poniedziałek, 11 stycznia 2016

Rozdział 29 | Niall, Charlotte |



Charlotte 

Słońce przyjemnie ogrzewało mnie w odsłonięte plecy, a woda ochładzała nogi. Niespokojne fale tłumiły dźwięki wywołane przez pochłoniętych zabawą plażowiczów, przez co czułam się wycofana z całego tego zgiełku. Gdzieś w oddali płynęły leniwie łódki, a ptaki wirowały wysoko na niebie. Na moście siedziałam tylko ja, może dlatego, bo nie znajdował się w centrum plaży, tylko na poboczu. Jednak było to idealne miejsce na rozmowy, szczególnie tak trudne.
- Cieszę się, że przyszłaś - usłyszałam za sobą znajomy, ale nieco zapomniany głos.
Dziewczyna bezszelestnie usiadła obok mnie, tak że jej stopy, podobnie, jak moje znajdowały się kilka centymetrów nad wodą.
- Wiesz, Carmen miesiąc milczenia to dosyć długo. W miesiąc można zmienić całe swoje życie. - odparłam sucho, wciąż wpatrując się w horyzont.
Odwróciłam głowę i przyjrzałam się jej dokładnie. Miała na sobie ciemne, upięte jeansy oraz białą, bawełniana koszulkę. Włosy związała w luźnego warkocza, a na jej nadgarstku znajdowało się kilka czarnych rzemyków. Wygląda na szczęśliwa, jej oczy świeciły się z radości a na twarzy malował się spokój.
- Tak, masz racje - odpowiedziała. - Charlotte... ja chciałam cię przeprosić i wszystko wyjaśnić, raz na zawsze.
Nagle poczułam niesamowity ciężar, potarłam dłonią skroń, próbując zebrać myśli w całość. Nie wiedziałam właściwie czego oczekiwałam od naszej rozmowy, ale, gdy tylko zadzwoniła, poczułam, że muszę się z nią spotkać. Pragnienie to było tak silne, że byłam zdolna, bez cienia wątpliwości, skłamać Niallowi prosto w oczy. Byłam pewna, że gdyby tylko dowiedział się. gdzie się wybieram, zrobiłby wszystko, żeby mnie powstrzymać. Chłopak od początku miał dystans do niej, jednak po całym incydencie z właścicielami konkurencyjnego klubu, według niego stanowiła dla mnie zagrożenie, zresztą tak samo, jak niejaka Lucy Damon, a lepiej znana jako Hannah McCortney. Dopiero na sali sądowej okazało się, że była żoną Thomasa. Blondyn był zdruzgotany tą wiadomością na tyle, że przez pierwsze dwa tygodnie przechodził coś na kształt obsesji. Nie mógł spać i starał się nie opuszczać mnie na krok, a gdy już do tego doszło, wydzwaniał do mnie co półgodziny upewniając się, że wszytko jest w porządku. Był pewny, że Lucy będzie chciała pomścić zmarłego męża, a Carmen jej w tym pomoże. Na szczęście z czasem jego lęk, może nie zniknął całkowicie, ale na pewno nie był już aż tak silny.
- Tak, myślę, że już na to pora - oznajmiłam po chwili milczenia.
Westchnęła i wytarła dłonie o spodnie.
- Pamiętasz urodziny Eleny? - Bez zastanowienia skinęłam głową. - Skoro tak, zapamiętałaś również co powiedział Payne na mój temat.
Nad tym musiałam zastanowić się nieco bardziej. Ten dzień wydawał się tak odległy, znałam jego zarys, ale nad szczegółami musiałam pomyśleć. Mimowolnie uśmiechnęłam się wspominając mój i Ells atak butami na Louisa. Od tamtej pory zdążyło się tyle zmienić...
- Wspominał coś o pracy? - zapytałam nie do końca pewna. Nigdy nie miałam pamięci do takich detali.
- Znam go odkąd przyjechał na wyspę - zaczęła, bawiąc się dłońmi. - Można powiedzieć, że byliśmy dosyć blisko... oczywiście nie byliśmy parą, przyjaźniliśmy się.
Słysząc to momentalnie otworzyłam szerzej oczy. Przez chwilę nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że kiedyś ta dwójka mogła się dogadywać. Chciałam już coś powiedzieć, ale mnie uprzedziła.
