, jakby podczas tej rehabilitacji, którą przechodził, zmienił nie tylko swój tryb życia, ale także charakter. Czasami, gdy z nim rozmawiałem miałem wrażenie, że nie znam go już tak dobrze. Był zupełnie innym Zaynem Malikem, którego kiedyś znałem.
- Nie do wiary, że po powrocie zdążył owinąć sobie Lottie, Elenę i Payne'a wokół siebie - parsknął śmiechem Niall, który dołączył do mnie. Podałem mu rękę,witając się z nim, rozważałem w myślach słowa, które przed chwilą padły z jego strony.
- Zgadzam się z tobą - zaciągnąłem się szlugiem, przyglądając się z powagą swojej dziewczynie, która w tym czasie mieszała ze sobą kilka farb.
- Najwidoczniej spadania na cztery łapy nauczył się od ciebie - zaśmiał się trochę głośniej, trącając mnie pięścią w ramię. Pokręciłem głową cicho śmiejąc się z jego słów.
- I kto to mówi, Horan? - odparłem, spoglądając na niego z uniesionymi brwiami.
- Największy szczęściarz chodzący po tej ziemi - wzruszył ramionami, wyciągając z swojej kurtki paczkę papierosów. Niall był jedynym osobnikiem, który nigdy nie sępił od innych papierosów, czy czegokolwiek. Największym naciągaczem zawsze był Liam. Tylko, że on się nie płaszczył prosząc, ale wydawał rozkazy, że trzeba mu dać lub po prostu sam sobie brał.
- Będziesz dzisiaj u Payne'a? - zapytał Horan, opierając się o drzewo.
- Może wpadnę. Zobaczymy, póki co pan groźny nie wydał jeszcze mi rozkazu - zażartowałem. Wyrzuciłem niedopałek na ziemię niemal natychmiastowo zadeptując go butem.
- Mi tak samo - przewrócił oczami Niall.- Coś mi się wydaje, że Payne potrzebuje kogoś kto zluzuje jego spięte dupsko.
Pokiwałem głową na znak, że się z nim zgadzam. On zdecydowanie takiego kogoś potrzebował.
Odetchnąłem głośno, gdy usłyszałem dzwonek swojego telefonu. Wyciągnąłem go z tylnej kieszeni swoich spodni i odczytałem wiadomość.

 „Przyjdź pod klub swojego kumpla. Jeżeli tego nie zrobisz twoja dziewczyna dowie się, dlaczego twoja Cassie z tobą zerwała oraz, że znów grasz nałogowo xoxo Iv.”

Zacisnąłem szczękę czytając wiadomość od tej suki. Miałem nadzieje, że na jakiś czas da mi spokój, ale najwyraźniej nie potrafiła zrozumieć, że między nami nie było niczego szczególnego. Zaczynała działać mi na nerwy i najchętniej pozbyłby jej się stąd, jak najszybciej. Nie miałem pojęcia skąd wiedziała, że znowu gram w pokera. Pewnie znowu mnie śledziła, jak kiedyś zanim jeszcze byłem z Eleną. Nienawidziłem, kiedy ktoś wtrącał się w nie swoje sprawy. 
Poprosiłem Nialla, żeby przeprosił za mnie Ellie, że nie mogłem zostać. Pobiegłem w stronę klubu Payne'a chcąc, jak najszybciej zdusić w zarodku tą gierkę tej zdziry. Już dawno powinien ją załatwić na amen. 
Będąc na miejscu dostrzegłem ją na tyłach klubu, gdzie kilka osób urządziło sobie jakąś popijawę. Mimo tego że wyglądała, jak głupia idiotka wiedziała, że powinna spotkać się ze mną w miejscu gdzie są jakieś osoby. Tylko nie wiedziała, że jesteśmy na terenie, na którym mogłem sobie pozwolić na dużo więcej.
- Widzisz, jak się ciebie postraszy to jesteś posłuszny - powiedziała, gdy podszedłem do niej wystarczająco blisko. Na jej ustach dostrzegłem triumfalny uśmiech, który miałem ochotę od razu zetrzeć z jej buźki. 
- Do rzeczy, suko - warknąłem podchodząc do niej blisko. - Czego chcesz? 
- Nie mam gdzie się podziać, przenocujesz mnie kilka dni u siebie, a Lange nie dowie się o niczym - odparła splątując ręce na swojej klatce piersiowej. Najwyraźniej chciała sobie tym dodać pewności, ale wyglądało to tak komicznie, że miałem ochotę wybuchnąć głośnym śmiechem. 
- Chyba już całkowicie zidiociałaś od tego obciągania na lewo i prawo - warknąłem łapiąc ją mocno za podbródek. - Mnie się nie szantażuje. 
- Czyli chcesz, żeby twoja Elcia z tobą zerwała? Uwierz znam ją trochę. Tego ci nie wybaczy - mruknęła.
Przez chwilę nie odpowiadałem nic, poluźniłem swój uścisk zabierając całkiem rękę z jej podbródka. Nie wiedziałem, czy jej wierzyć, czy nie. Ellie wspominała mi, że trochę się przyjaźniły, ale nie wiedziałem dokładnie na jakim etapie była ta przyjaźń. Zacisnąłem ręce w pięści, ponieważ po raz pierwszy od dawana, czułem obawę, że mogę kogokolwiek stracić. A jej nie chciałem stracić... 
- Jeżeli mnie okłamujesz to możesz mi wierzyć na słowo, że zniszczę cię - syknąłem. 
- A więc? - uniosła brew do góry.
- Zgadzam się. 

_______________________

Hej, przepraszam za jakiekolwiek błędy! 
Dzisiaj jestem już zmęczona pisaniem i nie dam rady sprawdzić, ale postaram się to szybko nadrobić :)
Rozdział sama uważam za bardzo kiepski.. ;(
Pozdrawiam Lizz x

5 komentarzy:

  1. Super rozdzial, Louis niesamowicie sie zmienil. Z kazdym rozdzialem coraz bardziej zakochuje sie w tym opowiadaniu. Powodzenia i dużo weny ci zycze ;)
    Pozdrawiam, Rouse xoxo

    OdpowiedzUsuń
  2. Swietny rozdział :) czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialny ! :* <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział cudo *o*
    Kiedy kochana zamierzasz dodać następny? ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałam wszystkie rozdziały w jeden dzień, czekam na następny, bardzo przyjemnie się czyta, chociaż jestem lekko smutna, bo po przeczytaniu poprzedniego bloga (również w jeden dzień:3) spodziewałam się ciekawszej perspektywy Louisa i Ells, no i jestem bardzo ciekawa, w którym rozdziale Charlie powie Niallowi o Luku :c
    bardzo sympatycznie się czyta, polecam!

    OdpowiedzUsuń