- Wiem co myślisz - mruknęła. - Oboje byliśmy spłukani i mieliśmy ambicje, to nas połączyło. Niestety, drogę po fortunę bardzo sobie ułatwiliśmy. Wspólnie okradaliśmy ludzi na grubą kasę. Wystarczyło, że znalazłam jakiegoś bogatego faceta i zdobyłam jego numer konta bankowego, a resztę załatwiał Liam. Często musiałam z nimi spędzać miesiące, żeby dostać to czego chciałam. Ja miałam swoją robotę, a on swoją. Tym sposobem w niecałe dwa lata staliśmy się obrzydliwie bogaci. Wspólnie mieliśmy wszystko, ale kiedyś musiało się to skończyć. Wiesz, jak to jest z przyjaźniami damsko-męskimi, zawsze któreś wpadnie. Na moje nieszczęście byłam to ja. Wyznałam mu co czuję... a on rozerwał moje serce na strzępki. Zraniona postanowiłam się zemścić, powiedziałam mu, że pójdę na policje i wszystko im opowiem. Wyśmiał mnie. Świetnie sobie to wymyślił; nikt nie mógł mu udowodnić winy, bo ci mężczyźni znali tylko mnie. Zanim się obejrzałam wszystkie pieniądze zagarnął dla siebie, a ja zostałam tylko z poczuciem winy i nie wyobrażalną złością. A teraz ten kutas pławi się w luksusach i myśli, że jest bogiem.
Kiedy umilkła wypuściłam powietrze z ust. Potrzebowałam chwili, żeby to wszystko poukładać, bo to co usłyszałam z jej ust nie mieściło mi się w głowie. Wiem, że chłopak jest do tego zdolny, ale Carmen? Nie wiedziałam co o tym myśleć, nie mogłam przecież jej współczuć...
Niespodziewanie poczułam wibracje w kieszeni. Wyrwana z zamyślenia, zamrugałam kilkakrotnie po czym wyciągnęłam telefon i odczytałam wiadomość od Ellie; „Niall jest u mnie, powiedziałam, że poszłaś coś załatwić, lepiej już wracaj”. Wstałam gwałtownie chwytając torbę.
- Muszę już iść - Spojrzałam na nią przepraszająco. - Obiecuję, że dokończymy tą rozmowę.
Chciałam już iść, ale dziewczyna chwyciła mnie za nadgarstek, zatrzymując.
- Charlie, proszę chcę tylko, żebyś wiedziała, że razem z nimi nie zrobiłam nic przeciwko tobie czy Ellie, chodziło tylko o Payne'a.
Uśmiechnęłam się lekko, nie wiedząc co odpowiedzieć i ruszyłam półbiegiem w stronę domu przyjaciółki, mając nadzieję, że Niall jej uwierzył.
Po kilkunastu minutach wybiegłam zza ostatniego zakrętu i zwolniłam kroku widząc dom Ells przed którym stał motor Nialla. Przeczesałam włosy palcami i wzięłam głęboki wdech, aby nie wyglądać, jak po przebiegnięciu maratonu.
Byłam na siebie zła; zapomniałam, że chłopak miał po mnie przyjechać o siedemnastej i mieliśmy pojechać do kina. Jeszcze na dodatek wciągnęłam w to przyjaciółkę, mówiąc mu, że jestem u niej.
Niespodziewanie usłyszałam szuranie kółek o cement. Odwróciłam się i zobaczyłam Louisa jadącego na desce w moją stronę.
- A tobie co jest? - zapytał, gdy był już dostatecznie blisko. - Wyglądasz okropnie.
- Ależ jesteś subtelny - mruknęłam sarkastycznie.
Zszedł z pojazdu i wziął go do ręki. Uśmiechnął się cwaniacko odgarniając grzywkę z czoła.
- Po prostu szczery - odpowiedział wzruszając ramionami. - To.. coś się stało?
Zdjęłam okulary przeciwsłoneczne i przyjrzałam się mu dokładnie. Nie wydawało mi się, że chce ze mnie zadrwić, wyglądał jakby naprawdę go to interesowało.
- Wiesz, to, że cię lubię, nie oznacza, że od razu będę ci się zwierzać - oznajmiłam trochę zbyt sucho. - Ale miło, że pytasz.
Nie czekając na niego odpowiedź weszłam do środka, a on ruszył w ślad za mną mrucząc tylko coś pod nosem. Na korytarzu czekał już blondyn. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, złapał mnie za ramię ciągnąc w swoją stronę.
- Jedziemy do domu - warknął.
Wyszarpnęłam mu się dopiero, gdy stanęliśmy przy jego motorze. Dosłownie kipiał złością, nie musiałam pytać co się stało, wiedziałam, że wie o moim spotkaniu z Carmen. Ale skąd się dowiedział?
- Niall posłuchaj, ja... ja musiałam z nią porozmawiać! - zawołałam. - Zrozum, nie mogłam tego tak zostawić.
- Nie, Charlie to ty musisz zrozumieć, że robię to wszystko, żeby cię chronić, bo mi na tobie zależy - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Już prawie raz cię straciłem i nie mam zamiaru dopuścić do kolejnej takiej sytuacji.
W mgnieniu oka pokonał dzielący nas dystans i objął mnie. Bez namysłu odwzajemniłam uścisk, przyłożyłam głowę do jego klatki piersiowej, dzięki czemu usłyszałam jego oszalało bijące serce. Uśmiechnęłam się lekko, w jego ramionach czułam się najlepiej i uwielbiałam się do niego tulić.
- Kiedyś mnie wykończysz - zaśmiał się cicho po czym pocałował mnie w czoło.


***

Podeszłam do szafy i zaczęłam przeglądać ubrania w poszukiwaniu czegoś na dzisiejszy wieczór.
Po tym, jak wróciliśmy z kina zadzwonił Liam i zaprosił nas do siebie do domu na imprezę. Jego propozycja naprawdę mnie zaskoczyła, zważając na to, że bardzo rzadko zaprasza kogoś do swojego domu. Nawet Niall mówił, że sam był tam zaledwie dwa razy.
Po krótkim namyśle zdecydowałam się na czarną sukienkę z wiązaniami z przodu oraz skórzane botki na obcasie. Spryskałam się perfumami, włożyłam do torebki telefon oraz portfel i byłam gotowa.
Po chwili pojawił się Niall, z jego włosów kapały kropelki wody, a ciemne spodnie luźno wisiały na biodrach. Odgarnął z czoła mokre kosmyki i sięgnął po czarną koszulkę. Obserwowałam uważnie jego napięte mięśnie, gdy ją zakładał, widząc to zaśmiał się cicho i podszedł do mnie. Objął mnie w pasie i przyciągnął bliżej siebie po czym złączył nasze usta. Położyłam dłonie na jego szyi i zaczęłam gładzić palcem jego kark. Pocałunek był mozolny i delikatny, czyli taki, jaki najbardziej lubię. W moim żołądku szalało stado motyli, które pojawiały się zawsze, gdy tylko był blisko mnie.
Mój wzrok powędrował w stronę zegara wiszącego na ścianie, dochodziła dziewiąta wieczorem.
- Spóźnimy się - oznajmiłam próbując wyplątać się z jego uścisku.
- Może powinniśmy zostać? - zapytał bawiąc się zamkiem mojej sukienki. - Myślę, że możemy milej spędzić czas.
- W takim razie pojedziemy do Liama, a potem przejdziemy do tej milszej części wieczoru - przygryzłam lekko wargę uśmiechając się. - Zgoda?
- Dobrze, więc jedźmy już - powiedział szczypiąc mnie w pośladek. - Bo im szybciej wyjdziemy tym szybciej wrócimy.
Gdy chodziliśmy schodziliśmy na dół wciąż czułam na sobie jego spojrzenie, które mnie rozpraszało do tego stopnia, że prawie spadłabym ze schodów, gdyby mnie nie przytrzymał. Kiedy on mnie wypytywał czy wszystko ze mną w porządku, ja z trudem powstrzymywałam śmiech. Biedny nie wiedział, że to jego wzrok jest powodem mojej nieuwagi.
Gdy w końcu dało nam się wyjść z domu, chłopak odpalił motor, a ja przylgnęłam do jego pleców najbliżej, jak się dało. Objęłam go mocno w tali chcąc się czuć nieco bezpieczniej. Od śmierci Luke'a nienawidziłam jeździć motorami i nie sądzę, żeby ta trauma kiedykolwiek minęła, jednak jestem w stanie złagodzić nieco ten lęk dla Nialla. Jestem pewna, że gdybym powiedziała mu, że tego nie lubię, zrezygnowałbym z jazdy na nim, jednak nie chcę tego robić, bo wiem, że uwielbia zabierać mnie na przejażdżki.
Po około trzydziestu minutach byliśmy na miejscu.
Willa Payne'a znajdowała się przy plaży, kilka kilometrów od miasta. Budynek był ogromny, liczył przynajmniej kilkanaście pokoi, basen oraz ogromny ogród.
Gdy tylko widziałam to, w jakim luksusie mieszka, moje pięści same się zaciskały. Jestem ciekawa ile z tego ma dzięki kradzieżą i oszustwom.
Kiedy go zobaczyłam miałam ochotę wygarnąć mu w twarz co o nim sądzę, jednak z trudem się opanowałam. Do wszystkich przyjaciół Nialla zdążyłam się już przekonać, jednak w nim jest coś takiego co mnie skutecznie odpycha. Na razie jedynie go toleruję, co jest i tak dużym sukcesem. Po krótkim przywitaniu zaprowadził nas na taras przy basenie, gdzie była już reszta zaproszonych; Louis, Ellie, Zayn, Harry oraz Jasmine. Na stole stały butelki z alkoholem oraz przekąski, a z głośników leciała muzyka.


Niall 

Wybuchnąłem głośnym śmiechem słysząc słowa Zayna, który właśnie opowiadał o jakimś cwaniaku, który stawiał mu się w kubie. Zapewne jego historia na trzeźwo nie byłaby tak zabawna, jak po wypiciu kilku kieliszków. Objąłem Charlotte ramieniem i zacząłem muskać wargami jej ramię, napawając się ciepłem jej gładkiej skóry. Dziewczyna zachichotała cicho pod wpływem pieszczoty. Sięgnęła po swojego drinka i wzięła kilka małych łyków. 
Automatycznie na mojej twarzy pojawił się uśmiech, zawsze kiedy była przy mnie miałem ochotę szczerzyć się, jak głupi. Charlie jest jedyną osobą, przy której jestem naprawdę szczęśliwy. Żadne używki, wyjazdy, hobby nie są w stanie dać mi tego co czuję przy niej. Wtedy jedyne ona się liczy i to, że mogę być przy niej. Z nią mogę po prostu uciec. 
- O czym tak myślisz? - zapytała przyglądając mi się uważnie. 
- Że cię kocham - oznajmiłem chwytając ją za rękę. Zacząłem zataczać kółka kciukiem po jej zewnętrznej stronie. - Masz ochotę na spacer?
Pokiwała twierdząco głową, wstaliśmy i ruszyliśmy w głąb ogrodu. Nikt z towarzystwa nie zwrócił na nas uwagi, wszyscy byli zajęci sobą. Louis wraz z Eleną znikli już jakiś czas temu, Jasmine i Harry siedzieli przytuleni na leżaku, a Payne i Malik rozmawiali przy basenie.
Przez ostatni czas oboje bardzo się do siebie zbliżyli i w pełni odbudowali swoją przyjaźń. Można powiedzieć, że weszli na nowy etap. 
Dookoła panowała cisza, a niebo było obsypane gwiazdami. Niewielkie ogrodowe lampy w kształcie kuli oświetlały drogę. Miejsce prezentowało się niesamowicie. Na pierwszy rzut oka widać, że Liam wkłada w nie kupę kasy. 
Zerknąłem na Charlie, która z zapartym tchem rozglądała się dookoła. Jej oczy świeciły się z radości, a kąciki ust miała cały czas uniesione.
W pewnym momencie w oczy rzuciła mi się huśtawka zawieszona na jednym z drzew. Bez słowa poprowadziłem w jej stronę dziewczynę.
- Wyobrażasz sobie Payne'a siedzącego tutaj? - zapytała siadając na niej.
Oparłem się o drzewo i zacząłem delikatnie ją huśtać.
- Wydaje mi się raczej, że to fantazja architekta - powiedziałem śmiejąc się. - Lottie, co byś powiedziała na krótką wizytę w Londynie?
Spojrzała na mnie widocznie zaskoczona moją propozycją. Założyła niesforny kosmyk włosów za ucho, marszcząc brwi.
- Skąd taki pomysł? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
Wzruszyłem lekko ramionami, miałem dokładnie ustalone co mam jej powiedzieć, jednak w ostatniej chwili się zawahałem. Nie chciałem po raz kolejny kłamać, to mnie powoli zaczynało męczyć. Na początku chciałem powiedzieć, że chce się spotkać z rodziną, ale byłoby to zbyt okrutne. Nie chcę mieć nic wspólnego z tymi ludźmi.
- Mam tam kilka starych spraw do załatwienia - powiedziałem powoli, próbując jak najlepiej ubrać  to słowa. - Dlatego pomyślałem, że możemy wybrać się tam razem. To miasto to nasza przeszłość, a nie powinno się zapominać skąd się pochodzi. Wylecielibyśmy w poniedziałek w nocy a wrócili w czwartek. Oczywiście do niczego cię nie zmuszam.
Obserwowała mnie nieruchomym wzrokiem przez kilka sekund.
- Jasne, bardzo chętnie.


***

Obudziło mnie pukanie do drzwi. Przetarłem dłonią twarz, aby się rozbudzić po czym spojrzałem na zegarek. Okazało się, że dochodziła dziesiąta. Jestem pewny, że Zayn tu się dobijał. Po imprezie u Liama, jak zwykle podałem taksówkarzowi swój adres zamiast Charlie. Takim sposobem wylądowaliśmy tutaj. Dziewczyna spała obok przyklejona do mojego boku. Jak zwykle na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Pocałowałem ją ostrożnie w głowę i wstałem z łóżka. Wypuściłem powietrze z ust słysząc po raz kolejny hałas na korytarzu.
- Zaraz - warknąłem, na tyle głośno, aby Malik mnie usłyszał, ale żeby jej nie obudzić. 
Odsunąłem się od niej ostrożnie, ułożyłem jej dłoń na poduszce i poprawiłem pościel. Założyłem spodnie i otworzyłem mu. 
- Czego chcesz? - mruknąłem.
- Jakiś typ do ciebie, czeka na zewnątrz  - powiedział zaspanym głosem. - Nie jestem odźwiernym do chuja.
Przewróciłem oczami, wyminąłem go i ruszyłem na dół. Jestem pewny, że z nikim się nie umawiałem, nie mam pojęcia kogo tu przyniosło. 
Wyszedłem na dwór i zobaczyłem Seana opartego o mur. Zmarszczyłem brwi widząc go. Rozmawialiśmy kilka dni temu przez telefon, jednak nie sądziłem, że pojawi się tutaj osobiście. Kiedyś to on ustawiał mi wszystkie walki, można powiedzieć, że był kimś na kształt menadżera. 
- A ty czego tu szukasz? - zapytałem podchodząc do niego. - Myślałem, że spotkamy się w Londynie.
Ściągnął okulary przeciwsłoneczne z nosa i utkwił we mnie spojrzenie. 
- Nawet nie masz kurwa pojęcia ile czasu zajęło mi znalezienie cie - syknął, gasząc butem niedopałek. - Musiałeś się zaszyć w takiej pipidówie? 
Zaśmiałem się pod nosem, wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów i zapaliłem jednego.
- Aż tak ci na mnie zależy? Jestem wzruszony.
- Nie pierdol, Horan. Twoja dwuletnia przerwa dobiega końca, czas wrócić na ring.
Zacisnąłem wargi, przez ten czas w ogóle się nie zmienił. Wciąż był tym samym wkurwiającym dupkiem, dla którego liczy się tylko kasa.
- Przeleciałeś ocean, żeby powiedzieć to samo co przez telefon? - stwierdziłem kpiąco. - Wylatuję w poniedziałek.
Podszedł bliżej i wycelował w moją stronę palec.
- Nie wierzę ci, kutasie - oznajmił. - Nie dam się po raz kolejny wychujać. Pakuj manatki wylatujesz dzisiaj.
Zacisnąłem zęby ze wściekłości. Chwyciłem go za koszulkę i przycisnąłem do ściany. Z jego ust wydobył się cichy jęk,
- Nie szczekaj psie - wycedziłem przez zaciśnięte zęby. - Jak mówię, że będę to będę. Wracaj do Londynu i niech już szykują dla mnie kasę za wygraną.

2 komentarze:

  1. Tęskniłam za moim ulubionym blogiem! Cieszę się, że znowu jesteście dziewczyny! 😃
    Bardzo podobało mi się w tym rozdziale, że ukazałaś to, jak Niall jest wprost uzależniony od Charlotte i nie widzi świata poza nią. Nie mogę się doczekać aż oboje polecą do Londynu ;D
    Chwała Bogu, że dowiedzieliśmy się w jaki sposób Liam osiągnął swoje bogactwo. Ogromne zdziwienie dopadło mnie, kiedy przeczytałam o tym, że Carmen się w nim kiedyś kochała. O ile nadal tego nie odczuwa. Wyjątkowo szkoda mi się jej zrobiło, bo to musiało być potworne, gdy Payne chciał tak po prostu zwalić ten cały bałagan na nią. W końcu byli partnerami w zbrodni, a on takie coś? Świetnie sobie to wymyślił, skubany :|
    Fajnie, że pokazałaś Charlotte i Louisa i ich stosunki do siebie. Z tego co pamiętam to Ells i Niall mieli klika takich akcji, a właśnie Lou i Charlie mi brakowało haha
    Rany nigdy nie sądziłam, że Niall będzie chciał wrócić do boksu. Chociaż można było się tego domyśleć skoro Niall od dawna się tym zajmował, a przecież ciężko odwyknąć od starych przyzwyczajeń. Mam nadzieje że przez to nie stanie się komuś coś złego. :(
    Czekam na następny z niecierpliwością! 💕
    Ściskam was mocno!
    Daria xo

    OdpowiedzUsuń